środa, 4 maja 2022

[ PR ] 04 • pierwsze kłopoty •

Opuszczone magazyny, 
czterdzieści dwa dni do Godziny Zero 





     Ich plan był prosty — nie pozabijać się nawzajem. 

     I okazało się, że prostota to najlepsze rozwiązanie.

     Wbrew pierwszym zgrzytom i tarciom, kilku talerzom, które podczas lotu rozbiły się o ścianę i paru stłuczonym żebrom, po czternastu dniach z grupy nieznajomych zrobiła się grupa prawie znajomych. Zbyt mało czasu upłynęło, aby nawiązała się między nimi bliższa relacja i zrodziło prawdziwe zaufanie, lecz nikt tego nie oczekiwał; mieli jedynie nie schrzanić misji, a potem powiedzieć sobie bye-bye.

      Nie wiedzieli, czemu Callean wybrał akurat nich spośród całej przestępczej chmary szarańczy oblegającej Ninjago City. Na pewno nie było to konsultowane z żadnym psychologiem, bo ich charaktery różniły się jak browning od colta. Czyli znacznie. I wybuchowo. 

     Największym ogniskiem zapalnym okazało się duo Thifer x Smith. Kai nie był przekonany, co do złodzieja, i to płci żeńskiej, w drużynie, Kelly natomiast zwyczajnie nie potrafiła zdzierżyć jego mordy. Podczas któregoś z próbnych treningów, zamiast na próbę odegrać konfrontację, zbyt bardzo wczuli się w role. Inspektor Nakane, która nadzorowała cały ich proces szkolenia i adaptacji, doznała olśnienia i wpadła na genialny pomysł, jak zażegnać ognisko konfliktu — po czym skuła dwójkę awanturników wspólnymi kajdankami. 

       Współpraca została nawiązana w błyskawicznym tempie, po ośmiu godzinach, niegroźnym zwichnięciu nadgarstka Kai'a oraz utracie pasma włosów przez Kelly. Gdy następnego dnia Nakane, chcąc przetestować tę zażyłą więź dobrała ich w parę przy najbliższym zadaniu, wszyscy oczekiwali ponownej afery; stanęło jednak na kilku wyzwiskach i wrogich spojrzeniach, lecz zadanie wykonali perfekcyjnie. W nagrodę dostali od Inspektor po lizaku. 

    Dalsze adaptacja przebiegła już mniej boleśnie. Dni upływały im na treningach i doskonaleniu planu całej misji. Testowali różne możliwości, sprawdzali wszystkie możliwe zachowania. Zacieśniali też coś, co można by nazwać relacjami pomiędzy partnerami w biznesie. 

      Wszystko wydawało się tak surrealistyczne i chore, że czasem, budząc się, Kelly myślała, że to tylko sen. Gdy jednak rzeczywistość docierała do niej jako jawa, sądziła, że są w ukrytej kamerze. Jednak bardzo szybko przyzwyczaiła się do tego dziwnego uczucia skołowania, tak samo jak pozostali, ponieważ równie mocno chciała mieć całą tę misję z głowy, a akta — wyczyszczone. 

     I chyba to było głównym spoiwem ich znajomości — wpadli w to samo gówno i chcąc się wydostać musieli współpracować. 

    Zapewne dlatego po zaledwie dwóch tygodniach zamknięcia w jednym budynku, spędzania ze sobą nawet kilkunastu godzin dziennie, potrafili rozmawiać ze sobą przy puszce piwa jak starzy znajomi. 

     Tak też spędzali ostatni wieczór przed oficjalnym rozpoczęciem misji zatytułowanej Uratujmy Gówniarza-Wkur****y Calleana — druga część nie była znana agentom biura, co też tłumaczyło, dlaczego Kłopociki, jak pieszczotliwie ochrzciła ich Nakane, mogły zaczerpnąć świeżego powietrza na tyłach magazynu, popijając bezalkoholowe piwo. Nie narzekali, ciesząc chwilą swobody bez kontroli kamer i przydupasów-starzystów. 

     — Imagine, że jutro o tej porze będziemy rżnąć głupa, wkręcając się do bandy Busterrixa? — zagaił Jay, Rudy Nerd, który był głównym ekstrawertykiem w tej grupie, zawsze mający w kieszeni suchy żart i temat do rozmowy. 

     — Jeśli nic się nie spierdzieli do tej pory — odparła optymistycznie Kelly, która nigdy nie kryła się ze swoją awersją do ludzi i pesymistyczno-realistycznym spojrzeniem na świat i tak też dała się poznać. Chłopcy jak mogli unikali drażnienia jej, chyba że było się takim Kai'em, który irytował ją już samą swoją obecnością. 

