[ 𝟶9 • value steal • ]
Trzeci Okręg, Dystrykt 4
Gdzieś na obrzeżach Frox Tof
23 dni do Godziny Zero
Tom był nowym narybkiem komisariatu w Yalapeno. I mimo że od dzieciaka marzył o byciu policjantem i bronieniu sprawiedliwości, nie przypuszczał, że ta robota okaże się tak piekielnie ciężka. Wczoraj skończył zmianę o północy i ledwo dowlókł się do domu, a już dostał informację, że został wciągnięty do odbioru sprzętu z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Frox Tof. Braki w kadrach niedługo dobiją ich bardziej, niż kryminaliści, których w Yalapeno było jak komarów po deszczu!
— Za co, za co... — mruczał do siebie, starając się nie przysnąć za kółkiem.
— Przestań ziewać, bo zaraz mnie szlag trafi — rzucił od niechcenia starszy komisarz, który wraz z Tomem i dwoma innymi policjantkami stopnia szeregowego został oddelegowany do tej misji. Jemu również nie przypadła ona do gustu; był wściekły na inspektora, że oddelegował do takiego zadania bandę świeżaków. Nad którymi to on, Mark Font miał sprawować nadzór. Była to naprawdę ostatnia rzecz, o jakiej marzył w sobotni wieczór.
Tom zerknął na licznik benzyny i zaklął w duchu, gdy jak na zawołanie zapaliła się czerwona dioda od rezerwy.
— Um — mruknął, skupiając uwagę dowódcy.
— Mówiłem Johnowi, aby zatankował jak wczoraj odstawiał wóz, co za skur- — Odetchnął, mieląc w ustach dalsze słowa. Zacisnął mocno szczękę i zastukał palcami o podbródek.
— Jakiś czas temu mijaliśmy chyba znak stacji.
— Na takim zadupiu to strach tankować; nie wiadomo, czy nie mają oleju zamiast paliwa — mruknął nieprzychylnie, bo nigdy nie lubił okolic Frox Tof. Nie bez powodu było ono nazywane miastem duchów. Najwyraźniej nawet przestępcy nie widzieli tu przyszłości i tak jak wiele młodych osób, wyjeżdżali do innych, bardziej cywilizowanych rejonów.
— Następna będzie pewnie dopiero w Frox Tof — mruknął do siebie sierżant, ważąc czy zdążą na umówioną godzinę. W końcu machnął ręką. — Dobra zajedziemy — zadecydował i poinformował dwie policjantki jadące za nimi, że muszą zjechać.
Po dziesięciu minutach dotarli na wskazaną stację. Była 00:40; okolica tonęła niemal w totalnej ciszy i mroku, rozświetlonym przez migoczące światła stacji. W promieniu kilku kilometrów nie było żywej duszy; nawet jeśli stacja usytuowana była pośrodku głównej drogi do Frox Tof. Tak, faktycznie było to miasto duchów.
— Rozprostujcie nogi, przed nami jeszcze ponad pół godziny jazdy — odezwał się komisarz, jako pierwszy wyskakując z auta i kierując swoje kroki w stronę budynku stacji. Dwie policjantki poszły szybko w jego ślady,chcąc skorzystać z łazienki, a Tom został sam z zacinającym się wlewem do baku.
Gdy po dwóch minutach udało mu się otworzyć wlew, chwycił za pistolet od diesla, lecz zmarszczył brwi, gdy ekran od dystrybutora nie pokazał ani ceny, ani ilości paliwa. Postukał palcem w ekran, ale nic to nie zmieniło. Nacisnął również na pistolet, ale nie wypłynęła z niego ani kropla paliwa.
— Co za pechowy dzień — mruknął do siebie i nacisnął przycisk od wezwania obsługi, licząc w duchu, że chociaż on działał.
Okazało się, że tak. Po minucie w jego stronę szła już kasjerka. Brązowy kucyk podskakiwał w rytm jej kroków.
~***~
Jedno musieli Ace'owi przyznać. Gość był mistrzem improwizacji.
W sobotę rano tradycyjne śniadanie zamieniło się w naradę bojową. Mimo że Ace mówił szybko, mówił też logicznie i z sensem, a misja, która wpierw wydawała się porwaniem z motyką na słońce, zaczynała nabierać kształtów. Wszystko układało się w jedną całość, niemal tak jak przewidziało to Biuro.
Tak, Ace nie będzie chciał rzucać się w oczy, dlatego całą misję mieli załatwić po cichu.
Tak, najprostszym rozwiązaniem będzie podszycie się pod policjantów, wyjeżdżających z Yalapeno po swój sprzęt.
I tak, obmyślił to wszystko w ciągu ośmiu godzin i dokładnie wiedział kto, gdzie i jaką rolę będzie spełniał.
Tym sposobem Kelly, naciągnąwszy mocno czapkę z daszkiem na oczy, energicznym krokiem zmierzała w stronę młodego policjanta, który nie zorientował się, że na nieczynnej stacji nie mógł liczyć na paliwo.
— O, dobry wieczór — odezwał się do niej z daleka. Nie odpowiedziała i nie zwolniła kroku. — Mam wrażenie, że coś się zacięło, bo paliwo— zawiesił głos, odwracając się w stronę dystrybutora, plecami do dziewczyny, przez co nie zdążył dostrzec jej twarzy, ani tego, że ona również miała na sobie strój posterunkowego, ale z Ali Express. Gdy z powrotem spojrzał w jej stronę, ujrzał już tylko zaciśniętą pięść lecącą prosto na jego krtań.
Uderzenie nie było mocne; miało jedynie go ogłuszyć. Podczas gdy chłopak zgiął się wpół, próbując złapać oddech, Kelly szybko znalazła się za jego plecami, otoczyła ramieniem jego szyję i przyciągnęła do siebie. Wyciągnęła z kieszeni strzykawkę i wbiła igłę w najbliższą żyłę. 5 ml niebieskiego bimbru błyskawicznie rozprzestrzeniło się po ciele nieszczęsnego Toma. Już po minucie chłopak przestał się szamotać, a gdy Kelly zwolniła uścisk, runął jak długi na ziemię.
Dopiero widząc jego bezwładne ciało na betonie, Kelly odetchnęła, orientując się, że cały czas wstrzymywała oddech.
Misja oficjalnie ruszyła.
Z budynku wyszedł Keith, również przebrany w strój policjanta za kilka dolców; pomachała do niego, że wszystko poszło zgodnie z planem. Chłopak podszedł do niej, okrążając samochód.
— Nieźle, na razie idzie z górki — westchnął i spojrzał na Kelly. — Wszystko gra? — zapytał, a dziewczyna pokiwała głową.
— Ta, miejmy to już za sobą — mruknęła, chowając drżące dłonie do kieszeni spodni. — Zabierajmy delikta.
Chciała pomóc w transporcie nieprzytomnego chłopaka do budynku, ale Montgomery przerzucił sobie chłopaka przez ramię jakby ważył tyle, co worek ziemniaków.
Wrócili do opuszczonej stacji; tam na ziemi pod ścianą siedzieli pozostali towarzysze młodego policjanta — również słodko śpiący po dawce niebieskiego bimbru. Tom dołączył do tego grona. Nie byli skuci ani związani; pięć mililitrów bimbru miało zapewnić im słodki sen, dzięki któremu prześpią całą akcję i obudzą się, jak będzie po wszystkim.
Pośrodku pustego sklepu, na wprost lady zebrała się grupa nr 1 w składzie: Kelly, Keith, Ace oraz Toxi, wszyscy w policyjnych strojach. To ich zadaniem było ogarnięcie opuszczonej stacji, tak aby wyglądała na mniej opuszczoną i mogła stanowić zasadzkę na policjantów z Yalapeno. Z kolei w samym Yalapeno pod przykrywką stacjonowała grupa nr 2: Ben oraz Modliszka, którzy upuścili z baku samochodu, jaki miał jechać odebrać towar, odpowiednią ilość paliwa. Z kolei ostatni team w składzie Jax, Grom oraz Julian czekał na grupę nr 1 na posterunku we Frox Tof.
— Faza pierwsza zwieńczona doskonałym sukcesem — zakomunikował Busterrix, naciskając na słuchawkę w prawym uchu. — Grom, jak sytuacja u was? — zapytał, podczas gdy jego skład przywdziewał broń i inny sprzęt od drzemiących funkcjonariuszy. Później im oddadzą, teraz potrzebowali tylko sprzętu.
— Już prawie jesteśmy — zakomunikował przytłumionym głosem.
— Prawie? — mruknął niezadowolony, przypinając pas z pistoletem i pałką.
— Sam byś pchał wózek z dwójką chłopa w środku i nie rzucał się w oczy — burknął.
Wszyscy niemal ogłuchli od głośnego śmiechu Ursa, który odbił się od ich bębenków.
— Ja pieprzę, Gromi, żałuję, że nie zrobiłem ci zdjęcia w stroju sprzątacza — ryknął, omal nie dostając czkawki. Deymour jako jedyny został w bazie, skąd nadzorował całą misję i wszystkie teamy, otoczony monitorami i popcornem.
— Za pół godziny będziemy na miejscu, wtedy macie już być gotowi — oznajmił Ace, ucinając zalążek kłótni. Spojrzał na identyfikator komisarza Marka Fonta. Tak jak stroje łatwo mogli załatwić, tak nie gwarantowało im to płynnego wejścia do komisariatu. Od tego była grupa 3, która za zadanie miała (głównie to Julian) podmienić zdjęcia w policyjnym systemie, a później zhakować monitoring. Team pierwszy miał podszyć się pod ekipę policjantów z Yalapeno, musieli więc zastąpić zdjęcia prawdziwych policjantów swoimi, a później usunąć je z systemu, nie zostawiając śladu.
Ace stuknął palcem w słuchawkę i powiódł wzrokiem po swojej mini ekipie. Wszyscy ładnie przywdziali policyjne mundury i czekali na dalsze wskazówki. Uśmiechnął się pod nosem, dumny sam z siebie — jeszcze nigdy nie udało mu się wymyślić tak doskonałego planu w tak krótkim czasie. Raptem dwanaście godzin, odkąd jadąc pociągiem usłyszał informację o transporcie, po powrót do domu i bezsenną, płodną noc.
— Montgomery, dolej paliwa do baków i ruszamy, nie ma co odwlekać najlepszej zabawy. Thifer, połącz się z Walkerem i zapętlcie obraz na wewnętrznych kamerach.
Keith chwycił za kanister z benzyną, który mieli zawczasu przygotowany, a Kelly wyciągnęła z plecaka małe urządzonko, i oboje skierowali się ku samochodom. Montgomery nawet nie musiał specjalnie przypominać poszczególnych partii misji, bo Kłopociki wyuczyły jej się na pamięć niczym różańca.
Podczas gdy Keith zajął się uzupełnianiem paliwa, Kelly ostrożnie wślizgnęła się do samochodu, mocno naciągając czapkę z daszkiem na oczy, mimo że silniki obu aut były zgaszone, tym samym rejestrator kamer nie działał; przyzwyczajenie jednak wzięło górę. Lecz gdy go uruchomią, uruchomią też kamerki zamontowane przy środkowym panelu, które obejmowały kierowcę i pasażera (brak było tylnych kamer, jako że jechali dostawczakiem).
Kelly podpięła swoje małe urządzonko do gniazdka kamerki.
— Działaj Ben. — Stuknęła w słuchawkę, dając znak nerdowi.
Po chwili na ekranie pojawił się panel ładowania, który następnie zastąpiło wcześniejsze nagranie z kamer, jak policjanci zajechali na stację i wysiedli z auta. Zadaniem Walkera było jedynie zapętlić obraz tak, aby gdy odpalą silnik, kamery nie zarejestrowały już nowego obrazu, lecz odtwarzały stary. Gdyby od tak wyłączyli kamery byłoby to podejrzane przy ewentualnym sczytywaniu nagrań — nagła dziura czasowa i czarny ekran. Minimalizacja ryzyka ponad wszystko.
To samo zrobiła w drugim aucie, którym jechały policjantki i po niespełna sześciu minutach wszystko było gotowe. Podzielili się — Keith pojechał z Ace'em, Kelly z Toxi. Jechali w ciszy, licząc, że reszta również nie miała pod górkę.
Wybiła godzina 01:00
~***~
Julian nie był typem osoby, która klęła i wprost wyrażała irytację. Gdy jednak od prawie 15 minut próbował połapać się w burdelu, jaki panował w systemie posterunku w Frox Tof, zaczął rozważać porzucenie własnych reguł. Zazwyczaj włamanie się do policyjnego systemu zajęłoby mu maksymalnie pięć minut, a nie trzy razy tyle. I nie chodziło o system zabezpieczeń. Sinclair po prostu nie mógł się połapać w syfie, jaki panował w ich systemie i aktach. Sądził, był naiwny, że tutejszy informatyk zrobi jakiś serwer, stronę, foldery, cokolwiek w czym porządkowałby dane!
— Na twoim miejscu bym się pospieszył — rzucił Jax, uchylając minimalnie drzwi od kanciapy, w której się ukryli. Grom, który jako jedyny miał strój sprzątacza, jak gdyby nigdy nic poszedł przeanalizować wyludniony posterunek z mopem w ręku. Miał również dać znać, czy Ace'owi i reszcie udało się w ogóle dostać przez główną bramę. I to było zadaniem Julian'a.
Fałszywe legitymacje już mieli, teraz należało wklepać odpowiednie dane do systemu. Julian i Ben przygotowali wszystko już w bazie, jednak, aby zaaplikować fałszywe dane do policyjnego systemu potrzebowali bezpośrednio się pod niego podpiąć. Kanciapa woźnego przylegała idealnie pod pokój komputerowy.
— Wiesz, że nie pomagasz? — bardziej warknął niż mruknął, co już oznaczało, że stres zaczynał brać górę. — To nie takie proste, gdy co pięć minut muszę robić log out, aby nas nie wykryli.
Carter z kolei mruknął coś pod nosem i przymknął drzwi od pokoju.
Julian odetchnął i przetarł oczy. Nastawiał się że więcej problemów sprawia mu samo wejście do systemu i pozostanie niezauważonym. Jednak znalezienie odpowiedniego dysku, na który powinien zrzucić dane okazało się trudniejsze.
— To chyba to! — Podekscytował się, widząc plik o nazwie Licencjat. Okazało się, że to w nim rejestrowane są osoby zaanonsowane. Jego palce szybko pomknęły po klawiaturze, gdy znalazły trop.
Sinclair w ciągu 3 minut podmienił zapowiedzianych policjantów z Yalapeno na ich ludzi. Teraz, gdy dane w Frox Tof zgadzały się z tymi, które przelał Ben kilkadziesiąt kilometrów stąd będąc podpięty do innego systemu, wszystko powinno pójść gładko.
Po chwili dwójka Kłopocików usłyszała w słuchawkach głos Ace'a.
— Weszliśmy.
Ścienny zegar wybił godzinę 01:31
~***~
Keith i Kelly z trwogą patrzyli na ilość sprzętu, jaka była ładowana do ich samochodów. Wyglądało to na co najmniej małą przeprowadzkę pięcioosobowej rodziny. Kelly zgubiła się przy liczeniu po szóstym kufrze.
— Można w to uzbroić małe wojsko — szepnęła, a Montgomery bez słowa jej potaknął.
Pakowanie sprzętu po pół godzinie zmierzało do końca.
Nikt nic nie podejrzewał. Policjant siedzący na bramie ledwie rzucił okiem na ich identyfikatory. Wystarczyło mu, że w systemie widniały odpowiednie dane. Tak. Mark Font (Ace) miał dzisiaj zjawić się po odbiór broni, którą przetransportują w policyjnym konwoju do Yalapeno. Wszystko się zgadzało, a on mógł wrócić do oglądania Netflixa.
— Idzie jak po maśle, co? — uznała Toxi, która podeszła do nich od tyłu i objęła ramionami (Keith'a spróbowała, bo był od niej o dwie głowy wyższy). Kelly załamała się, że policjant naprawdę uwierzył, że ta alernatywka była policjantką.
Oczy Toxi świeciły się z zachwytu na myśl o nowych zabawkach. Trzymała jednak emocje na wodzy wiedząc, jak dużo zależało od ich gry. Na świętowanie przyjdzie czas. Bo nikt nie wątpił, że ono nastąpi.
Ace podpisał odpowiedni papierek, przebił odpowiednią, fałszywa pieczątkę i uścisnął dłoń zastępcy, gdy pakowanie dobiegło końca. Ace wskazał głową na swoich ludzi, dając im znać, że mogą się pakować. Byli gotowi do startu, musieli jedynie poczekać kilka minut na ogarnięcie się ekipy z Frox Tof, która miała jechać z nimi w eskorcie, mimo że zastępca nie wierzył, że będą jakiekolwiek problemy po drodze. W końcu kto byłby na tyle głupi i napadał na policyjny konwój z uzbrojonymi policjantami.
Ekipa wyruszyła o 02:05.
~***~
O 02:49 konwój wjechał na posterunek, jaki mieścił się niemal w centrum miasta, przytłoczony budynkami, okrążony chodnikami i oświetlany przez migająca sygnalizację, która ciągle nawalała. Ace zdawał sobie sprawę, że nie dadzą rady przechwycić towaru w trakcie podróży. Postanowił, więc na coś równie zuchwałego, co podszycie się pod policjantów. Zamierzał zapierdzielić towar prosto z posterunku.
A do tego potrzebował tylko swojego człowieka i niebieskiego bimbru.
Gdy o 02:57 ekipa z Frox Tof wróciła w drogę powrotną do siebie, fałszywi policjanci zajęli się rozpakunkiem broni do magazynu. I tu do akcji wchodził Ben, podszyty pod magazyniera (oryginalny słodko spał w skrzyni, po dawce bimbru).
Ben wraz z Modliszką bez większego problemu dostali się do komisariatu. Modliszka podszył się pod jednego z policjantów, który przyprowadził nieletniego złodziejaszka, czyli Bena. Przerażające, jak kolejny dyżurny wszystko łyknął — wystarczył odpowiedni strój i dobra legitymacja.
Modliszka zajął się podstawieniem ich samochodu pod magazynem, Ben z kolei miał za zadanie rżnąć głupa, wejść do magazynu i wyeliminować młodego szczyla, który robił na nocnej zmianie. Modliszka w tym czasie zajmował się kamerami i ubezpieczaniem z daleka.
O 03:11 Ben podbił Ace'owi pieczątkę potwierdzenia odbioru towaru i wskazał im miejsce, gdzie mieli złożyć broń. Grupa pierwsza zajęła się rozpakowywaniem ładunku. Równo po pół godzinie towar z jednego auta został rozpakowany. Lecz Modliszka zadbał o to, aby na kamerach wyglądało, jakby uwijali się za czterech, i udało im się rozpakować dwa auta.
W czasie wyładunku jednego auta, Julian, Jax oraz Grom, którzy przyjechali na miejsce wcześniej od grupy pierwszej, wpuszczeni na tyły magazynu przez Bena, po cichu pakowali część sprzętu z drugiego auta do ich jeepa.
Wszystko szło sprawnie, mimo że każdemu serce waliło jak oszalałe, a mózg podsyłał scenariusz, że jakiś inny policjant wejdzie do magazynu i nakryje przebierańców.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Gdy przed czwartą rano sprzęt został w całości wyładowany do magazynu, a odpowiednia jego część spakowana do bagażnika Jeepa, Ace stwierdził, że mogą odetchnąć. Otarł pot z czoła i uśmiechnął się sam do siebie.
Wszystko poszło gładko, tak, jak zakładał.
¯·.¸¸.·´¯·.¸¸.->-.¸¸.·´¯'·.¸¸.·´¯
*value steal - zagranie które wygląda jak blef, ale oznacza posiadanie dobrych kart
Komentarze
Prześlij komentarz