[ 05 • straight up • ]
Dzielnica przemysłowa Trzeciego Okręgu, Dystrykt 4
26 dni do Godziny Zero
Myślała że porwanie przez Biuro i zmuszenie do współpracy było dziwne. Lecz potem przyszła asymilacja w nowych warunkach, a te okazały się jeszcze dziwniejsze.
Po pierwsze, ich chwilowy mentor z entuzjazmem wyjaśnił im, że nie wszyscy dostaną się do ekipy Ace'a Busterrixa. Miejsca było dla pięciu osób, ich było dziesięcioro, czyli połowa się nie klasyfikowała. Po drugie, aby rozwiązać ten problem Urs oznajmił, że przejdą szybki test, który od razu wyłoni zwycięzców. Owy test miał polegać na wypuszczeniu ich w teren, zupełnie obcego dystryktu i poszukiwaniu pięciu itemów, które były rozlokowane w promieniu pięciu kilometrów.
Lecz to nie fakt że od razu po drzemce wszystkim im kazano ruszyć dupy i na łeb na szyję szukać głupich itemów jak w zasranych podchodach był najbardziej dziwny. Najdziwniejsze w tym wszystkim było spotkać dawnego współpracownika po przeciwnej (chwilowo) stronie barykady. Dopiero gdy jasnowłosy członek bandy Busterrixa zwrócił się bezpośrednio do niej, poznała ten krzywy ryj i irytujący uśmiech na równie irytującej mordzie.
Damien "Urs" Deymour, chłopak, z którym współpracowała przez kilka miesięcy okradając zamożniejsze dzielnice w Brightmoore. Urs Deymour, chłopak, który jeszcze kilka lat temu, gdy ostatni raz go widziała wyglądał zupełnie inaczej – krótkie przetłuszczone włosy, puciata twarz, pijacki brzuszek. I ostatecznie Urs Deymour – wspólnik, którego wykiwała i zostawiła na pastwę policji, ratując własną dupę. Sądziła, że siedział w pace za swoje nie dość że złodziejskie, to i narkotykowe wybryki. Okazało się jednak inaczej; Damien śmigał sobie po wolności, zaciągnął się do bandy groźnego przestępcy, a co gorsza na chwilę obecną był jej zwierzchnikiem, a ona mogła dać sobie rękę uciąć, że będzie chciał się odegrać.
Ta wizja nie pomagała jej w przeczesywaniu alejek i pustych kamienic w poszukiwaniu swojego itemu. Mieli godzinę na znalezienie go i wrócenie do obecnej siedziby. Ten kto wróci z niczym, z automatu odpada.
– Mam przesrane, mam przesrane – nuciła pod nosem, wspinając się po schodach pożarowych na jeden z dachów niewielkich kamienic.
Jak bardzo miała przesrane zależało od tego czy Urs nadal żywił do niej urazę. Cóż, jeśli nie, to był świętym człowiekiem – ona byłaby wściekła, gdyby ktoś zamknął ją w pokoju, do którego po kilku minutach zapukała policja, a sam zwiałby z całym łupem.
Tak, miała mocno przesrane. Urs zapewne tłumił swoją wściekłość słodkim uśmiechem, ponieważ doskonale wiedział, że uczyni z jej życia piekło – w przypadku jak odpadnie, jak i w przypadku, gdy przejdzie dalej.
Wdrapała się wreszcie na płaski dach, skąd miała doskonały widok na zakres ich terenu. Powoli zmierzchało, oznaczało to, że została połowa czasu, a ona nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie może być schowany przedmiot. Mógł być dosłownie wszędzie! Na dodatek nie wiedzieli, czym ten przedmiot mógł być – piłka, tampon, książka?
Westchnęła ciężko, trąc kark.
Czemu nie poznała Deymour przy przeglądu kartoteki bandy B? Proste – Urs zmienił się nie do poznania. Zniknął gamerski brzuszek i krótkie przetłuszczone włosy. Policzki nie były jak u chomika, przeszedł totalny glow up. A w samej kartotece było zapisane Claus Dundershtiz – jako że Urs zmieniał przydomki jak rękawiczki i nikt nie wiedział jak miał naprawdę na imię. Może nawet i nazwisko, pod którym go znała było sfałszowane. Nie dałaby rady nawet go poznać przez lakoniczną charakterystykę, "drobny złodziej, w przeszłości diler narkotykowy, karany".
Dlaczego jednak wszechwiedzący Callean nie raczył wspomnieć ani słowa? Była niemal pewna, że musiał znać jej wcześniejsze powiązania z Ursem, nawet jeśli ona sama nie była tego świadoma. To przecież kolejny konflikt interesów, na litość boską! Jak miała wyjść z tego cało, skoro musiała ratować gówniarza, którego rodzinę prawie okradła, i współpracować z kimś, kogo wcześniej sprzedała policji?!
Halo, logiko, jesteś tu, czy zeskoczyłaś z dachu?
Sama miała ochotę pójść w jej ślady, nie mając zupełnie pojęcia, co robić dalej. Najchętniej dałaby nogę tu i teraz, póki nie miała żadnego nadzoru nad sobą. Co jednak będzie z Esth...
Chaotyczny tok myśli przerwał nagły hałas dobiegający z alejki poniżej. Wychyliła się zza krawędzi dachu i dostrzegła jednego z konkurentów podnoszącego się z ziemi po spektakularnym zderzeniu z pustym koszem. Rozejrzał się nerwowo, jakby chciał upewnić się, że nikt nie widział jego żenującego wypadku na prostej drodze. Następnie ruszył pewnym, szybkim krokiem przed siebie, wzrok miał utkwiony w jednym punkcie.
Kelly zmarszczyła brwi. Wyglądał na takiego, który wiedział, gdzie szedł. Albo tylko udawał. Postanowiła go śledzić z dachu. Ruszyła jego śladem, zwinnie przeskakując dwumetrowe przerwy między budynkami. Młody facet nie zauważył jej obecności i jak gdyby nigdy nic szedł w obranym kierunku, szybko przebierając krótkimi nóżkami. Albo szedł do celu albo jedynie po to, aby załatwić się za którymś zakrętem. Postanowiła jednak zaryzykować, nie mając lepszego planu.
Po kilku zakrętach, lawirując między węższymi i szerszymi alejkami, mężczyzna dotarł do ślepej uliczki, na końcu której stacjonowało tylko kilka skrzyń i koszy na śmieci. Zatrzymał się, tracąc pewność siebie, z kolei Kelly stanęła na krawędzi dachu i też straciła nadzieję. Chyba przeliczyła błyskotliwość swojej ofiary, myśląc że wie coś więcej od niej.
Gdy już miała zrezygnować i pójść w swoją stronę, mężczyzna rozejrzał się nerwowo i wyciągnął spod kurtki małe pudełko. Z ziemi podniósł pistolet ozdobiony czerwonym sznurkiem – symbolem, który wskazał im Urs. Kelly poczuła, jak adrenalina uderza jej do głowy. Krótkie Nóżki znalazły przedmiot!
Zaczęła gorączkowo myśleć; nie wiedziała ile przedmiotów zostało bez właściciela, możliwe że to był ostatni. Nie mogła założyć innej opcji i jak gdyby nigdy nic iść szukać dalej. Nadążyła się doskonała okazja, przedmiot był na wyciągnięcie ręki. Teraz wypadałoby go tylko ładnie... zajumać.
Powziąwszy plan chciała przemyśleć strategię, lecz wtem mężczyzna, jakby wyczuł jej obecność i spojrzał w górę. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem aż w końcu jej cel dał nogę.
– Szlag by cię! – syknęła pod nosem, zrywając się z miejsca i ruszając w pościg.
Mężczyzna zaczął chaotycznie kluczyć pomiędzy alejkami próbując zgubić pościg. Kelly obserwująć wszystko z dachów miała doskonały widok na jego ucieczkę. Jednak, aby go dopaść, musiała zejść na ziemię. Przy najbliższej okazji zsunęła się po drabinie strażackiej i wylądowała raptem dwa metry od mężczyzny. Ten zerknął przez ramię, co niemal kosztowało go wpadnięciem na kolejny kosz; coś wyjątkowo miał do nich ciągotę. Wykorzystał jeden z nich i przewrócił, lecz w porę zdążyła go przeskoczyć.
Wyruszył wcześniej, ale jego krótkie nogi i brak kondycji szybko dały o sobie znać. Kelly, mając doświadczenie w długich pościgach, zaczęła go doganiać bez większego wysiłku. Gdy dzieliło ich mniej niż metr, wyciągnęła rękę i szarpnęła go za kurtkę. Mężczyzna poleciał jak długi w tył, a ona wyhamowała na pobliskiej ścianie. Oponent przetoczył się po brudnym bruku, a pudełko wypadło mu z rąk i zatrzymało się pomiędzy nimi.
Spojrzeli na siebie w napięciu, po czym równocześnie rzucili się do przodu. Mężczyzna jako pierwszy dopadł pudełka, ale nie zdążył się nim nacieszyć – Kelly błyskawicznie wytrąciła mu je z dłoni, a w następnej chwili wymierzyła mocny kopniak w jego klatkę piersiową, odrzucając go do tyłu. Nie tracąc ani chwili, chwyciła zdobycz i obróciła się, tylko po to, by w ostatniej sekundzie uchylić się przed nadlatującym ciosem.
– Ale że kobietę bijesz?! – krzyknęła, szczerze oburzona.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko z wściekłością rzucił się na Kelly, chwytając ją w pasie i powalając na ziemię. Metalowe pudełko znowu potoczyło się pod pobliską ścianę, wpadając w stos śmieci. Mężczyzna przyszpilił ją do ziemi i wziął zamach, lecz w pół sekundy dotarło do niego, że naprawdę podniósł rękę na kobietę. I tą chwilę zawahania wykorzystała Kelly, bez skrupułów wymierzając cios kolanem prosto w jego krocze, a potem pięść w brzuch. Mężczyzna jęknął z bólu, a Kelly zrzuciła go z siebie i szybko doczołgała się do miejsca, gdzie wylądowało pudełko.
Wyciągnęła je ze sterty śmieci, oglądając je czy podniosła odpowiedni przedmiot. Nie zdążyła nawet odetchnąć, gdy nagły ból przeszył jej plecy – coś ciężkiego uderzyło ją z impetem. Zwinęły się w kłębek przyciskając ręce do torsu. Obok niej upadł żelazny pręt, którym oberwała. Przez mgłę zobaczyła, że przeciwnik z trudem schyla się po pudełko i nawet nie sprawdzając jego zawartości, oddala się.
– Pieprzony... – stęknęła, podciągając się do pozycji pół leżącej. Ból w miejscu uderzenia rozszedł się po całym kręgosłupie, przez co próba wstania zakończyła się niepowodzeniem. Z powrotem upadła na ziemię, wzdychając ciężko. – Mam przesrane...
~***~
Ben spodziewał się, że jako ostatni wróci do bazy i nie pomylił się. Gdy wszedł do przestronnego holu, gdzie na nich wszystkich czekał Urs, spokojnie grający w coś na telefonie, dostrzegł niemal wszystkich. Zebrani podzielili się na dwie grupy — na tych mających ze sobą metalowe pudełka oraz na tych, którzy ich nie mieli. Z ulgą podszedł do tej pierwszej grupy, z jeszcze większą ulgą stwierdzając, że były tam tylko znajome mu twarze towarzyszy niedoli. Potem jednak dostrzegł bardziej niepokojącą rzecz.
– Gdzie księżniczka? – szepnął, ledwo dostrzegalnie poruszając ustami. Powątpiewający wzrok pozostałych powiedział mu wszystko. – Ups – zdołał jedynie wydusić, gdy drzwi ponownie zaskrzypiały, a do środka wtoczył się mężczyzna o krótkich nóżkach. Podszedł do nich, do grupy z pudełkami. Chłopcy spojrzeli na siebie szybko. UPS?
Kilka minut później wróciła Kelly, z pustymi rękami, trzymając dłonie w kieszeniach bluzy. Podeszła do grupy bez zdobyczy, nawet nie patrząc na Kłopociki.
– Ay, ay, nareszcie! – zawołał Urs, odrzucając od siebie telefon. – Podejdzie tu moi mili! – zaklaskał w dłonie i gdy podeszli, przebiegł po nich rozbawionym wzrokiem. Bawił się wyśmienicie. – Mam nadzieję, że bawiliście się tak dobrze jak ja. A teraz, nie przedłużając, osoby z trofeami, otwórzcie swoje nagrody!
Drużyna Kłopotu ociężale spełniła polecenie, starając się nie patrzeć wymownie na Kelly. Czyżby już na wstępie spartoliła pierwszą część misji?
Wszyscy wyciągnęli z pudełek błyszczące pistolety z czerwonymi wstążkami i unieśli je do góry. Wszyscy prócz mężczyzny, który przyszedł jako przedostatni. Jego pudełko było puste. Odwrócił się raptownie w stronę Kelly by dostrzec, że ta również unosi nad głową pistolet ze wstążką. Puściła mu oczko, w duchu śmiejąc się z jego nieporadności.
Gdy odchodził po uderzeniu jej na chama od tyłu, nawet nie sprawdził zawartości pudełka. Innym sposobem zorientowałby się, że podczas gdy on zbierał męska dumę z ziemi, ona szybko zabrała pistolet i schowała go za pasek spodni. Odszedł więc zwycięsko, ale z niczym.
Urs głośno zaklaskał w dłonie, puszczając oczko w stronę Kelly. Widać było, że cieszył się, że nie rozstaną się tak szybko. Skupiając wzrok na dziewczynie nie dostrzegł jak koledzy z jej tajemnej drużyny oddychają z ulgą.
– No i pięknie, mamy zwycięzców, brawa dla nich! – zawołał, a jego głos odbił się echem od pustych ścian. Odetchnął i ułożył dłonie na biodrach, wodząc wzrokiem po wygranych. – Ah, widzę same piękne, młode twarze; cudownie, przyda nam się świeża krew w drużynie! A co do przegranych – zwrócił się do ponurej grupy – pozostańcie jeszcze chwilkę, aby obejrzeć ostateczny test zwycięzców. Moi drodzy, załadujcie magazynki.
Spojrzeli na niego niepewnie, ale na ponaglające spojrzenie zrobili, jak kazał, niepewni co planował.
– Doskonale. A teraz unieście pistolety, o tak, dokładnie... Wymierzcie w osoby bez broni i... strzelcie.
Ostatnio słowo wypowiedział szeptem. Drgnęli nerwowo, rzucając Ursowi niedowierzające spojrzenia. Przenieśli wzrok na bronie, po czym na ich cele, które cofnęły się kilka kroków w tył, unosząc ręce.
– No, co jest, strzelajcie, to ostateczny test. Chyba chcecie być w drużynie, prawda? Na trzy. Raz, dwa...
Kelly skierowała lufę w swój cel, jakim były krótkie nóżki. Mężczyzna pokręcił energicznie głową, prosząc w ten sposób o litość. Serce łomotało jej w piersi. W magazynku było tylko po jednej kuli, istniało 70 procent szans, że ta jedna kula wystrzeli. Adrenalina zaszumiała jej w uszach, zupełnie jakby miała przed sobą otwarty sejf wypełniony drogocenną biżuterią. Zmrużyła oczy i mocno zacisnęła, pociągając za spust, wraz z okrzykiem Ursa "trzy"!
Nastąpiła po sobie salwa strzałów i kilka krzyków. A potem śmiech Ursa. Kelly szybko otworzyła oczy, wodząc wzrokiem dookoła, spodziewając się ujrzeć kałuże krwi. Lecz nikt nie został ranny, wszystkie kule trafiły w pobliskie ściany. Spojrzała z niedowierzeniem na Ursa, który tupał noga z podekscytowania ocierając łzy z kącików oczu. Odwzajemnił jej spojrzenie, uśmiechając się w sposób, którego do tej pory nie znała. W psychopatyczny.
– Oj ludzie wielkiej wiary, chyba nie sądziliście, że na dzień dobry dostaniecie pistolet z prawdziwą bronią. Wszystkie naboje to ślepaki, nie zrobicie nimi krzywdy – wyjaśnił dobrotliwym, spokojnym głosem. – Teraz po teście, który upewnił mnie, że ślepo wykonacie nasze polecenia i naprawdę wam zależy, mogę oficjalnie przywitać was w drużynie Ace'a Busterrixa. Gratuluję!
¯·.¸¸.·´¯·.¸¸.->-.¸¸.·´¯'·.¸¸.·´¯
*straight up - zakład postawiony bezpośrednio na jedną liczbę, pełne ryzyko
Nessa, czy ty jeszcze gdzieś żyjesz?
OdpowiedzUsuń