     — A co może pójść nie tak? — zdziwił się Walker, usadawiając się na stosie skrzyń i wesoło machając nogami. — Jesteśmy zarąbiście przygotowani do misji, odbyliśmy pełne, profesjonalne szkolenie, znamy się od lat i ufamy sobie na śmierć i życie; drużyna i plan idealny! 

     Wszyscy zgodnie prychnęli i zaśmiali się niewesoło. Wszystko to wyglądało na jedną wielką prowizorkę i aż myśleć się nie chciało, że Biuro było profesjonalną, rządową instytucją o wysokiej renomie. Stali nad policją, ale niżej od Ministerstwa Bezpieczeństwa; mieli szeroki wachlarz możliwości i swobody jeśli chodziło o rozwiązywanie spraw. Mimo to postawili na bandę przestępców zamiast na profesjonalistów. Kłopociki nadal nie wiedziały dlaczego. 

     — Ale jak tak o tym myślicie, to uważacie, że to wszystko ma w ogóle szansę wypalić? — spytał Cole, pociągając długi łyk ze swojej puszki. Callean mianował go na dowódcę, który miał trzymać w ryzach całą drużynę. Miał ku temu silny głos i mocne pięści. 

     — Nie — odparła rzeczowe Kelly, dopijając własną puszkę. 

     — Jesteś dzisiaj wyjątkowo gadatliwa — dogryzł jej Bucket, uśmiechając się półgębkiem. 

     — To przez stres; gdy się denerwuję za dużo paplam. 

     — Oh, jak uroczo, wylewasz przed nami swoje emocje, to cudowne jak ta misja nas zbliża — zarechotał Amstaff i uchylił się przed zgniecioną puszką. Reszta roześmiała się, bo widok Kelly ciskającej w innych rzeczami był normą; dodatkowo Thifer gdy tylko chciała miała piekielnie dobrego cela. Jay musiał przez to przez godzinę trzymać lód przy oku. 
  
     — Ale teraz tak na serio, mam dziwną motywację aby doprowadzić tą misję do końca, nie wiem jak wy — przyznał Bucket i oparł się ramieniem o stos skrzyń, na których siedział Jay.

     — Chyba wszyscy tak samo mocno chcemy sobie wyczyścić kartę — odpowiedział Kai — więc postaramy się tego nie spieprzyć. 

     Tabula rasa w kartotece, oto przede wszystkim im chodziło. Zacząć życie od nowa bez przypiętej łatki. Brzmiało tak pięknie, że momentami nie chcieli w to wierzyć. W końcu dlaczego Callean miałby dać im — grupie przestępców — od tak nową kartę. Z drugiej strony od łapania pospolitych przestępców takich jak oni była zwykła miejscowa policja; gdy kiedyś spytali się o to Nakane roześmiała im się w twarz i powiedziała, że takimi właśnie sprawami podcierają się w łazience. I tu wracało się do punktu wyjścia i zasadniczego pytania dlaczego oni, dlaczego ta misja, dlaczego.

     Po pierwszym tygodniu nie uzyskawszy odpowiedzi na żadne z pytań, przestali w końcu w ogóle pytać. Byli jak roboty zaprogramowane do wykonania odpowiednich zadań. Wejść, wyjść z gówniarzem, spierdzielać w świat. 

    Do Kelly ta wizja zaczęła coraz bardziej przemawiać. Nigdy nie narzekała na swój zawód, mimo że był najmniej prestiżowy ze wszystkich kryminalnych ścieżek kariery. Tak się jednak wychowała, może nawet taka się urodziła; w końcu mówiono, że ma fach w ręku. Jednak każdy chce w końcu przejść na emeryturę. Nie sądziła tylko, że jej własna nadejdzie w wieku 20 lat i to w tak dziwnych okolicznościach. 

    Plan po misji miała prosty — znaleźć Estheima. Z czystą kartą nie będzie musiała ukrywać się jak wampir przed dniem; przeszuka całą wyspę, aż go znajdzie, choćby miała zejść do piekła. A gdy już go znajdzie, porządnie nakopie mu do dupy za to, że tak ją wystawił. 

     Mimowolnie, patrząc jak słońce powoli chowa się za budynkami miasta wiele kilometrów stąd, zorientowała się że zaczęła myśleć o swojej przyszłości jako PO MISJI. Przeszłość stanie się PRZED MISJĄ. Przed misją byłam szarym złodziejem, a teraz, hej, patrzcie, przykładny obywatel!

    Czy była na to gotowa?  

      Nie. 

    Nie znała takiego życia — uczciwego życia. Nigdy nie pracowała w normalnym zawodzie, odkąd żyła na własny rachunek to żyła z drobniejszych i większych skoków. Zabierała tym, co mieli za dużo, a dawała sobie, która zawsze miała za mało. Z Estheimem wychowała się złodziejskiej wiosce na samej granicy Siódmego Okręgu — dalej była już tylko morze i Mroczna Wyspa. Nigdy nie żyła życiem normalnej nastolatki — nie chodziła na domówki, nie plotkowała z psiapsi o chłopakach, nie poszła na studia... Miała za to w życiorysie taką historię, o jakiej młode dziewczyny w jej wieku tylko czytały w internecie o tak zwanych BAD GIRLS — wdawała się w bójki, okradała sklepiki, jechała radiowozem policyjnym na tylnym jak i przednim siedzeniu, nigdy za to nie trafiła za więzienne kraty. 

   I nie zamierzała trafić. 

    Wbrew wszystkim złym myślom, jakie kierowała w stronę Biura i Calleana który stał się dla niej większym złem niż ninjagowska policja, chciała wykonać swoją rolę jak najlepiej. Przyłożyć się jak do największego skoku. Tym razem jednak i cel misji i jego nagroda wykraczały poza zwykłe szare reguły. 

     Ona, Kelly Shira Thifer, pospolity złodziej i kryminalista, zamierzała dokonać szlachetnego czynu i uratować syna Burmistrza Ninjago City. 

     Ewentualnie strzelić chłopakowi w łeb i zwalić na Busterrixa, gdyby gówniarz ją zdenerwowały. 

•••


      Mimo świadomości nieuchronnego startu zegara wszyscy zasnęli jak małe dzieci. Z rana bez zbędnych narzekań naszykowali się do misji jak do rodzinnej wycieczki. Przed wyjazdem Nakane pobłogosławiła ich i wydała ostatnie instrukcje, a potem każdy z nich w nieregularnych odstępach czasu wsiadł do nierzucającego się w oczy samochodu i został wywieziony do punktu spotkań, jaki wyznaczył Busterrix. 

      Przeglądając się przemijającym widokom szarych ulic Trzeciego Okręgu Kelly zastanawiała się, czy od razu dostaną kulki w łeb, czy po powitalnej herbatce. Czy Ace naprawdę niczego nie podejrzewał? Z drugie strony nie miał czego, jej drużyna mimo dwóch tygodni w dalszym ciągu była dla siebie obca, bez żadnego powiązania. Czy naprawdę zatrudnił tylko ich? Callean zapewniał, że zgłoszenia innych na pewno nie dotarły, biurowy informatyk-geniusz miał o to zadbać. Następnym, kluczowym pytaniem było: dlaczego Busterrix inwestował w nowicjuszy, skoro posiadał swoją własną bandę recydywistów. Od tak powierzy tak ważną misję w ręce obcych? 

     Od nadmiaru myśli wirowało jej w głowie, gdy wysiadła w kompletnie losowym miejscu, stojąc samotnie w smrodzie spalin jej taksówki. Rozejrzała się po niemrawej, wyludnionej części Trzeciego Okręgu, gdzie stacjonowały głównie zakłady produkcyjne — zamknięte w niedzielę. Było cicho, spokojnie, ponuro, w sam raz na spotkanie z łącznikiem Busterrixa. 

     Odpaliła w telefonie — "służbowym" ponieważ ich własne zostały zarekwirowane przez Biuro— opis miejsca spotkania, jaki dostała. Każdy z nich otrzymał inne miejsce i inne okoliczności na spotkanie z kimś od Ace'a. Zakładali że busterrixowi wysłannicy wpierw ich sprawdzą, a dopiero później doprowadzą do szefa; słuszna minimalizacja ryzyka. 

      Spod budki telefonicznej ruszyła wzdłuż ulicy, powoli włócząc nogami. Musiała przyznać, że adrenalina wyjątkowo szumiała jej w uszach, a oddech skakał. Zrugała sama siebie za nerwowe rozglądanie się na boki; w ten sposób ZUPEŁNIE nie wyglądała podejrzanie. Busterrix ma pomyśleć, że wie co robi i że robi to najlepiej. Oczywistością było że miała dziesięć lat doświadczeń w porywaniu dzieci/gówniarzy. 

    Po kwadransie doszła do (nie)zachęcającej kamienicy niedaleko fabryk. Pusta okolica zaczęła budzi podejrzenia, po drodze spotkała może z dwie osoby, które udały że jej nie widzą, a ona udała, że nie widzi ich. Sam budynek też wyglądał na opuszczony; wiało zadupiem. 

      Weszła do środka, kierując się po skrzypiących schodach na trzecie piętro do mieszkania jedenastego. To tam miała spotkać swojego łącznika; ciekawe kto to będzie. Yeti, czyli bodyguard Busterrixa o postawie mniej więcej 2x Bucket. Szczypior - prawdopodobna laska Busterrixa, takie miała przynajmniej przeczucie a jak nie to po prostu zdzira o zielonych włosach z tatuażem nawet na czole?

     Jakby nie było, gdy otworzyła drzwi, przywitała ją pustka. W następnej chwili poczuła ukłucie w szyję, nieprzyjemne ciepło, a potem ciemność. 

     Zaczęła mieć naprawdę mocne deja vu. 


•••


      Czyjś delikatny głos próbował wedrzeć się do jej świadomości, ale mózg skutecznie zatrzaskiwał mu drzwi przed nosem. Powieki były zbyt ociężałe by się podnieść i zidentyfikować otoczenie, a zmysły przytłumione, by rozpoznać słowa. Rzeczywistość w końcu zaczęła bardzo powoli do niej docierać, jakby wynurzyła się z wody. Delikatny głos zamienił się w irytujący, a ostre światło poraziło źrenice. 

     Gdy wyostrzyła wzrok, ujrzała  nieznajomą twarz, która pochylała się nad nią. Wrzasnęła i instynktownie chciała zerwać się na równe nogi, lecz zamiast tego uderzyła delikwenta z całej siły kolanem w brodę. 

     Tym razem bardzo szybko doszła do siebie, wpadając na rzeczywistość. Siedziała w miękkim skórzanym fotelu w przestronnym pomieszczeniu bez okien, z jednymi drzwiami, które były zamknięte. Serce podeszło jej do gardła, gdy zobaczyła same nieznajome twarze, nienależące ani do jej Kłopotów ani do bandy Busterrixa. W następnej chwili skupiła wzrok na osobie, którą znokautowała; w leżącym na ziemi chłopaku rozpoznała Walkera. Gdy jeszcze raz powiodła wzrokiem po grupie, wśród zgromadzonych wypatrzyła swoją ekipę, siedzącą osobną, bez podejrzeń.

     Odetchnęła z ulgą i pochyliła się nad Jayem. 

— Nigdy nie budź śpiącej kobiety — rzuciła, pomagając mu wstać. 

— Zapamiętam — uśmiechnął się krzywo, masując obolałą szczękę. Podczas krótkiego kontaktu wyczytali ze swoich twarzy to czego nie mogli powiedzieć. 

     Nie byli sami. 

     Prócz nich w pokoju znajdowała się jeszcze piątka randomowych osób, których nigdy wcześniej na oczy nie widzieli. Brawo, Biuro spierdzieliło sprawę już na starcie!. Busterrix zwerbował też innych. Nie sądziła że pierwsze kłopoty zaczną się tak szybko. 

     Nie zdążyła dobrze usadowić się w fotelu, gdy drzwi zlokalizowane na wprost niej otworzyły się. Wszyscy powiedli wzrokiem w tamtym kierunku, aby ujrzeć wysokiego chłopaka o jasnych blond włosach spiętych w niechlujnego kucyka. Stanął w progu, ułożył dłonie na biodrach i uśmiechnął się radośnie. Zbyt radośnie. 

     — Dobrze widzieć, że wszyscy dotarli cali i zdrowi! — oznajmił entuzjastycznie, klaskając w dłonie i wchodząc do pokoju. Spojrzał po twarzach zgromadzonych szukając odwzorowania swojej radości. Mimo że jej nie dostrzegł, nie spuścił z radosnego tonu, przypominające kierownika wycieczki szkolnej. — Nazywam się Urs, miło was poznać. — Skłonił się nisko. — Przez najbliższy czas będę nadzorował okres waszej asymilacji, jako nowych rekrutów. Przed nami piękny wspólnie spędzony czas, w ciągu którego mam nadzieję was poznać od zera lub — zawiesił głos i wygiął usta w dziubek, skupiając spojrzenie jasno szarych oczu na jedynej dziewczynie w tym gronie — odświeżyć stare znajomości. Hej, Kelly, kopę lat, co nie? 


•••

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz