- Zatrzymaj się.
- Ale musimy...
- Zatrzymaj się!
Nya wcisnęła gwałtownie hamulec i otworzyła dach. Lloyd wyskoczył
z wozu, wciągając w płuca rześkie powietrze. Zacisnął pięści i bez słowa
wyjaśnienia odmaszerował w znanym tylko dla siebie kierunku.
- Lloyd, gdzie idziesz? – zawołała za nim matka, wstając z miejsca. – Nie mamy
czasu!
Lecz młody Garmadon głuchy na jej protesty zagłębił się w las.
Zaraz po nim to samo uczyniła Kelly. Dziewczyna wysiadła i popędziła jego
śladem.
- O co wam biega? – krzyknął za nimi Kai.
- Sprowadzę go! – odkrzyknęła przez ramię. Po chwili także i ona zniknęła za
drzewami.
Misako ciężko usiadła. Do oczu cisnęły jej się łzy, kiedy oglądała
pierwsze starcie osób, które najbardziej kochała. Myślała, że pęknie jej serce.
Bała się o Lloyda tak samo, jak o Garmadona, i na odwrót. W końcu to były jej
najbliższe osoby.
- Lloyd... – szepnęła, spoglądając zamglonymi oczami w las.
Kelly nie miała problemu ze znalezieniem Lloyda. Chłopak zostawiał po sobie
wyraźne ślady – zgniecioną trawę, połamane gałęzie, zdarta kora na paru
drzewach; jakby przez środek lasu przebiegło małe tornado. Którym Garmadon po
części był.
Nastolatka miała ochotę zdzielić lorda w twarz albo, co najmniej
połamać mu wszystkie ręce. Mogła przeżyć zawahanie Lloyda i to, że nie
wykończył ojca, gdy miał okazję, ale to jak Garmadon śmiał mu się prosto w
twarz...!
Przystanęła.
Nagle poczuła się wina. Przypomniała sobien jak poradziła Lloydowi,
aby nie myślał o Garmadonie, jak o ojcu. Może właśnie to doprowadziło do
sytuacji kilkanaście minut temu? Potrząsnęła głową, ruszając dalej. Czemu ja
zawsze muszę wszystko spierdzielić, no czemu!? –warczała na samą siebie.
Zirytowanym ruchem odgarnęła zwisającą jej na drodze gałąź.
Przeszła przez gąszcz połamanych krzaków... i szybko padła na ziemię zanim
strumień energii odciął jej głowę. Powoli podniosła się, rzucając szybkie
spojrzenie za siebie – małe drzewo zostało złamane w połowie i teraz lekko się
kopciło.
- Lloyd, posłuchaj... – Uskoczyła w bok przed kulą energii.
- Czego chcesz? – syknął odwrócony do niej plecami.
-
Przestań łaskawie ciskać we mnie energią to ci wyjaśnię. – Wyprostowała się
swobodnie, gdy wirująca wokół Lloyda aura zniknęła.
-
Jeśli przyszłaś mnie pocieszać to sobie daruj.
Kelly zbliżyła się o kilka kroków.
-
Przyszłam cię zaciągnąć z powrotem. Ty strzelasz focha, a czas ucieka!
Lloyd prychnął pod nosem, opierając dłoń na korze masywnego drzewa.
-
Równie dobrze możecie jechać beze mnie. Przynajmniej oszczędzicie sobie
kłopotów.
-
Co ty pierniczysz!? – Thifer stanęła obok niego, kładąc dłonie na biodrach. –
Będziesz się teraz obwiniał o chwilę zawahania?
-
Tak będę i nic ci do tego! – wybuchnął, podnosząc nagle głos.
Kelly mimowolnie cofnęła się o krok i zamrugała
kilkakrotnie. Szybko się opanowała. Nie takie kłótnie przeżywała z Kai’em.
- Każdy z nas popełnił jakiś błąd, ale pozbieraliśmy
się, bo mieliśmy świadomość, że musimy walczyć dalej – powiedziała przez zęby.
– I ty też musisz się podnieść; każdy raz przegrywa, raz wygrywa.
- Ale to nie była zwykła chwila zawahania! – Garmadon
wyrzucił do góry ręce, po czym zacisnął dłonie w pięści. – Zawahałem się przed
walką z mrocznym władcą! Co jeśli sytuacja się powtórzy? Ba, ja wiem, że ona
się powtórzy! Raz się zawahałem, zrobię to i drugi!
- Nie możesz być tego pewien – burknęła.
- Mogę. Znam siebie lepiej niż ty mnie.
- W takim razie, czemu dzisiaj „przegrałeś”? – Jej
pytanie wybiło go na chwilę z rytmu.
- Dlaczego? Dlatego, że nadal widzę w Garmadonie
swojego ojca, którym nie jest! Przegrałem, przez to przegrałem!
- Nie przegrałeś! – Zdenerwowanie udzieliło się także
Kelly. – To był jedynie początek, prequel, masz jeszcze szansę wygrać!
- Nie mam szansy, nie mam żadnych szans!
Nastolatka nie wytrzymała i przycisnęła
Lloyda do drzewa. Stanęła na palcach, by spojrzeć mu prosto w oczy. W zielony oczy,
w których szalała wściekłość, jak i bezradność.
- Nie wpadaj w depresję przez jeden upadek – wysyczała, tłumiąc wybuch emocji. – Nie byłeś przygotowany na tą walkę.
- A na następną niby będę? – prychnął drżącym głosem.
Oswobodził się z jej uścisku i odszedł na dwa kroki. Stanął do niej plecami.
- Garmadon udawał, grał, brał cię na litość. Nawet
gdybyś zaatakował…
- To, co? Też bym przegrał? – Ponownie stanął twarzą w
jej stronę. – Kelly, ja nie potrafię z nim walczyć – dodał niemal szeptem. –
Już sama myśl mnie paraliżuje, a jeszcze po tym, co teraz się zdążyło… Nie potrafię
walczyć z Garmadonem i nie myśleć o nim jak o ojcu… W sumie, którym już nie
jest. Nie mam już ojca…
- Masz!
- Co? – Lloyd zmarszczył brwi. – Przecież mówiłaś…
- Wiem, co mówiłam! – przerwała mu. – I wiem, że się
myliłam, tak? Przyznaję nie miała rację; nie jestem nieomylna jak Wu, może
gdyby nie tamta rozmowa nie doszłoby do dzisiejszej sytuacji… Po prostu myśl o
Garmadonie, jak o ojcu!
Lloyd wybuchnął nerwowym śmiechem, odrzucając głowę do tyłu.
- Jesteś jednak, jak rodowita kobieta! Raz jedno, raz
drugie… Może, nawet gdybyś wtedy tego nie powiedziała, dla mnie mój ojciec nie
istnieje. A teraz daj mi święty spokój.
Machnął na nią ręką i odwrócił się na pięcie.
Podminowanym krokiem ruszył przed siebie. Nie uszedł jednak daleko; Kelly
jednym susem dopadła do niego, chwyciła za prawą rękę i wygięła do tyłu w taki
sam sposób jak postępuje się ze złodziejem, kiedy chce się go obezwładnić i
powalić na ziemię. Lloyd nie wiele miał do powiedzenia, gdy dziewczyna
przycisnęła go do drzewa, a ostra kora wbijała mu się w policzek.
- Garmadon jest twoim ojciec i dlatego musisz walczyć!
Walczyć i zwyciężyć by uratować go ze szponów Overlorda!
Wybraniec całkiem zdębiał. Przestał się
szamotać i na ile to możliwe przekręcił głowę.
- Jak to go uratować? – powtórzył.
Kelly prychnęłą, przyciskając go mocniej
kolanem do drzewa. Z własnego doświadczenia wiedziała, że to nic przyjemnego,
ale miała nadzieję, że terapia szokowa podziała.
- Jesteś jego synem a się nie zorientowałeś? Garmadon
jest pod wpływem Mrocznego Władcy. To on go otumanił, nastawił przeciwko tobie.
Garmadon, twój ojciec, na pewno nadal głęboko w duszy traktuje cię
jak syna. – Poluźniła uchwyt. – Sama zrozumiałam to dopiero teraz. Masz
absolutne prawo się na mnie gniewać, za to, że wprowadziłam cię w błąd, ale…
sama nigdy nie miałam ojca, więc nie wiem, jakie to uczucie. – Speszyła się
całkowicie i puściła Lloyda. Odeszła kilka kroków, wciskając ręce do kieszeni
spodni.
Lloyd rozmasował nadgarstek. Terapia szokowa
jednak pomogła, coś mu się rozjaśniło w łepku. Może tym razem Kelly ma rację.
Wreszcie nie musiał usilnie udawać, że nie kocha… ojca. Bo to nie prawda. Nadal
jest jego rodzicielem, osobą, która go wychowała i którą teraz on musi…
uratować. Co jeśli jest jeszcze nadzieja? Nadzieja, by wyrwać Garmadona ze
szponów zła? Może jest głupcem, ale zamierzał spróbować.
- Walcz dla niego, walcz dla swojego ojca, o nic
więcej cię nie proszę – rzuciła Kelly przez ramię i wróciła tą samą ścieżką do
drużyny, nie czekając na niego.
~*~
Wu czekał cierpliwie na ninja na szczycie
góry. Co rusz rzucał niespokojne spojrzenie za siebie, w stronę tykającego
zegara. Do zera pozostało niewiele czasu, raptem kilka minut. Jego błagalne
modły zostały wysłuchane i nas szczycie pojawili się jego uczniowie razem z Misako i
Nyą.
- Macie hełm? – spytał od razu.
Misako uniosła przedmiot nad głowę.
- Do zera zostało 6 minut! – zawołał Jay. W innych
okolicznościach jego zamiłowanie do techniki doszłoby do głosu; w końcu Zegar
prezentował się iście imponującą, lecz w ich obecnej sytuacji odstawił zachwyty
na później.
- Musimy znaleźć miejsce gdzie trzeba odłożyć
hełm! – oznajmiła Misako, podbiegając do maszyny, która ciągle wirowała
wokół własnej osi, a wskazówki nadal tykały, odbierając im każdą sekundę.
Tik-tak.
- Czyli nie wiesz gdzie dokładnie? – zapytał Wu,
czując nieprzyjemne ukłucie w żołądek, jakiego nie odczuwał od dawien
dawna.
- Nie jestem nieomylna! Szukajcie!
Misako wskoczyła na platformę, uchyliła
się przed jedną z wirujących kul i położyły hełm w pierwsze lepsze miejsce, na
jednej z kołatek.
Tik-tak.
- Nie tutaj – szepnęła zabierając przedmiot.
- Może ja go ujrzałem! – zawołał Zane, zwisając z
jednego z prętów. Kobieta podała mu Hełm Cieni. Julien wcisnął go na hak.
Tik-tak.
- Teraz ja, teraz ja! – Jay odebrał obiekt ciągłej
wymiany i położył go na wirującej elipsie.
Tik-tak.
- Choroba! – Zeskoczył na dół. Spojrzał na zegar. – Pozostały dwie minuty, myślcie no!
- Jay, za tobą! - Walker odwrócił się gwałtownie, by stanąć
twarzą w twarz, a raczej twarzą w tors, z wielgachnym Wojownikiem – z Kozu.
Jay wrzasnął i tylko dzięki zielonemu
strumieniowi energii, który oplótł się wokół miecza i sprawnym ruchem wysłał go
w powietrze, zachował głowę. Mistrz piorunów, czym prędzej uskoczył w tył, ściskając hełm.
- Dobry refleks, młody – sapnął.
Lloyd zatoczył łuk ramieniem,
"bicz" zniknął na rzecz dwóch elektrycznych kul. Garmadon przyjął
pozycję obronną.
Generał KWO roześmiał się tubalnym
śmiechem.
- Lepiej od razu się poddajcie – zaoferował. – Nie
dacie rady zastopować zegara, a nawet, jeśli spróbujecie szybko się z wami
rozprawimy. – Ruchem głowy wskazał za siebie, gdzie na rozkaz czekało około 4
tuzinów Overlordczyków.
Misako rozejrzała się nerwowo wodząc wzrokiem
po mechanizmie. Została niespełna minuta a oni nadal nie znaleźli... Spojrzała
pod tarczę zegara. I dostrzegła. Stojak na hełm. Wyrwała przedmiot wagi złota
Jay'owi i wyskoczyła do przodu. Wykonała salto w powietrzu, jakby miała 15 lat,
gładko wylądowała przed tarczą, schyliła się i z okrzykiem wsadziła Hełm Cieni
na miejsce. W tym samym momencie wskazówki dobiły do zera.
Tykanie ucichło. Ninja zamarli, Kozu wrzasnął
wiązką przekleństw. Czas, jakby się zatrzymał dla nich wszystkich. Jednak
sekundę później znów ruszył wraz z odgłosem rogów.
Misako zatoczyła się do tyłu, schodząc z
podestu. Przyłożyła dłonie do ust.
- Co to za dźwięk? – zaniepokoił się Kai.
- Rogi Zagłady – wyszeptała archeolog. – Spóźniliśmy
się.
Ze środka Zegara wystrzelił ciemno
pomarańczowy promień. Odbił się od najbliższej kuli, a potem w kolejności od
wszystkich następnych. Na koniec światło przeszło przez coś na kształt dużej
soczewki. Syczący promień przeciął rdzawe niebo ponad nimi biegnąc w głąb
wyspy.
Kozu roześmiał się jeszcze głośniej. Jego
ludzie powoli ruszyli do przodu.
- Mówiłem, opór był daremny!
Ninja cofali się do tyłu z każdym krokiem
Overlordczyków. Kelly zatrzymała się, gdy poczuła, że kilka grudek ziemi osuwa
jej się spod butów. Spojrzała przez ramię. Lekko zakręciło jej się w głowie,
mimo że nie miała lęku wysokości. Do rozwścieczonego morza, jakie zionęło za nimi dzieliło ich dobre sto, jeśli nie więcej, metrów. Natomiast z przodu pół pierścieniem otoczyło ich KWO. Która śmierć lepsza?
Nie musieli wybierać. Przypadek, lub
bardziej los, podjął decyzję za nich.
Coś niepokojąco trzasnęło, ziemia pod
nimi zadrżałaby w następnej sekundzie... Osunąć się w dół. Nie zdołali skoczyć do
przodu, choćby w łapy Overlordczyków. Jedynie przerażony krzyk wydostał się z
ich ust. A jeszcze głośniejszy jęk z ust Nyi, kiedy Kozu chwycił ją za ramię i
odciągnął, każąc jej tym samym patrzeć z góry, jak przyjaciele spadają prosto w
paszczę oceanu.
Usłyszeli jeszcze świst wiatru i przebijający
się przez niego krzyk Nyi, oraz ich własne wrzaski, a potem nastąpiła całkowita
ciemność, gdy pochłonęła ich woda.
~*~
Garmadon, kulejąc i trzymając się za
złamane ramię szedł za falującą fioletową kulą energii. W głowie wszelakie
myśli szalały, jak rój wściekłych pszczół. Omal nie zginął przygnieciony przez
kupę żelastwa. Stanął twarzą twarz z synem. Wywołał początek ostatecznej wojny
dobra ze złem. Poniekąd wygrał pierwsze starcie. Syn się go bał. Powinien
odczuwać radość. W końcu okazał się silniejszy. Ale nie mógł. Coś blokowało te
myśli. Nie wiedział jednak, co.
Zderzenie z drewnianym słupem przywróciło
go do rzeczywistości.
- Dotarliśmy? – mruknął, pocierając obolały nos.
- Spójrz tylko Garmadonie! – Overlord przeleciał nad
mostem wiodącym do drugiej części obozu, gdzie budowano broń ostateczną.
Aktualnie miejsce budowy otaczała pomarańczowa kopuła.
Garmadon przeszedł przez drewnianą i
niezbyt stabilną konstrukcję i stanął jak wryty, kiedy światło ostatecznie
zniknęło a jego oczom ukazał się sprzęt, o którym nawijał Overlord.
Przed nim znajdowało się coś na kształt okrągłego
czołgu z wielką armatą z przodu i miejscem na pociski po bokach. Na szczycie
znajdował się obrotowy podest z dwoma panelami i masą guzików i wajch.
- Oto Garmatron. Broń Ostateczna zbudowana
specjalnie... Dla ciebie – ostatnie słowa Overlord niemalże wyszeptał
Garmadonowi do ucha.
To wystarczyło, aby zapomnieć o wszelkim bólu i
natarczywych myślach. Garmadon roześmiał się głośno, wylewając całe swoje
emocje. Wreszcie stworzył broń, dzięki której zmieni całe Ninjago na swoje
podobieństwo! I żaden marny Wybraniec mu w tym nie przeszkodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz