niedziela, 16 grudnia 2018

Ⓡⓞⓩⓓⓩⓘⓐⓛ ~ ① ❝ Nie ma to jak (nie)dom ❞



          Podrzucała kamień wielkości pięści, zastanawiając się, jaki odgłos wyda pusta głowa, jeśli rzuci się w nią z pierwszego piątra. I czy pójdzie do więzienia, czy do poprawczaka? Może badania wykazałyby, że działała w afekcie? Już wolała trafić do wariatkowa, niż musieć codziennie patrzeć na jej twarz.
     – Gdzie ona jest; przecież się nie rozpłynęła! Za gruba jest!
     O wypraszam sobie! – burknęła w myślach, przerzucając kamień z ręki do ręki.
  Głowa była pusta, a głaz ciężki i twardy. Rozległby się "trzask" czy "brzdęk"? A może combo?
     Odchyliła się do tyłu, jedną ręką przytrzymując się krawędzi winkla, za którym się schowała, drugą biorąc zamach. 
     Nikt by się nie dowiedział. Alejka była pusta, z daleka od głównej ulicy; brak świadków... Nikogo nie zaalarmowałby odgłos odbijania się kamienia od blaszanej budki, który uderzyłby w rudą krewetkę, a potem rykoszetem w jej dwie koleżanki. Zwłoki schowałoby się do śmietnika, a kamień komuś podrzuciło. 
     – Niech nie wie nikt, nie zdradzaj nic... – zanuciła cichutko i wystawiła koniuszek języka, obierając cel.
     Niestety ku jej nieszczęściu trzy dziewczyny ubrane w szkolne mundurki, klnąc siarczyście wycofały się z alejki. 
     Kelly Thifer jęknęła zawiedziona, gdy ekipa rudej małpy zniknęła z jej zasięgu. Odprowadziła je wzrokiem, aż zniknęły za zakrętem. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na głęboki oddech i klapnięcie na płaskim, kamiennym dachu. Zwiesiła nogi szczelnie odziane w czarne zakolanówki i trampki poza krawędź. Ze smutkiem przyjrzała się kamieniowi. 
     – Eh, no i nici z zabawy – burknęła pod nosem, chowając głaz do plecaka. Nigdy nie wiadomo, kiedy mógł się przydać. W końcu musiała jeszcze wrócić do domu, a długa droga i niebezpieczna. – A mogłam się prędzej zdecydować! – jęknęła, wierzgając nogami. Burcząc pod nosem położyła się na plecach, zakładając ręce za głowę.
     Niebo zdecydowanie za szybko przebierało bordowo-granatowy odcień, zwiastujący nadejście wieczoru. Przez te idiotki straciła co najmniej godzinę, jeśli nie półtorej  na szwendanie się po mieście, aby je zgubić. Wiedziała, że śledziły ją już od szkoły, lecz myślała, że im się znudzi. Nic z tego – dzisiaj były wyjątkowo wytrwałe i uparte, by znów uprzykrzyć jej życie. A jako że nie miała ochoty na słowne przepychanki postanowiła, że trochę je poprzeciąga po mieście, a potem ukryje się w jakimś zaułku i przeczeka burzę.  Nie miała zamiaru wymyślać kolejnej ściemy dla wychowawczyni, czemu znowu ma podartą koszulkę albo sweter. Przez te małpy powoli kończyły jej się pomysły!
     Miała świadomość, że minęła już godzina, o której miała się stawić w domu, więc tak czy siak dostanie ochrzan za spóźnienie, przeleżała na dachu sklepu jeszcze kwadrans. Śledząc wzrokiem chmury leniwie sunące po granatowym niebie zaczęła się zastanawiać, czy uda jej się w spokoju pójść spać. A może banda Samanthy zaczeka na nią i dokończy, co zaczęła?
      Eh, życie jest pełne niefajnych niespodzianek.
     Podciągnęła się do pozycji siedzącej, a wiatr od razu wplótł się w jej brązowe włosy i nawet związanie ich w wysoką, ciasną kitkę nie pomogło i kilka kosmyków uderzyło ją w twarz.
     – Chociaż wy mnie dzisiaj nie irytujcie – mruknęła pod nosem, wstając. Zarzuciła plecak na ramię, poprawiła spódniczkę (która irytowała ją równie mocno, co włosy) i zeskoczyła na blaszaną budkę, a z niej na kontener na śmieci.
     Uśmiechnęła się pod nosem, gdy wyobraziła sobie, jak Samantha i jej dwie psiapsi próbują nieudolnie wdrapać się na dach, na którym się ukryła. Z wielką chęcią by im pomogła. Tak jak Skaza pomógł Mufasie.
     Wcisnęła do uszu słuchawki i będąc w temacie bajek, puściła sobie składankę z Króla Lwa. W końcu nadal czuła się dzieckiem. Nie spieszyło jej się do domu, więc powoli maszerowała ulicami Ninjago City. Śmieszyło ją, że miasto nazwano na cześć ninja, podczas gdy ci zniknęli wiele setek lat temu i nic nie zostało z ich sprawiedliwości. Tradycja jednak pozostała i miasto, w którym narodziło się ninjitzu przetrwało setki lat, a wraz z nim pamięć o shinobi. A Kelly jak nie cierpiała tego miasta, tak nie cierpiała.
     Światło na przejściu dla pieszych mrugało, gdy przebiegła przez pasy na drugą stronę ulicy. Rozejrzała się czy nigdzie nie stała policja, ale teren był czysty, więc spokojnie ruszyła dalej.
     Szła najwolniej jak się dało – już nawet starsze pani z balkonikami szły szybciej! – ale droga nie chciała się wydłużyć. Powoli zbliżała się do obrzeży miasta, gdzie stacjonowało miejsce, w którym przyszło jej mieszkać. Nie cierpiała go jeszcze bardziej, niż samego miasta. Podczas gdy szwendając się po ulicach mogła chociaż przez kilka godzin poczuć się wolna i niczym nieograniczona, w ciasnym pokoju czuła się jak w klatce. Czuła, że nie wytrzyma 632 dni i w końcu się zastrzeli.
     Na planowaniu własnego samobójstwa lub samobójstwa niektórych osób upłynęła jej reszta drogi. Zapadł już prawie całkowity zmierzch, gdy stanęła przed wysoką czarną bramą, jaka chroniła dostępu do szerokiej parceli, na końcu której stał stary, chyba przedpotopowy budynek. Wchodząc przez bramę, kątem oka jak zwykle spojrzała na zatarty napis na blaszanej tabliczce. „Dom dziecka nr 13”.
     Westchnęła bezgłośnie, naciągając na głowę kaptur od szarej bluzy i wciskając ręce do kieszeni.
     Tak, nie ma to jak (nie)dom.


➷➷➷➷➷


     Od pięciu minut stał przed drzwiami nie mogąc zmusić się do naciśnięcia dzwonka. Palec zamarł centymetr od guzika i za nic nie chciał się poruszyć. Z kolei serce poruszało się nader szybko – miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu z piersi, walnie go wyrwanym żebrem i ucieknie na lotnisko, by odlecieć na Grenlandię i zamieszkać z pingwinami.               
      Najchętniej poszedłby w jego ślady.
     Ale obiecał sobie, że będzie chłop, a nie baba. Dlatego odetchnął, opuszczając rękę.  Zacisnął dłonie w pięści, poprawił ramiączko od plecaka, nabrał nową porcję powietrza, rozmyślił się jeszcze cztery razy i w końcu nacisnął dzwonek.
     W środku rozległ się donośny odgłos, a on odskoczył, jakby guzik go poparzył. A może lepiej było dać nogę przez ogródek?
     Nim jednak zdążył wprowadzić plan w życie drzwi otworzyły się lekko, a ze środka wyjrzała pokryta zmarszczkami twarz starszego mężczyzny. Zmierzył chłopaka pytającym spojrzeniem, unieruchamiając go tym samym w miejscu. Nastolatek odwrócił się w jego stronę, bacznie przyglądając. Ta sama siwa, nieokiełznana fryzura i długa broda tego samego koloru. Czy to możliwe, że odkąd widział ją raz trzy lata temu urosła o kolejne centymetry? Odgonił od siebie podobne myśli, przypominając sobie, że wypadałoby się odezwać i w razie czego – przedstawić.
     – Um, cześć, wujku Wu – rzucił niepewnie, drapiąc się po karku. – To ja, twój bratanek, Lloyd… – Cała pewność siebie, jaką udało mu się zgromadzić czmychnęła w pobliskie róże, posadzone przy chodniku, gdy wyblakłe, niebieskie oczy mężczyzny zdawały się niewzruszone, jakby widziały kogoś obcego. Aż tak się zmienił, że własna rodzina go nie poznaje? No dobra, miał parę nowych pryszczy, urósł parę centymetrów, ale żeby…
     Chłopak wzdrygnął się, gdy mężczyzna wybuchnął nagłym śmiechem, wychodząc na ganek.
      – Aż tak stary nie jestem, żeby mieć sklerozę! – zawołał i wziął nastolatka w objęcia. – Jak mógłbym nie poznać swojego ulubionego bratanka?!
      – I jedynego – wysapał Lloyd, gdy wujek uwolnił go z niedźwiedziego uścisku.
     – Dlatego ulubionego. – Mężczyzna zmierzwił blond włosy bratanka, nie bez wysiłku – musiał mocno stanąć na palcach. – Na melisę, albo ty urosłeś, albo ja zaczynam się garbić!
     Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i podniósł z ziemi sportową torbę, w której miał cały dobytek.
    – Ah, co ze mnie za gospodarz; wchodź, nie będziemy stać na ganku! – Wu wepchnął go do środka i zatrzasnął za nimi drzwi. Poprowadził chłopaka do salonu, mimo że Lloyd doskonale znał rozkład całego budynku; już w progu zauważył, że odkąd był tu ostatni raz nic nie uległo zmianie. – Swoją drogą, kiedy przyjechałeś i dlaczego; mamy początek nowego roku! Jesteś głodny? A może zmęczony, zrobić ci kawy?
     Lloyd zarejestrował tylko połowę z pytań wujka. Zajął się rozglądaniem po wnętrzu. Przestronny salon nadal był jasny dzięki sosnowej podłodze i panoramicznemu oknu, które zajmowało całą prawą ścianę i wychodziło na zadbany ogródek. Po środku stały dwie beżowe kanapy i pufy dookoła stolika kawowego. Jedną ścianę zajmował kamienny kominek i dwa regały zapełnione książkami. Nic się nie zmieniło; nawet w kuchni panował ten sam bałagan.
     – Jest mama? – odezwał się cicho, broniąc się tym samym przed ciosem w głowę, gdy wujek zaczął podejrzewać, iż się zaciął.
     Wu odłożył gazetę na kuchenną wyspę i podszedł do schodów wiodących na drugie piętro.
      – Misako, ktoś do ciebie! – ryknął, aż Lloyd drgnął. Głos nadal posiadał potężny.
     – Idę! – Z góry rozległ się przytłumiony, damski głos. Chwilę później po schodach żwawym krokiem zbiegła mała kobieta.
     – Coś się sta… – Zamarła, gdy zeskoczyła z ostatniego stopnia, a jej wzrok padł na młodego chłopaka, stojącego w salonie.
      On ją poznał, ale ona nie. Dla niego ciągle była piękna i młoda, miała grube, brązowe włosy spięte w warkocz i przyprószone lekką siwizną. Na czoło nasunęła okulary, które teraz musiała wcisnąć na nos, bo nie dowierzała w to, co widzi. Niby był ten sam – miał te same blond włosy, opadające na iskrzące się szmaragdowe oczy, ale był wyższy, urósł co najmniej piętnaście jeśli nie dwadzieścia centymetrów! I wydoroślał – na twarzy pojawił się pierwszy trądzik a na policzkach lekki, ledwo dostrzegalny zarost. Lecz to nadal był ten sam Lloyd, jej mały synek.
     Nie mogąc wydusić z siebie słowa po prostu podeszła i objęła go w pasie. Lloyd uśmiechnął się pod nosem i oparł brodę na głowie mamy. Gdy ostatni raz się widzieli, był jej wzrostu.
     – Cześć, mamo – przywitał się cicho.
     Kobieta z trudem oderwała się od niego i zadarła lekko głowę, by spojrzeć mu w oczy. Dotknęła jego twarzy, by upewnić się, czy naprawdę tu był.
      – Co ty tu robisz? – odezwała się wreszcie. – Jest koniec września, powinieneś być w szkole, w Japonii! – zawołała, gdy ochłonęła z chwilowego szoku.
     – Nie dostaliście listu? – spytał Lloyd, marszcząc brwi. Matka i wujek wymienili spojrzenia i równocześnie pokręcili głową.
     – Nie, jakiego listu? Coś się stało?
      Lloyd uśmiechnął się niewesoło, trąc kark.
     – To długa historia…
     – A takie najlepiej omawia się przy herbacie – wtrącił Wu, klaskając w dłonie. – Wy usiądźcie, a ja nastawię wodę. Musisz nam wszystko wyjaśnić, chłopcze – rzucił w stronę Lloyda, grożąc mu palcem.
     Chłopak pokiwał głową i zasiadł ciężko na kanapie. Wbił wzrok w sufit. Oj tak, to będzie długa historia o powrocie do domu, prawdziwego domu, a jednocześnie tak obcego. 





Kel: Nie, ja tego nie skomentuję
Ja też nie
Meg: A ja tym bardziej
To co, idziemy spać?
K&M: *kiwają głową*
.
.
.
.
.
Nie, dobra, chwila! Wypadałoby coś powiedzieć, zważywszy że niby nie miało być tak szybko pierwszegp rozdziału! XD
Kel: dlatego tego nie skomentuję. Ani tego, że jestem jakąś ofiarą losu, która nie umie przywalić jakiejś rudej wywłoce!!
Oj poczekaj, poczekaj, rozkręcisz się
Meg: A Lloyduś to już w ogóle
Lloyd: Tylko nie Lloduś
Meg: Garmadonek? :D
Lloyd: nie!
Kel: No, ty w sumie też masz przekichane. Pójdźmy się utopić w herbacie
To powodzenia, a ja idę spać, bo nie chcę powtórki sprzed tygodnia
Papa iiiiii NIE PRZERAŻAJCIE SIĘ TYM POWYŻEJ; NIE WIEM CO MNIE NASZŁO NA TAKI WSTĘP XD

Ja po prostu tutaj odreagowują cały szkolny i życiowy stres, wybaczcie 

7 komentarzy:

  1. Spokojnie nie szkodzi każdy musi jakoś odreagować stres szkolny
    Hanako: Kell daj mi namiary na te idiotki. Nudzi mi się od dłuższego czasu nikomu głowy nie odcięłam
    Miju: To już się kwalifikuje jako nałóg
    Hanako: Nie
    " Gdzie ona jest; przecież się nie rozpłynęła! Za gruba jest!"
    Ja: Przypomniała mi się dyrektorka
    "Lloyd zarejestrował tylko połowę z pytań wujka."
    Hanako: Znam ten ból. Jak jeszcze byłam w rodzinie Khoury to jak Węgierscy na święta przyjeżdżali to dostawałam miliard pytań z czego rejestrowałam 50%. Z czego większość to "masz już chłopaka", "na jakie misjię Vestalia cię wysyłała" "kiedy urośniesz". Chociaż Eszter i Eszti i tak naj. Zawsze mi książki zabierały
    "– A takie najlepiej omawia się przy herbacie – wtrącił Wu, klaskając w dłonie. – Wy usiądźcie, a ja nastawię wodę. Musisz nam wszystko wyjaśnić, chłopcze – rzucił w stronę Lloyda, grożąc mu palcem."
    Miju: Tak herbata na wszystko pomaga
    Hanako: Nie na wszystko
    Miju: Wszystko
    Hanako: Nie
    *Patrzy na tytuł rozdziału na telefonie a potem na komputerze* straszna różnica. Przynajmniej u mnie. Cieszę się, że pojawił się rozdział. Czekam aż się rozkręcą postacie, a teraz znikam photoshop wzywa



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhyhyyyy *emanuje mroczną aurą, pochylając się nad biurkiem i pisząc kolejny rozdział*
      *ekipę gdzieś wywiało, została tylko Meg pochłaniająca tabliczkę czekolady oreo*
      Kelly: *mimochodem podchodzi do Hany i wciska jej do ręki karteczkę z danymi Samanthy i jej bandy po czym wyskakuje przez okno nim autorka ją zauważy*

      ""kiedy urośniesz"."

      Meg: Oo, skąd ja to znaaam
      Zack: Nie moja wina, że masz zaburzenie długości własnych nóg
      Meg: zero wsparcia, zero... Nessa, a kiedy ja się pojawię!?
      *nie przestając pisać* W momencie w którym będzie trzeba drużynie kłopotów ratować dupę
      Meg: ooo *o* I'm the heero!

      "Miju: Tak herbata na wszystko pomaga
      Hanako: Nie na wszystko
      Miju: Wszystko
      Hanako: Nie "

      Meg: Jak nie na wszystko, na wszystko! Zack może potwierdzić!
      Zack: Tak, herbata koi nerwy, ale na ciebie musze dodawać coś mocniejszego do tej hernaty
      Meg: O ty alkoholiku ty!
      Kel: *pojawia się w oknie* nie przyjmujcie mi bloga!
      Meg: spadaj, sis!

      "Patrzy na tytuł rozdziału na telefonie a potem na komputerze* straszna różnica. Przynajmniej u mnie. "

      *odrywa się od pisania* wiesz, coś chyba shrzaniłam w kodzie css i teraz nie umiem dojść co XD może zaraz się pobawię w te linki

      A na razie dziękuję za komentarz; nawet nie wiesz jak się cieszę gdy je widzę! :D

      Usuń
    2. Hanako:*miała iść już wybić krewetkę i jej kumpelę, lecz autorka ją zaczęła szantażować, że postaci z innych blogów się nie zabija itp haki na nią wyciągnęła więc siedzi smutna obok Meg* Masz jeszcze jedną tabliczkę??
      """kiedy urośniesz"."

      Meg: Oo, skąd ja to znaaam
      Zack: Nie moja wina, że masz zaburzenie długości własnych nóg
      Meg: zero wsparcia, zero... Nessa, a kiedy ja się pojawię!?"
      Hanako: Meg jeszcze się to ureguluje. Spójrz na mnie miałam 154 a teraz 178
      Hirooki: Ale my mamy Sirrianskie geny siostra....na dodatek osłabione były więc...*unika sztyletów, miecza i wazonu*
      Hanako: Mówiłeś coś??
      "Meg: Jak nie na wszystko, na wszystko! Zack może potwierdzić!
      Zack: Tak, herbata koi nerwy, ale na ciebie musze dodawać coś mocniejszego do tej hernaty
      Meg: O ty alkoholiku ty! "
      Miju: Alkohol? Nie ja dziękuje. Słabą mam głowę
      Hanako: Aż mi się przypomniało, jak w serii Hogwart po imprezie spałaś na drzewie *zaczyna się śmiać*
      Miju: Ja przynajmniej nie miałam różowych włosów
      Ja: Wiesz bo ja to taka pozytywna osóbka, jak inni widzą, że daje komentarze to są tacy happy xD

      Usuń
    3. Kel: Nieee no Asha, ja się nie obrażę...
      Meg: czyli jest dla mnie nadzieja! *anuluje zamówienie przez internet na szpilki*

      "Miju: Alkohol? Nie ja dziękuje. Słabą mam głowę "

      *autorka myśli, myśli*
      Kel: Oooo nie, nie będziesz tego sprawdzać!
      Meg: U mnie nie trzeba; Zack już sprawdził, że po lampce wina mam kaca
      Zack: Zarzygałaś mi wtedy całą łazienkę
      Meg: Ale przynajmniej wiemy na przyszłość!
      Kel: ej no, ja się kłóciłam z Zackiem!
      Ty go tu jeszcze nawet nie poznałaś. Za to nie zapominaj o Kai'u
      Kel: ...rna....

      "Ja: Wiesz bo ja to taka pozytywna osóbka, jak inni widzą, że daje komentarze to są tacy happy xD "

      oj tak coś w tym jest :'D

      Usuń
    4. "Kel: Nieee no Asha, ja się nie obrażę... "

      Ja: Hanako zdecydowanie trzeba hamować. Ona poza kontrolą to koszmar dla jej wrogów, znajomych wrogów i każdego kto ją wnerwi

      Hanako: Nieeee

      Ja: A co się stało z sąsiadem z Aleksandrii

      Hanako: Może wylądował na OIOMie ale żyje

      "Meg: czyli jest dla mnie nadzieja! *anuluje zamówienie przez internet na szpilki* "

      Hanako: Padnę ze śmiechu jak się ona na nich zabiję. Dostanę ataku śmiechu po kroju autorki.

      Miju: Nekrolog śmieszny. Przyczyna śmierci szpilki.

      "*autorka myśli, myśli*

      Kel: Oooo nie, nie będziesz tego sprawdzać!

      Meg: U mnie nie trzeba; Zack już sprawdził, że po lampce wina mam kaca"

      Hanako: Słaba ta głowa. No słaba.

      Kakeru: Bo ty niby masz mocną.

      Hanako: Mam nawet mocną głowę.

      "Kel: ej no, ja się kłóciłam z Zackiem!

      Ty go tu jeszcze nawet nie poznałaś. Za to nie zapominaj o Kai'u

      Kel: ...rna.... "

      Beta: I z Kelly dobry humor wyparował

      Ja: Laptop mi zgupiał....nie mogę z niego tego bloga komentować :(

      Usuń
    5. wszyscy mają coś do tego bloga; Kruk też nie mogła XD
      a nie możesz kliknąć opublikuj?

      Meg: Ej, ej, ja zdolna jestem więc się uda!
      Zack: *wypisuje nekrolog dla Meg*
      Meg: Ej nooo! Jeszcze zbobaczymy!
      Kel: No, chciałabym to zobaczyć XD
      Meg: ty się szykuj na wojnę z Kaiem
      Kel: nie przypominaj....

      jak piszesz na laptopie to spróbuj zmniejszyć jak najbardziej ekran i wtedy spróbować wycelować w ikonkę opublikuj, ja tak robię XD

      Usuń
    6. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja bo już myślałam, że to wina z mojej strony. Tak dokładnie z tym opublikuj problem
      Hanako: Zack nie pisz jeszcze tego nekrologu może się nie przydać. Gorzej jeśli się tobie przyda bo stwierdzi, że żuci tymi szpilkami w ciebie. W sumie to też ciekawy nekrolog
      Miju: Kelly vs Kai....zdecydowanie szkoła przestanie istnieć
      Hanako: Już nie mają swoich mocy Miju. Szkody będą mniejsze. Najwyżej ktoś w Straszęcinie wyląduje.
      Beta: Jedna osoba do leczenia więcej

      Nie pomogło zmniejszenie :(

      Usuń