[ 𝟶𝟶 • green zero • ]

Podziemia opuszczonej rezydencji,

bliżej nieokreślona lokalizacja Pierwszego Okręgu.

Godzina Zero


    W niewielkim pomieszczeniu zapanowała martwa cisza. Nawet najmniejszy szczur nie ośmielił się wyściubić nosa ze swojej kryjówki, czując ciężką, napiętą atmosferę. Trzy osoby stojące pośrodku pokoju niemal słyszały własnych serc. Nie było to trudne, zwłaszcza że każdemu z nich serce waliło jak szalone – lecz z zupełnie różnych powodów.

    Jednego paraliżował pistolet przystawiony do głowy. Drugiego – strach, że za chwilę padnie strzał. Trzeci wiedział, że postawił wszystko na jedną szalę i nie miał już odwrotu.

    Od dłuższej chwili milczeli, jakby nikt nie chciał przerwać tej natrętnej, elektryzującej ciszy. Wszyscy bali się, że jedno niewłaściwe słowo sprawi, że po pustej, niezagospodarowanej przestrzeni rozniesie się zabójczy huk.

    W końcu mężczyzna stojący cztery metry od pozostałej dwójki odezwał się zachrypniętym od emocji głosem:

    – Co chcesz tym osiągnąć? – zapytał spokojnie, choć w środku był istnym wulkanem emocji, zwłaszcza tych negatywnych. – Co ci po trupie?

    Przez pierwszą chwilę zdawało się, że go nie usłyszała. Wzrok miała skupiony na pistolecie, który kurczowo ściskała w dłoni. W końcu spojrzała na niego, mrużąc oczy, jakby widziała go po raz pierwszy.

    – Co ci to da? – pytał dalej, wykonując nieznaczny krok w jej stronę. Skinął głową w kierunku chłopaka, który klęczał zwrócony tyłem do niej z nisko zwieszoną głową. Cień padał na jego bladą, przerażoną twarz.

    – Zastanów się – mówił powoli, robiąc kolejny krok. – Wcale nie chcesz tego zrobić.

    Zirytowała się na jego psychologiczny ton. Nie miał prawa mówić, co działo się w jej głowie, choć wiedział to doskonale. Wiedział, bo sam czuł to samo.

    Nie była pewna, co powinna zrobić.

    Pistolet ciążył jej w dłoni, która zaczęła się pocić. Cała ręka drżała, mimo że starała się tego nie okazywać.

    Chciała to zrobić, aby zakończyć ten cyrk.

    Nie chciała tego zrobić, ponieważ oznaczałoby to, że stanie się taka, jak oni.

    Mocniej przycisnęła lufę do głowy chłopaka, lecz nie odezwała się słowem, mocno zaciskając szczękę.

    Potrząsnęła lekko głową, odganiając wszystkie myśli. Ponieważ wystarczyło nie myśleć; skupić się na danej czynności, nie bacząc na logikę. W końcu w tej misji logika nigdy nie była jej sojusznikiem.

    – Jesteś strasznie przewidywalny, wiesz? – rzuciła nagle w stronę mężczyzny, który znajdował się już tylko dwa metry od niej. – Od początku, jak na tacy pokazywałeś, na czym ci najbardziej zależy. Przez to znajdujemy się tu, gdzie jesteśmy. – Wolną ręką wykonała leniwy gest, zataczając półkole.

    – Lecz zabicie gówniarza nic ci nie da – syknął ostrzej, a do jego oczu powróciły ogniki wściekłości. – Co tym osiągniesz? – powtórzył natrętnie. – Już tu jesteśmy, przegrałaś! Po co ci teraz ta akcja? Co ci to da?!

    – Satysfakcję? – odparła natychmiast, wzruszając lekko ramionami. Jej pozorna obojętność doprowadzała go do szału. – Że byłeś tak blisko, a jednak daleko.

    – Co ci po satysfakcji, jeśli wylądujesz w pierdlu?

    – Oj, jak ty mało wiesz o kobietach – westchnęła, z powrotem skupiając się na pistolecie.

    Odetchnął; nie mógł powiedzieć nic, co by zirytowało ją do tego stopnia, że pociągnęłaby za spust. Musiał odzyskać kontrolę.

    – Możemy się dogadać – zaczął, podnosząc ręce w pojednawczym geście i robiąc kolejny krok do przodu. – Chłopak może być użyteczny. Tobie i mnie. Chciałaś do nas dołączyć, prawda? Podzielimy się zyskiem. Co ty na to?

    Zgrzyt odbezpieczonego bezpiecznika zatrzymał go w miejscu. Nie wyglądała na przekonaną. Uwzięła się swojej wizji, widział to w jej zimnych, niebieskich oczach, które nie miały już nic do stracenia. Została zdradzona przez własną drużynę. Wystawiona na pastwę losu, postanowiła spalić wszystkie mosty, tak aby nie było już drogi powrotnej. Dla nikogo. Nawet dla niej.

    – Nie będziesz z tego miała żadnych korzyści, jeśli go zabijesz. Satysfakcja jest w tym przypadku gówno warta. Narazisz się nie tylko mnie, ale i wszystkim możliwym organom ścigania na tej wyspie. Nie rób tego, Kelly.

    Paradoksalnie, na jego łagodny ton w jej oku przebiegła jakaś dziwna iskra. Nie był to jednak przebłysk trzeźwości ani logiki. Był to raczej dziki błysk.

    – O ironio – mruknęła z uśmiechem, jakby mówiła do siebie. – Dzięki temu uratuję tę zasraną wyspę przed jeszcze większym chaosem.

    – Mówiłaś, że nie jesteś bohaterem! – zauważył, podnosząc głos, który odbił się echem od pustych ścian. – Że nigdy nie chciałaś nim być!

    Spojrzała na niego z rozbawieniem, unosząc jedną brew.

    – Nie rozumiesz, prawda? – Jej głos był zaskakująco spokojny, choć w oczach płonął niebezpieczny ogień. – Bohaterowie nie istnieją. Są tylko ludzie, którzy w odpowiedniej chwili robią to, co muszą. Czasem przez przypadek. Czasem z wyrachowania. A czasem... – przechyliła głowę i puściła do niego oczko – przez improwizację.

    Mężczyzna rzucił się do przodu, lecz już nic nie mógł zrobić – jego krzyk zmieszał się z hukiem wystrzału.

¯·.¸¸.·'¯·.¸¸.->-.¸¸.·'¯'·.¸¸.·'¯


*green zero – odnosi się do pola z numerem 0 na kole ruletki, które ma kolor zielony. To specjalne pole, które daje kasynu przewagę. Gdy kula wyląduje na zero, wszystkie zakłady na liczby parzyste/nieparzyste, czerwone/czarne, wysokie/niskie – przegrywają, bo 0 nie należy do żadnej z tych kategorii.


Komentarze

Popularne posty