środa, 11 września 2019

Ⓡⓞⓩⓓⓩⓘⓐⓛ ①③ ~ Żeńsko-męskie perypetie


     W czwartek nic nie szło tak jak powinno. Babka od fizyka złowiła go jako kozła ofiarnego do odpytywania, następnie biolożka zorientowała się, że nie uzupełnił ostatnich tematów w ćwiczeniach, a jakby tego było mało, oberwał piłką od kosza w skroń, przez co do końca treningu wylądował na ławce, przyciskając do czoła kompres z lodem. A wszystko przez, a jakże, kobietę.
      Odkąd Kelly Thifer, łagodnie rzecz ujmując, zaczęła go olewać, nie mógł skupić się na niczym innym jak rozmyślaniu, czym zawinił. Nie ważne jednak jak wytężał umysł, nie mógł sobie przypomnieć. Faktem jednak było, że w ciągu tygodnia stracił pierwszą znajomość. Nowy rekord. Nie miał szczęścia ani umiejętności by nawiązywać trwałe przyjaźnie i może wypadało się z tym pogodzić. Od małego był wyrzutkiem, nie mogącym znaleźć przyjaciół. Inne dzieciaki nie chciały się z nim bawić, wytykały palcami i wyzywały od pół sieroty. Wtedy też nie miał metra osiemdziesiąt ani ładnej buźki, przez co nie mógł posłużyć się żadną z tych rzeczy jako bronią albo tarczą. Chociaż  teraz posiadał te rzeczy, ale nadal nie potrafił ich wykorzystać.
     Harry, jego jako taki kumpel, w ciągu półtora tygodnia zdążył zapoznać go z połową szkoły, a gdyby Lloyd przystał na zaproszenie na sobotnią imprezę, zapewne znałby wszystkich. Harry miał gadane i w ciągu kilku minut wiedział już sporo o nowo poznaje osobie, a gdy dało mu się jeszcze parę minut – potrafił przekonać dziewczynę że jest najpiękniejsza, najmądrzejsza i w ogóle naj, naj, i niech się z nim umówi a nie pożałuje. Garmadon mógł tylko stać z boku i podziwiać jak jego kumpel zręcznie manewruje w towarzystwie, mimo że sam nie powalał urodą ani stanem konta. Po prostu było w nim coś takiego, za co ludzie od razu go lubili. Garmadon najpewniej stracił tę rzecz, jaką była wiara w siebie, wraz z odejściem ojca. A skoro on nie wrócił, analogicznie jego wiara także. Lloyd nie mógł wyprzeć z umysłu wrażenia, że czymś zawinił, skoro ojciec nie chciał go znać. Czy tak było też w przypadku Kelly?
     Walnął się kompresem w czoło, nie bacząc że może dorobić się kolejnego siniaka. Jego myśli gwałtownie skręciły na tory, którymi nigdy nie powinny podążać, bo mogło to doprowadzić do poważnej kolizji.
      Garmadon, doszedłeś do siebie czy jeszcze bardziej odpłynąłeś?  Głos Cole'a Bucketa rozbrzmiał po całej hali, całkiem wyrywając go z zamyślenia. Lloyd poderwał głowę i obrzucił wzrokiem pustą salę.
      Już po?  spytał nieprzytomnie, kładąc ciepły kompres na  ławce i wchodząc na boisko, po którym walały się porozrzucane piłki.
      Najwyraźniej przysnąłeś.  Cole roześmiał się, zbierając piłkę z ziemi. Zakręcił ją na jednym palcu, przyglądając się nowemu graczowi.  Dostałeś z czegoś gałę, że byłeś na tyle nieobecny, aby nie zauważyć piłki lecącej prosto w twoją twarz? – spytał, złapał piłkę i wrzucił ją do skrzynki stojącej osiem metrów dalej. Rzut za trzy.
      To też  westchnął Lloyd, próbując naśladować kapitana, ale jego piłka upadła dwa metry na lewo od kosza. Opuścił ze zrezygnowaniem ręce i spojrzał na starszego kolegę.  Rozmyślam nad tym jak utrzymać przyjaźń pomiędzy dziewczyną a chłopakiem – odparł, specjalnie wlewając w swoją wypowiedź tyle sarkazmu i kpiny ile się dało. W dzieciństwie była to jego strategia obronna, a teraz zwykły kaprys. Rzucił jeszcze raz, tym razem trafiając.
      Cole zagwizdał, bynajmniej nie dla rzutu.
     – Pomyliłeś w takim razie osoby, młody, bo ja ci w tym nie pomogę, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety. Tego po prostu nie zrozumiesz.  Obydwaj wzięli po dwie piłki, tym samym kończąc czyszczenie hali.
     Powoli się w tym upewniam – mruknął Lloyd, gdy ruszyli w stronę wyjścia.
     A co, jakaś laska cię rzuciła? Sorry za bezpośredniość, ale wolę wiedzieć co martwi moja drużynę prócz tego że dyrektor chce się nas pozbyć.
    Dyrcio... zresztą, mniejsza. Nie, w ogóle... Nie wiem, myślałem że się dogadujemy, mimo że  wyglądała jakby chciała mi odrgyść łeb niczym wykwalifikowana harpia... Ale skoro do tej pory tego nie zrobiła myślałem, że możemy się zakumplować, zwłaszcza że znam tylko ją. – Podrapał się w tył głowy, marszcząc brwi.
     A ona uznała że nie?
    – Nawet nie wiem, bo nie odzywa się do mnie od dwóch dni i unika jak ognia!  Lloyd roześmiał się bez krzty radości. 
      To tradycyjny foch, przejdzie jej.  Cole pstryknął zasilacz i światła zgasły, pogrążając salę w ciemności. Lloyd przez okno dostrzegł, że na dworze sytuacja powoli stawała się identyczna; dzisiejszy trening mocno się przedłużył.
      Skąd ta pewność?  zapytał Garmadon dla porządku. Zatrzasnął za nimi drzwi od szatni i poszedł do swojej wąskiej szafki, gdzie ledwo szło wsadzić rękę.
      Przerabiałem to  mruknął Cole, ściągając klubową koszulkę, ukazując tym samym mocno zarysowane mięśnie na brzuchu. Lloyd mu zazdrościł; z taką figurą każda laska była jego. Z wypowiedzi też wynikało, że nie jedna przewinęła mu się przez ręce.  Zasada brzmi: cisza jest złotem, milczenie srebrem, a foch  to foch! " i nic z tym nie zrobisz, trzeba przeczekać. Daj jej trochę czasu, niech przemyśli, a jak kocha to wróci.  Cole roześmiał się cicho i klepnął kolegę w ramię.  A jak nie  wystarczy się rozejrzeć, a znajdziesz zastępstwo. 
     Hm?  Lloyd zmarszczył brwi, zapinając spodnie.
    Cole pokręcił litościwie głową.
     Nie mów, że nie dostrzegłeś tego tłumku dziewczyn na widowni, który nie odrywał od ciebie wzroku.
     Mina Lloyd wskazywała że nie zwrócił na to żadnej uwagi.
    – Skupiałem się na grze.
    – I prawidłowo, bo podzielność uwagi masz zerową, ale Kai zgrzytał zębami, gdy laski rozprawiały "nad twoją uroczą buźką z nieziemskimi oczami." To ich słowa.
    Ta informacja jeszcze bardziej speszyła 16-latka.
     Zwłaszcza jedna jest uparta; jest na każdym treningu od początku do końca  perorował dalej Bucket, zarzucając na ramiona bluzę.  Ruda, szczupła, w typie Kai'a, więc strzeż się. 
     Kai'a czy tej dziewczyny?  udało mu się zażartować, a Cole zawtórował mu śmiechem. Lloyd zarzucił torbę na ramię, gdy wyszli na pusty korytarz. – Może ją brać nie jestem zainteresowany.  Machnął ręką, kiedy rozstawali się przy szkole. 
     Przekażę mu.
    Pożegnali się po męsku, a Lloyd dopiero wtedy zreflektował się, że do końca nie wie gdzie pójść. Mimo że było grubo po siedemnastej, a słońce o tej porze wyjątkowo szybko czmychało z nieboskłonu. Po chwili ruszył jednak w stronę przystanku, niechętnie człapiąc nogami. Radosna myśl, iż jutro piątek była przyćmiona przez natrętnego focha Thifer. Ugh, jak go to irytowało! Gdyby prosto w twarz powiedziała mu, żeby się odwalił  zrobiłby to. Ale jako że nie dała mu jasnych sygnałów, kluczył od ściany do ściany, boleśnie się przy tym obijając. 
     Gdy doszedł na przystanek postanowił, że zignoruje Kelly, ale wytrwał w tym postanowieniu do jutra do lekcji angielskiego.

*

      Możemy pogadać?
     Nie mamy o czym.
     – A może jednak?
     – A może jednak nie?
      Upierałbym się że...
     Że jak się nie zamkniesz, dostaniesz w mordę.
    Zamilkli, walcząc na spojrzenia. Pierwszy spasował Lloyd i usiadł prosto w swojej ławce rozglądając po sali, a krzywy, zmęczony uśmiech nie schodził mu z twarzy. Po wyjściu anglistki wszyscy rozgadali się jak najęci, dzięki czemu ich rozmowa tonęła w tłumie innych. Lloyd prychnął cicho albo na bezpośredniość i szczerość Kelly, albo na własny brak asertywności. Jeszcze wczoraj zarzekał się, że nie odezwie się do Thifer, a teraz próbował z nią porozmawiać. 
     Szło jednak opornie.
     Gdy wróciła nauczycielka z kartami pracy zmienił taktykę i miast wypełniać zadania, w wolne miejsce wypisywał pytania do Kelly i podsuwał jej kartkę. Ta skrupulatnie go ignorowała, będąc zajęta własną pracą. Odpuścił, ale tylko dla niepoznaki. Po angliku, gdy wybiła długa przerwa, a Kelly jako jedna z pierwszych wyszła z sali, spokojnie ruszył za nią, zatrzymując bezpieczną odległość. Szedł za nią niepostrzeżenie aż do sklepiku, a potem do szatni. Gdy otworzyła swoje drzwiczki, niepostrzeżenie stanął tuż obok, a otwarta na wpół szafka go zasłoniła. 
     Nie łaź za mną bo oskarżę cię o stalking.  Nim zdążył się odezwać, dostał drzwiczkami w nos. 
    Kelly z impetem zamknęła szafkę i wsparła dłonie na biodrach. 
     To wyjaśnij mi swoje zachowanie  mruknął, trąc czubek nosa. 
     A co tu wyjaśniać?  Wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie, ale Lloyd stanął tak, że zagrodził wąskie przejście pomiędzy szafkami. Zmierzyła go wrogim spojrzeniem, lecz się nie ugiął.
     Myślę, że całkiem sporo. Co takiego zrobiłem, że mnie ignorujesz?  Uniósł brwi, opierając się jednym ramieniem o szafkę. To pytanie nurtowało go najbardziej i miał zamiar uzyskać odpowiedź.
    Kelly wzięła wdech, chcąc rozpocząć monolog, ale raptownie zamknęła usta. Na dobrą sprawę sama musiała się nad tym zastanowić. Czemu go olewała? Ze względu na Samanthę? Bo nie chciała jej wchodzić w drogę? Geez, od kiedy tak bardzo się nią przejmowała?! 
     Bo Krewetka  mruknęła, a Lloyd zachłysnął się powietrzem; takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Skorzystała z jego dezorientacji i wymknęła się z labiryntu szafek. Garmadon jednak szybko ją dogonił.
    – Jaka krewetka? Tradycja głosi, że mam ci kupić krewetki na obiad? Nie wiedziałem, mogę się zreflektować!
     Nie, pacanie!  warknęła, ale kącik ust uniósł się lekko. Mina jednak jej zżędła, gdy na horyzoncie dostrzegła McCane w towarzystwie podpasek. Szlag by to. Najchętniej wszytko by mu wygarnęła, że nie chce się z nim zadawać, aby móc spać bez obawy, że ktoś ją udusi przez sen.  Masz tu swoją krewetkę  rzuciła na odchodne i przyspieszyła, zostawoiając zdezorientowanego Lloyda w tyle. Przechodząc obok Krewetki nie zatrzymując się, syknęła wściekłe:  Bierz go se. 
    McCane roześmiała się perliście i skierowała się w stronę Lloyda. Garmadon jednak, widząc nadciągające zagrożenie, czym prędzej czmychnął, powoli orientując się w sytuacji. 
    Bo gdzie baby się biją, tam wiury lecą! 
    Nie zamierzał jednak odpuścić, nie teraz, gdy mógł zdobyć nową, ciekawą przyjaźń. Musiał jednak znaleźć odpowiednią taktykę, aby nie stracić głowy z powodu dwóch famme fatale.
    Chyba że to on będzie dla jednej z nich homme fatale?


TADAAAAM! HA, KOGO ZASKOCZYŁAM!?
Kel: wyłacz ten capslock
Siebie zaskoczyłam, moi mili, że udało mi się coś napisać! Bo akcja nadal stoi, ale dont worry, za dwa rozdziały tak namieszam... hyhy, bójcie się
a na razie lecę, bo musze być na jutro przytomna na 3 godziny technik pracy. 
papa, żuczki!
Kel: to że brat nazywa cię żuczkiem nie znaczy że musisz tym raczyć czytelników
Ale żuczek jest fajny :3
paaaaaaaaaaaaaa
Kel: znacie numer do dobrego psychiatry?






3 komentarze:

  1. Ja cię to już kolejne urodziny !!

    "Kai Smith: *w stroju gońca ze śmieszną czapeczką na głowie stoi po środku sceny ze zwojem w ręku. Ciska pod nosem ciche przekleństwa, planując masowy mord" "

    Hanako: *stara się powstrzymać wybuch śmiechu, lecz w ogóle to jej nie wyszło* no nieźle Kai do twarzy ci 🤣🤣

    "* od lewej kolejno stoi: Megan Nakane, Kelly Thifer i Samantha McCane "

    Hanako: dobra nie popełniła Harakiri po tym jak dodałam durną myśl że uznałabym jednak ją i ponuraka za rodzeństwo gdybym nie znała poprzedniej sytuacji
    Miju: Właśnie powiedziałaś to na głos..
    Hanako: o fck.....

    "Samantha: Normalnie głupia i głupsza 4! Czemu muszę brać w tym udział!? I kim ja w ogóle jestem, co to za irytujące wdzianko.."

    Hirooki: Irytujące wdzianko dla irytującej osoby. Idealne podsumowanie
    Miju: Ty lepiej wiej kuzyn bo jesscze Krewetka rzuci się na portfel rodziny itd

    "Kelly&Meg: *taskują wzrokiem błękitną, prawie przezroczystą suknię Rey* Elza! "

    Beta: R.i.P Rey zmarła w nie wiadomo jakich okolicznościach
    Miju: To żeś nekrologiem walnęła

    "Samantha: Zaraz w mordę to ty możesz dostać...!"

    Hanako: *wyjmuje kosę* zaraz to ci mogę głowę odciąć! *Aura mrocznej mocy bije na kilometr*

    "Megan: Co chcesz od mojego pięknego kimona? * robi obrót dookoła osi*"

    Hanako: Tylko tym razem się w nim nie wywal bo zaraza pt "Urs" znowu przybędzie się śmiać tak, jak ostatnio.

    "Samantha: jak ja mam z tym fikać po scenie?! W tych szpilach?!"

    Akana: Najwyżej się polamiesz nikt nie zapłacze po tobie.

    " (Elza)Samantha: Dzieci! Sorki, ale nie dam rady, zapomniałam dzieci odebrać z przeds… i… "

    Beta: Już Kai się dorobił potomków?
    Hiroaki: Współczuję dzieciom.

    " Samantha: *rzuca w Kelly butem, ale trafia w suflera*"

    Ryuto : To się nazywa nie mieć cela. W sumie szkoda mi tego suflera.

    "Samantha: nadchoooodzim! A ja nie jestem krewetką! *drugi but trafia w gościa od oświetlenia*"

    Wszyscy z warsbey: Jesteś krewetką!

    "Teraz tylko zabić Vanessę, wytropić wszystkich, którzy wrzucili nasz występ na YT i można iść coś zjeść... "

    Beta i Omega: *zwiewają najszybciej jak tylko się da*

    "
         W czwartek nic nie szło tak jak powinno. Babka od fizyka złowiła go jako kozła ofiarnego do odpytywania, następnie biolożka zorientowała się, że nie uzupełnił ostatnich tematów w ćwiczeniach, a jakby tego było mało, oberwał piłką od kosza w skroń, przez co do końca treningu wylądował na ławce, przyciskając do czoła kompres z lodem. A wszystko przez, a jakże, kobietę."

    Xerath: Kobiety to same problemy. Jeszcze ponad rok temu byłem uznawany za godnego dziedzica tronu Sivioe, miałem zacząć dowodzić wojskiem. A tu klops pojawiła się ta zaraza i dowodzi. Założę się że tylko knuje jak się pozbyć mnie, ojca i władze przejąć.
    Hanako: Dla twej wiadomości ja tu jestem nadal.

    "  – Skupiałem się na grze.

        – I prawidłowo, bo podzielność uwagi masz zerową, ale Kai zgrzytał zębami, gdy laski rozprawiały "nad twoją uroczą buźką z nieziemskimi oczami." To ich słowa."

    Miju: Jakim cudem to boisko nie spłonęło z jego gniewu?

    "  – Bo Krewetka – mruknęła, a Lloyd zachłysnął się powietrzem; takiej odpowiedzi się nie spodziewał."

    Omega: Zatkało?

    " Przechodząc obok Krewetki nie zatrzymując się, syknęła wściekłe: – Bierz go se. 

        McCane roześmiała się perliście i skierowała się w stronę Lloyda."

    Hanako: To wygląda jak by co najmniej rzucono go na pożarcie i nie nie znam numeru do dobrego psychiatry.

    Gratulacje że długo trzyma się blog i mimo wszystko nadal kontynuujesz go, a nie uciekasz, jak wielu ty weteranie Blogspota! Czekam na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *dumna za określenie Wereran Blogspota*dziękuję! Nie mam zamiaru stąd uciekać bo to tutaj miałam swoje początki i za duży sentyment. Poza tym tylko tutaj można tak ładną oprawę graficzną zrobić, więcej opcji niz na takim wattpadzie. Szkoda tylko że odbiór mały ;/
      Kel: Ja już wiem że jak mnie wykończysz i cały ten blog to przerzucisz rozdziały na watt
      No przecież musicie być docenieni przez szersza publike!
      Meg: Chociaż znając ciebie wymyślisz nam kolejną historie
      Chcecie się pobawić w rodziców? :D
      Zgodny chór: NIEEE!

      "Hirooki: Irytujące wdzianko dla irytującej osoby. Idealne podsumowanie
      Miju: Ty lepiej wiej kuzyn bo jesscze Krewetka rzuci się na portfel rodziny itd "

      Kel: W punkt, Hiro, w punkt!
      Meg: Noo, jak macie trochę kasy to lepiej ja dobrze schować, a jeszcze jak Hiroo jest przystojny to nie ma zmiłuj!

      " Hanako: To wygląda jak by co najmniej rzucono go na pożarcie i nie nie znam numeru do dobrego psychiatry."

      Lloyd: *mina zbitego psa* pomocy?
      Kel: Goń się
      Lloyd: :'/
      Kel: Eh, ide szukać jakiegoś psychiatry, bo Nessa ma tak dość szkoły że byla naprawdę świecie przekonana ze jest piątek - nastawila budzik jakby miała lekcje w piątek, spakowala się na piatek, obudziła się w przekonaniu ze piątek

      Łeee, nie dobijaj! *z głową na ławce prosi o gilotynę*

      Kel: I jak tu żyć...

      Usuń
    2. "Kel: Ja już wiem że jak mnie wykończysz i cały ten blog to przerzucisz rozdziały na watt
      No przecież musicie być docenieni przez szersza publike!
      Meg: Chociaż znając ciebie wymyślisz nam kolejną historie
      Chcecie się pobawić w rodziców? :D
      Zgodny chór: NIEEE!"

      Miju: Ashars juz to próbowała, lecz nie potrafiła bo stwierdziła że "starych drzew się nie przesadza"

      "Kel: W punkt, Hiro, w punkt!
      Meg: Noo, jak macie trochę kasy to lepiej ja dobrze schować, a jeszcze jak Hiroo jest przystojny to nie ma zmiłuj!"

      Hirooki: Rodzina Khoury ma w ciul kasy. Nie pytajcie jak zdobyta są różne środki dochodów od zjednoczenia rodziny i niech się Krewetka nie zbliża do mnie.


      " Lloyd: *mina zbitego psa* pomocy?
      Kel: Goń się
      Lloyd: :'/
      Kel: Eh, ide szukać jakiegoś psychiatry, bo Nessa ma tak dość szkoły że byla naprawdę świecie przekonana ze jest piątek - nastawila budzik jakby miała lekcje w piątek, spakowala się na piatek, obudziła się w przekonaniu ze piątek"

      Ja: nawet ja tak nie miałam.... chociaż nie...prawie
      Omega: Prawie robi duża różnice

      "Lloyd: *mina zbitego psa* pomocy?
      Kel: Goń się
      Lloyd: :'/"

      Hanako: Jak co mogę wpisać kody i rakietę wystrzele czy jakąś bombę daj znać. Takie szkodniki trzeba konkretnie zniszczyć


      Usuń