Dzielnica przemysłowa Trzeciego Okręgu
czterdzieści dwa dni do Godziny Zero
Myślała że porwanie przez Biuro i zmuszenie do współpracy było dziwne. Lecz potem przyszła asymilacja w nowych warunkach, a te okazały się jeszcze dziwniejsze.
Po pierwsze ich chwilowy mentor z entuzjazmem wyjaśnił im, że nie wszyscy dostaną się do ekipy Ace'a Busterrixa. Miejsca było dla pięciu osób, ich było dziesięcioro, czyli połowa się nie klasyfikowała. Po drugie, aby rozwiązać ten problem niejaki Urs oznajmił, że przejdą szybki test, który od razu wyłoni zwycięzców. Owy test miał polegać na wypuszczeniu ich w teren, zupełnie obcego dystryktu o opuszczonych obrzeżach, i poszukiwaniu pięciu itemów, które były rozlokowane w promieniu pięciu kilometrów.
Lecz nawet nie fakt że od razu po drzemce wszystkim im kazano ruszyć dupy i na łeb na szyję szukać głupich itemów jak w zasranych podchodach był najbardziej dziwny.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było spotkać dawnego współpracownika po przeciwnej /chwilowo/ stronie barykady.
Dopiero gdy jasnowłosy członek bandy Busterrixa zwrócił się bezpośrednio do niej, poznała ten krzywy ryj i irytujący uśmiech na równie irytującej mordzie.
Urs Daymour, chłopak z którym współpracowała przez kilka miesięcy okradając zamożniejsze dzielnice w Ninjago City. Urs Daymour, chłopak, który jeszcze kilka lat temu, gdy ostatni raz go widziała wyglądał zupełnie inaczej — krótkie przetłuszczone włosy, puciata twarz, pijacki brzuszek. I ostatecznie Urs Daymour — wspólnik, którego wykiwała i zostawiła na pastwę policji ratując własną dupę. Sądziła że siedział w pace za swoje nie dość że złodziejskie, to i narkotykowe wybryki. Okazało się jednak inaczej; Urs śmigał sobie po wolności, zaciągnął się do bandy groźnego przestępcy, a co gorsza — na chwilę obecną był jej zwierzchnikiem, a ona mogła dać sobie rękę uciąć, że będzie chciał ją udupić.
Ta wizja nie pomagała jej w przeczesywaniu alejek i pustych kamienic w poszukiwaniu swojego itemu. Mieli godzinę na znalezienie go i wrócenie do obecnej siedziby. Ten kto wróci z niczym, z automatu odpada.
- Mam przesrane - nuciła pod nosem, wspinając się po schodach pożarowych na któryś z dachów kamienic.
Jak bardzo miała przesrane zależało od tego czy Urs nadal żywił do niej urazę. Cóż, jeśli nie, to jest świętym człowiekiem - w końcu ona byłaby wściekła, gdyby ktoś zamknął ją w pokoju, do którego po kilku minutach zapukała policja, a sam zwiałby z całym łupem.
Tak, miała mocno przesrane. Urs zapewne tłumił swoją wściekłość słodkim uśmiechem, ponieważ doskonale wiedział, że uczyni z jej życia piekło - w przypadku jak odpadnie jak i w przypadku gdy przejdzie dalej.
Wdrapała się wreszcie na płaski dach, skąd miała doskonały widok na zakres ich terenu. Powoli zmierzchało, oznaczało to że została połowa czasu, a ona nie miała najmniejszego pojęcia gdzie może być schowany przedmiot. Mógł być dosłownie wszędzie! Na dodatek nie wiedzieli, czym ten przedmiot mógł być - piłka, tampot, książka?
Westchnęła ciężko, trąc kark.
Czemu nie nie poznała Daymour przy przeglądu kartoteki bandy B? Proste - Urs zmienił się nie do poznania - zniknął gejmerski brzuszek i krótkie przetłuszczone włosy. Policzki nie były jak u chomika, przeszedł totalny glow up. A w samej kartotece było zapisane tylko Daymour jako że Urs zmieniał przydomki jak rękawiczki i nikt nie wiedział jak miał naprawdę na imię. Może nawet i nazwisko było sfałszowane. Nie dałaby rady nawet go poznać przez lakoniczną charakterystykę, "drobny złodziej, w przeszłości diler narkotykowy, karany".
Czemu jednak wszechwiedzący Callean nie pisnął słówka! Mogła się założyć że musiał wiedzieć o jej wcześniejszych powiązaniach z Ursem nawet jeśli ona tego nie była świadoma. Przecież to kolejny konflikt interesów, halo! Jak ma wygrać, jeśli ma ratować gówniarza, którego starych niemal okradła i współpracować z kimś, kogo sprzedała policji?!
Halo, logiko, jesteś tu, czy zeskoczyłaś z dachu?
Sama miała ochotę pójść w jej ślady, nie mając zupełnie pojęcia, co robić dalej. Najchętniej dałaby nogę tu i teraz, póki nie miała żadnego nadzoru nad sobą. Co jednak będzie z jej...
Chaotyczny tok myśli przerwał hałas, jaki rozległ się na dole w alejce. Wychyliła się zza krawędź dachu, aby dostrzec, że jeden z jej konkurentów zbiera się z ziemi po wpadnięciu na pusty kosz. Rozejrzał się na boki, sprawdzając czy ktoś widział jego haniebną glebę na prostej drodze; nikogo nie dostrzegł, nie spoglądając do góry. Ruszył pewnym, szybkim krokiem przed siebie, wzrok miał utkwiony w jednym punkcie.
Kelly zmarszczyła brwi; wyglądał na takiego, który wiedział, gdzie idzie. Albo tylko udawał. Postanowiła go śledzić z dachu. Ruszyła jego śladem, zwinnie przeskakując dwumetrowe przerwy między budynkami. Młody facet nie zauważył jej obecności i jak gdyby nigdy nic szedł w obranym kierunku, szybko przebierając krótkimi nóżkami. Albo szedł do celu albo jedynie się załatwić za którymś zakrętem, jedno z dwojga, postanowiła jednak zaryzykować, nie mając lepszego planu.
Po kilku zakrętach w węższe i szersze alejki chłop doszedł do ślepej uliczki, na końcu której stacjonowało tylko kilka skrzyń i koszy na śmieci. Zatrzymał się, tracąc pewność siebie, z kolei Kelly stanęła na krawędzi dachu i też straciła nadzieję. Chyba przeliczyła błyskotliwość swojej ofiary, myślała że wie coś więcej od niej. Gdy już miała zrezygnować i pójść w swoją stronę, chłopak rozejrzał się nerwowo i wyciągnął zza pazuchy małe pudełko. W następnej chwili cisnął nim o ścianę aż pękł zamek. Podniósł z ziemi pistolet z czerwonym sznurkiem, symbolem jaki wskazał im Urs. Kelly rozszerzyły się źrenice; Krótkie Nóżki znalazły przedmiot!
Zaczęła gorączkowo myśleć; nie wiedziała ile przedmiotów zostało bez właściciela, możliwe że to był ostatni. Nie mogła założyć innej opcji i jak gdyby nigdy nic iść szukać dalej. Nadążyła się doskonała okazja, przedmiot był na wyciągnięcie ręki. Teraz wypadałoby go tylko ładnie... zajumać.
Powziąwszy plan chciała przemyśleć strategię lecz wtem mężczyzna, jakby wyczuł jej obecność i spojrzał w górę. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem aż w końcu jej cel dał nogę.
- Szlag by cię! - syknęła pod nosem, zrywając się z miejsca i ruszając w pościg.
Mężczyzna zaczął kluczyć pomiędzy alejkami, starając się zgubić cel. Kelly z dachów miała doskonały widok na jego ucieczkę, chcąc go jednak dopaść musiała zejść na ziemię. Przy najbliższej okazji zsunęła się po drabinie strażackiej i wylądowała raptem dwa metry od mężczyzny. Ten zerknął przez ramię, co niemal kosztowało go wpadnięciem na kolejny kosz; coś wyjątkowo miał do nich ciągotę. Wykorzystał jeden z nich i przewrócił, lecz w porę zdążyła go przeskoczyć.
Wyruszył wcześniej od niej, ale gubiły go krótkie nóżki, dodatkowo ona miała wprawę w długich maratonach, podczas ucieczek przed policją, bardzo szybko więc zaczęła go doganiać. Gdy dzieliło ich trochę mniej niż metr wyciągnęła rękę i szarpnęła konkurenta za kurtkę; mężczyzna poleciał jak długi w tył, a ona wyhamowała na pobliskiej ścianie. Oponent przetoczył się po ziemi a pudełko wypadło mu z rąk, upadając pomiędzy nimi; oklepana sytuacja.
Spojrzeli po sobie i równocześnie rzucili się do przodu. Mężczyzna pierwszy chwycił przedmiot, lecz ten w następnej chwili poleciał na ścianę, gdy Kelly wytrąciła mu go z dłoni, a w następnej chwili kopnęła go w klatkę, odpychając w tył. Szybko pochwyciła zdobycz i odwróciła się w sama porę, aby uchylić się przed ciosem.
- Ale że kobietę bijesz?! - krzyknęła szczerze oburzona.
Nic nie odparł, wściekle rzucił się w jej stronę, chwytając w pasie i przewracając na ziemię. Metalowe pudełko znowu potoczyło się pod pobliską ścianę, wpadając w stos śmieci. Mężczyzna przyszpilił ją do ziemi i wziął zamach, lecz w pół sekundy dotarło do niego że naprawdę podniósł rękę na kobietę. I tą chwilę zawahania wykorzystała Kelly, bez skrupułów wymierzając cios kolannem prosto w jego krocze, a potem pięść w brzuch. Zrzuciła jęczącego mężczyznę z siebie i doczołgała się do miejsca, gdzie upadł przedmiot.
Wyciągnęła pudełko ze sterty śmieci, oglądając je czy podniosła odpowiedni przedmiot z kupy innych, lecz w następnej sekundzie zawyła z bólu, gdy coś ciężkiego uderzyło ją w plecy. Zwinęły się w kłębek przyciskając ręce do torsu. Obok niej upadł żelazny pręt, którym oberwała. Przez mgłę zobaczyła, że przeciwnik z trudem schyla się po pudełko i nawet nie sprawdzając jego zawartości, oddala się.
- Zasrany... - stęknęła, podciągając się do pozycji pół leżącej. Ból w miejscu uderzenia rozszedł się po całym kręgosłupie, przez co próba wstania zakończyła się fiaskiem. Z powrotem upadła na ziemię, wzdychając ciężko. Przekrzywiła głowę w lewo; mężczyzny już nie było, a wraz z nim pudełka.
•••
Jay spodziewał się że jako ostatni wróci do bazy i nie pomylił się. Gdy wszedł do przestronnego holu, gdzie na nich wszystkich czekał Urs, spokojnie grający w coś na telefonie, dostrzegł niemal wszystkich. Zebrani podzielili się na dwie grupy - na tych mających ze sobą metalowe pudełka oraz na tych którzy ich nie mieli. Z ulgą podszedł do tej pierwszej grupy, z jeszcze większą ulgą stwierdzając że były tam tylko znajome mu twarze towarzyszy niedoli. Potem jednak dostrzegł bardziej niepokojącą rzecz.
- Gdzie księżniczka? - szepnął, ledwo dostrzegalnie ruszając ustami. Powątpiewający wzrok powiedział mu wszystkich. - Ups - zdołał jedynie wydusić, gdy drzwi ponownie zaskrzypiały a do środka wtoczył się mężczyzna o krótkich nóżkach. Podszedł do nich, do grupy z pudełkami. Chłopcy spojrzeli na siebie szybko. UPS?
Kilka minut później wróciła Kelly, z pustymi rękami, trzymając dłonie w kieszeniach. Podeszła do grupy bez zdobyczy, nawet na nich nie patrząc.
- Ay, ay, nareszcie! - zawołał Urs odrzucając od siebie telefon. - Podejdzie tu moi mili! - zaklaskał w dłonie i gdy podeszli, przebiegł po nich rozbawionym wzrokiem. Bawił się wyśmienicie. - Mam nadzieję, że bawiliście się tak dobrze jak na, a teraz, nie przedłużając osoby z trofeami, otwórzcie swoje nagrody!
Drużyna Kłopotu ociężale spełniła polecenie, starając się nie patrzeć wymownie na Kelly. Czyżby już na wstępie spartoliła pierwszą część misji? Co Callean sobie myślał; przecież mieli być tylko oni!
Wszyscy wyciągnęli z pudełek błyszczące pistolety z czerwonym sznurkiem i unieśli je do góry. Wszyscy prócz mężczyzny, który przyszedł jako przedostatni. Jego pudełko było puste. Odwrócił się raptownie w stronę Kelly by dostrzec że ta również unosi nad głową pistolet ze wstążka. Puściła mu oczko, w duchu śmiejąc się z jego nieporadności.
Gdy odchodził po zdzieleniu jej na chama od tyłu nawet nie sprawdził zawartości pudełka. Innym sposobem zorientowałby się że podczas gdy on zbierał męska dumę z ziemi, ona szybko zabrała pistolet i schowała go za pasek spodni. Odszedł więc zwycięsko, ale z niczym.
Urs głośno zaklaskał w dłonie, puszczając oczko w stronę Kelly. Widać było że cieszył się że nie rozstaną się tak szybko. Skupiając wzrok na dziewczynie nie dostrzegł jak koledzy z jej tajemnej drużyny oddychają mimo wszystko z ulgą.
- No i pięknie, mamy zwycięzców, brawa dla nich! - zawołał, a jego głos odbił się echem od pustych ścian. Odetchnął i ułożył dłonie na biodrach, wodząc wzrokiem po wygranych. - Ah, widzę same piękne, młode twarze; cudownie, przyda nam się świeża krew w drużynie! A co do przegranych - zwrócił się do ponurej grupy - pozostańcie jeszcze chwilkę, aby obejrzeć ostateczny test zwycięzców. Moi drodzy, przeładujcie magazynki.
Spojrzeli na niego niepewnie, ale na ponaglające spojrzenie zrobili, jak kazał, niepewni co planował.
- Doskonale. A teraz unieście pistolety, o tak, dokładnie... Wymierzcie w osoby bez broni i... strzelcie.
Ostatnio słowo wypowiedział szeptem. Drgnęli nerwowo, rzucając Ursowi niedowierzające spojrzenia. Przenieśli wzrok na bronie, po czym na ich cele, które cofnęły się kilka kroków w tył, unosząc ręce, byli równie bladzi co oni.
- No, co jest, strzelajcie, to ostateczny test. Chyba chcecie być w drużynie, prawda? Na trzy. Raz, dwa...
Kelly skierowała lufę w swój cel, jakim były krótkie nóżki. Mężczyzna pokręcił energicznie głową, prosząc w ten sposób o litość. Serce załomotało jej w piersi. W magazynku było tylko po jednej kuli, istniało 70 procent szans że ta jedna kula wystrzeli. Adrenalina zaszumiała jej w uszach, zupełnie jakby miała przed sobą otwarty sejf wypełniony drogocenną biżuterią. Zmrużyła oczy i mocno zacisnęła, pociągając za spust, wraz z okrzykiem Ursa "trzy"!
Nastąpiła po sobie salwa strzałów i kilka krzyków. A potem śmiech Ursa. Kelly szybko otworzyła oczy, wodząc wzrokiem dookoła i spodziewając się ujrzeć kałuże krwi. Lecz nikt nie został ranny, wszystkie kule trafiły w pobliskie ściany. Spojrzała z niedowierzeniem na Ursa, który tupał noga z podekscytowania ocierając łzy z kącików oczu. Odwzajemnił jej spojrzenie, uśmiechając się w sposób, którego do tej pory nie znała. W psychopatyczny.
- Oj ludzie wielkiej wiary, chyba nie sądziliście, że na dzień dobry dostaniecie pistolet z prawdziwą bronią; wszystkie naboje to ślepaki, nie zrobicie nimi krzywdy - wyjaśnił dobrotliwym, spokojnym głosem. - Teraz po tym teście, który upewnił mnie, że ślepo wykonacie nasze polecenia i naprawdę wam zależy, mogę oficjalnie przywitać was w drużynie Ace'a Busterrixa. Gratuluję!
•••
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz