[ 07 • red or black • ]

 Trzeci Okręg, Dystrykt 4

Opuszczona Akademia Policyjna

24 dni do Godziny Zero


Pierwsze dwa dni okazały się kluczowe w procesie adaptacji. To była już ich druga, nagła asymilacja w nowych warunkach, więc sądzili, że niedługo staną się mistrzami w błyskawicznym dostosowywaniu się do zmieniających się warunków.

Pierwszego dnia zasnęli jak dzieci, w wygodnych łóżkach o miękkich materacach i poduszkach, bez niespodziewanych gości w postaci karaluchów. Obudzili się też żywi, co trzeba uznać za sukces — nie trafili na morderców ani handlarzy organami. Nazajutrz przy śniadaniu poznali też resztę ekipy.

Grom, postawny 32-latek wyglądając na dziesięć lat starszego, wzrostem i budową ciała przypominał Montgomerego, miał jedynie znacznie więcej blizn i tatuaży niż młody Keith i Carter razem wzięci. Z akt Biura wynikało, że Grom to tak naprawdę Charles Anderson – były student architektury, który ze swoim kierunkiem miał wspólne jedynie to, że nauczył się burzyć każdy rodzaj budynków. Był nieufny wobec obcych, a Ace'a traktował jak brata. W jednej ze strzelanin gotów był osłonić go własnym ciałem, czym zasłużył sobie na miano osobistego ochroniarza Ace'a wśród Kłopocików.

Druga osoba, czyli Yan Young, znany jako Modliszka — Kelly naprawdę przypominał owego robaka z Kung Fu Pandy. Może nie miał zielonej skóry, ale równie chudą i pociągłą twarz, a lekki czarny wąsik pod nosem zaburzał jego wiek, który oficjalnie wynosił 29 lata. Liczył ledwie metr sześćdziesiąt pięć, lecz dzięki temu był zwinny, potrafił wcisnąć się w każdą szczelinę i wejść na każdą wysokość. W wieku 16 lat trafił do poprawczaka, z którego uciekł po roku. Nie było do końca jasne za co tam trafił, lecz legenda głosiła, że podciął swojemu koledze gardło. Płytą DVD. Dodatkowo specjalizował się w hackerstwie, podrasowywaniu każdej elektroniki oraz papierosach marki marlboro.

Była też dobrze już poznana Toxi, która według opowieści potrafiła skopać tyłek nawet dwumetrowemu przeciwnikowi jako była wrestlerka, oraz Urs – na pierwszy rzut oka specjalista od irytowania wszystkich wokół. Jego zachowanie skutecznie odciągało uwagę od tego, co najważniejsze – jego rąk, zdolnych otworzyć każdy zamek. Do pełnego składu brakowało już tylko Ace'a, najważniejszej postaci w tej rozgrywce.

Urs i Toxita zaczęli się niepokoić — mimo że ta druga zupełnie tego nie okazywała. Busterrix miał wrócić następnego dnia po ich przyjeździe, lecz podobno "biznesy" okazały się bardziej skomplikowane. Drużyna Kłopotów również zaczęła się z tego powodu niepokoić. Bo co jeśli owe biznesy to wypytywanie w środowisku o nich? Ich karty już wcześniej pewnie zostały prześwietlone przez Modliszkę, lecz co jeśli nie zatarli jakichś śladów? Co jeśli Ace wróci i na dzień dobry strzeli im kulkę w łeb?

— Powiedz, że nie tylko ja mam wrażenie, że wdepnęliśmy głębiej, niż sądziliśmy — odezwał się Keith, gdy wraz z Kelly obchodzili parcele.

Nie byli trzymani jak na uwięzi tak jak przez Biuro — mieli niemal pełną swobodę: mogli wychodzić na miasto, do sklepu, szwendać się po parceli i okolicy. Mimo to Kelly podczas jednego spaceru po mieście przypadkiem natrafiła na Modliszkę. Przypadkiem, bo Azjata nie sądził, że Kelly zajdzie go od tyłu. Udała jednak, że był to tylko zbieg okoliczności i oboje poszli do tego samego sklepu kupić podpaski. Dla bezpieczeństwa, nawet gdy przebywali sami w pomieszczeniach, nie rozmawiali o misji; wprawne oko Kelly dostrzegło, że każdym pomieszczeniu była jedna kamera. Ściany miały uszy, chcąc więc porozmawiać na temat zlecenia, najczęściej wybierali świeże powietrze, ale nawet pod budynkiem akademii zachowywali przezorność.

— To się okaże — odparła Kelly, gdy powoli dochodzili do końca parceli, gdzie stacjonował budynek robiący za pomieszczenie gospodarcze i garaż. Zatrzymali się, widząc przez otwarte drzwi jak Grom majstruje przy jednym z kilku zaparkowanych w środku jeepów.

— Ten brak Ace'a nie daje mi spokoju — przyznał Montgomery, trąc kark i rozglądając się nerwowo.

Kelly prychnela głośno i sprzedała mu sójkę w bok, gdy zaczął za bardzo zdradzać swoje zdenerwowanie.

— Przestań już czarnowróżyć, nie może być tak źle.

— Oho, Kelly załączył się optymistyczny tryb, czyli jest źle — zaśmiał się cicho, na co wywróciła oczami.

— Jestem pesymistko-realistką, przymknij się. Biuro załatwiło lewe papiery, więc nie sraj w gacie.

Tym razem to Montgomery prychnął, opierając się o pobliskie drzewo, jakie rosło przy płocie.

— Tak samo, jak miało zapewnić zero konkurencji? — Uniósł brwi w wymownym geście.

— Cofam to co powiedziałam.

Amstaff — Kelly wciąż nie zrezygnowała z przydomków — roześmiał się cicho.

— Ej Montgomery chodź na chwilę! — odwrócili się w stronę garaży, gdzie Grom wskazywał kluczem w ich stronę. — Złota rączka, pomożesz mi w jednej rzeczy.

— Idę! — odkrzyknął, godząc się na pół etatu mechanika w drużynie. — Widzimy się na obiedzie.

Pożegnał się zdawkowo, a Kelly odprowadziła go wzrokiem. Przez chwilę przypatrywała się z boku jak dwa rosłe chłopy na powrót wkładają pod maskę ważący kilkadziesiąt kilogramów silnik. Nie znajdując w tym nic interesującego skierowała swoje kroki z powrotem w stronę akademii, gdy niebo przysłoniły ciężkie, deszczowe chmury.

Początek wiosny zapowiadał się nad wyraz optymistycznie, zupełnie jak cała ich misja.

Nie tylko Montgomery miał czarne wizje; chyba każdy z nich zakładał, że któregoś dnia obudzi się z nożem przy gardle, gdyby ekipa B. odkryła przekręt. I to był ten bardziej kolorowy scenariusz, który mówił, że w ogóle się obudzą.

Wzdrygnęła się, odpychając tak czarne scenariusze. Jeśli do teraz nie odkryto ich prawdziwych zamiarów, już raczej nie zostaną wykryci. W obecnej sytuacji stałoby się to tylko z ich własnej winy, a mimo wszystko, sprawy na razie na to nie wskazywały.

Doszła do frontowego wejścia i zatrzymała się na ścieżce, dostrzegając Toxitę, siedzącą na schodach. Ta wypuściła w jej stronę dym z papierosa i patrząc gdzieś ponad nią, poklepała miejsce obok siebie.

Oho, babskie pogaduchy?

Kelly usiadła na fragmencie wycieraczki zabranej spod drzwi i wyciągnęła przed siebie nogi. Wbrew barowej pogody Terrens przywdziała krótką lateksową spódniczkę i cienkie rajstopy, podczas gdy Kelly nie rozstawała się ze swoją ciepłą, jeansową kurtką.

Terrens zaciągnęła się ponownie i wyciągnęła w jej stronę papierosa. Pokręciła głową.

— Słusznie, beznadziejne uzależnienie — przyznała i na potwierdzenie ponownie się zaciągnęła. Kelly nie gustowała w żadnych używkach; jedyne co wpoił jej dobitnie mentor to to, że złodziej potrzebuje długich nóg i silnych płuc, gdy zawali skok. Przekonała się o prawdziwości tych słów wiele razy, aby wiedzieć, że nie warto psuć sobie zdrowia na własne życzenie.

Czekała kilka dłuższych chwil, aż Toxi zaczęła temat:

— I jak podoba ci się ekipa? — zagaiła ni przyjacielsko ni obojętnie. Ot, typowym dla siebie bezbarwnym tonem głosu, jakby ją to interesowało, ale jednocześnie miała to w głębokim poważaniu.

Kelly poszukała w głowie jakieś dobrej odpowiedzi, nigdy nie będąc mistrzem w nagłych rozmowach.

— Myślałam, że będzie gorzej; w końcu kilka chłopa pod jednym dachem wróży kłopoty.

Toxi zarechotała gardłowo; zapewne paliła nie od wczoraj, jej płuca już rzęziły.

— Chociaż nie tak bardzo jak kilka lasek pod jednym dachem; wtedy jest wojna — dodała mimowolnie.

Toxi z uznanien pokiwała głową, gasząc papierosa butem.

— Stąd też miałam opory, gdy chłopaki postanowili przyjąć twoją aplikację — przyznała dobitnie szczerze, nie patrząc się na Thifer, przez co nie widziała, jak ta unosi wysoko jedną brew. — Urs bardzo nalegał.

Tym razem nawet druga brew Kelly podjechała niemal pod same włosy na te słowa. Pokręciła głową, zaczynając coraz bardziej obawiać się Ursa. Co ten zgred planował? Aż ciężko było jej uwierzyć, że od tak przeszedł do porządku dziennego nad ich niewyjaśnioną sprawą! Każda normalna osoba na jego miejscu by się mściła. On wyciągał do niej pomocną dłoń.

— Nic nie powiesz? — Toxi spojrzała w jej stronę, świdrującym spojrzeniem.

— A co mam powiedzieć? — burknęła i tym razem to ona uciekła wzrokiem w stronę starej bramy, która stała niedomknięta.

— Skąd się znacie? — zagaiła od innej strony, odchylając się do tyłu i wspierając na dłoniach.

— Urs się nie przypucował? — odbiła ostrożnie piłeczkę.

— Uważa, że nie ma powodów do dumy, aby mówić o przeszłości, zasrany filozof — prychnęła głośno i zdmuchnęła z nosa kosmyk, który i tak wrócił na swoje miejsce. — Domyślam się, że złodziejski fach?

— Ta — przyznała niechętnie. Czyżby Urs nie zająknął się jakie relacje ich łączyły? — Byliśmy kiedyś teamem, ale w pewnym momencie nasze drogi się rozeszły — powiedziała jak najogólniej, nie chcąc wyłaniać prawdziwego obrazu sytuacji. Tego, że wyrolowując Ursa uratowali własne dupy, zgarniając przy tym fajną sumkę, a Urs beknął za wszystko. Jeśli Deymour się o tym nie zająknął, musiał mieć w tym powód. Może nie chciał, aby jego męska duma na tym straciła? Prawdopodobnie nigdy się nie dowie.

Terrens jedynie w milczeniu skinęła głową, zdając się być myślami już gdzieś daleko. Potwierdziła to, bez słowa wstając i wchodząc do środka, zupełnie porzucając temat, jakby w ogóle nie istniał.

Kelly odetchnęła głęboko, gdy została sama. Czym u licha była ta na siłę sklecona pogadanka? Chciała ją wybadać, zostać psiapsi? Tak jak Groma i Modliszkę można było rozgryźć bardzo łatwo, wnioskując po mimice i gestach (co dostrzegła już po dwóch dniach spędzonych z nimi) tak z Toxitą był problem; pewnie przez to, że jej twarz zawsze wyglądała jakby ona sama chciała komuś przywalić.

Wiadomo, że kobieta kobiecie najgorszym wrogiem, więc najbardziej ze wszystkich Kelly nie chciała podpaść właśnie jej; ewentualnie jak do tego dojdzie zasłoni się Keithm, jako żywą tarczą. Kto wie, co Toxita potrafi zrobić tymi długimi czarnymi paznokciami...

Przesiedziała na schodach kilkanaście minut, przeglądając telefon — ekipa B. o dziwo pozwoliła im z nich korzystać. W pewnym momencie sygnałem do zebrania się był silniejszy podmuch wiatru i pomruk burzy w oddali. Wstała, narzucając kaptur od bluzy na głowę i odwracając się w stronę drzwi. Zdążyła jedynie położyć dłoń na klamce, gdy usłyszała dźwięk odbezpieczonego pistoletu. Zamarła.

— Kim jesteś? — Za jej plecami rozległ się spokojny, męski głos, a ona odruchowo powoli uniosła ręce nad głowę. Nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć ani odwrócić się w stronę napastnika, gdy w oddali rozległ się rozbawiony głos Groma.

— Ej Ace nie zabijaj na przywitanie nowej rekrutki!

Kelly szybko odwróciła się na pięcie, stając oko w oko z Ace'm Busterrixem a ściślej — z jego pistoletem, który niemal dotykał jej czoła. Nie opuściła rąk, a on lufy, stali więc tak przez kilkanaście chwil, przypatrując się sobie jak dwóm różnym okazom.

Musiała przyznać, że Busterrix miał fatalne zdjęcie w kartotece Biura; na żywo wyglądał o wiele lepiej: czekoladowe włosy miał zaczesane na jedną stronę, złamany kilkukrotnie nos aż tak nie rzucał się w oczy i jedynie te szare tęczówki pozostały takie same — chytre, z lisim błyskiem.

— Oh doprawdy? — odezwał się jedynie, gdy Grom wraz z Montgomerym podeszli do nich. — Czemu o niczym nie wiem? — zwrócił się w kierunku Groma, zakręcając pistoletem na palcu i chowając za kaburę schowaną pod szarą marynarką.

— Przyjechali dwa dni temu z Ursem, miał ci przekazać — wyjaśnił, zupełnie ignorując dwójkę rekrutów, o których była mowa.

— Oh. — Znowu jedynie to krótkie stwierdzenie, na które Ace wzruszył ramionami. Podniósł z ziemi torbę podróżną i pytany przez Groma o efekt wyjazdu, wszedł do środka, skąd zaraz można było dosłyszeć gromki okrzyk Ursa.

Dopiero wtedy Kelly opuściła ręce i z niedowierzaniem spojrzała na zamknięte drzwi. Wskazała na nie palcem, spoglądając na Montgomery'ego, lecz nie zdołała nic powiedzieć, bo ten prychnął krótkim śmiechem. Zaperzyła się jak paw.

— Coś ty mu zrobiła, że powitał cię lufa w twarz? — zarechotał, splatając ręce na szerokim torsie.

— Nic! — niemal pisnęła. — Byłam sobą!

Montgomery roześmiał się jeszcze głośniej.

— I tu chyba tkwi problem: przyciągasz kłopoty jak magnes; może powinniśmy zmienić ci ksywkę na czarny kot, co ty na to?

— Żebym ja nie zmieniła ci zaraz ustawienia zębów! — odgroziła się, gdy Keith znikał za drzwiami, głuchy na jej groźby.

Syknęła pod nosem, zrzucając z głowy kaptur, na co zimny wiatr od razu wplótł się w jej włosy i wesoło uderzył ją nimi w twarz.

— Ugh, wal się ! — syknęła, zakładając kosmyki za uszy, lecz wiatr, podobnie jak Keith nic sobie nie zrobił z jej gróźb.

Jęknęła, przykładając dłoń do czoła.

Grunt to pierwsze dobre wrażenie na nowym pracodawcy, prawda?

~***~

Przy wczesnej kolacji Ace zapoznał się z nowymi rekrutami, a oni z nim. Urs opowiedział jak każdy z nich się spisał, z kolei gdy Grom opowiedział o pierwszym spotkaniu Ace'a i Kelly, Deymour omal nie opluł colą siedzącego obok Ben'a.

— I tak nie dowierzam, że wycelowałeś do Thifer z pistoletu na dzień dobry — rechotał, od nowa i od nowa.

— Widzisz obcą osobę w kapturze na swojej posesji, to co robisz?

— Na pewno nie wyciągam spluwy, to nie Teksas! — Urs ryknął śmiechem.

— Obeszłoby się gdybyś raczył mnie poinformować o zakończeniu rekrutacji. — Ace odbił piłeczkę i mimo że na ustach igrał mu uśmiech, to w oczach czaiła się reprymenda.

— Aj tam, zgodnie ustaliliśmy, że nie będziemy ci dupy zawracać.

— Ty uznałeś — wtrącił Modliszka półgębkiem.

— Asz! — syknął Urs i cisnął zgniecioną puszką, ale chybił o pół metra. — Jak mówiłem, nie chciałem ci dupy zwracać i zrobić niespodziankę, że tak wszystko zgrabnie poszło.

— Toś zrobił niespodziankę, niemal zabójczą — zaśmiał się Busterrix, biorąc solidny łyk whisky ze szklanki. Puścił oko do Kelly, która wysiliła się na uśmiech.

Kłopociki miały mieszane odczucia, co do osoby Busterrixa. Tak jak z resztą bandy opisy kartotek współgrały z tym, co widzieli na żywo, tak Busterrix był jakby przeciwieństwem swoich akt.

Ubrany w czarny golf i szarą marynarkę wyglądał jak człowiek biznesu. Przy długim stole siedział człowiek, który żartował, śmiał się i szczerze interesował nowym narybkiem. Jedynie jego szare oczy zdradzały dziki błysk.

Nie mogli jednak pozwolić, aby złudna mgiełka przyćmiła im obraz człowieka, który planował porwanie syna Premiera.

No właśnie, planował, ale na dobrą sprawę były to tylko przypuszczenia Biura. Dosyć silne przypuszczenia. Z ustaleń informatorów wynikało, że Busterrix: kontaktował się z osobami, mającymi jakieś powiązania z młodym Ragnarsonem, kręcił w okolicy szkoły pod różnymi przebraniami, chodził na mecze koszykówki drużyny Leonarda... Chłop albo nie wiedział, jak się ukrywać albo robił z wymiaru bezpieczeństwa zwyczajnych debili.

Wszystko to jednak były hipotezy, na podstawie których Biuro nie mogło zatrzymać Busterrixa w areszcie dłużej jak 48h. Tak oto powstała Drużyna Kłopotów, która w pierwszej kolejności miała się wywiedzieć, jakie były prawdziwe intencje Busterrix'a i interweniować, jeśli te okazałyby się słuszne.

Wszystko byłoby znacznie prostsze, gdyby nie byli bandą amatorów.

— A jak tam poszły interesy? — Toxita szybko sprowadziła rozmowę na konkretne tory, gdy te się rozjechały.

Ace od razu podłapał temat, wlał w gardło jeszcze jedną szklankę procentów i pewnie wstał od stołu. Nachylił się nad dziewczyną i pocałował w czoło, a Kelly pożałowała, że nie założyła się z chłopakami o stopę relacji, jaka panowała między tą dwójką.

— Dobrze że najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieta w moim życiu czuwa nad wszystkimi sprawami. — Uśmiechnął się wyjątkowo szczerze, po czym wyszedł do przedpokoju.

Wrócił do jadalni po niespełna minucie, trzymając małą czarną walizką. Odłożył ją na kuchenny blat; wszyscy odwrócili się w jego stronę, Deymour i Modliszka wstali i podeszli bliżej. Oczom wszystkim ukazała się butelka z niebieską cieczą w środku. W zestawie było również kilka strzykawek. Kłopociki wymieniły błyskawiczne, niedostrzegalne spojrzenia.

— Jakiś nowy rodzaj bimbru czy... — zagaił nieśmiało Ben, na co Ace zaśmiał się głośno.

— Coś lepszego, młody. Profesorek pracował nad tym dla mnie od kilku miesięcy. — Nabrał niewielką ilość płynu do jeden ze strzykawek i uniósł ją w stronę lampy, mrużąc oczy. Następnie odwrócił się do stojącego przy nim Modliszki. — Nic osobistego, Yan. — Po czym bez ostrzeżenia wbił mu strzykawkę w kark. Young odskoczył zaskoczony, łapiąc się za szyję i już otwierał usta, lecz nie zdążył nic powiedzieć; runął jak długi na ziemię, a wszyscy spojrzeli zaskoczeni na szefa.

— Spokojnie, tylko zasnął — uspokoił ich Ace, wycierając strzykawkę i wkładając ją z powrotem do pokrowca. — Obudzi się za jakieś pięć minut, nie dostał dużej dawki.

Grom podszedł do kolegi i usadził go na krześle. Modliszka rąbnął głową o stół i zaczął cicho chrapać. Ace zamknął pudełko na szyfr i oparł się o blat, twarzą ku zgromadzonym.

— Odpowiadając na twoje pytanie, Toxi, interesy, jak widzicie poszły wyśmienicie.

— Czyli to nie bimber, ale włada mocą bimbru — podsumował krótko Ben, a Busterrix skinął głowa.

— Można tak powiedzieć. Mój kolega pracujący w laboratorium ma smykałkę nie dość, że do pędzenia dobrych alkoholi, to i do takich wyjątkowych specyfików — poklepał walizkę.

— Nie sądziłem, że upora się z tym tak szybko — przyznał Urs.

— Za odpowiednią kwotę da się zrobić wszystko. Dzięki temu będziemy mogli przetestować nowy wynalazek już jutro.

— Jak to jutro? — Urs wyprostował się i zmarszczył brwi. — O niczym nie wiem, co planujesz?

— Szybką asymilację nowych rekrutów — oznajmił wesoło, wodząc po nich spojrzeniem. — Nic tak nie buduje relacji i zaufania jak wspólny skok, prawda?

Kłopociki nic nie odpowiedziały, zbyt zaskoczone nagłym obrotem sytuacji. Czekały w napięciu na dalsze słowa Ace'a.

— Ale jesteś pewien; nie jest to przypadkiem za szybko? — Niepokoił się dalej Urs, czym zaskoczył Kelly. Co mu tak bardzo na nich zależało?

— Im szybciej tym lepiej, a ty się tak nie sraj, bo pomyślę że się starzejesz. — Poklepał go po ramieniu, wracając na swoje miejsce.

— Co tym razem? — zapytała Toxi, jakby dla niej oznaczało to wyjście do kina.

Ace ponownie napełnił swoją szklankę po brzegi. Modliszka poruszył się, znajdując wygodniejszą pozycję do spania.

— Chyba zapomniałem że w połączeniu z alkoholem ma to silniejsze działanie — mruknął pod nosem, patrząc na Younga, lecz machnął na to ręką, wypijając zawartość szklanki. Zwrócił się do wszystkich; Kłopociki poczuły się jak na pierwszej naradzie przed skokiem.

— Jutro, o pierwszej w nocy z komisariatu w Frox Tof, w centrum 3 okręgu wyjedzie jeep po brzegi wypakowany świeżutkim wyposażeniem dla oddziału na obrzeżach tego samego okręgu, w Yalapeno . Nowiusie kamizelki kuloodporne, kilka fajnych pistoletów, granatów... Pomyślałem, że przyda nam się odświeżyć "garderobę", a i trzeba sprezentować naszym rekrutom jakiś dobry sprzęt, prawda?

Pierwszy raz w oczach Ace'a przebiegł ten sam dziki błysk, jaki gościł na zdjęciach w jego kartotece. Właśnie poznali prawdziwego Ace'a Busterrixa i jego szalony plan napadu na konwój. 

¯·.¸¸.·´¯·.¸¸.->-.¸¸.·´¯'·.¸¸.·´¯

*red or black - najprostszy i najpopularniejszy zakład typu outside bet; obstawienie że kulką zatrzyma się na czerwonym lub czarnym polu


Komentarze

Popularne posty