czwartek, 24 sierpnia 2017

Rozdział 109 ~ Nie możemy już zawrócić (część 1)


Nasze siły odeszły 
Nasz duch walki złamany
Nasze dusze zdeptana,
Honor odebrany
Nie mamy chęci, by walczyć 
Nie mamy po co
Nasz wysiłek poszedł na marne

Lecz w głębi serca wiemy, że musimy stawić im czoło
W końcu do tego nas szkolono 

Dzisiejszej nocy spotkamy się na polu bitwy,
Uniesiemy miecze w geście zwycięstwa 
Dzisiejszej nocy nikt z nas nie upadnie
Wygramy naszą wojnę 
Wygramy nasze życie
~VanessaArashi





- Zane, czemu twój sokół doprowadził nas z powrotem do świątyni?
   Pytanie Jay'a zawisło w powietrzu. Cała eskapada zatrzymała się przed otwartymi drzwiami Świątyni Światła, które jakby zapraszały ich do wejścia.
- Eh, wejdziemy to się przekonamy  – wymamrotała Kelly i jako pierwsza przekroczyła próg.
   Odnieśli wrażenie, że Świątynia nic się nie zmieniła od ich poprzedniej wizyty – kurz jak był tak jest, pojawiło się może więcej pajęczyn.  Misako wyciągnęła zwój z tuby, z którą nigdy się nie rozstawała, chcąc sprawdzić czy czegoś nie przeoczyła, czegoś, co pomogłoby  im osiągnąć zwycięstwo lub chociażby  wydostać się z Wyspy. Zmarszczyła lekko brwi i odwróciła zwój na wszystkie możliwe strony. Pożółkły papier przedstawiał uproszczone wnętrze świątyni – duży okrąg pośrodku otoczony pięcioma kolorowymi kwadracikami. Do połowy zatopione w nich były Ostrza.
   Otworzyła szerzej oczy.
   Widziała ten zwój setki razy, ale dopiero teraz pojęła jego całkowity przekaz.
- W kolumnach powinny być jakieś otwory, w które musicie włożyć bronie – odezwała się.
   Ninja zaprzestali bezsensownej wędrówki i spojrzeli na archeolog pytająco, ale jako że innych pomysłów nie mieli, każdy zaczął krążyć wokół kolumny ze swoim symbolem.
   Kai odgarnął ostrzem pajęczynę i szybką ją strząchnął zgniatając butem pająka. Faktycznie, na wysokości jego pępka znajdował się mały zakrzywiony otwór. Reszta też je znalazła. Wszystkie pięć broni z cichym sykiem znalazły się do połowy w kolumnach.
   Świątynia zatrzęsły się w posadach. Po kilkunastu sekundach drżenie ustało a okrąg, na którym wymalowany był symbol Zielonego Ninja zapadł się o kilka centymetrów by usunąć się w bok. Z ciemnej dziury wyłonił się... Kolejny pancerz a'la Samuraj X. Stanął z powrotem w zielonym okręgu; cienkie promienie słońca oświetliły jego złotą, mocno przykurzoną zbroję.
- To pancerz bojowy, jakiego używał Pierwszy Mistrz Spinjitzu – wydedukowała Misako z niemym zachwytem.
- W tym siedział Pierwszy Mistrz Spinjitzu? I to rozumiem! – zakrzyknął Cole, któremu wrócił dawny wigor. Bez problemu wskoczył do środka. Pociągnął za dwie wajchy i wcisnął kilka guzików. - Hm, jak to działa?
   Maksymilian Julien podrapał się po karku, marszcząc brwi i w zamyśleniu przyglądając się zardzewiałemu robotowi. 
- Minęło chyba zbyt wiele czasu; poza tym mechanizm zapewne jest przestarzały bez szans na naprawę... – rozłożył ręce. – Ja na pewno go nie naprawię, przykro mi.
- A co jeśli pancerz sam się uruchomi? Na przykład, gdy za sterami zasiądzie potomek Pierwszego Mistrza. – Kelly znacząco spojrzała na Lloyda.
   Wybraniec do tej pory stał podpierany przez Kai'a i Jay'a, ale pomysł Kunoichi wydał mu się... Nie zgorszy. Pokuśtykał do przodu, wspiął się po torsie robota uważając na zwichniętą kostkę i usadowił się na miejscu, które zwolnił Bucket, zwinie zeskakując na ziemię. Przez chwilę ponownie nic się nie działo, lecz kiedy Lloyd lekko popchnął wajchę pancerz zaskrzypiał i ugiął lekko nogi. Gdy znów stanął w pozycji prostej, pokrywająca go rdza i kurz momentalnie zniknęły pozwalając przebić się złotej aurze.
   Oniemiały Garmadon wypróbował jeszcze kilka przycisków – dzięki jednemu wyciągnął z pokrowca na plecach długą katanę.
- A jak twoja noga? – zapytał Wu, z lekkim uśmiechem ulgi na ustach. 
   Pancerz uniósł do góry lewą nogę, spod której wydostał się ogień od jet packa.
- Cała i zdrowa.
- No dobra, już wiemy jak Lloyd dostanie się do stolicy, ale co z nami? – Kai zadał kluczowe pytanie.
   I wtedy jak na zawołanie dość blisko świątyni rozległ się ryk. Bardzo znajomy i potężny ryk z pięciu gardeł. Do Świątyni wdarł się podmuch, kiedy biała masa wylądowała na ziemi; przez drzwi do środka zajrzał łeb z szarymi wzorami.
- Vilduś! – Kelly podbiegła i z całych sił uściskała pysk swojego smoka. – Masz odpowiedź na swoje pytanie Kai – odwróciła się w stronę Smitha, opierając o smoczy łeb.  – Więc może lećmy i skopmy Overlordowi jego jaszczurzy zad.

~*~

   Im znajdowali się dalej od Mrocznej Wyspy a bliżej Ninjago City krajobraz przybierał coraz drastyczniejsze formy. Lecieli nisko nad powierzchnią chmur  Lloyd w pancerzu swojego dziadka a reszta na szerokim grzbiecie Ultra Smoka. Podczas całej podróży nie zamienili ze sobą ani słowa; każdy czuł metaliczny posmak w ustach i suchość w gardle. A kiedy ciemne obłoki się rozstąpiły, ich oczom ukazał się widok, który jeszcze bardziej spotęgował te odczucia.
- Yyy, czy to na pewno nasze Ninjago City?  zapytał cicho Kai, wyglądając ponad ramieniem mentora, który trzymał lejce Ultra Smoka. 
   Pozostali ninja też mieli złudną nadzieję, że źle skręcili. Jednak niestety jak najbardziej zwisali kilkaset metrów nad centrum Stolicy Ninjago. Albo tego, co kiedyś było stolicą. 
   Nie dopatrzyli się miejsca, choćby malutkiego zaułka, w którym nie panowałby cień. Słońce jakby zostało wymazane z nieboskłonu; przestrzeń spowijały ciemne chmury. Nawet z tak dużej wysokości grobowa cisza kuła w uszy. W samym sercu Stolicy, w górę piął się kilkusetmetrowy... wieżowiec, lub coś w tym stylu wykonany z czarnego materiału, wokół którego pięły się wąskie schody prowadzące aż na sam szczyt. Nie było żadnych okien czy drzwi. Wejścia strzegł wysoki na 5 metrów kamienny mur. 
- Co to jest do diabła?  mruknęła Kelly, marszcząc brwi i sprawdzając, czy Ostrze wisi w zasięgu dłoni. 
- To Garmatron  odezwał się Wu.  Zamienił się w fortecę. 
- No dobra... A gdzie jaszczurka? 
   Lloyd nie mogąc dłużej czekać zanurkował w dół. Sensei uderzył piętami w łuskowaty bok; Ultra Smok przyciął warstwę chmur i ruszył za Wybrańcem. 
   Garmadon leciał teraz nisko ziemi, mając się na baczności, by na zahaczyć o wszechobecne, porozrzucane po jezdni rzeczy. Rozglądał się na boki w poszukiwaniu kogoś z KWO albo  co bardziej  czarnego jaszczura zwanego Overlordem. Po poprzedniej walce jego motywacja i chęć wgniecenia Władcy w ziemię wzrosła do maksimum, osiągnęła punkt kulminacyjny. Mimo wcześniejszych ran, z których niektóre jeszcze trochę mu dokuczały, rwał się niemal do walki. Nie czuł tyle, co bólu czy zmęczenia, ale chęć zemsty. Chęć odwetu za śmierć ojca. Pomści go. Overlord za wszystko zapłaci. Własną głową. 
   Poderwał pancerz gwałtownie w górę, żeby nie zahaczyć o porzucony autobus. Wylądował z cichym sykiem za jednym z wysokich bloków. Tuż za nim ostre pazury dotknęły chodnika a ninja zsunęli się na ziemię. Na ugiętych nogach potruchtali i wyjrzeli za róg. 
   Stojący jako pierwszy Cole z sykiem wciągnął powietrze. 
   Tutaj spotkali jakąś żywą duszę w postaci snujących się po ulicach mieszkańców. Wszyscy wyglądali tak samo, jak Nya – szara cera, czarne włosy, fioletowe oczy. Jednak oni nie przejawiali chęci ataku – po prostu krążyli bez celu z nisko zwieszonymi głowami. Chociaż znaleźli się mali chuligani, którzy kopali wyrzucone ze śmietników rzeczy albo wybijali szyby w budynkach lub autach. 
   Kelly zebrało się na wymioty na widok kilku nieruchomych ciał leżących w zdecydowanie za bliskiej odległości od nich. 
- Wszyscy stali się źli, jak Nya  szepnął stojący tuż za Bucket'em Jay zaciskając dłonie w pieści. 
- Ale gdzie się podział...  Kolejne pytanie Kai'a zagłuszył potężny wrzask. Chociaż nie. To był ryk, podobny do tego jaki wydają smoki, lecz o wiele, wiele głośniejszy. 
   Ninja jak jeden mąż powiedli wzrokiem ku fortecy. Nad budynkiem kłębiły się najciemniejsze i najbardziej gęste chmury. Ich złowrogi cień padał na potężną czarną postać... Na ryczącego w niebo szkaradnego smoka. 
- O jasna...
- Overlord przybrał swoją pierwotną formę  zawołała Misako z grzbietu Ultra smoka. Bestia drobiła niespokojnie w miejscu co rusz zerkając w stronę swojego po bratańca. 
   Overlord wyprostował się prezentując się w pełnej krasie. Rząd ostrych kolców pokrywał cały zgarbiony grzbiet; ostre pazury szurały dach. Rozłożył wielkie skrzydła z poszarpaną fioletową błoną i znów ryknął w niebo wysyłając w nie tym samym ciemną masę... która spadała tuż na wojowników. 
   Ninja rozproszyli się odskakując na boki. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stali rozbiła się czarna maź. 
- Ble  podsumowała Kelly, jak zwykle treściwie,  jednym słowem. 
- Nie dość, że wielki to jeszcze pluje tym szajsem co przemienia mieszkańców!  Jay złapał się za głowę.  I jak mamy to pokonać?!
- To akurat nie wasz problem  odezwał się Lloyd postępując krok do przodu. Już wcześniej wyciągnął długi miecz i teraz obracał go w żelaznej dłoni niewzruszonym, kamiennym wzrokiem przypatrując się smoczej bestii. Mógł się założyć, że Overlord wie, iż są w Ninjago City i teraz fioletowymi ślepiami wielkości dwóch pięści wpatruje się w niego, i tylko w niego. 
   Nie przerażała go walka z prawdziwą formą Mrocznego Władcy – z ogromnym 5-metrowym smokiem. Sam się temu dziwił, ale po prostu nie odczuwał obaw przed starciem. Jakiś minimalny strach piszczał cicho w podświadomości, lecz usilnie go uciszał. Co mu zrobi? Już chyba bardziej go zranić nie zdoła. W sensie fizycznym  owszem, jeśli się nie przyłoży to zginie  ale jeśli chodzi o rany duchowe, wewnętrzne.... Lloyd wątpił, czy coś bardziej go zrani niż wiadomość, że trwale i nieodwracalnie stracił ojca. 
- Muszę dostać się na pod fortecę, a potem na jej szczyt  wyjaśnił zdając sobie sprawę, że wszyscy się w niego wpatrują a on milczy od dłuższej chwili.  Nie będzie to zapewne łatwe; Overlord na pewno zastawił jakieś pułapki, które wy musicie wyeliminować  oderwał wzrok od szczytu czarnego wieżowca i przeniósł go na przyjaciół. Ninja potaknęli. 
- A co z nami?  zapytał drżącym głosem Dr. Julien nadal kurczowo trzymając się oparcia siodła. Jego twarz przybrała niezdrowy zielony odcień po podróży. 
- Możemy poszukać hełmu  zaproponowała Misako.  Hełmu Cieni, jaki nosił Mroczny Władca  objaśniła widząc niezrozumienie na ich twarzach.  Skoro przemienił się w smoka, jego łeb gwałtownie urósł więc... 
- Hełm musiał mu spaść  dokończy Wu, ściskając mocniej lejce. Ultra Smok wyczuł jego podniecenie i uniósł wszystkie łby rozprostowując skrzydła.  Mam nadzieję, że gdzieś tu jest - dodał ciszej. 
   Lloyd skinął głową i wziął wdech. 
- Dobrze, więc mamy plan.  Ni to stwierdził ni spytał, ale reszta żwawo przytaknęła. – Ruszamy! 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz