SERDECZNE PODZIĘKOWANIA DLA ASHARY ZA PIKNY (jak
zwykle) NAGŁÓWEK ^^
A dedykacja dla tych którzy dzisiaj dzielnie walczyli
z matmą!
Kelly nie żartowała i pokazawszy
Lloydowi najważniejsze miejsca w całej szkole, usunęła się w cień, zostawiając
go na korytarzu. Nawet nie wiedział, kiedy zniknęła; poruszała się jak duch! Po
chwili skołowania odnalazł odpowiednią salę, w której miał następną lekcję.
Dziewczyna już tam siedziała, sama w podwójnej ławce. Chciał się do niej
przysiąść, by nie czuć się jak samotny kołek w płocie, ale stawiając plecak na
wolnym miejscu dobitnie pokazała mu, że nie chciała go widzieć u swojego boku.
Ku jej nieszczęściu sala od angielskiego okazała się za mała i nie pomieściła
jednej osoby więcej. Lloyd z nieskrywaną satysfakcją dosiadł się do niej, ale
przez całą lekcję ani myślał się odezwać, by nie dostać bury od nauczyciela (i
od Kelly).
Reszta dnia minęła
spokojnie – wszystkie lekcje zlewały się w jedną całość, na przerwach
było trochę urozmaicenia: osoby z klasy chętnie do niego podchodziły, pytały
skąd się przeprowadził, gdzie się uczył do tej pory, czy jest zajęty i chodzi
na siłownię (to od dziewczyn). Z chęcią odpowiadał na pytania, ciesząc się, że
ma z kim pogadać. Pierwszy dzień upłynął szybko i bezproblemowo. Następny już
mniej.
Dla Kelly wszystko przedstawiało
się zgoła inaczej. Irytował ją fakt, że Lloyd czepnął jej się jak rzep psiego
ogona. Chodziło jej głównie o fakt, że zaczęła być zauważana – gdy
Lloyd z nią rozmawiał, koledzy z klasy patrzyli się na nią z miną "to ona
chodzi z nami do klasy?", a koleżanki: "co ona od niego chce?".
Nie ukrywajmy – Lloyd był przystojny czym od razu ściągał uwagę nie
tylko dziewczyn; po jego modnych ciuchach dało się zauważyć, że z byle jakiej
rodziny nie pochodził, więc chłopcy chcieli przeanalizować, co mogli ugrać
zadając się z nim.
A jeszcze bardziej irytowała ją
Mira Travis – dziewczyna chodząca z nią do tej samej klasy. Na lekcjach źle
ukrywała ciekawość i wpatrywała się w Thifer, gdy ta siedziała akurat z
Lloydem. Osobiście Kelly nic do niej nie miała; Mira zazwyczaj była miła dla
innych i spokojna, tak jak ona nie rzucała się w oczy. Cały wizerunek psuł
jedynie fakt, że Travis należała do gangu Krewetki. Kelly już sobie wyobrażała,
co to będzie, jak McCane dowie się, że ona zna się z nowym, przystojnym koleżką
jaki zaczął naukę w ich szkole. Co z tego, że znała go dwadzieścia sześć
godziny i zamieniła z nim tyle samo zdań, przy czym połowa to były wyzwiska
skierowane pod jego adresem, kiedy na siebie wpadli.
To był jeden z głównych powodów,
dla których chciała jak najmniej zadawać się z Garmadonem – Samantha miała
parcie na przystojniaków o blond czuprynie (i grubym portfelu) i nie
przebierała w środkach, chcąc usunąć konkurencję. Kelly żywiła cichą nadzieję,
że Lloyd od razu zauważy jaka z McCane pusta laska i kopnie ją w odwłok. Nie
żeby się nim przejmowała. Chciała zobaczyć jedynie porażkę Krewety.
W poniedziałek bezpiecznie udało
jej się wrócić do bidula bez konfrontacji z Krewetką. Zamknęła się w swoim
pokoju, jaki ku jej uciesze zajmowała sama. Jeszcze parę lat temu dzieliła go
ze swoją koleżanką, Luną Strike, ale ta szczęśliwie odnalazła swoich rodziców i
wyparowała z powierzchni ziemi. Inna dziewczyna, nawet nie pamiętała jej
imienia, też znalazła dom. A ona jak zapuszczała korzenie w sierocińcu, tak
zapuszczała i po prawie dziesięciu latach straciła nadzieję na zmianę. Teraz
miała w planach zdać szkołę z dobrą średnią, za którą dostałaby równie dobre
stypendium, jakie zapewne w całości poszłoby na opłacenie wszelkich wydatków,
gdy tylko osiągnie pełnoletność i wyleci w świat.
A na razie musiała zacisnąć
szczękę i jakoś przeżyć dwa lata katorgi.
*
Wtorek. Dzień po poniedziałku do
człowieka powoli dociera, że następny tydzień się rozpoczął i trzeba spróbować
go przeżyć. Jednak ciężko było ze świadomością, że zaczynało się lekcje o 8:00
a kończyło o 15. Kelly pochłonąwszy trzy kawowe cukierki uzbroiła się w
cierpliwość i z hardo podniesioną głową przemierzała dzieciniec, trzymając ręce
wzdłuż tułowia, by chłodny wiatr nie zdołał wkraść się pod spódniczkę. Nie
cierpiała tych mundurków i nie widziała ich sensu. No ale cóż, dyrcio chciał
sprawiać pozory.
Przebyła połowę drogi przez
wybrukowany chodnik, gdy przez rockowy kawałek przedarło się jej imię; ktoś ją
nawoływał, przez co wyciągnęła z uszu słuchawki i odwróciła się na pięcie.
Modliła się żeby nie był to Garmadon ani Krewetka, inaczej przyjdzie jej ratować się
ucieczką.
Odetchnęła, gdy zobaczyła jak w
jej stronę zmierza Nathalia Rimon. Zatrzymała się, a kobieta dołączyła do niej,
łapiąc oddech, jakby ostatnie metry przebiegła. Poprawiła torbę zsuwającą jej
się z ramienia i kaptur od kurtki opadający na oczy.
– Dzień dobry – odezwała się
niepewnie Kelly. Zdziwiła się, że Rimon w ogóle znała jej imię. Zaczęła
się bać, cóż to wychowawczyni może od niej chcieć.
Rimon wyprostowała się,
złapawszy oddech. Uśmiech zagościł na jej pulchnych policzkach.
– Chciałam cię
pochwalić.
Kelly zdębiała jeszcze
bardziej. Miała ostatnio jakiś dzień dobroci dla zwierząt? Nathalia dostrzegła
jej zdziwioną minę i wyjaśniła, gdy ruszyły w kierunku szkoły, bo zimny wiatr
wdzierał się za ubranie.
– To bardzo ładnie z
twojej strony, że pomagasz Lloydowi się u nas zaaklimatyzować.
Kelly omal nie
prychnęła; udało jej się zamaskować to kaszlem.
– Doprawdy? –
wychrypiała, odchrząkując. Zatrzymały się z powrotem na schodkach pod
zadaszeniem. Nathalia roześmiała się, machając ręką.
– Oj, nie bądź taka
skromna. Poświęciłaś swój czas, żeby o niego zadbać. Jak tak dalej pójdzie, to
dostaniesz dodatkowe punkty do zachowania. – Mrugnęła do niej porozumiewawczo,
wiedząc, że zachowanie także liczyło się do średniej, a szósteczka zawsze
ładnie wyglądała.
Kelly zdębiała
jeszcze bardziej, gdy weszły do szkoły, a tam, przy rządzie szafek dla 1C stał nie
kto inny jak Lloyd Garmadon. Thifer zatrzymała się w drzwiach, a Rimon wyminęła
ją i jeszcze raz do niej mrugnęła, po czym pognała do pokoju nauczycielskiego,
mimo że wybiła dopiero 7.30 i w szkole było mało osób.
Oboje patrzyli sobie
głęboko w oczy, czekając aż druga osoba wykona ruch. Kelly w końcu ruszyła do
przodu, bo nie mogła ciągle stać w drzwiach. Policzyła w myślach do pięciu,
potem do dziesięciu. Przeszła obok Lloyda burknięciem odpowiadając
na jego powitanie. Otworzyła swoją szafkę na roścież, by drzwiczki odcięły ją
od chłopaka. Zaczęła nader powoli się rozbierać z wierzchnich ubrań, rozważając
wszystkie za i przeciw.
Argumenty za:
– zyska w oczach Rimon;
– co się wiążę z
pierwszym punktem: dostanie dodatkowe punkty do zachowania;
– szóstka zwiększy jej
szansę na średnią 4.75
Argumenty przeciw:
– będzie musiała znosić
towarzystwo Lelloyda przez cały dzień, jeśli nie tydzień;
– będzie musiała
powstrzymywać się, by nikomu nie przyłożyć;
– jeśli Kreweta wychaczy
Lloyda w tłumie z nią, czarno widziała resztę dnia;
Mogłaby wymieniać
argumenty przeciw do wieczora, ale podskoczyła, gdy Lloyd zjawił się obok niej.
– Unikasz mnie? – spytał z
lekkim uśmiechem, opierając się o sąsiednią szafkę.
Kelly zbyt gwałtownie
zamknęła drzwiczki, omal nie przycinając sobie palców. Wygładziła sweter i
zrobiła zdziwioną minę.
– Nie, skąd. –
Przecisnęła się obok niego i prędko wyszła z ciasnego korytarzyka ustawionego z
zielonych szafek. Nie lubiła przebywać blisko osobników płci przeciwnej, bo od
razu kręciło ją w nosie. Chyba miała na nich alergię.
Garmadonowi wystarczyło
kilka kroków by się z nim zrównać.
Myśl o średniej, myśl o
kasie – powtarzała sobie Kelly, próbując ignorować obecność Lelloyda. Krępująca
cisza powoli drażniła uszy.
– O czym gadałaś z
Rimon? – Kelly stłumiła głośny jęk. Innego pytania Lelloyd nie mógł zadać.
– A takie tam – o średniej,
ocenach i tym, że jestem twoim aniołem stróżem – dorzuciła
zgryźliwie.
– Mogę czuć się
zaszczycony? – Odbił piłeczkę. Wspięli się po schodach na pierwsze
piętro.
– Nope. – Kelly przeskoczyła
ostatni stopień i obrócił się wokół własnej osi po czym rozłożyła ręce, patrząc
z góry na Lloyda, który stał dwa schodki niżej. – Bo masz przed sobą
najbardziej nietowarzyską osobę pod słońcem. – I nie czekając na niego
ruszyła w dowolnym kierunku. Lloyd szybko ją dogonił i razem ruszyli pod salę
od historii, gdzie mieli pierwszą lekcję.
Gdy przechodzili przez salę
rekreacyjną, Kelly westchnęła głośno.
– Serio się nie odczepisz? –
spytała, zerkając na niego kontem oka. Zdmuchnęła z nosa upierdliwy kosmyk
włosów.
– A mam? – Zdziwił się.
Boże, jaki niekumaty! –
jęknęła.
Ale myśl o średniej!
Potrząsnęła głową.
– Niee, ale nie jestem
przyzwyczajona do szwendania się z kimś po szkole.
– Typ samotnik?
– Bingooo. – Stanęli przy
parapecie obok sali od historii. Na korytarzu było już kilku uczniów z ich
klasy.
– W takim razie mogę się do ciebie
odzywać, gdy będę czegoś potrzebował – zaoferował, wciskając ręce w
kieszenie spodni.
Kelly szybko przeanalizowała
sytuację, wyglądając przez okno.
– Może być –
zdecydowała. – Ale mam nadzieję, że nie będziesz prosił o coś na każdej
przerwie – zastrzegła.
Lloyd roześmiał się i uniósł
ręce.
– Na razie może to być trudne, ale
postaram się. – Wygrzebał z arsenału swoich uśmiechów ten najbardziej
urokliwy, lecz Kelly zdawała się być odporna na jego wdzięki i jedynie
wzruszyła ramionami, przyjmując obojętnie tą wiadomość. Zapatrzyła się w okno,
a do niego podszedł jeden chłopak z klasy (Haaary?) i zaczęli gadać o wszystkim
i o niczym, dołączając do innej grupki.
Kelly odetchnęła z ulgą, a za
oknem dostrzegła rudą czuprynę Samanthy. W porę spławiła Lloyda.
*
Lekcje historii na pierwszej godzinie powinny być zakazane.
Kelly z trudem powstrzymała
dziesiąte w ciągu minuty ziewnięcie i poprawiła się na ławce, udając, że pilnie
słuchała nauczyciela. Crupa miał donośny głos, ale nie zmieniało to faktu, że
historia nigdy nie była jej ulubionym przedmiotem i nie potrafiła się na niej
skupić.
Rozejrzała się dyskretnie po sali;
nie tylko ona odsypiała. Niektórzy leżeli na ławkach, inni grali na telefonach,
jedna osoba próbowała słuchać... Zatrzymała na chwilę spojrzenie na Lloydzie,
który siedział w ławce z Harry'm. Obaj spali z otwartymi oczami. Przeniosła
wzrok na Mirę, która przynajmniej dzisiaj jej się nie przyglądała, jak ciele malowanym
wrotom. No tak, siedziała w ławce z całkiem obcym chłopakiem; wiedziała że na
nazwisko miał Ritz i był przeciętnym uczniem niczym się nie wyróżniającym. Ot,
brunet, brązowe włosy, średniego wzrostu o znudzonym spojrzeniu.
Westchnęła w duchu, zaczynając
bazgrać po marginesie. Nie wiedziała ile minut upłynęło, ale Crupa, by skupić
uwagę uczniów, trzepnął dziennikiem w blat biurka.
– Słuchajcie, żeby wpadła wam
jakaś ocena przygotujecie prezentacje multimedialne – oznajmił. – Będziecie
pracować tak jak siedzicie w ławkach, akurat jest do pary. Uwaga, bo podaję
tematy. Lecimy od pierwszej ławki, Lucy i Nath, wy macie...
Kelly odetchnęła z ulgą, bo przez
jedną straszną chwilę myślała, że Crupa przydzieli ją do Lelloyda; w końcu chyba
już wszyscy wiedzieli, że trzymała (hehe) nad nim pieczę. Zerknęła na Ritza, a
ten na nią. Milcząc, czekali na ich kolej.
– Kelly i Mike, feudalizm na
za dwa tygodnie – ogłosił Crupa i od razu przeszedł do następnej
ławki.
Kelly zanotowała temat i
podrapała się ołówkiem za uchem. Nie cierpiała prac grupowych, a tym bardziej
przedstawiać czegoś na forum klasy. I tak nie będą ich słuchać!
– Tooo jaki
plan? – spytała, zdobywając się na odwagę, żeby się odezwać do
Mike'a. Ha, przynajmniej wiedziała jak miał na imię!
Chłopak odchylił się na krześle,
wertując podręcznik. Odezwał się dopiero gdy znalazł stronę z ich
tematem.
– Możemy zrobić tak: ty
opracujesz cześć materiału, ja część, umówimy się któregoś dnia w biblio i to
sklecimy, może być? – zaoferował na jednym wdechu nawet na nią nie
spoglądając.
Kelly wzruszyła ramionami.
– Brzmi sensownie.
Zadzwonił dzwonek zwiastując
upragnione wybawienie. Jeszcze tylko siedem lekcji.
*
Do końca dnia nic niezwykłego się
nie działo – lekcje były nudne jak zwykle, na przerwach Kelly
szwendała się sama po szkole, ciesząc się samotnością. Unikała przebywania na
piętrze gdzie mieścił się pokój nauczycielski w obawie przed spotkaniem z Rimon,
gdy przy jej boku nie było Lloyda. Garmadon złapał kontakt z Harry'm i na
długiej przerwie nawet się do niej nie zbliżył! Chciała wietrzyć sukces, lecz
wtedy na horyzoncie pojawiła się Samantha.
Kończyła się akurat przerwa na
lunch, Kelly niespiesznym krokiem zmierzała ku sali chemicznej, gdy poczuła jak
ktoś chwyta ją za sweter. Wzdrygnęła się, a obok niej pojawiła się McCane,
chwytając Thifer pod rękę, jakby były dobrymi koleżankami. Kelly z niesmakiem
spojrzała na "koleżankę", próbując odzyskać swoją rękę, ale Krewetka
wzmocniła uścisk, wpatrując się niewzruszenie przed siebie. Po chwili dołączyła
do nich Mira i Clara – ostatnia z podpasek (tak, podpasek; przydupaski nie
pasują) McCane; blondynka o małych oczkach, które wściekle powiększała tuszami
do rzęs. Chodziła z Samanthą do tej samej klasy; solidarnie obie kiblowały.
– Czego? – fuknęła Kelly, gdy
maszerowały korytarzem jak gdyby nigdy nic.
– Unikasz mnie. – Twarz
Samanthy wyrażała smutek, ale głos był ostry niczym pilniczek. – Nie mogę
ci się odwdzięczyć za piątek.
– Nie spodobał ci się
prysznic? – sarknęła Thifer, a tipsy McCane wbiły jej się w skórę.
– Oblałaś mnie wodą!
Specjalnie! – warknęła, gdy stanęły we wnęce przy drzwiach. Kelly w porę
się wywinęła, by nie zostać przypartą do ściany i osaczoną; zbyt dobrze zdążyła
już poznać zagrywki Krewetki.
Thifer uniosła brwi w rozbawionym
geście.
– Mówiłam, to był przypadek –
zachichotała, przypominając sobie zrozpaczoną twarz McCane, gdy makijaż zaczął
spływać jej stróżkami z twarzy.
Uwielbiała grać rozbawioną i
uradowaną, podczas gdy Samantha czerwieniała na twarzy do tego stopnia, że
kolor upodabniał się do jej włosów. Maskowała w ten sposób całą irytację i
rozgoryczenie, jakie kiełkowały w niej od kilku lat, odkąd Samantha stała się
jej wrzodem na odwłoku.
– Nie pogrywaj sobie ze mną, bo w
końcu się doigrasz – syknęła Krewetka, postępując krok do przodu, aż
znalazła się kilka centymetrów od Thifer. Miała na sobie słynne
"kopytka", czyli buty na 5 centymetrowej koturni, przez co była o te
cale wyższa.
– Mówisz tak od miesięcy –
stwierdziła obojętnie Kelly, za późno gryząc się w język.
Samantha zacisnęła dłoń w pięść,
ale wtedy odezwała się Clara pełnym podekscytowania głosem.
– Idzie tu! – szepnęła.
McCane momentalnie porzuciła maskę
zirytowanej krewetki na rzecz zdziwionego karpia – rozdziawiła lekko
buzię, wyciągając szyję.
Kelly ze zdziwieniem stwierdziła,
że zareagowały tak na widok zmierzającego w ich stronę Lelloyda. Czyli McCane
już go wychaczyła. Biedaczek.
Samantha przeklęła pod nosem.
– Nie jestem umalowana! –
jęknęła z rozpaczą. – Idziemy do łazienki, muszę się ogarnąć –
oznajmiła podpaskom, po czym zwróciła się do Kelly, celując w nią
granatowym paznokciem. – A z tobą jeszcze pogadam.
Kelly pomachała im na odchodne
(środkowym palcem) i wreszcie pozwoliła sobie na głęboki oddech. Przetarła ręką
twarz, zastanawiając się co zrobiła nie tak, że los ukarał ją takimi
piekielnymi stróżami.
Odwróciła
się i od razu zderzyła z Garmadonem.
– Boże, czy ty zawsze musisz na
mnie wpadać? – burknęła, trąc czoło. Rzuciła okiem za siebie, ale Trójca
już zniknęła, lecz teren nadal pozostał skażony ich obecnością. Kelly
wiedziała, że do końca dnia będzie już w podłym humorze. Musiała przygotować
się fizycznie i psychicznie na starcie z Krewetką.
– Coś nie tak?
Zamrugała szybko, zdając sobie sprawę, że
Lloyd coś do niej wcześniej mówił.
– Nie – odparła jedynie,
jeszcze raz spojrzała za siebie i ruszyła w przeciwnym kierunku niż zmierzała,
oddalając się od sali chemicznej.
– Z kim rozmawiałaś? – spytał
z ciekawości, równając z nią krok. W końcu zdołał się już dowiedzieć, że Kelly
była typem samotnika.
– Nie twoja sprawa – syknęła,
aż się wzdrygnął. Westchnęła głośno. – Znajome – zreflektowała
się.
Lloyd pokiwał tylko głową nie wnikając,
czemu pożegnała znajome środkowym palcem.
Kelly nawet nie skomentowała
faktu, że znowu się do niej przyczepił. Była zbyt poddenerwowana spotkaniem z
Samanthą, by przejmować się Lelloydem. Z nerwów zaczęła wyłamywać sobie palce,
aż stawy jej strzelały. Zaczęła rozważać, czy nie dała jej zbyt wielu powodów
do zemszczenia się. Zazwyczaj starała się ograniczać do minimum i zwyczajnie ją
zlewać. Lecz jak widać, jej ostry temperament nie zawsze się jej słuchał.
Nawet nie zarejestrowała, że
weszli do sali rekreacyjnej, gdzie przeprowadzano większość (i tak nielicznych)
apeli, a dzwonek przeciągle zagwizdał.
– A sala od chemii to nie w drugą
stronę? – odezwał się niepewnie Lloyd.
Kelly otworzyła już usta, żeby
odpowiedzieć, ale wydobyła z siebie tylko pisk, a Garmadon głuchy jęk. Piłka od
kosza, która pierwotnie leciała w kierunku Thifer (Kelly wykazała się refleksem
i w ostatniej chwili odskoczyła) uderzyła Lelloyda w podbrzusze (on z
kolei wykazał się spóźnionym refleksem, gdy piłka już go uderzyła).
– Sorry! – zawołał jakiś
chłopak, unosząc rękę. Ruszył w ich stronę, ale nie wydawał się
przejęty. – Podasz?
Nawet gdyby Lloyd miał zamiar, to
Kelly okazała się szybsza; chwyciła piłkę, wykonała pół obrót i cisnęła nią w
kierunku chłopaka. Rzut nie był perfekcyjny, przez co piłka zamiast trafić w
ręce wysokiego bruneta, uderzyła go w skroń (to akurat było planowane). Chłopak
zatoczył się do tyłu, w ostatniej chwili łapiąc równowagę dzięki koledze, który
go przytrzymał. Piłka uderzyła w drewnianą podłogę i był to jedyny odgłos.
Zaraz po nim doszedł krzyk Kelly.
– Sorry? SORRY?! Tylko tyle masz
do powiedzenie, pacanie!?
Brunet wyprostował się raptownie,
opuszczając rękę od czoła. Zamrugał kilka razy, jakby sprawdzał czy wzrok go
nie mylił i ta mała brunetka o anatomii wściekłego pudla naprawdę na niego
nawrzeszczała.
– Mogłam dostać przez ciebie w
twarz! – krzyczała dalej, a on wreszcie odzyskał mowę. Postąpił kilka
kroków, ona także. Starli się na środku sali.
– A ja dostałem! –
odkrzyknął, wskazując na powoli kształtującego się sińca.
Kelly nie zraziła się faktem, że
chłopak był od niej o jakieś dwie głowy wyższy, ani że kilkoro uczniów
zatrzymało się ciekawski zbiegowiska. Musiała rozładować energię przed
chemią.
– Należało ci się! Nie rzuca się
piłką w ludzi!
– To samo mógłbym powiedzieć o
tobie! – huknął, czerwieniejąc na twarz. Kelly w tamtym momencie
przypomniał Krewetkę, co jeszcze bardziej ją rozsierdziło. Byli bliscy
skoczenia sobie do gardeł, lecz w ostatniej chwili interweniował Lloyd i kolega
bruneta. Oboje odciągnęli ich od siebie, każąc się uspokoić.
– Zostaw! – warknęła Kelly,
wyrywając się Lloydowi, który chwycił ją w pasie i mocno trzymał, mimo że
dostał już łokciem w żebra.
– Trzymaj swoją dziewczynę na
smyczy skoro ma wściekliznę! – wrzasnął brunet, za co dostał nie tylko w
łeb od swojego kolegi, ale i w piszczel od Kelly.
– Nie jestem jego dziewczyną, a
tym bardziej nie mam wścieklizny! Chociaż jak na ciebie patrzę to z chęcią
poderżnęłabym ci gardło!
– Nie biję dziewczyn, ale
dla ciebie mogę zrobić wyjątek, pudlu!
– Jak mnie
nazwałeś, Gargamelu!?
– Zamknąć się! – syknął czarnowłosy
kolega bruneta. O dziwo, oboje się zamknęli i spojrzeli na niego. – Dzień
dobry, panie profesorze! – zawołał w stronę przechodzącego obok
nauczyciela i skinął mu głową. – Już wszystko pod kontrolą. –
Mężczyzna przyjrzał im się uważnie.
– Na lekcje – odpowiedział
jedynie i wyszedł z sali.
Czarnowłosy odetchnął i jeszcze
raz strzelił kolegę w ramię.
– Pogrzało cię, Kai? –
warknął.
– Mnie? – pisnął niejaki
Kai. – To ona!...
– To ty nie umiesz rzucać – zgasił
go. – Gdybyś podał do mnie trafnie, cała sytuacja nie miałaby miejsca!
Zamknij się już, kretynie – Chłopak zwrócił się do Lloyda i Kelly, która
powoli uspokajała oddech, ale twarz nadal miała czerwoną od emocji. Kamienna,
naburmuszona twarz zmieniła się momentalnie, a oliwkową twarz rozświetlił
przepraszający uśmiech. – Wybaczcie za niego, bywa zbyt impulsywny. – Szturchnął Kai’a
jeszcze raz, gdy ten chciał zabrać głos.
Lloyd szturchnął Kelly i
odchrząknął znacząco.
– Nie trzeba, także przepraszam za
nią, też jest impulsywna – powiedział Lloyd, widząc że Kelly zacisnęła
usta.
Czarnowłosy odetchnął i zgarnął
piłkę z ziemi.
– Kaaaaai.
– Kellyyyy.
Wymienieni spojrzeli na siebie
spod byka. Wymamrotali coś niezrozumiałego pod nosem.
– Chyba nic z tego – zaśmiał
się nerwowo Lloyd.
Czarnowłosy machnął ręką.
– No nic, mam nadzieję abyśmy się
więcej nie spotkali, nie w takich okolicznościach. – Roześmiał się nerwowo, a
Lloyd wysilił na uśmiech. – My będziemy spadać. Idziemy, Kai.
– Wal się,
Bucket! – krzyknął Kai i nabuzowanym krokiem wyszedł z Sali, ciskając pod nosem
przekleństwa.
Bucket
westchnął litościwie, pomachał im na pożegnanie i ruszył za kolegą, a Lloyd
pognał za Kelly, która wyszła z Sali w tym samym momencie co Kai.
To było
pierwsze starcie Pudla i Gargamela.
A dzień
jeszcze młody.
Idealny gif XD
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za fakt, iż rozdział ma raptem 3173 słowa XD miał być o połowę krótszy, ale musiałam odreagować i wsadzić pierwsze spotkanie odnowionej wersji WKSD! Kto za nimi tęsknił? Ja bardzo XD miałam ubaw; myślałam że mi laptop wystrzeli jak pisałam ich kłótnie!
To do nexta!
Przepraszam za uszkodzone mózgi!
Nie ma za co Nessa przy okazji się poduczyłam trochę
OdpowiedzUsuń"To był jeden z głównych powodów, dla których chciała jak najmniej zadawać się z Garmadonem – Samantha miała parcie na przystojniaków o blond czuprynie (i grubym portfelu) i nie przebierała w środkach, chcąc usunąć konkurencję. "
Hanako: Niech ona uważa bym jej nie wyeliminowała.
Ja: Hanako mówiłam coś na ten temat
Hanako: * Wywraca oczami*
Ja: Ej chwila....krewetka mi przypomina Huuren
Hanako: Dla ciebie nie ma ratunku autorka
"Piłka od kosza, która pierwotnie leciała w kierunku Thifer (Kelly wykazała się refleksem i w ostatniej chwili odskoczyła) uderzyła Lelloyda w podbrzusze (on z kolei wykazał się spóźnionym refleksem, gdy piłka już go uderzyła)."
Miju: Pracuj nad refleksem. To, że jesteś już uczniem nie oznacza, że masz się obijać
Hanako: *dalej się śmieje* Spóźniony refleks...nic fajnego
Hirooki: A sama kiedyś miałaś
Hanako: Ty masz nadal głąbie
" – Nie biję dziewczyn, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek, pudlu!"
Beta: Ten tekst jest już tak oklepany....
"A dedykacja dla tych którzy dzisiaj dzielnie walczyli z matmą!"
Ja: ZWYCIĘSTWO
Hanako: Musisz się tak drzeć?
" – będzie musiała powstrzymywać się, by nikomu nie przyłożyć;"
Hanako: Powodzenia Kelly bo ciężko się powstrzymać przed przyłożeniu jakiemuś imbecylowi
Czekam na kolejny