niedziela, 5 grudnia 2021

[ PR ] 01 • gdzie logika wyskakuje przez okno •










 Gdzieś

34 dni do godziny Zero

      Odnosiła wrażenie, że tępy ból zaraz rozsadzi jej czaszkę, a mięśnie oddzielą się od kości przez zbyt dużą dawkę voltów. Niech no tylko dorwie gościa, który ją tak urządził, a ustawi paralizator na taką moc, że z kolesia zostaną suszone chipsy.

     Wpierw jednak musiała rozwiązać inny problem.

     Wiedziała, kobiecą intuicję biła na alarm, by nie ruszać się z domu w ten pochmurny poniedziałkowy wieczór. Gdyby posłuchała się własnego rozumu, nie siedziałaby teraz na twardym, metalowym krześle, a jej nadgarstków nie krępowałyby zimne kajdanki. Świadomość odzyskała już dobre pół godziny temu na chłodnej posadzce w pustym pomieszczeniu, ale dopiero niedawno została przyprowadzona przez anonimowego faceta – który nic sobie robił z jej oporu, krzyków, gróźb i wyzwisk – do obecnego pokoju, w którym stały tylko dwa krzesła i stolik. Od tamtej pory nikt się nią nie zainteresował.

     Siedziała więc i czekała.

     Czekała, zastanawiając się, co poszło nie tak z dzisiejszym dniem.

     Wyszła z mieszkania, nie dostrzegając niczego podejrzanego. Spokojnym marszem ruszyła w stronę przystanku, skręciła w boczną uliczkę, którą zawsze chodziła. Aż drogę zajechało jej czarne volvo. Jej umysł, przez tyle lat nawykły do ciągłej czujności i przewidywania zagrożeń, wysłał sygnał ostrzegawczy numer jeden. A potem numer dwa, gdy z samochodu wysiadła para mężczyzn.

      – Kelly Thifer? – zapytał od razu pierwszy z nich, z twarzy podobny do buldoga, którego uderzył tir.

      – Nie – odparła natychmiast, udając zdziwienie. Buldog zerknął na swojego kolegę, przypominającego uschniętą modliszkę, i oboje równocześnie ruszyli w jej kierunku. Nie dali się zrobić w głupa, a szkoda, wyglądali na takich.

     Niedobrze – pomyślała, robiąc krok w tył i wkładając prawą dłoń do kieszeni czarnej ramoneski. Zacisnęła ją na małym metalowym pudełeczku.

      – Mamy polecenie odtransportować cię do jednego miejsca, nie stawiaj oporu, a pójdzie szybko i bezboleśnie – oznajmił dyplomatycznym tonem buldog, nie zatrzymując się.

      – A jeśli odmówię?

      – Pójdzie szybko, ale boleśnie.

      Prychnęła na ten bardzo przekonywujący argument i gdy mężczyzna znalazł się w dostatecznie bliskiej odległości, potraktowała jego wyłupiaste oczy gazem pieprzowym.

      Zaskoczony buldog zaklął siarczyście, zginając się wpół, a jego kolega po chwili konsternacji ruszył w kierunku dziewczyny z szybkim zamiarem obezwładnienia jej. W końcu mogła mieć tylko z metr siedemdziesiąt z tym brązowym kucykiem zawiązanym na czubku głowy, co może pójść źle?

      Wszystko, gdy ta dziewczyna okaże się mistrzynią w grę w zbiajaka  – gdy tylko doskoczył do dziewczyny ta dosłownie w ostatniej chwili uskoczyła w bok, a on niemal wpadł na pobliską ścianę. Była od niego znacznie mniejsza, ale co za tym idzie – zwinniejsza. Mogli tak uciekać od siebie i uciekać, zanim buldog nie doszedłby do siebie, ale ona nie chciała na to pozwolić, więc po kolejnym uniku zsunęła z ramienia plecak, zamachnęła się i z całej siły uderzyła modliszkę w głowę. Cios nie był potężny, ale zdołał ogłuszyć mężczyznę, a ona wykorzystała to i czym prędzej skierowała swoje kroki do wyjścia z alejki, idąc tyłem, aby nie dać się podejść.

      I co prawda nie dała się podejść modliszce i buldogowi, którzy byli zajęci zbieraniem dumy z ziemi, jednak skupiwszy się na nich, nie usłyszała jak do zabawy dołącza kolejna osoba.

      – Czemu wszystko muszę za was kończyć?

      Mentor zawsze jej powtarzał, że jej główną słabością był brak podzielności uwagi. Przypomniała sobie słowa tego starego pijaka, gdy usłyszała za uchem cichy głos. Nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, poczuła na szyi chłodny metal, a w następnej sekundzie po jej ciele rozniosła się wiązka voltów.

      Świat w jednej chwili pokryły kolorowe plamki, a mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Poczuła jak osuwa się na ziemię. Zanim wszystko dostatecznie pochłonęły czarne macki nieświadomości, przez myśl przeszło jej jedno zasadnicze pytanie: czemu życie tak mnie nienawidzi?

      Mimo upływu czasu jaki nastąpił po tym, jak odzyskała przytomność, w dalszym ciągu nie potrafiła odpowiedzieć na swoje własne pytanie. Zaczęła się z kolei zastanawiać nad kolejnymi: Kogo tym razem wkurzyła, że jej się obrywało? Kim byli tamci mili panowie? Czyżby jakaś osoba, której w przeszłości zalazła za skórę, wpadła na jej trop i teraz szukała zemsty?

      Hm, jeśli tak było, miała do przeanalizowania długą listę osób, które mogły zlecić jej porwanie. Z drugiej strony, może to wymiar sprawiedliwości wreszcie się o nią upomniał? Nee, byli zbyt głupi, aby ją namierzyć...

      Zmieniła tok myślenia, gdy usłyszała jak zamek w drzwiach, znajdujących się za jej plecami zgrzyta cicho. Napięła mięśnie, szykując się do konfrontacji. Była jeszcze lekko otumaniona, ale przyłożyć w nos da radę. Jak tylko pozbędzie się kajdanek, przypiętych do krzesła.

      Do pokoju weszła jedna osoba, ciężko stawiając kroki; powoli obeszła stolik i zajęła miejsce, a ona mogła spojrzeć na... na kompletnie randomowego młodego mężczyznę. Szybko przeanalizowała jego wygląd chcąc stwierdzić, czy miała do czynienia z policjantem czy innym agentem, czy może jednak z kimś spoza linii sprawiedliwości.

      Czarna marynarka i tego samego koloru koszula niezapięta na ostatni guzik kompletnie nie pasowały do zwykłego gliny, może jedynie do kogoś wyższego rangą. Stalowoniebieskie oczy nie należały też do adwokata; nie było w nich ni grama litości nawet dla niewinnych. Więc kto? Prokurator? Morderca? Alfons?!

      – Wyspana? – zapytał, a ona zesztywniała na dźwięk jego głosu. Zacisnęła pięści, starając się zachować spokój. Przed sobą miała osobę, która potraktowała ją paralizatorem. Ile by dała, żeby odwdzięczyć się w taki sam sposób...

       Nie odpowiedziała, więc mężczyzna spokojnie kontynuował:

       – Wybacz za takie traktowanie, ale nie dałaś nam dużego wyboru. – Nie powstrzymała głupiej miny, unosząc wysoko brwi. Co jak co, spodziewała się wszystkiego, oprócz przeprosin.

      – Bo normą jest, że młode kobiety wsiadają z dwójką nieznanych gachów do samochodu i dają się wywieść Bóg wie gdzie – sarknęła, poprawiając się na twardym krześle.

      Mężczyzna wzruszył lekko ramionami i położył dłonie na stole. Dopiero teraz dostrzegła na blacie grubą teczkę, jaką tam wcześniej rzucił.

      – Domyślaliśmy się, że możesz być... problematyczna – przyznał, rozkładając lekko dłonie.

      – A wy upierdliwi – burknęła, starając się nie patrzeć na teczkę. – Kim jesteś, czego chcesz, dla kogo pracujesz? – zaczęła od serii pytań, przejmując inicjatywę. Nie cierpiała niepewności.

      – Wbrew temu, co zapewne myślisz, nie jestem ani gliną, ani nikim na posyłkach twoich dawnych... klientów/ofiar.

     On wie, przemknęło jej przez myśl. Poczuła jak jej serce zwalnia. Mimo woli spojrzała na teczkę, a on przesunął ją w jej kierunku.

      On wie.

      – Myślę, że raczej kimś, kto łączy obie te branże. – Otworzył teczkę, a ona wpierw zobaczyła swoje zdjęcie: nie takie jak w policyjnych aktach, raczej zwykły wydruk z jakiejś kamery, która uchwyciła ją, gdy szła chodnikiem bez maski i kaptura na głowie, dzięki czemu dało się rozpoznać twarz. Spojrzała w swoje własne niebieskie oczy, po czym przeczytała dane, zamieszczone pod spodem.

Imię: Kelly

Nazwisko: Thifer

Lat: 20

Obszar działania: Ninjago Island

Rodzaj przestępczości: Złodziej

      Oderwała wzrok od papierów i powoli spojrzała na mężczyznę.

      – Były złodziej – podkreśliła, starając się nie dać po sobie poznać zdenerwowania. – Macie błąd w aktach.

      – Co nie zmienia faktu, że twoje CV jest dosyć bogate, czyż nie? – spytał i przekręcił kartkę, a ona przebiegła wzrokiem po zapiskach.

      Zapiskach swoich skoków. Nie wszystkich, ale tych większych, jak okradnięcie prezesa firmy budżetowej, szybki skok na willę jednego grubego bogatego gościa, zwinięcie sprzed nosa cennego naszyjnika starej wdowy... Sądziła, że nikt nie zna konkretów tych akcji. Ba, co więcej, do tej pory policja nie powiązała zwykłej szarej 20-latki ze zamaskowaną złodziejką, która w swoim środowisku była znana tylko jako "Shira".

     A siedzący przed nią mężczyzna nie dość, że miał informacje o jej prawdziwych danych oraz o największych skokach, to jeszcze miał dowody – solidne dowody, dzięki którym bez zbędnego wysiłku wsadzi ją do więzienia. Wielu chciałoby być na jego miejscu, dorwać nieuchwytną złodziejkę, która tylu bogatym pasibrzuchom spędzała sen z powiek.

     Niedobrze.

      Poczuła jak oblewają ją zimne poty, a krew odpływa z twarzy. Z powrotem zawiesiła wzrok na mężczyźnie.

     – Kim ty u diabła jesteś? – spytała. Nie był gliną; raczej ucieleśnieniem koszmarów każdego przestępcy, kimś kto zejdzie i do samego piekła, aby dopaść swój cel. Miała przesr-

      – Mieszkasz w Ninjago City od niedawna, więc mogłaś o nas nie słyszałaś – odezwał się po minucie ciszy, na co zmarszczyła brwi, ale pozwoliła mu kontynuować. Podsunął jej wizytówkę, pochyliła się nad nią.

      – Biuro do Spraw Dziwnych i Niewyjaśnionych? – odczytała i nie powstrzymała prychnięcia. – Dłuższej nazwy nie było?

     Zignorował przytyk i zabrał papierek, by zastąpić go służbową legitymacją. Thifer spojrzała na plakietkę, na ten sam kwadratowy ryj, jaki oglądała na żywo, na kruczoczarne włosy nieułożone w żadną konkretną fryzurę, i na te niebieskie, lodowate oczy. Po czym odczytała: „Zack Callean, Generalny Inspektor oraz Zastępca Dyrektora BdSDiN".

     W jednej chwili odechciało jej się żartów. Miała do czynienia z grubą rybą. Niemal najgrubszą z  możliwych, prawdopodobnie jedną z najbardziej wpływowych osób, mimo że młody wygląd Calleana wcale na to nie wskazywał. Dałaby mu raczej rangę zadzierającego nosa komisarza.

     Co nie zmieniało faktu, że miała przesrane.

     – Biuro zajmuje się sprawami, które przewyższają kompetencje policji – odezwał się, wzdychając ciężko, jakby rozmowa zaczynała go nudzić. – Niewyjaśnione zaginięcia i porwania, morderstwa niewpasowujące się w żaden modus operandi, anonimowi hakerzy robiący burdel w zabezpieczeniach, czy nieuchwytni złodzieje, siejący postrach wśród bogaczy i podnoszący ciśnienie dzielnicowym. – Znacząco zerknął na nią, a jego wzrok mówił "brzmi znajomo?". – Nie rzucamy się w oczy i większość przestępców dowiaduje się o naszym istnieniu dopiero na pierwszym – i ostatnim – spotkaniu. Takim jak to.

     Zapadła chwila cisza; Thifer zmieliła w ustach sarkastyczne "I każdego traktujecie paralizatorem w kark?". W końcu odezwała się:

      – Dobra, pochwaliłeś się, a teraz wyjaśnij z łaski swej nieuczesanej, co to oznacza dla mnie? – spytała, wysilając się na spokojny ton. – Od razu wpakujecie mnie za kraty, czy co, bo nie rozumiem, o co ta gadka.

     Callean niespiesznie schował wizytówkę i legitymację do wewnętrznej kieszeni marynarki.

     – Sprawa jest prosta. Potrzebujemy ciebie i twoich umiejętności do jednego zadania – oznajmił takim tonem, jakby dziwił się, że Kelly sama na to nie wpadła.

     Ona z kolei zdębiała po raz drugi, unosząc wysoko jedną brew.

     – Nie, sprawa wcale nie jest prosta – powiedziała, powoli cedząc słowa. – Albo ty jesteś durny, albo ja, ale nie rozumiem, czemu jakieś biuro, które zajmuje się wyłapywaniem przestępców, z dupy prosi (byłego, ale jednak) przestępcę o pomoc! – Pochyliła się gwałtownie do przodu i gdyby nie kajdanki przykute do krzesła zerwałaby się z miejsca. To był jakiś żart, ukryta kamera, cyrk na kółkach! – Gdzie się podziała logika?!

     – Możliwe, że wyskoczyła przez okno, ale niektóre misje wymagają właśnie jej braku – zawyrokował. Sensei się znalazł.

     Kelly pokręciła gwałtownie głową, aż kilka brąz kosmyków spadło jej na oczy.

     – Nie, nie, nie. Nie mam zamiaru iść z wami na żaden układ. Skąd mam wiedzieć, że nie chcecie mnie w ten sposób udupić jeszcze bardziej? Wrobić w jakieś kolejne przestępstwo, które podbije wyrok?

     Callean zabrał teczkę i przewertował kilka kartek, zatrzymując się prawie na samym końcu.

     – Cóż, myślę, że w końcu sama się zgodzisz, nie bacząc na brak logiki. – Podsunął jej z powrotem teczkę. – Ponieważ zależy ci, aby światła dnia nie ujrzała szczególnie jedna misja, prawda?

     Przez chwilę mierzyła się z nim wzrokiem, chcąc sprawdzić czy blefował. W końcu powoli spojrzała na stronę zatytułowaną „Napad na letnią rezydencję Garmadonów". Jej serce zgubiło kilka uderzeń, a ją zalała fala niechcianych wspomnień.

     To miała być ostatnia wspólna misja, ostatni skok, dzięki któremu ustatkowaliby się do końca życia. Koniec z napadami, koniec z życiem w stresie i ciągłym ukrywaniem się. Wyjechaliby gdzieś daleko, daleko od smrodu tej wyspy, od wszystkich złych wspomnień. W kraju, w którym o nich nie słyszał zaczęliby nowe życie, normalne życie młodych ludzi, którymi powinni być, a którymi nie byli.

     To była jedna z tych utopijnych wizji, o których marzy każdy przestępca; misja idealna. I z tego względu nie mogła się udać. Bo była zbyt piękna.

     Doświadczenie, które zdobyli przez lata praktyki powinno im od razu podpowiedzieć, że rezydencje ważnych osobistości są pilnie strzeżone, nawet gdy tych osobistości nie ma w środku. Ale jeden eksponat w rezydencji Garmadonów, drogocenna srebrna katana jeszcze z ery wojowników ninja, kusiła jej zawodowego partnera zbyt bardzo. "Wiesz, ile za nią dadzą na czarnym rynku? Kolekcjonerzy będą się o nią zabijać, a my ustatkujemy się do końca życia, Shira, rzucimy wreszcie to wszystko!" – powtarzał jeszcze na kilka godzin przed skokiem.

     Skokiem, który faktycznie mógł okazać się dla nich ostatnim, bo był prowokacją. Katany wcale nie było w środku, za to znajdowali się tam agenci. Czekali na nich. Dostali skądś cynk, że tam będą. Prawie ich złapali. Zdołali uciec, jednak za jaką cenę? Tożsamość jej partnera wyciekła, gdy jeden z agentów w szamotaninie ściągnął mu maskę. Musieli się rozdzielić. On nie mógł jej narażać, nie mógł pozwolić, że ktoś powiąże go z jej osobą (uniósł się zasraną męską dumą). Więc pewnego ranka, na kilka dni po napadzie obudziła się, a jego już nie było. Nie było go w mieszkaniu ani w mieście. Może nie było go już nawet w kraju. Nie wiedziała. Bo od tej misji, od ponad dziewięciu miesięcy nie miała z nim kontaktu.

     To był ostatni skok, w jakim brała udział i po którym przysięgła sobie solennie, że już nigdy nie da się tak wrobić. Z tego też względu postanowiła rzucić przestępcze zajęcie i spróbować zacząć normalnie żyć, jakby nic się nie stało. A teraz ten zawszony Callean wyciągał to wszystko na światło dnia, wyciągał to z najgłębszych zakamarków; odkrył coś, czego nie powinien odkryć nikt nigdy.

     – Przedstawię sprawę krótko – odezwał się Callean nieprzyjemnie chłodnym i bezbarwnym głosem. – Jeśli przystaniesz na naszą propozycję, twoje akta zostaną wyczyszczone. A jeśli się spiszesz, pomyślę też nad wyczyszczeniem karty twojemu współpracownikowi. – Nawet nie zareagowała, bo zwyczajnie nie uwierzyła. – Ta teczka zostanie spalona, a wraz z nią wszystkie informacje o tobie, o twoich wyczynach. Będziesz... wolna; bez czarnej przeszłości w końcu zaczniesz żyć normalnie. Z kolei gdy zgodzisz się, ale nas wyrolujesz, albo w ogóle się nie zgodzisz, konsekwencje będą dwie. Pierwsza to oczywiście natychmiastowy wyrok więzienia na pięć lat lat bez możliwości wpłacenia kaucji, ani przedterminowego zwolnienia, no i oczywiście wypłacenie odszkodowań poszkodowanym.

     Podsunął jej kolejny papier, na który nie spojrzałaby, gdyby nie jego dalsze słowa.

     – Drugą konsekwencję odczuje twój były współpracownik. Jak myślisz, jak na wolności żyje się Estheimowi?

      Poderwałą głowę na dźwięk tego imienia i od razu spojrzała na kartkę. Na zdjęciu młody chłopak odwracał się przez ramię, naciągając na głowę kaptur, spod którego wystawały kosmyki brąz włosów. Kelly zapatrzyła się w jego oczy koloru młodej trawy, oczy, które były zmuszone na każdym kroku wypatrywać zagrożenia. Powoli spojrzała na datę. Kamera uchwyciła go raptem miesiąc temu. O ile była to prawda, o ile Biuro faktycznie wiedziało, gdzie jest Estheim, przy zgromadzonych dowodach on...

      – I jak? – odezwał się, cierpliwie czekając. – Nadal masz wątpliwości, czy wyraziłem się dostatecznie jasno?

      Nie odrywając od niego spojrzenia, położyła na stole rozkute kajdanki, a obok nich kluczyk, który ukradła strażnikowi w szamotaninie.

      Callean uśmiechnął się półgębkiem.

      – Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś w formie.

~ ••• ~

     – Wcielone zło z ciebie, wiesz?

     Zack zamknął drzwi sąsiadujące z pokojem przesłuchań i spojrzał na swoją partnerkę, unosząc wysoko brwi. Po przeprowadzonej rozmowie z Thifer wrócił do pomieszczenia, w którym cała konwersacja była nagrywana i na żywo oglądana przez jego prawą rękę.

     – Doprawdy?

     Niska dziewczyna o krótkich czarnych włosach ściętych do połowy szyi odwróciła się w jego stronę, gdy zasiadł przed komputerem, odkładając na bok papiery.

     – Ah tak, dlatego myślę, że diabeł w piekle już pakuje walizki i zwalnia ci miejsce na tronie – oznajmiła, wrzucając do buzi ostatniego nerkowca. Oglądając wymianę zdań między Calleanem a Thifer, zdążyła zjeść całą paczkę.

     – Potraktowałeś ją chyba najostrzej z całej bandy, nie sądzisz? – spytała, opierając się o biurko i spoglądając z góry na Zacka. – Ładnie to tak? Napastować kobietę?

     Mężczyzna spojrzał na pozostałe teczki, leżące obok laptopa.

     – Oni wszyscy mieli coś cennego do stracenia, jeśliby odmówili – mruknął i potarł zaczerwienione oczy. Od kilku tygodni praktycznie nie przesypiał całej nocy, lecz sprawa jaką dostali była zbyt wielkiej wagi, sen był więc mało atrakcyjny. – Ona teoretycznie nie miała co stracić. Teoretycznie. – Zerknął na zdjęcie partnera Thifer, które leżało na wierzchu jej teczki.

     Dziewczyna powędrowała za jego spojrzeniem.

     – Naprawdę dotarłeś tak głęboko?

      Spojrzał na nią wymownie, jakby ubodła w jego męską dumę.

      – Okej, okej nie podważam już twoich zdolności. Ani nie pytam kogo musiałeś zaszantażować, a ilu pobić, żeby dotrzeć do tej informacji – mruknęła pod nosem.

     – Sprawa jest zbyt wielkiej wagi, Megan – oznajmił, jakby to niwelowało wszystkie jego grzechy i grzeszki. – Jeśli oni zawalą, my pójdziemy na dno razem z nimi. Trzeba wytoczyć wszystkie działa, jakie mamy, aby nie dać im spierdzielić tej misji.

     – Zabawne, że swoją przyszłość opieramy na tym, jak spisze się banda przestępców, co nie? – zaśmiała się niewesoło.

     – Piekielnie zabawne, Megi, piekielnie zabawne – sarknął, wzdychając ciężko, bo rozmowa z Thifer nie była najcięższą, jaką przyjdzie mu jeszcze przeprowadzić.


•••


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz