[ 01 • house edge • ]


Gdzieś

33 dni do godziny Zero

    Odnosiła wrażenie, że tępy, pulsujacy ból rozsadzi jej czaszkę, a mięśnie oddzielą się od kości przez zbyt dużą dawkę prądu, którą został potraktowany jej organizm. Świadomość odzyskała już dobre pół godziny temu na posadzce w pustym pomieszczeniu, ale dopiero niedawno została przyprowadzona przez anonimowego faceta – który nic sobie robił z jej oporu, krzyków, gróźb i wyzwisk – do obecnego pokoju, w którym stały tylko dwa krzesła i stolik. Od tamtej pory nikt się nią nie zainteresował. A ona wiele by dała, żeby dorwać gościa, który ją tak urządził; ustawi paralizator na taką moc, że z kolesia zostaną suszone chipsy.

    W tamtej chwili mogła jedynie czekać, zastanawiając się, co poszło nie tak z tym dniem.

    Wiedziała, kobieca intuicja biła na alarm, aby nie ruszać się z domu w ten pochmurny poniedziałkowy wieczór. Gdyby posłuchała się własnego rozumu, nie siedziałaby teraz na twardym, metalowym krześle, a jej nadgarstków nie krępowałyby zimne kajdanki.

    Wyszła z mieszkania, nie dostrzegając niczego podejrzanego Spokojnym marszem ruszyła w stronę przystanku, skręciła w boczną uliczkę, którą zawsze chodziła. Aż na wyjściu drogę zajechało jej czarne volvo. Jej umysł, przez tyle lat nawykły do ciągłej czujności i przewidywania zagrożeń, wysłał sygnał ostrzegawczy numer jeden. A potem numer dwa, gdy z samochodu wysiadła para mężczyzn.

    – Kelly Thifer? – zapytał pierwszy z nich, z twarzy podobny do buldoga, którego uderzył tir.

    – Nie – odparła natychmiast, udając zdziwienie. Buldog zerknął na swojego kolegę, przypominającego uschniętą modliszkę, i oboje równocześnie ruszyli w jej kierunku. Nie dali się zrobić w głupa, a szkoda, wyglądali na takich.

    Niedobrze – pomyślała, robiąc krok w tył i wkładając prawą dłoń do kieszeni czarnej ramoneski. Zacisnęła ją na małym metalowym pudełeczku.

    – Mamy polecenie odtransportować cię do jednego miejsca, nie stawiaj oporu, a pójdzie szybko i bezboleśnie – oznajmił dyplomatycznym tonem buldog, nie zatrzymując się.

    – A jeśli odmówię?

    – Pójdzie szybko, ale boleśnie.

    Prychnęła na ten bardzo przekonywujący argument i gdy mężczyzna znalazł się w dostatecznie bliskiej odległości, potraktowała jego wyłupiaste oczy gazem pieprzowym.

    Zaskoczony buldog zaklął siarczyście, zginając się wpół, a jego kolega po chwili konsternacji ruszył w kierunku dziewczyny z szybkim zamiarem obezwładnienia jej. W końcu mogła mieć tylko z metr siedemdziesiąt z tym brązowym kucykiem zawiązanym na czubku głowy, co mogło pójść źle?

    Wszystko – gdy tylko doskoczył do niej ta dosłownie w ostatniej chwili uskoczyła w bok, a on niemal wpadł na pobliską ścianę. Była od niego znacznie mniejsza, ale co za tym idzie – szybsza. Mogli tak uciekać od siebie aż buldog doszedłby do siebie, ale ona nie chciała na to pozwolić. Po kolejnym uniku zsunęła z ramion plecak, zamachnęła się i z całej siły uderzyła modliszkę w głowę. Cios nie był potężny, ale zdołał ogłuszyć mężczyznę, a ona wykorzystała to i czym prędzej skierowała swoje kroki do wyjścia z alejki, idąc tyłem, aby nie dać się podejść.

    I co prawda nie dała się podejść modliszce i buldogowi, którzy byli zajęci zbieraniem dumy z ziemi, jednak skupiwszy się na nich, nie usłyszała jak do zabawy dołączyła kolejna osoba.

    – Czemu wszystko muszę za was kończyć?

    Mentor zawsze powtarzał, że jej główną słabością był brak podzielności uwagi. Przypomniała sobie słowa tego starego pijaka, gdy usłyszała za uchem cichy głos. Nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, poczuła na szyi chłodny metal, a w następnej sekundzie po jej ciele rozniosła się wiązka voltów.

    Świat w jednej chwili pokryły kolorowe plamki, a mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Poczuła jak osuwa się na ziemię. Zanim wszystko dostatecznie pochłonęły czarne macki nieświadomości, przez myśl przeszło jej jedno zasadnicze pytanie: czemu życie tak mnie nienawidzi?

    Mimo upływu czasu jaki nastąpił po tym, jak odzyskała przytomność, w dalszym ciągu nie potrafiła odpowiedzieć na swoje własne pytanie. Zaczęła się z kolei zastanawiać nad kolejnymi: Kogo tym razem wkurzyła, że jej się obrywało? Kim byli tamci mili panowie? Czyżby jakaś osoba, której w przeszłości zaszła za skórę, wpadła na jej trop i szukała zemsty?

    Jeśli tak było, miała do przeanalizowania długą listę osób, które mogły zlecić jej porwanie. Z drugiej strony, może to wymiar sprawiedliwości wreszcie się o nią upomniał? Nie, byli zbyt głupi, aby ją namierzyć...

    Zmieniła tok myślenia, gdy za plecami usłyszała cichy zgrzyt zamka w drzwiach. Jej ciało momentalnie napięło się w gotowości do konfrontacji. Wciąż czuła lekkie otumanienie, ale wiedziała, że zdoła się obronić – o ile wcześniej uwolni się z kajdanek przypiętych do oparcia krzesła.

    Do pokoju weszła jedna osoba, ciężko stawiając kroki; powoli obeszła stolik i zajęła miejsce, a ona mogła spojrzeć na... kompletnie randomowego mężczyznę. Szybko przeanalizowała jego wygląd chcąc stwierdzić, czy miała do czynienia z policjantem czy innym agentem, czy może jednak z kimś spoza linii sprawiedliwości.

    Czarna marynarka, tego samego koloru koszula i kamizelka, kompletnie nie pasowały do stereotypowego policjanta, może jedynie do kogoś wyższego rangą. Jednak to stalowoniebieskie oczy najbardziej przyciągnęły jej uwagę – twarde, nieugięte, całkowicie wyprane z litości, nawet wobec kogoś niewinnego. Kim on, do cholery, był? Prokuratorem? Bezwzględnym mordercą? A może... alfonsem? Próbowała go zaklasyfikować, ale każda kolejna możliwość zdawała się bardziej absurdalna niż poprzednia.

    – Wyspana? – zapytał, a jej ciało zesztywniało, gdy tylko usłyszała ten głos. Zacisnęła pięści, starając się zachować spokój. Przed sobą miała człowieka, który potraktował ją paralizatorem. Ile by dała, żeby teraz móc mu się zrewanżować w dokładnie taki sam sposób...

    Zignorowała jego pytanie, a on, zupełnie niewzruszony, mówił dalej:

    – Wybacz za takie traktowanie, ale nie zostawiłaś nam dużego wyboru.

    Nie powstrzymała głupiej miny, unosząc wysoko brwi. Co jak co, spodziewała się wszystkiego, oprócz przeprosin.

    – Bo normą jest, że młode kobiety wsiadają z dwójką nieznanych typów do samochodu i dają się wywieść Bóg wie gdzie – sarknęła, poprawiając się na twardym krześle.

    Mężczyzna wzruszył ramionami i położył położył dłonie na stole. Dopiero teraz dostrzegła na blacie grubą teczkę, którą musiał tam wcześniej zostawić.

    – Domyślaliśmy się, że możesz być... problematyczna – przyznał, rozkładając lekko dłonie.

    – A wy upierdliwi – burknęła, starając się nie patrzeć na teczkę. – Kim jesteś, czego chcesz, dla kogo pracujesz? – zaczęła od serii pytań, przejmując inicjatywę. Nie cierpiała niepewności.

    – Wbrew temu, co sobie wyobrażasz, nie jestem ani gliną, ani nikim na usługach twoich dawnych... klientów czy ofiar – odparł spokojnie.

    On wie.

    Myśl ta przeleciała jej przez głowę jak zimny podmuch wiatru, sprawiając, że wzdrygnęła się. Mimo woli zerknęła na teczkę, a on powoli przesunął ją w jej stronę.

    On wie.

    – Myślę, że jestem kimś znacznie gorszym – rzucił bez cienia emocji.

    Otworzył teczkę, a ona wpierw zobaczyła swoje zdjęcie: nie takie jak w policyjnych aktach, raczej zwykły wydruk z jakiejś kamery, która uchwyciła ją, gdy szła chodnikiem bez maski i kaptura na głowie, dzięki czemu dało się rozpoznać twarz. Spojrzała w swoje własne niebieskie oczy, po czym przeczytała dane, zamieszczone pod spodem.

Imię: Kelly

Nazwisko: Thifer

Lat: 20

Obszar działania: Norderia. Do 2016 r. okolice 5, 6 i 7 Okręgu; od stycznia 2016 r. - Okręg Drugi; od września 2017 Okręg Pierwszy, Brightmoore.

Rodzaj przestępczości: Złodziej, kieszonkowiec, włamywacz.

Ilość przestępstw: ok. setki.

    Oderwała wzrok od dokumentów i powoli spojrzała na mężczyznę.

    – Były złodziej – podkreśliła, starając się nie dać po sobie poznać zdenerwowania. – Macie błąd w aktach.

    – Co nie zmienia faktu, że twoje CV jest imponujące, prawda? – spytał i przekręcił kartkę, a ona przebiegła wzrokiem po zapiskach.

    Zapiskach swoich skoków. Nie wszystkich, ale tych większych – jak okradzenie prezesa firmy budżetowej, brawurowy skok na willę pewnego nadętego milionera czy sprzątnięcie sprzed nosa cennego naszyjnika starej wdowy. Sądziła, że nikt nie znał szczegółów tych akcji. Policja z pewnością nigdy nie powiązała jej, zwykłej dwudziestolatki, z zamaskowaną złodziejką, którą świat przestępczy znał jako "Shira".

    A jednak siedzący naprzeciw niej mężczyzna miał w rękach nie tylko pełne dane, ale również dowody – solidne, wystarczające, by bez wysiłku zamknąć ją w więzieniu na długie lata. Ileż osób marzyłoby o tym, by dorwać legendarną złodziejkę, która odbierała bogatym pasibrzuchom spokojny sen.

    Niedobrze.

    Poczuła, jak zimny pot oblewa jej kark, a krew odpływa z twarzy. Uniosła wzrok i spojrzała na niego z napięciem.

    – Kim ty u diabła jesteś? – spytała. Nie był gliną; raczej ucieleśnieniem koszmarów każdego przestępcy. Kimś kto zejdzie i do samego piekła, aby dopaść swój cel.

    Miała przesrane.

    – Mieszkasz w Brightmoore od kilku miesięcy, dodatkowo nigdy nie miałaś bezpośredniej styczności z agencjami federalnymi, więc mogłaś o nas nie słyszałaś – odezwał się po krótkiej pauzie. Podsunął jej wizytówkę; pochyliła się nad nią.

    – Biuro Spraw Niewyjaśnionych? – odczytała na głos i parsknęła nerwowym śmiechem. – Głupszej nazwy nie było?

    Zignorował przytyk i wymienił wizytówkę na służbową legitymacją. Thifer spojrzała na plakietkę, na ten sam kwadratowy ryj, jaki oglądała na żywo, na kruczoczarne włosy ułożone w idealną fryzurę i na te niebieskie, lodowate oczy. Jej wzrok zatrzymał się na podpisie: „Zack Callean, Generalny Inspektor CEO Pierwszego Okręgu BSN"

    W jednej chwili odechciało jej się żartów. Miała przed sobą grubą rybę. Niemal najgrubszą z możliwych. Prawdopodobnie jedną z najbardziej wpływowych osób, chociaż jego młody wygląd nijak nie pasował do powagi tej funkcji. Dałaby mu raczej rangę zadzierającego nosa komisarza.

    Co nie zmieniało faktu, że miała przesrane.

    – Biuro jest organem nadrzędnym nad zwykłą, okręgową policją – odezwał się, wzdychając ciężko, jakby rozmowa zaczynała go nudzić. – Niewyjaśnione zaginięcia i porwania, morderstwa niewpisujące się w żaden modus operandi, anonimowi hakerzy robiący burdel w zabezpieczeniach, czy nieuchwytni złodzieje, siejący postrach wśród bogaczy i podnoszący ciśnienie dzielnicowym. – Znacząco zerknął na nią, a jego wzrok mówił "brzmi znajomo?". – W skrócie zajmujemy się sprawami większego kalibru niż sąsiedzkie kłótnie i zaginione dokumenty. Nie rzucamy się w oczy i większość przestępców dowiaduje się o naszym istnieniu dopiero na pierwszym – i ostatnim – spotkaniu. Takim jak to.

    Zapadła cisza. Thifer niemal wypluła z siebie sarkastyczne: „I każdego traktujecie paralizatorem w kark?" Jednak ostatecznie zacisnęła zęby i rzuciła:

    – Dobra, pochwaliłeś się, a teraz wyjaśnij z łaski swej nieuczesanej, co to oznacza dla mnie? Zamykacie mnie od razu, czy będziesz się jeszcze trochę produkować?

    Callean niespiesznie wsunął wizytówkę i legitymację do wewnętrznej kieszeni marynarki, jakby celowo ignorował jej irytację.

    – Sprawa jest prosta. Potrzebujemy ciebie i twoich umiejętności do jednego zadania – oznajmił takim tonem, jakby dziwił się, że Kelly sama na to nie wpadła.

    Jej brew powędrowała w górę w niemym zdumieniu.

    – Nie, sprawa wcale nie jest prosta – powiedziała, powoli cedząc słowa. – Albo ty jesteś durny, albo ja, ale nie rozumiem, czemu jakieś biuro, które zajmuje się wyłapywaniem przestępców, z dupy prosi (byłego, ale jednak) przestępcę o pomoc! – Pochyliła się gwałtownie do przodu i gdyby nie kajdanki przykute do krzesła zerwałaby się z miejsca. – To jakiś żart? Ukryta kamera? Cyrk na kółkach? Gdzie się, do cholery, podziała logika?!

    – Możliwe, że wyskoczyła przez okno, ale niektóre misje wymagają właśnie jej braku – zawyrokował. Sensei się znalazł.

    Kelly potrząsnęła głową z niedowierzaniem, a kilka kosmyków opadło jej na twarz.

    – Nie, nie, nie. Nie mam zamiaru iść z wami na żaden układ. Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka? Że nie wrobicie mnie w kolejne przestępstwo, które tylko zwiększy mój wyrok? Pieprz się.

    Callean zabrał teczkę i przewertował kilka kartek.

    – Cóż, myślę, że w końcu sama się zgodzisz, nie bacząc na brak logiki. – Podsunął jej z powrotem teczkę. – Ponieważ zależy ci, aby światła dnia nie ujrzała szczególnie jedna misja, prawda?

    Przez chwilę mierzyła się z nim wzrokiem, chcąc sprawdzić czy blefował. W końcu powoli spojrzała na stronę zatytułowaną „Napad na letnią rezydencję Ragnarsonów". Jej serce jakby na moment przestało bić, po czym przyspieszyło szaleńczo. Fala niechcianych wspomnień uderzyła w nią z pełną siłą.

    To miała być ostatnia misja, ostatni skok, dzięki któremu ustatkowaliby się do końca życia. Koniec z napadami, z życiem w stresie i ciągłym ukrywaniem się. Wyjechaliby gdzieś daleko, daleko od smrodu tej wyspy, od wszystkich złych wspomnień. W innym kraju mogliby rozpocząć nowe życie – normalne, takie, jakie powinni prowadzić jako młodzi ludzie, a którego dotąd nie mieli szansy doświadczyć.

    To była jedna z tych utopijnych wizji, o których marzył każdy przestępca – misja doskonała. I z tego względu nie mogła się udać. Ponieważ była zbyt piękna.

    Doświadczenie, które zdobyli przez lata powinno ich przestrzec przed zbytnią pewnością siebie. Letnia rezydencja Ragnarsonów stanowiła marzenie wielu złodziei – pełna przepychu i drogocennych przedmiotów niemal przyciągała do siebie. Jeden eksponat szczególnie przyciągał uwagę jej partnera, mimo że z pozoru wydawał się błahy – ot, zwykły kieszonkowy zegarek. Jednak koneserzy i doświadczeni złodzieje znali jego ukrytą wartość.

    Tissot Bridgemoore Savonnette Mechnical, zegarek kieszonkowy szwajcarskiej produkcji wykonany na specjalne zamówienie jednego z Premierów Norderii. Charakteryzował się okrągłą kopertą o szerokości 45 mm i grubości 10 mm. Dodatkowo, co unikatowe na czas produkcji posiadał wodoszczelność na poziomie 3 bar i rezerwę chodu 46 godzin. Zachwycał nie tylko sam mechanizm, jednak również wygląd zewnętrzny – srebrna koperta zdobiona delikatnymi, grawerowanymi wzorami w formie ornamentalnych motywów, biała, stalowa tarcza z rzymskimi cyframi oraz cienkimi, czarnymi wskazówkami oraz ozdobna koronka do nakręcania mechanizmu.

    Jej partner znał wartość tego zegarka, dlatego tak naciskał na ten skok. "Wiesz, ile za to dadzą na czarnym rynku? Kolekcjonerzy będą się o to zabijać, a my ustatkujemy się do końca życia, Shira, rzucimy wreszcie to wszystko!" – powtarzał jeszcze na kilka godzin przed skokiem. Zapewniał, że będzie to ich ostatni i faktycznie mógł się takim okazać.

    Informacja, że zegarek został przeniesiony do letniej rezydencji Ragnarsonów okazała się prowokacją. Przedmiotu wcale nie było w środku, za to znajdowali się tam agenci służb federalnych, może nawet i BSN, nie zwróciła uwagi zbyt zajęta wychodzeniem z opresji. Zdołali uciec, ale jakim kosztem? Tożsamość jej partnera została ujawniona, gdy jeden z agentów w trakcie szamotaniny zerwał mu maskę. Na dodatek ochroniarz odniósł poważne obrażenia i trafił do szpitala. Nie wiedziała – i nie chciała wiedzieć – czy udało mu się przeżyć.

    Uznał, że nie mógł jej narażać, nie mógł pozwolić, że ktoś powiąże go z jej osobą – ten jeden pieprzony raz chciał zachować się jak mężczyzna. Więc na kilka dni po napadzie obudziła się, a jego już nie było. Nie było go w mieszkaniu, ani w mieście. Może nie było go już nawet w kraju. Nie wiedziała. Bo od tej misji, od prawie dwóch miesięcy, nie miała z nim kontaktu.

    To był ostatni skok, w jakim brała udział i po którym rzuciła przestępczą karierę. Została zmuszona spróbować zacząć normalnie żyć, jakby nic się nie stało; zaszyć się gdzieś i przeczekać. Jednak ten pieprzony Callean wyciągał to wszystko na światło dnia, wyciągnął z najgłębszych zakamarków; odkrył coś, czego nie powinien odkryć nikt nigdy.

    – Przedstawię sprawę krótko – odezwał się Callean, gdy ona milczała, tępo wpatrując się w stół. – Jeśli przystaniesz na naszą propozycję, twoje akta zostaną wyczyszczone. A jeśli się spiszesz, pomyślę też nad wyczyszczeniem karty twojemu współpracownikowi. – Nawet nie zareagowała, bo zwyczajnie nie uwierzyła. – Ta teczka zostanie spalona, a wraz z nią wszystkie informacje o tobie, o twoich wyczynach. Będziesz... wolna; bez czarnej przeszłości w końcu zaczniesz żyć normalnie. Z kolei gdy zgodzisz się, ale nas zdradzisz, albo w ogóle się nie zgodzisz, konsekwencje będą dwie. Pierwsza to oczywiście natychmiastowy wyrok więzienia na dwanaście lat bez możliwości wpłacenia kaucji, ani przedterminowego zwolnienia, no i oczywiście konieczność wypłacenia odszkodowań poszkodowanym.

    Podsunął jej kolejny papier, na który nie spojrzałaby, gdyby nie jego dalsze słowa.

    – Drugą konsekwencję odczuje twój były współpracownik. Jak myślisz, jak żyje się Estheimowi na wolności?

    Poderwałą głowę na dźwięk tego imienia i od razu spojrzała na kartkę. Na zdjęciu młody chłopak odwracał się przez ramię, naciągając na głowę kaptur, spod którego wystawały kosmyki brąz włosów. Kelly zapatrzyła się w jego oczy koloru młodej trawy, oczy, które były zmuszone na każdym kroku wypatrywać zagrożenia. Powoli spojrzała na datę. Kamera uchwyciła go raptem tydzień temu. O ile była to prawda, o ile Biuro faktycznie wiedziało, gdzie był Estheim, przy zgromadzonych dowodach on...

    – I jak? – odezwał się, cierpliwie czekając. – Nadal masz wątpliwości, czy wyraziłem się dostatecznie jasno?

    Nie odrywając od niego wzroku, położyła na stole rozkute kajdanki, a obok nich kluczyk, który ukradła strażnikowi w czasie szamotaniny.

    Callean uśmiechnął się półgębkiem.

    – Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś w formie.

•••

    – Wcielone zło z ciebie.

    Zack zamknął drzwi sąsiadujące z pokojem przesłuchań i spojrzał na swoją partnerkę, unosząc wysoko brwi. Po przeprowadzonej rozmowie z Thifer wrócił do pomieszczenia, w którym cała konwersacja była na żywo oglądana przez jego prawą rękę.

    – Doprawdy?

    Niska Azjatka o krótkich czarnych włosach ściętych do ramion odwróciła się w jego stronę, gdy zasiadł przed komputerem, odkładając na bok dokumenty.

    – Ah tak, dlatego myślę, że diabeł w piekle już pakuje walizki i zwalnia ci miejsce na tronie – oznajmiła, wrzucając do buzi ostatniego nerkowca. Oglądając wymianę zdań między Calleanem a Thifer, zdążyła zjeść całą paczkę. – Potraktowałeś ją chyba najostrzej z całej bandy, nie sądzisz? Ładnie to tak napastować kobietę?

    Mężczyzna spojrzał na pozostałe teczki, leżące obok laptopa. Do jednej z nich włożył podpisaną przez Thifer umowę.

    – Oni wszyscy mieli coś cennego do stracenia, jeśliby odmówili – mruknął i potarł zaczerwienione oczy. Od kilku tygodni praktycznie nie przespał całej nocy, lecz sprawa była zbyt wielkiej wagi, sen był więc mało atrakcyjny. – Ona teoretycznie nie miała co stracić. Teoretycznie. – Zerknął na zdjęcie partnera Thifer, które leżało na wierzchu jej teczki.

    Kobieta powędrowała za jego spojrzeniem.

    – Naprawdę dotarłeś tak głęboko?

    Spojrzał na nią wymownie, jakby ubodła w jego dumę.

    – Okej, okej nie podważam twoich zdolności. Ani nie pytam kogo musiałeś szantażować, a ilu pobić, żeby dotrzeć do tej informacji – mruknęła pod nosem.

    – Sprawa jest zbyt wielkiej wagi, Megan – oznajmił, jakby to zniwelowało wszystkie jego grzechy i grzeszki. – Jeśli oni zawalą, my pójdziemy na dno razem z nimi. Trzeba wytoczyć wszystkie działa, jakie mamy, aby nie dać im spieprzyć tej misji.

    – Zabawne, że swoją przyszłość opieramy na tym, jak spisze się banda przestępców, co nie? – zaśmiała się niewesoło.

    – Piekielnie zabawne, Meg, piekielnie zabawne – sarknął, wzdychając ciężko, bo rozmowa z Thifer nie była najcięższą, jaką przyjdzie mu jeszcze przeprowadzić.

¯·.¸¸.·'¯·.¸¸.->-.¸¸.·'¯'·.¸¸.·'¯

*House Edge - średnia kwota, jaką kasyno zarobi z każdego zakładu w dłuższej perspektywie. "Dom zawsze wygrywa."


Komentarze

  1. "Daj znać jak się podobało! Każdy komentarz to jeden kopniak w dupę dla leniwej autorki <3 "

    Sorka ale z naszego Duo to ja jestem leniwa autorka 🤣🤣. Okey zostawiam ten kom dla kopniaka motywującego

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty