Rozdział 111 ~ Tam, gdzie światło, tam i cienie
Gdy ciemność wygrywa
Gdy śmierć śpiewa pieśni zwycięstwa
Gdy nicość rośnie w siłę
Gdy światło ginie
Blask zanika
Nagle dostrzegamy ciebie
Kroczącego wśród cieni
Na twej głowie tkwi korona zbawienia
W dłoni dzierżysz miecz nadziei
Jesteś jedynym który może nas uratować
Czy to uczynisz?
~ by VanessaArashi
Wspinali się i wspinali, a szczytu nie było widać.
Nerwy mieli napięte jak postronki, mijając kolejne zakręty. Kai i Zane
podtrzymywali Lloyda, pomagając mu się wspinać. Czasem unosili go nawet
całkowicie nad ziemię i przeskakiwali po kilka stopni. Jay i Kelly robili za
straż przednią a Cole za tylną, trzymając bronie w gotowości. Co będzie jak już
tam dotrą? To pytanie bezustannie zaprzątało ich, i tak już skołowane, umysły.
Będą musieli usunąć się w cień, podczas gdy Lloyd będzie walczył o życie? Albo
w ogóle nie będą musieli, gdyż coś ich zaraz zeżre. Jednak wiedzieli na pewno,
że Overlord nie da im tak po prostu się do siebie zbliżyć – gdzieś, może za
następnym zakrętem albo jeszcze następnym, kryła się śmiercionośna pułapka.
Nie wiedzieli jeszcze, że to oni staną
się swoimi "pułapkami".
Przeszli na oko sto stopni pogrążeni w
całkowitej ciszy. Mieli zbyt ściśnięte gardła, aby chociażby pisnąć, ale nie
wiedzieli też, co mieliby powiedzieć. Dlatego po prostu milczeli, zachowując
energię na później.
Wszystko się jednak zmieniło, gdy ciszę
przerwał niepokojący syk. Nie byli przygotowani na to, co stało się w następnej
sekundzie. Overlord, gdy wypuszczał kolejne pociski mrocznej materii, na
początku ryczał głośno. Teraz, domyślając się albo po prostu wiedząc, że ninja
się zbliżają, postawił na metodę "cichego zabójcy".
- Cole! – głośny krzyk Lloyda zmieszał się z okrzykiem
mistrza ziemi.
Pozostali jak poparzeni odwrócili się do
tyłu. Widok, jaki zastali zmroził im krew w żyłach. Zgięty w pół Cole trzymał
się za głowę, zaciskając zęby. Całym jego ciałem wstrząsały dreszcze, a wokół
jego postaci wirowała czarna aura.
- Oberwałem, musicie iść beze mnie... nim... zmienię
się... w tego złego! – wychrypiał, cofając się do tyłu. – No już! – ponaglił, widząc zawahanie w ich oczach.
Kai pociągnął Lloyda; zostawili w tyle
Cole'a. Wybraniec z ciężkim sercem obejrzał się jeszcze raz za siebie akurat w
momencie przemiany. Napotkał się na gniew fioletowych oczu, kilkanaście
schodków w dole. Przeklinając swoją niepełnosprawną nogę, przyspieszył. Za sobą
słyszeli powarkiwanie ich dawnego przyjaciela, który zapewne ruszył za nimi w
celu ich zatrzymania. Ilu jeszcze musi polec? Ile musi odejść nim stawię mu
czoło? – warknął Wybraniec. Pożałował swoich myśli.
Mimo że byli już bardziej wyczuleni na
nagłe i ciche ataki Overlorda i tak nie zapobiegli kolejnej ofierze.
- Uważaj!
Kelly nie wiele zdziałała, gdy Jay
popchnął ją na ścianę, zajmując jej miejsce, a tym samym przyjmując na siebie porcję
mrocznej energii.
- J-Jay! – wydukała drżącym głosem. W jej oczach
zaszczepiło się przerażenie; chciała go dotknąć jakoś pomóc, ale Lloyd złapał ją
za nadgarstek.
- Nie dotykaj! – syknął z bólem w głosie. – Jeszcze też się przeminiesz.
- Uciekajcie ode mnie! – zawołał Jay, czując jak
czyste zło błyskawicznie rozprzestrzenia się po jego organizmie.
Już bez większego zawahania pognali przed
siebie. Do przemienionego Jay'a w tym czasie dołączył Cole – obaj z dobytymi
Ostrzami ruszyli za wojownikami.
To się nie dzieje, to się nie dzieje. Lloyd
miał wielką, i jeszcze bardziej złudną, nadzieję, że zaraz się obudzi, a to
wszystko okaże się złym koszmarem. Niestety nieważne ile razy szczypał się w
nadgarstek, ciągnące się w nieskończoność schody nie znikały a potępione odgłosy
ich przyjaciół nie cichły.
Zane pociągnął go gwałtownie do przodu i
błyskawicznie się odwrócił, parując tym samym dwa Ostrza – niebieskie i czarne.
Cole wraz z Jay'em nadrobili stracony dystans i teraz zamierzali ich
powstrzymać przed przebyciem ostatnich stu schodków, czyli najzwyczajniej w świecie zabić.
- Zajmę się nimi! – oznajmił Zane, odbijając kolejne
ciosy.
- Pewny jesteś? – zapytał Lloyd. – Jeśli jeszcze ty...
- Z moich statystyk i tak wynika, że tylko jeden z nas
dotrze na szczyt, więc idźcie!
Kelly zajęła wcześniejsze miejsce Juliena
i przełożyła rękę Lloyda przez swoje ramiona.
- Idziemy – warknęła, starając się nie oglądać za
siebie.
Musieli dotrwać do końca, musieli
doprowadzić Lloyda na sam szczyt, Lloyd musiał pokonać Overlorda i uratować
przyjaciół!
Jednak nie poszło tak łatwo. Na drodze
stanęła im ostatnia osoba, z którą już nigdy nie chcieli walczyć. Nya
opuściła swój pojazd i zagrodziła im drogę dzierżąc dwa długie sai. Lloyd
wymienił zdołowane spojrzenie z WKSD. Doskonale wiedział, co zamierzają.
- Ruszaj, to już końcówka! – oznajmiła Kelly.
Wybraniec wyminął Nyę, którą zajęli jego
przyjaciele.
- To, co, sojusz? – zapytał Kai, parując błyskawicznie
ciosy siostry.
- Na pięć minut – potaknęła Kunoichi i razem, ramię w
ramię stawili czoło wrogom, którzy niegdyś byli ich bliskimi przyjaciółmi i
jedyną rodziną.
Kiedy Wybraniec kuśtykał w górę po
ostatnich stopniach, za plecami słyszał odgłosy walki. Poprzysiągł sobie, że się
nie odwróci. Nic nie może go teraz rozpraszać. Musi się skupić. Zbliżał się do swojej
ostatecznie walki, ale miał nadzieję, że nie ostatniej.
Nadzieję? To słowo obiło mu się o umysł.
Powoli przestawał w nią wątpić.
Czas jakby zamarł, gdy postawił ostatni
krok, stając na szczycie wieżowca, tuż przed Overlordem w pełnej jego
obrzydliwości.
- Widzę, że jednak dotarłeś – odezwał się
Mroczny Władca, odwracają szkaradnym pyskiem w jego stronę. Lloyd
musiał mocno zadrzeć głowę, aby spojrzeć w jego wielkie ślepia. Nie zdawał
sobie nawet sprawy, że od początku zaciska mocno dłonie. – Twoi
przyjaciele dawno polegli, ale ty nie zrezygnowałeś i przylazłeś tu bez żadnego
miecza czy innej broni... Widzę, że bardzo chcesz umrzeć. – Zacharczał, imitując śmiech.
- Nie będę potrzebował miecza – warknął przez zęby,
nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia. – Przyszedłem tu, aby z tobą
walczyć, a nie przepychać słówkami!
- W takim razie mogę ci tylko powiedzieć...
Żegnaj.
Lloyd czując, co się świeci, za w czasu zebrał
w sobie ukrytą porcję sił i wykorzystał ją na stworzenie bariery z energii,
jaka otoczyła całe jego ciało zamykając w kopule. Overlord akurat w tym momencie cisnął całą swoją mocą w Wybrańca.
Czarny ogień uderzył w zielono-złotą
kopułę. Mocno się zdziwił, kiedy za pierwszym razem jego atak nie przedarł się
przez defensywę Zielonego Ninja. Obaj nie zamierzali przegrać, więc powietrze
rozdarł przeciągły syk, kiedy Energie ścierały się ze sobą w nieustannej
walce.
Lloyd z całych swoich sił napierał na
barierę, nie pozwalając jej pęknąć. Czuł jednak, że jest spychany do tyłu;
krawędź wieżowca znajdowała się niebezpiecznie blisko, zaledwie pół metra. Nie!
Nie da się, nie przegra kolejny raz! Nie może, po prostu nie może! Zacisnął
powieki, zapierając się nogami. Nie przegra. Ma, dla kogo walczyć.
Chcesz się bronić, to w tobie narasta,
trzyma się ciebie, bierze cię w niewolę.
Warto o to walczyć. *
Dla ninja i wuja - Kai'a, Cole'a, Jay'a, Zane'a oraz
Kelly, którzy nakierowali go na właściwą ścieżkę, sprawili, że teraz tu jest i
nie poddaje się pod ciągłym atakiem Overlorda. To oni przygotowali go do tej walki i nie wykopali przez okno, kiedy stwarzał same problemy.
Chcesz się bronić, zrzucić maskę,
jesteś pod ostrzałem, lecz twój duch jest niezachwiany.
Wiesz, że warto o to walczyć.
Dla matki, bez której nie byłoby go na
tym świecie, bez której wsparcia już dawno by się poddał.
A przede wszystkim będzie walczył dla
ojca. Ojca, który mimo tego, że przez większość jego życia był zły, okazywał mu
swoją ojcowską miłość, nauczył jak się jeździ na rowerze, grał z nim w piłkę,
uczył podstawowych ciosów. Dla ojca, którego musi pomścić.
Pamiętaj kim jesteś.
Jesteś niepowtarzalny. Jesteś niezłomny sercem...
Mam, dla kogo walczyć!
Mroczny Władca cofnął się zdumiony o krok, przestając zionąć czarnym
ogniem. Zielona energia rozbłysła oślepiającym niemal światłem, unosząc Wybrańca w górę, tuż na wysokość paszczy Overlorda. Bestia nie
zamierzała odpuścić i ponownie zionęła. Moce spotkały się z hukiem. Jakie było
zaskoczenie Overlorda, kiedy zieleń zamieniła się w błyszczące złoto, całkiem odpierając
jego atak. Siła natarcia wyrzuciła go z wieżowca; musiał użyć zdrętwiałych
skrzydeł, by nie runąć w dół. Odniósł wrażenie, jakby cofnął się w czasie i znów
stał naprzeciwko potężnego wojownika odzianego w błyszczący złoty strój i otoczonego tego samego koloru promieniującą aurą.
- Mój syn stał się najpotężniejszym Mistrzem Spinjitzu – wyszeptała Misako, która razem z Wu i Julienem oraz Kamienną Armią pod wodzą
Daretha, z dołu przypatrywała się starciu. Dwójka
ocalałych ninja też miała chwilę na zerknięcie w górę, kiedy ich opętani
koledzy również zamarli.
Jay Vincent ~ Last Battle MUSIC (polecam odsłuchać *.*)
Lloyd unosił
się na wysokości pyska Overlorda w otoczeniu złotej aury. Jego zielony strój
zamienił się w pełną, połyskującą zbroję; maska nadal zasłaniała twarz. Drugi
na tym świecie Mistrz Spinjitzu podniósł głowę, spoglądając prosto w oczy
swojego wroga.
- Teraz to ja jestem
najpotężniejszym władcą żywiołów – oznajmił
Wybraniec i przyjął pozycję bojową – i zamierzam cię pokonać, Overlordzie!
Overlord nie bardzo
się tym przejął i, jak to miał w zwyczaju, roześmiał się tubalnym głosem. Jego
śmiech dotarł nawet na sam dół.
- I co myślisz, chłoptasiu? Że
mnie pokonasz? Nawet z mocą twojego dziadka nie dasz rady zwyciężyć mroku. Tam,
gdzie jest światło zawsze pojawiają się cienie.
- Chyba, że mój blask rozpędzi je
wszystkie! – Lloyd przepuścił
gwałtowną szarżę, której Overlord bynajmniej się nie spodziewał – Wybraniec łatwo przeszedł przez jego
linię obrony i z całej siły uderzył w brzuch. Mroczny władca skulił się
minimalnie, zasłaniając obolałe miejsce skrzydłami. Lloyd prędko to wykorzystał
i korzystając z chwilowej dezorientacji przeciwnika zadał jeszcze kilka ciosów
w piszczel, kark i pysk.
Overlord ryknął
wściekle i wreszcie odparował jeden atak. W jego oczach zaszalała wściekłość,
niekontrolowana nienawiść. Nie da mu się, przecież nie przegra z tym młokosem!
Zaczerpnął haust powietrza, by następnie zionąć czarnym ogniem w Wybrańca. Albo
w miejsce, gdzie sekundę temu lewitował.
Szósty zmysł kolejny
raz szeptał Lloydowi, że Overlord właśnie teraz, w tym momencie zaatakuje
ogniem. A jak mówi stare przysłowie – na
ogień odpowiadaj ogniem. Tak też zrobił. Oczywiście sam nie zionął jak rodowity
smok, ale posłużył się własnym smokiem, jaki do tej pory drzemał w jego
wnętrzu, i którego do tej pory nie potrafił odblokować. Ale teraz, gdy czuł ten
dziwny spokój w środku – w
sercu i umyśle – przywołał
element swojego dziadka, Złotego Smoka.
Metafizyczna bestia
z rykiem wyłoniła się ze złotej mgły. Na jej grzbiecie siedział nie, kto inny
jak Lloyd, który niemal wtapiał się w tło. Złote skrzydła paroma uderzeniami
wzniosły jeźdźca w niebo.
- Nie! – ryknął Overlord i z dziką furią rzucił
się na Złotego Smoka i Mistrza. Lloyd zdołał uniknąć ostrych kłów. – Nie dam ci wygrać! Nie po to czekałem
tyle wieków, by teraz przegrać!
- A ja nie po to tyle przeszedłem,
aby ci odpuścić – odkrzyknął
Lloyd. Jego smok wyrzucił z pyska kulę złotego ognia.
Dwie bestie rzuciły
się na siebie z pazurami. Mimo iż smok Lloyd był zgoła mniejszy, to on uzyskał
przewagę i zrzucił Overlorda w dół. Mknęli na spotkanie z ziemię nadal gryząc i
drapiąc. I gdyby nie interwencja Lloyda – który
zorientował się, że spadają prosto na jego rodzinę więc szybko pociągnął do siebie lejce – gruchnęliby na ziemię.
Czarna i złota masa
ponownie wzleciała w ciemne niebo. Ostateczna Walka mogła trwać i trwać – w końcu Lloyd miał teraz odpowiedni
zapas mocy, jak i sił. A Overlord doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego
nie zamierzał dłużej tego ciągnąć. Udało mu się uwolnić ze szponów wroga,
odrzucić go na bezpieczną odległość. Zacharczał, co zapewne nie wróżyło nic
dobrego – Overlord wymyślił kolejny iście szatański plan. Nim Wybraniec zaatakował, błyskawicznie wyrwał do
przodu; za nim ciągnął się ogon czarnej mgły. Począł krążyć wokół złotej
bestii, wytwarzając coraz to większy obłok.
Lloyd nawet nie
wiedział, kiedy ciemność, najciemniejsza, jaką w życiu widział, otoczyła go ze
wszystkich stron, całkowicie odcinając od świata zewnętrznego, od Ninjago – przeniósł się jakby do innego wymiaru.
Do wymiaru, w którym rządził Overlord. Dobitnie się o tym przekonał, gdy do
umysłu wtargnęły pierwsze słowa, brzmiące jak zgrzyt metalu.
Jesteś marnym
gnojkiem, który uważa się za silnego tylko, dlatego, że jest potomkiem
Pierwszego Mistrza.
Lloyd najzwyczajniej
w świecie go zignorował, utrzymując Smoka w jednym miejscu. Bestia niespokojnie
rozglądała się na boki tak jak on, szukając właściciela głosu.
Twój ojciec
był na tyle słaby, że poddał się jakiejś truciźnie.
Garmadon za późno
powstrzymał mocne zaciśniecie dłoni na lejcach; Overlord czując, że trafił na
dobry szlak kontynuował monolog.
Myślę, że po
prostu chciał być zły... Uwolnić się od tej rutyny, od nudnego życia,
wychowywania upierdliwego bachora...
Zacisnął powieki,
próbując odpędzić falę myśli. Nie słuchaj go, nie słuchaj, nie słuchaj!
Jesteście
tak do siebie podobni... Tak samo głupi... Tam samo naiwni... Tak samo słabi.
Twój ojciec, gdy jeszcze żył oczywiście, nie widział żadnego podstępu.
Godzinami mąciłem mu w głowie, a przejęcie nad nim kontroli nie było trudne.
Nawet wymazanie z pamięci ciebie i twojej matuli nie należało do trudnych zadań – wystarczyło
parę słówek, kilka chwil, a on już was nienawidził!
Przestrzeń obok
Drugiego Mistrza zafalowała. Smok natychmiast napiął mięśnie gotów do ataku.
Wszystko
szło wedle mojego piekielnego planu; teraz wykończę ciebie, potem twoich
przyjaciół a na koniec matkę i wujaszka, żeby widzieli, jak wszystko, o co
kiedyś walczyli przepada wraz z tobą!
W mroku tuż przed
nim błysnęły fioletowe oczy wielkości Złotego Smoka, a zaraz po nich długie na
kilka metrów kły, gdy Overlord wpierw roześmiał się głośno, by następnie
zacisnąć szczęki, połykając tym samym Złotego Mistrza. A przynajmniej tak mu
się zdawało. Sadził że wygrał. Nie przewidział jednej rzeczy – Lloyd nie chciał zadawać pytań, nie
chciał uwierzyć, bo nie dawał temu wiary. Odciął się całkowicie od jego
paplaniny, mimo że na początku jakaś część jego duszy syciła się tymi
kłamstwami, zakażając umysł. Ale potem... w zasadzie sam nie wiedział czemu, w
jakim sposób dał temu odpór. Chyba po prostu był już na tyle zmęczony ciągłą walką, ciągłym strachem i chwilami niepewności że chciał to zakończyć, definitywnie, tu i teraz!
Na wojnie nie ma
miłości ani sprawiedliwości
Nie ma myślenia dwa
razy.
Nie odczuwa się
konsekwencji.
Jest za późno by
kłamać i by wierzyć w kłamstwa.
Nie istnieje podział
na dobro i zło
Jest tylko wojna. Czerwona
posoka wsiąkająca w ziemię. Wieże z martwych ciał. Wysuszone kości.
Zabij lub sam giń.
Żelazna zasada, do
której zastosował się Lloyd Garmadon, potomek Pierwszego Mistrza Spinjitzu. I
dlatego tym razem to nie światła zgasły, lecz rozbłysły najjaśniej jak umiały,
wbijając w serce zła złoty sztylet i rozrywając kawałek po kawałku powłokę
ciemności, aż całkiem prysła niczym bańka mydlana...
* fragmenty piosenki Three Days Grace "Unbreakable heart"
~~~~~~~~~~~~
Yyyy, dobra, nie umiem pisać porywających i chwytających za serce zakończeń xD
Toooo... może pozostawię to bez komentarza i pójdę ogarniać epilog który powinien się pojawić tak wieczorem... A w najgorszym wypadku w poniedziałek xd
*po 10 minutach dociera do niej co się właściwie stało* Czy to byl ostatni rozdział.....? I czy znowu mam dwóch nowych czytelników? o,o
Ten uczuć gdy kończy się 1 sezon.
OdpowiedzUsuńMiju: Ale ty nie skończyłaś u nas sezonu
Hanako: Nie jesteś nawet w środku
Ja:nie wiecie o co mi chodzi
Taaaak, to bardzo dziwne uczucie... XD
UsuńKel: nie ciesz się, jeszcze epilog
Pfffff. Ale kiedy mi sie nie chce
Kel: Nie chce ci się bo nie chcesz konczyc sezonu
W zasadzie to juz sie skonczyl... Jak dla mnie tak nijako
Kel: sama jestes nijaka
Dasz rade Asha! Wierzę w ciebie i służę jakąkolwiek pomocą ^^
Kel: tryb dobroci ci sie wlaczyl
Yeeep
Suuuuuuuuuuuuuper! I nie waż mi się mówić inaczej!
OdpowiedzUsuńDelphi:*siedzi obrażona*
Ja: Zapewne jest obrażona za poprzedni rozdział. Ech*wzdycha* U mnie też było to wielkie LOL gdy skończyłam pierwszą część. Fajnieeeeeeee! Ostateczna bitwa! Piszesz rewelacyjnie!
Ronan: Ty się od niej ucz!
Lloyd jest złotym Ninja i Mistrzem Spinjitzu czy coś! Czekam na epilog! A teraz wena mi się wyczerpała i bateria też więc bajooooo!
Kel: *szturcha Delphi* Obrażona za ostatni u mnie czy u was?
Usuń*drapia sie w tyl głowy* Um dzięki wielkie ^^
Kel: masz wypieki na twarzy
Za duzo mnie chwalą jak na jeden dzien xd wpierw za rysunki a potem Kitty za rozdzial... Trzymaj kciuki ze epilog pojawi sie za 3 godzinki xd
Kel: a Kitty to będzie twoj Ekspert Od Trzymania Kciuków
Tak Kelly! Dokładnie! Będę Ekspertem Vanessy Od Trzymania Kciuków!
UsuńDelphi: Jestem obrażona dlatego że Kitty zrobiła ze mnie potwora.
Lloyd:*przytula Delphi* Dla mnie nie jesteś potworem!
Lar:*trzepie Lloyda w tył głowy*
Lloyd: To za co!
Lar:*wzrusza ramionami*
Kel: Lar, bo ci łapka uschnie... albo odpadnie *niewinnie obraca sai*
UsuńNie zauważyłam żeby Delphi zachowała się jak potwór, ale to mogę być ja i moje nieogarnięcie xP
Kel: Oj wstawiaj ten epilog!
Delphi: To przeczytaj rozdział 51 pt. Zew Krwi.
UsuńCZEKAM NA EPILOG!!!!!!*świeżutka po Macu*
AAAAAAAAAAAA nowyyyyyyyyyyyyyy! *leci czytać*
UsuńKel: *łapie Vanesse za kołnierz* Ne, ne. Wpierw wrzucaj ten epilog
Pfeeeeeee *bierze się do roboty*
Taaaaa Vanessa! Masz pisać epilog!
UsuńDelphi:*nadal obrażona*
Nie strzelaj mi tu fochów! Jesteś jaka jesteś i doceń to!
Kel: Rodziny się nie wybiera...
UsuńTadaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam! *walnęła (nie)piękny epilog*
Suupi rozdział :) szkoda że to już koniec pierwszego sezonu :'((
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję że drugi pojawi się już niedługo :) Będę czekać na niego niecierpliwie :) Pozdrawiam ;**
Arigato! <3 Następna część... heh, też mam nadzieję, że pojawi się w miarę szybko. ale tak jak podejżewałam - gdy wczoraj skończyłam pisać epilog i pozostało tylko sprawdzenie go to... nudziłam się nie mając o czym pisać xD
UsuńTakże pozdrawiam :***********