piątek, 2 sierpnia 2019

Ⓡⓞⓩⓓⓩⓘⓐⓛ ①② ~ Halo, logiko, gdzie jesteś?


 Co tu się stanęło! *0* rozdział, ludzie, rozdział się pojawił, łapcie go póki jest! A i proszę ignorujcie te białe prostokąty, są to pauzy ale blogger mnie nie lubi a mi nawet nie chce się tego poprawiać xd 
Jak jest taki długi prostokąt to zaznaczcie go jakbyście chcieli skopiować i bum - pojawi się tekst
Kel: Powinnas zadbać o ten blog
Cichaj



            Wychodząc z domu po osiemnastej sądziła, że wszyscy już dawno wrócili z pracy lub szkoły, a chodnik będzie tylko jej. Jakie więc było jej zdziwienie, kiedy opuszczając swoją kamienicę przystanęła na schodkach, w osłupieniu obserwując tłum ludzi przelewający się w jedną i drugą stronę, niezrażony lekką wilgotną pogodą. 
            Megan westchnęła ciężko, wciskając na głowę czapkę z daszkiem, a na twarz zakładając maskę zasłaniającą usta i nos przed smrodem w pełni rozbudzonego miasta.  Niespiesznie zeszła z trzech schodków i rzuciła na ziemię deskę do jeżdżenia, prezent jaki sprawiła sobie na szesnaste urodziny, aby szybciej przemieszczać się z przystanku do szkoły. Teraz musiała wykorzystać swoje umiejętności by cało przedrzeć się przez bezkształtną masę ludzi i dotrzeć pod Nighsky. Będzie dzisiaj zaliczała nocną zmianę, siedząc nad raportem, jaki kazał jej sporządzić Zack. Owszem mogła pójść do pracy na ósmą rano, ale od zawsze lepiej jej się myślało po zmroku. Dlatego z plecakiem załadowanym energetycznymi batonikami i imitacją kawy wskoczyła na deskę i zagłębiła się w tłum ludzi. 
            Nie lubiła jeździć ze słuchawkami w uszach, zwłaszcza że miała talent do wpadania na ludzi. Zwinnie manewrowała w tłumie, nucąc pod nosem wcześniej zasłyszaną piosenkę. Do pracy miała raptem kilka przecznic, więc czas zleciał szybko i na szczęście bezboleśnie. Zeskoczyła z deski przed szklanymi drzwiami prowadzącymi do jednego z wyższych wieżowców w centrum. Nightsky jak zwykle prezentował się dumnie, dzielnie piął się w górę, a efekt przyciemnianych szyb przy krawędziach budowli podkreślał jej nazwę. 
       Megan chwyciła deskę pod pachę i ściągnęła z głowy czapkę, przekraczając próg wieżowca. Weszła do przestronnego holu i rzuciła krótkie spojrzenie w stronę ogólnej recepcji, gdzie za ladą stał młody recepcjonista.
       – Nie udawaj, że pracujesz, Radziu! – zawołała w jego stronę, a chłopak podniósł na nią wzrok i pokręcił litościwie głową.
      – Ciebie też miło widzieć, Megi – odparł, uśmiechając się szeroko i energicznie  machając w jej stronę. – Jak tam Valcia? 
       – Tak samo wredna jak zwykle. 
      – Muszę was wreszcie odwiedzić i się przekonać czy te legendy są prawdziwe.
      – Zapraszamy! – zawołała, wskakując na ostatnią chwilę do windy. – O, dzień dobry, panie Wito – przywitała się, ściągając z twarzy maskę. Starszy mężczyzna, który robił za Pana Złotą Rączkę w całym wieżowcu ukłonił się teatralnie. 
       – Witam, panienkę. Na trzynaste?
       – Na trzynaste – potaknęła, kładąc deskę na ziemi i przytrzymując ją jedną nogą.
       – Dzisiaj druga zmiana? – zagaił pan Wito, jako kulturalny mężczyzna.
       – Ta, czeka mnie pewnie osiem godzin stukania w klawisze; muszę raport napisać. – Skrzywiła się lekko, czując, że już łapie lenia. – Ale co zrobić, taka praca.
      – Jak każda inna. – Wito podniósł z ziemi teczkę z narzędziami, gdy winda zatrzymała się na piątym piętrze. – No, ja dzisiaj tutaj, bo w dziale sprzedaży popsuła się klima. Niech panienka się nie przepracuje. Miłego dnia. 
      – Dziękować, wzajemnie! – Drzwi zasunęły się z sykiem i Megan została sam na sam z cichą muzyczka w tle. Kontrolnie sprawdziła godzinę, mimo że Zack powinien być już dawno w domu, dzięki czemu nie dowie się, że zarwie noc. 
       Nucąc pod nosem odliczała kolejne piętra, jednocześnie zastanawiając się kogo jeszcze spotka. Znał ją chyba cały, szesnastopiętrowy wieżowiec z racji tego, że była osobą bardzo komunikatywną i radosną – siłą rzeczy nie dało jej się nie znać i nie lubić. Już pierwszego dnia gdy Zack przyprowadził ją ze sobą do pracy, bo odwołali jej lekcje, a on nie chciał, by rozwaliła mu mieszkanie, zyskała sympatię zespołu Biura. Miała wtedy szesnaście lat i była jeszcze podlotkiem, który nie miał tu zagościć na dłużej (Zack nie widział jej w takiej pracy) jednak jej nieszablonowy sposób myślenia okazał się bardzo przydatny, zwłaszcza w połączeniu z dobrą gadką. I tak, gdy skończyła liceum od razu dostała pracę, mimo że jako stażystka to płatną (dzięki dobrym układom z dyrektorem całego BDSDiN).
       Drzwi otwarły się, a ją od razu powitał znajomy gwar. Odetchnęła pełną piersią, chwytając za deskę i wkraczając w biurową dżunglę. W tłumie od razu wyłapała bardziej lub mniej znajome twarze.
       – Cześć, Mike, dobrze wyglądasz, dieta liściasta ci służy!
       – Alfredo! Jak tam twoja córa, rośnie, zdrowaśna? To super, muszę ją wreszcie zobaczyć na żywo!
       – Witaj, Gloria, przyszły jakieś nowe zażalenie dla mnie lub Zacka? Nie? Ach, wielka szkoda, mam dzisiaj  taką dobrą wenę...!
         – Siemaneczko, Iv, jak leci?
       – O, Megi, dobrze, że jesteś! – Nakane zatrzymała się dopiero mijając recepcję, zza której wypadła niska, rudowłosa kobieta. 
        – Coś się stało? – Megan zmarszczył brwi, przypatrując się Ivette, recepcjonistce i swojej dobrej przyjaciółce, mimo różnicy kilku lat.
       – W sumie tak, nie wiesz, czy Zack wrócił wczoraj do domu?
        Nastolatka zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, przeczesując pamięć i czując ucisk w dołku.
       – Nie, ale czemu pytasz? Rozbił się samochodem czy co?
       –  Nie odbiera ode mnie telefonów, gabinet jest zamknięty, nie wiem co się z nim dzieje, a wczoraj oboje wyszliśmy dość późno... – Kobieta nerwowo poprawiła poły granatowej marynarki. Nie dało się ukryć, że martwiła się o tego Ponuraka. 
       – Sprawdzę – zapewniła Nakane wybierając już numer do Calleana. 
       – Dzięki wielkie, ja bym sama sprawdziła, ale mam kupę roboty, wyjśc nie mogę, ale to nie tak, że się martwię, znaczy martwię, to mój przyjaciel, znaczy kolega, znaczy...
      Meg roześmiała się cicho. 
       – Spokojnie, oddychaj. Zacka nie da się łatwo zabić, uwierz mi, próbuję od grubo dziesięciu lat, a ten nadal żyje. Dozo. 
       Megan ruszyła korytarzem w stronę pokoju, w którym mieściło się biuro zarządzania Zacka jak i jej – Callean nie chciał, by pracowała w Oborze (dużym pomieszczeniu ogólnodostępnym gdzie przesiadywali wszyscy stażyści) wśród potu i smrodu innych dzieciaków. Nie protestowała, bo też rzadko przesiadywała w gabinecie. Podczas gdy ona siłowała się ze znalezieniem karty do drzwi magnetycznych, kolejne połączenie zostało przerwane.
        – A na mnie się wścieka, jak mu nie odpisuję – burknęła pod nosem, wyciągając z dna kartę magnetyczną. Przyłożyła ją do czytnika, po czym wpisała sześciocyfrowy kod. Zajrzała do pogrążonego w półmroku pomieszczenia – ciemne rolety zasłaniały panoramiczne okno ciągnące się po całej ścianie. Meg chciała już zapalić światło, lecz wtem zobaczyła postać, z głowa opartą o blat biurka.
        Trup czy nie trup?
        Nakane westchnęła ciężko i podeszła do okna. Wcisnęła odpowiedni guzik, a rolety podniosły się, wpuszczając do środka ostatnie resztki światła. Promienie padły na głowę Zacka, a ona stanęła za nim, popatrzyła się chwilę, by ostatecznie podejść do głośnika JBL stojącego na jej biurku na skos od Zacka, połączyć się z nimi i puścić jedną z kpopowych piosenek, których tak nie cierpiał Callean. Ustawiła głośnik obok głowy mężczyzny, odeszła kawałek po czym zapuściła refren.
     Po całym pomieszczeniu, a jeśli i nie piętrze, rozeszło się głośne:

       OH MY MY MY OH MY MY MY!
      I'VE WAITED ALL MY LIFE! 

       Meg zastopowała utwór, gdy Zack poderwał głowę z blatu i omal nie spadł z krzesła. Chwycił się krawędzi biurka i namierzył obiekt jego zawału.
       – Megan! – huknął. – Czy ciebie do reszty poj...

        Jego wywód zakłócił refren kolejnej, zawczasu przygotowanej piosenki:

         da masyeo masyeo masyeo masyeo nae suljan ay
da ppajyeo ppajyeo ppajyeo michin yesulgae!


        – To ja mogę się spytać, czy ciebie pogrzało – odparowała, podchodząc do niego i wyłączając piosenkę. Oparła dłonie o blat, patrząc na przełożonego z góry. – Nie odbierasz telefonów, nie dajesz znaku życia, a co ważniejsze – przepracowujesz się! – krzyknęła, uderzając pięścią w biurko, aż długopisy podskoczyły. Z oczu Zacka biło zmęczenie, a z jej – wściekłość. – Który to już raz nie dotrzymałeś słowa i zostałeś po nocach, hm? – spytała, przekrzywiając lekko głowę. Jednego nie cierpiała najbardziej na świecie – łamania obietnic.
       Zack przetarł twarz i zerknął na pusty kubek, łudząc się, że zastanie tam kawę. Powitały go tylko fusy. Zmarszczył lekko brwi i pojrzał na zegarek: 18:39. 
           – Siła wyższa – odparł, odchylając się na krześle i przeciągając.
           – Co było ważniejsze niż porządne wyspa...
           – Porwano kolejne osoby. 
Megan zamarła z otwartymi ustami, które po chwili zamknęła.
– Co? – wydusiła jedynie, przekrzywiając lekko głowę.
Zack spojrzał na nią z ukosa, splatając dłonie na biurku.
– Miałem ci nic nie mówić, żeby cię niepotrzebnie nie denerwować, ale sprawa chyba nie będzie tak prosta, jak przypuszczaliśmy. 
– Jak bardzo się skomplikowała? – zapytała konkretnie, podsuwając sobie krzesło, na które ciężko opadła.
– Dość mocno – przyznał i z powrotem ze złudną nadzieją zajrzał do kubka. Megan odsunęła go, dając mu jasno do zrozumienia, że dosyć kawy, czas na konkrety.  Na pierwszy rzut oka sprawy wydają się różne... Lecz przy pierwszym zaginięciu dostałem maila z wierszem... 
 Jakim, kurde, wierszem? – wpadła mu w słowo.  Czemu mi nic nie powiedziałeś?!
 Bo myślałem, że to głupi żart  przerwał jej, zachowując święty spokój.  Ale oba wierszydła, jak ty to nazywasz, zostały wysłane z tego samego portalu, mają taki sam podpis i budowę. Oba są równie niepokojące; autor nawiązuje do nicości, śmierci i tym podobnych.  Machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.
 Czyli z serii, co autor miał na myśli  mruknęła w zamyśleniu. – Wysłałeś to Krecikowi, żeby sprawdził skąd dokładnie...
 Guerilla mail  odparł tylko, odchylając się na krześle. 
Megan zrobiła to samo, wzdychając ciężko. 
– Ten portal, który po sześćdziesięciu minutach kasuje dane i wszelki ślad po nadawcy ginie?
Zack skinął potwierdzająco głową. 
 Nawet Tey tego nie namierzy, mimo że jego krecie nory sięgają bardzo głęboko. Boże, czemu gadam jak ty...  Przetarł twarz, energicznie myśląc.  To wszystko nie ma na razie sensu. Po co, na co... 
 Znowu dwójka nastolatków, znowu niewyjaśnione okoliczności?  Megan zmarszczył brwi, przykładając palec do ust.  I ślady, jakie specjalnie zostawia, zakładam że sprawca? To się kwalifikuje tylko do naszej jedynej kategorii. Zwykły debilizm!  Poderwała się z fotela i podeszła do okna, mierzwiąc sobie włosy. 
 Jest też inne określenie.
Nakane wyjrzała przez panoramiczne okno. Miejscowy ruch zawsze działał na nią uspokajająco, ale ewidentnie nie tym razem. Zatupała nerwowo nogą, zaciskając palce na przedramionach.
– Psychol  mruknęła cicho, mrużąc oczy. – Tylko takie osoby, mają niepohamowaną chęć opowiadania o swoich dokonaniach.
Zack zerknął na nią kontrolnie, czy jej wyobraźnia nie zagalopowała zbytnio w przeszłość. 
 Potrzebujemy więcej dowodów, żeby stwierdzić to na pewno  oznajmił. 
 Mi wystarczy tylko ten. 
 Sprawdzimy wszystkie okoliczności i dopiero wtedy... 
– Nie mówisz mi wszystkiego  wtrąciła, powoli się do nie obracając. 
Zack westchnął ciężko, polemizując. Megan i tak sama odkryłaby wszystkie karty; zbyt dobrze ją wyszkolił. 
 Sprawdziłem trop wierszy  zaczął. – Pochodzą z książki, którą zakupił Finn Arlist. Był to jedyny egzemplarz, jaki został dopuszczony do sprzedaży; innego nie ma nawet w necie czy darkwebie. Pojechałem do tej biblioteki z nakazem oddania książki – dla dobra śledztwa. Zgadnij, co zastałem.
 Brak książki. 
 Otóż to. Właściciel nie wie, co się z nią stało. Ktoś ją podpylił, tak czy inaczej zniknęła. Mam tylko te dwa wiersze, ale czuję, że jeśli dojdzie do kolejnych porwań, pojawią się kolejne wiersze. Może mają jakieś znaczenie, ale na razie go nie widzę. Potem ci je pokaże, nie chce mi się logować  wtrącił, widząc że dziewczyna otwiera już usta. Niechętnie przytaknęła.  Potem pojechałem na miejsce drugiego zaginięcia. Stare opuszczone osiedle, to co kiedyś spłonęło, kojarzysz? 
 Yeondon. 
 Zgadza się. Przypadkowy żebrak widział jak dwie osoby zapuszczają się w te rejony. W sumie trzy. 
Megan wyprostowała się. 
– Widział porywacza?
Zack prędko ostudził jej zapędy. 
 Chłop był stary i waliło od niego wódą, zarejestrował tylko, że prawdopodobnie był to mężczyzna w szarej bluzie. Tyle. Na samym miejscu znaleźliśmy tylko parasolkę i ślady krwi. Śladowe ilości przez tę ulewę. Przycisnąłem laboratorium i chwilę temu dostałem wyniki. Zaginieni to Dawid Nelson i najprawdopodobniej jego siostra bliźniaczka  Daniela. – Nie musiał nawet zerkać do notatek, bo wszystko już zbyt dobitnie wyryło mu się w pamięci.
– Jakieś informacje co do rodzeństwa Nelsonów? – Megan zagłębiła się w oparcie fotela, nerwowo skubiąc kosmyk włosów.
– Zostaw, bo do końca wyłysiejesz – mruknął Zack.
– Sam się pilnuj, stara łasico – odparowała, a Callean odpuścił i przeszedł do konkretów, odstawiając na bok słowne przepychanki.
– Oboje od kilku lat mieszkają w internacie, odkąd ich rodzice wyjechali do Stanów pracować, od tamtej pory niemal nie interesują się dziećmi póki te czegoś nie zbroją. Uczęszczają do liceum na Mormonda do drugiej klasy biologiczno-chemicznej – dorzucił, jakby to mogło im pomóc.
– Oboje?
Zack przytaknął.
– Są podobni nawet jeśli chodzi o naukę. – Mężczyzna podsunął stażystce dwa zdjęcia. Przedstawiały niskich nastolatków o burzy kasztanowych brąz włosów. Puciate twarze zdobiło kilka piegów, usta rozciągały się w małym uśmiechu, a z czekoladowych oczu biła zaczepna i ciepła iskra.
Megan zmarszczyła brwi, przypominając sobie poprzednie zaginione osoby. Jako malarka miała doskonałą pamięć wzrokową, dlatego bez problemu przypomniała sobie zdjęcia Arlista i Cruz i ta dwójka nijak pasowała do Finna i Amandy. Oni byli wysocy, poważni, wysportowani, a Nelsonowie wyglądali jak dwójka nerdów  – o przyjemnym, miłym wyglądzie, ale jednak nerdowym.
– Tak, też nie widzę podobieństwa – odezwał się Zack, a ona kolejny raz przekonała się, że rozumieją się bez słów.
Dziewczyna wypuściła przez zęby powietrze, odsuwając od siebie zdjęcia. Przez chwilę milczała, wbijając wzrok w blat, po czym przeniosła spojrzenie na przełożonego.
– Co robimy z tym fantem? – spytała cicho. W całej karierze najbardziej nie lubiła przypadków zaginięć, bo najczęściej ofiary były przypadkowe, Bogu winne. Tak mogło być w tym wypadku.
– Do trzech razy sztuka.
– Chcesz czekać aż porwą kolejne osoby? – Wyprostowała się jak struna.
– W takim razie znajdź mi powiązanie, dzięki któremu w piździec ogromnym mieście, które przypomina mrowisko znajdziemy akurat te osoby, jakie wpasowują się do modus operandi sprawcy.
Megan prychnęła głośno, splatając ręce na piersiach i odrzucając głowę do tyłu.
– Wybacz mi mój ton, ale taka jest prawda. – Zack bezradnie rozłożył ręce. – Gdybyśmy mieli choć jedną poszlakę więcej… Ale w tym wypadku nic nie łączy ofiar.
– Cała trójka nadal się uczy, mniej lub bardziej pilnie – mruknęła cicho Meg, w zamyśleniu stukając opuszkiem palca w dolną wargę. Zawiesiła wzrok na oknie, marszcząc brwi. – Gdzie znajdują się ich szkoły?
– Po przeciwnych stronach centrum – odparł od razu, jakby przeczuwał to pytanie. – Nic ich nie łączy, prócz tego że znajdują się w naszym dystrykcie.
Megan pstryknęła palcami, ale bez entuzjazmu.
– Czyli coś wiemy.
– Jednak nadal za mało.
Nakane machnęła ręką.
– Coś z tego sklecę…
– Jeśli mi się nie udało…
– O, wypraszam sobie! – fuknęła, zrywając się z miejsca. – Dzięki czemuś jestem tam, gdzie jestem i nie jest to pokrewieństwo z tobą.
– Nie jesteśmy spokrewnieni.
– Według krwi nie, ale mentalnie już tak. Po dziesięciu latach znajomości siłą rzeczy mogę cię nazywać onii-chan. – Uśmiechnęła się sztucznie słodko.
– To już od dziesięciu lat się z tobą męczę… – jęknął cicho, zatapiając dłonie w kruczoczarnych włosach.
– I pomęczysz jeszcze do usranej śmierci, bo za mąż prędko nie wyjdę.
– Jeśli Valca nadal będzie odstraszać twoich adoratorów to masz rację – mruknął, jednym okiem obserwując jak dziewczyna grzebie mu w plecaku. – Czemu próbujesz się utopić w moich rzeczach?
– Szukam kluczyków od auta – odparła z głową w plecaku. – A Valciria ma nosa do tych spraw, więc jej ufam.
– Czekaj, czekaj. – Zack wstał z krzesła i niepewnym krokiem podszedł do kanapy, gdzie Megan walczyła z zawartością plecaka. – Na co ci…
– Koci cerber? Żeby móc spać spokojnie i nie musieć się martwić, że ktoś będzie mi śpiewał serenady pod oknem, bo Valca do niego zejdzie i zrobi mu taką arię operową, że facet…
– Meg, wdech i wydech.
Nastolatka zamilkła, łapiąc oddech. Rzuciła Zackowi przepraszające spojrzenie, orientując się, że jej nerwowy nawyk dał się we znaki – gdy stres osiągał zbyt wysoki poziom były dwie opcje: 1) zaczynała gadać jak najęta; 2) zamykała się w sobie, dostając ataku paniki. Dzisiaj padło na pierwszy wariant.
Gomen, poniosło mnie.
– Nie stresuj się, nie masz czym.
– Ja się stresuje? W życiu, nie wiem skąd taki pomysł! – prychnęła nerwowo, zamaszyście wyciągając kluczyki z breloczkiem kruka. – Chodź, odwiozę cie do domu.
Zack złapał ją za przegub, gdy chciała ruszyć w stronę drzwi.
– Zbyt często wracasz do przeszłości – zauważył cicho.
Megan przyjrzała się mu przez chwilę; ostatnie promienie słońca odbijały się w jej fiołkowych oczach. W końcu uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rząd równych białych ząbków.
– Nie bój nic, onii-chan. Twoją siostrzyczkę już tak bardzo życie doświadczyło, że już nic nie może mnie złamać. – Poklepała go w policzek, zabrała swoje rzeczy i tanecznym krokiem opuściła ich gabinet. Zack stał przez chwilę, lecz na raz się ocknął.
– Ej, jak to odwieziesz mnie do domu?! Nie waż się wsiadać do tego samochodu, Megan! – zawołał, wybiegając za nią z gabinetu. – Jak mi go zarysujesz to nie ręczę za siebie! – Na korytarzu usłyszał radosny krzyk dziewczyny, jakby znów miała dziesięć lat i nie miała w życiu żadnych trosk. Czasem chciałby, aby dawna Megan wróciła.


 




1 komentarz:

  1. Dobra w końcu biorę się za kom po szaleństwie z tymi chomikami

    "Jak tam Valcia?
    – Tak samo wredna jak zwykle.
    – Muszę was wreszcie odwiedzić i się przekonać czy te legendy są prawdziwe.
    – Zapraszamy! –"

    Hanako: Legendy są prawdziwe zwłaszcza jeśli chodzi o Valcie
    Miju: nawet nie wiesz jakie to Legendy
    Hanako: Na bank są prawdziwe

    " Dzięki wielkie, ja bym sama sprawdziła, ale mam kupę roboty, wyjśc nie mogę, ale to nie tak, że się martwię, znaczy martwię, to mój przyjaciel, znaczy kolega, znaczy..."

    Beta: Yhym....ta jasne już znam ten ton

    "Meg zastopowała utwór, gdy Zack poderwał głowę z blatu i omal nie spadł z krzesła. Chwycił się krawędzi biurka i namierzył obiekt jego zawału.
    – Megan! – huknął. – Czy ciebie do reszty poj...*

    Hanako: *nie może przestać się śmiać* kurde pobudka express

    " – Psychol – mruknęła cicho, mrużąc oczy. – Tylko takie osoby, mają niepohamowaną chęć opowiadania o swoich dokonaniach."

    Hanako: Wiesz.....przejdź się do podziemi Vestalii. Tam to kurde jest tyle osób mówiących o swoich dokonaniach, jak grzybów po deszczu. Z czego bywają też osoby....nawet zdrowe psychicznie odziwo.....

    "– Potem pojechałem na miejsce drugiego zaginięcia. Stare opuszczone osiedle, to co kiedyś spłonęło, kojarzysz?
    – Yeondon.
    – Zgadza się. Przypadkowy żebrak widział jak dwie osoby zapuszczają się w te rejony. W sumie trzy.
    Megan wyprostowała się.
    – Widział porywacza?
    Zack prędko ostudził jej zapędy.
    – Chłop był stary i waliło od niego wódą, zarejestrował tylko, że prawdopodobnie był to mężczyzna w szarej bluzie. "

    Hanako: Nie ma to jak wrócić do dzielnicy która się spaliło....i porwać bliźniaki.
    Hirooki: O nie....wiać będzie tak ja to zawzięta jak kiedyś na to że Alan żyje!

    " I pomęczysz jeszcze do usranej śmierci, bo za mąż prędko nie wyjdę.
    – Jeśli Valca nadal będzie odstraszać twoich adoratorów to masz rację"

    Beta: Szkoda, że mój kot takiej taktyki na Julianie nie zastosował.

    "– Ej, jak to odwieziesz mnie do domu?! Nie waż się wsiadać do tego samochodu, Megan! – zawołał, wybiegając za nią z gabinetu. – Jak mi go zarysujesz to nie ręczę za siebie! –"

    Hiroaki: To Megan jeździ jak Miju czy po prostu mało wiary w niej pokladasz albo za bardzo kochasz swoje auto ??
    Hanako: Trzy teorie która prawdziwa!

    "– Jednak nadal za mało.
    Nakane machnęła ręką.
    – Coś z tego sklecę…
    – Jeśli mi się nie udało…
    – O, wypraszam sobie! "

    Hiroaki: Normalnie siostra kiedyś. Hanako nie uda ci się jak mi nie wyszło to tobie też. Co ona " Wypraszam sobie wyjdzie mi to !!"
    Hanako: I wychodziło lepiej niż tobie

    Ja znikam może wygram wojne z leniem o rozdziały
    Miju: Podobno nadzieja umiera ostatnia

    OdpowiedzUsuń