środa, 16 sierpnia 2017

Rozdział 105 ~ Droga ku zagładzie


- Zatrzymaj się.
- Ale musimy...
- Zatrzymaj się!
   Nya wcisnęła gwałtownie hamulec i otworzyła dach. Lloyd wyskoczył z wozu, wciągając w płuca rześkie powietrze. Zacisnął pięści i bez słowa wyjaśnienia odmaszerował w znanym tylko dla siebie kierunku.
- Lloyd, gdzie idziesz? – zawołała za nim matka, wstając z miejsca.  Nie mamy czasu!
   Lecz młody Garmadon głuchy na jej protesty zagłębił się w las. Zaraz po nim to samo uczyniła Kelly. Dziewczyna wysiadła i popędziła jego śladem.
- O co wam biega?  krzyknął za nimi Kai.
- Sprowadzę go!  odkrzyknęła przez ramię. Po chwili także i ona zniknęła za drzewami.
   Misako ciężko usiadła. Do oczu cisnęły jej się łzy, kiedy oglądała pierwsze starcie osób, które najbardziej kochała. Myślała, że pęknie jej serce. Bała się o Lloyda tak samo, jak o Garmadona, i na odwrót. W końcu to były jej najbliższe osoby.
- Lloyd...  szepnęła, spoglądając zamglonymi oczami w las.

   Kelly nie miała problemu ze znalezieniem Lloyda. Chłopak zostawiał po sobie wyraźne ślady  zgniecioną trawę, połamane gałęzie, zdarta kora na paru drzewach; jakby przez środek lasu przebiegło małe tornado. Którym Garmadon po części był.
   Nastolatka miała ochotę zdzielić lorda w twarz albo, co najmniej połamać mu wszystkie ręce. Mogła przeżyć zawahanie Lloyda i to, że nie wykończył ojca, gdy miał okazję, ale to jak Garmadon śmiał mu się prosto w twarz...!
   Przystanęła.
   Nagle poczuła się wina. Przypomniała sobien jak poradziła Lloydowi, aby nie myślał o Garmadonie, jak o ojcu. Może właśnie to doprowadziło do sytuacji kilkanaście minut temu? Potrząsnęła głową, ruszając dalej. Czemu ja zawsze muszę wszystko spierdzielić, no czemu!? warczała na samą siebie.
   Zirytowanym ruchem odgarnęła zwisającą jej na drodze gałąź. Przeszła przez gąszcz połamanych krzaków... i szybko padła na ziemię zanim strumień energii odciął jej głowę. Powoli podniosła się, rzucając szybkie spojrzenie za siebie  małe drzewo zostało złamane w połowie i teraz lekko się kopciło.
- Lloyd, posłuchaj...  Uskoczyła w bok przed kulą energii.
- Czego chcesz? – syknął odwrócony do niej plecami.

- Przestań łaskawie ciskać we mnie energią to ci wyjaśnię. – Wyprostowała się swobodnie, gdy wirująca wokół Lloyda aura zniknęła.
- Jeśli przyszłaś mnie pocieszać to sobie daruj.
   Kelly zbliżyła się o kilka kroków.
- Przyszłam cię zaciągnąć z powrotem. Ty strzelasz focha, a czas ucieka!
   Lloyd prychnął pod nosem, opierając dłoń na korze masywnego drzewa.
- Równie dobrze możecie jechać beze mnie. Przynajmniej oszczędzicie sobie kłopotów.
- Co ty pierniczysz!? – Thifer stanęła obok niego, kładąc dłonie na biodrach. – Będziesz się teraz obwiniał o chwilę zawahania?
- Tak będę i nic ci do tego! – wybuchnął, podnosząc nagle głos.
  Kelly mimowolnie cofnęła się o krok i zamrugała kilkakrotnie. Szybko się opanowała. Nie takie kłótnie przeżywała z Kai’em.
- Każdy z nas popełnił jakiś błąd, ale pozbieraliśmy się, bo mieliśmy świadomość, że musimy walczyć dalej – powiedziała przez zęby. – I ty też musisz się podnieść; każdy raz przegrywa, raz wygrywa.
- Ale to nie była zwykła chwila zawahania! – Garmadon wyrzucił do góry ręce, po czym zacisnął dłonie w pięści. – Zawahałem się przed walką z mrocznym władcą! Co jeśli sytuacja się powtórzy? Ba, ja wiem, że ona się powtórzy! Raz się zawahałem, zrobię to i drugi!
- Nie możesz być tego pewien – burknęła.
- Mogę. Znam siebie lepiej niż ty mnie.
- W takim razie, czemu dzisiaj „przegrałeś”? – Jej pytanie wybiło go na chwilę z rytmu.
- Dlaczego? Dlatego, że nadal widzę w Garmadonie swojego ojca, którym nie jest! Przegrałem, przez to przegrałem!
- Nie przegrałeś! – Zdenerwowanie udzieliło się także Kelly. – To był jedynie początek, prequel, masz jeszcze szansę wygrać!
- Nie mam szansy, nie mam żadnych szans!
   Nastolatka nie wytrzymała i przycisnęła Lloyda do drzewa. Stanęła na palcach, by spojrzeć mu  prosto w oczy. W zielony oczy, w których szalała wściekłość, jak i bezradność.
- Nie wpadaj w depresję przez jeden upadek – wysyczała, tłumiąc wybuch emocji. – Nie byłeś przygotowany na tą walkę.
- A na następną niby będę? – prychnął drżącym głosem. Oswobodził się z jej uścisku i odszedł na dwa kroki. Stanął do niej plecami.
- Garmadon udawał, grał, brał cię na litość. Nawet gdybyś zaatakował…
- To, co? Też bym przegrał? – Ponownie stanął twarzą w jej stronę. – Kelly, ja nie potrafię z nim walczyć – dodał niemal szeptem. – Już sama myśl mnie paraliżuje, a jeszcze po tym, co teraz się zdążyło… Nie potrafię walczyć z Garmadonem i nie myśleć o nim jak o ojcu… W sumie, którym już nie jest. Nie mam już ojca…
- Masz!
- Co? – Lloyd zmarszczył brwi. – Przecież mówiłaś…
- Wiem, co mówiłam! – przerwała mu. – I wiem, że się myliłam, tak? Przyznaję nie miała rację; nie jestem nieomylna jak Wu, może gdyby nie tamta rozmowa nie doszłoby do dzisiejszej sytuacji… Po prostu myśl o Garmadonie, jak o ojcu!
   Lloyd wybuchnął nerwowym śmiechem, odrzucając głowę do tyłu.
- Jesteś jednak, jak rodowita kobieta! Raz jedno, raz drugie… Może, nawet gdybyś wtedy tego nie powiedziała, dla mnie mój ojciec nie istnieje. A teraz daj mi święty spokój.
  Machnął na nią ręką i odwrócił się na pięcie. Podminowanym krokiem ruszył przed siebie. Nie uszedł jednak daleko; Kelly jednym susem dopadła do niego, chwyciła za prawą rękę i wygięła do tyłu w taki sam sposób jak postępuje się ze złodziejem, kiedy chce się go obezwładnić i powalić na ziemię. Lloyd nie wiele miał do powiedzenia, gdy dziewczyna przycisnęła go do drzewa, a ostra kora wbijała mu się w policzek.
- Garmadon jest twoim ojciec i dlatego musisz walczyć! Walczyć i zwyciężyć by uratować go ze szponów Overlorda!
   Wybraniec całkiem zdębiał. Przestał się szamotać i na ile to możliwe przekręcił głowę.
- Jak to go uratować? – powtórzył.
   Kelly prychnęłą, przyciskając go mocniej kolanem do drzewa. Z własnego doświadczenia wiedziała, że to nic przyjemnego, ale miała nadzieję, że terapia szokowa podziała.
- Jesteś jego synem a się nie zorientowałeś? Garmadon jest pod wpływem Mrocznego Władcy. To on go otumanił, nastawił przeciwko tobie. Garmadon, twój ojciec, na pewno nadal głęboko w duszy traktuje cię jak syna. – Poluźniła uchwyt. – Sama zrozumiałam to dopiero teraz. Masz absolutne prawo się na mnie gniewać, za to, że wprowadziłam cię w błąd, ale… sama nigdy nie miałam ojca, więc nie wiem, jakie to uczucie. – Speszyła się całkowicie i puściła Lloyda. Odeszła kilka kroków, wciskając ręce do kieszeni spodni.
   Lloyd rozmasował nadgarstek. Terapia szokowa jednak pomogła, coś mu się rozjaśniło w łepku. Może tym razem Kelly ma rację. Wreszcie nie musiał usilnie udawać, że nie kocha… ojca. Bo to nie prawda. Nadal jest jego rodzicielem, osobą, która go wychowała i którą teraz on musi… uratować. Co jeśli jest jeszcze nadzieja? Nadzieja, by wyrwać Garmadona ze szponów zła? Może jest głupcem, ale zamierzał spróbować.
- Walcz dla niego, walcz dla swojego ojca, o nic więcej cię nie proszę – rzuciła Kelly przez ramię i wróciła tą samą ścieżką do drużyny, nie czekając na niego. 

~*~ 

    Wu czekał cierpliwie  na ninja na szczycie góry. Co rusz rzucał niespokojne spojrzenie za siebie, w stronę tykającego zegara. Do zera pozostało niewiele czasu, raptem kilka minut. Jego błagalne modły zostały wysłuchane i nas szczycie pojawili się jego uczniowie razem z Misako i Nyą. 
- Macie hełm?  spytał od razu. 
   Misako uniosła przedmiot nad głowę. 
- Do zera zostało 6 minut!  zawołał Jay. W innych okolicznościach jego zamiłowanie do techniki doszłoby do głosu; w końcu Zegar prezentował się iście imponującą, lecz w ich obecnej sytuacji odstawił zachwyty na później. 
- Musimy znaleźć miejsce gdzie trzeba odłożyć hełm!  oznajmiła Misako, podbiegając do maszyny, która ciągle wirowała wokół własnej osi, a wskazówki nadal tykały, odbierając im każdą sekundę. 
  Tik-tak.
- Czyli nie wiesz gdzie dokładnie?  zapytał Wu, czując nieprzyjemne ukłucie w żołądek, jakiego nie odczuwał od dawien dawna. 
- Nie jestem nieomylna! Szukajcie!
   Misako wskoczyła na platformę, uchyliła się przed jedną z wirujących kul i położyły hełm w pierwsze lepsze miejsce, na jednej z kołatek. 
Tik-tak.
- Nie tutaj  szepnęła zabierając przedmiot. 
- Może ja go ujrzałem!  zawołał Zane, zwisając z jednego z prętów. Kobieta podała mu Hełm Cieni. Julien wcisnął go na hak. 
Tik-tak. 
- Teraz ja, teraz ja!  Jay odebrał obiekt ciągłej wymiany i położył go na wirującej elipsie. 
Tik-tak. 
- Choroba!  Zeskoczył na dół. Spojrzał na zegar.  Pozostały dwie minuty, myślcie no! 
- Jay, za tobą! - Walker odwrócił się gwałtownie, by stanąć twarzą w twarz, a raczej twarzą w tors, z wielgachnym Wojownikiem – z Kozu. 
   Jay wrzasnął i tylko dzięki zielonemu strumieniowi energii, który oplótł się wokół miecza i sprawnym ruchem wysłał go w powietrze, zachował głowę. Mistrz piorunów, czym prędzej uskoczył w tył, ściskając hełm. 
- Dobry refleks, młody  sapnął. 
   Lloyd zatoczył łuk ramieniem, "bicz" zniknął na rzecz dwóch elektrycznych kul. Garmadon przyjął pozycję obronną. 
   Generał KWO roześmiał się tubalnym śmiechem. 
- Lepiej od razu się poddajcie  zaoferował.  Nie dacie rady zastopować zegara, a nawet, jeśli spróbujecie szybko się z wami rozprawimy.  Ruchem głowy wskazał za siebie, gdzie na rozkaz czekało około 4 tuzinów Overlordczyków. 
  Misako rozejrzała się nerwowo wodząc wzrokiem po mechanizmie. Została niespełna minuta a oni nadal nie znaleźli... Spojrzała pod tarczę zegara. I dostrzegła. Stojak na hełm. Wyrwała przedmiot wagi złota Jay'owi i wyskoczyła do przodu. Wykonała salto w powietrzu, jakby miała 15 lat, gładko wylądowała przed tarczą, schyliła się i z okrzykiem wsadziła Hełm Cieni na miejsce. W tym samym momencie wskazówki dobiły do zera. 
  Tykanie ucichło. Ninja zamarli, Kozu wrzasnął wiązką przekleństw. Czas, jakby się zatrzymał dla nich wszystkich. Jednak sekundę później znów ruszył wraz z odgłosem rogów. 
   Misako zatoczyła się do tyłu, schodząc z podestu. Przyłożyła dłonie do ust. 
- Co to za dźwięk?  zaniepokoił się Kai. 
- Rogi Zagłady  wyszeptała archeolog.  Spóźniliśmy się. 
   Ze środka Zegara wystrzelił ciemno pomarańczowy promień. Odbił się od najbliższej kuli, a potem w kolejności od wszystkich następnych. Na koniec światło przeszło przez coś na kształt dużej soczewki. Syczący promień przeciął rdzawe niebo ponad nimi biegnąc w głąb wyspy. 
   Kozu roześmiał się jeszcze głośniej. Jego ludzie powoli ruszyli do przodu. 
- Mówiłem, opór był daremny! 
   Ninja cofali się do tyłu z każdym krokiem Overlordczyków. Kelly zatrzymała się, gdy poczuła, że kilka grudek ziemi osuwa jej się spod butów. Spojrzała przez ramię. Lekko zakręciło jej się w głowie, mimo że nie miała lęku wysokości. Do rozwścieczonego morza, jakie zionęło za nimi dzieliło ich dobre sto, jeśli nie więcej, metrów. Natomiast z przodu  pół pierścieniem otoczyło ich KWO. Która śmierć lepsza? 
   Nie musieli wybierać. Przypadek, lub bardziej los, podjął decyzję za nich. 
   Coś niepokojąco trzasnęło, ziemia pod nimi zadrżałaby w następnej sekundzie... Osunąć się w dół. Nie zdołali skoczyć do przodu, choćby w łapy Overlordczyków. Jedynie przerażony krzyk wydostał się z ich ust. A jeszcze głośniejszy jęk z ust Nyi, kiedy Kozu chwycił ją za ramię i odciągnął, każąc jej tym samym patrzeć z góry, jak przyjaciele spadają prosto w paszczę oceanu. 
   Usłyszeli jeszcze świst wiatru i przebijający się przez niego krzyk Nyi, oraz ich własne wrzaski, a potem nastąpiła całkowita ciemność, gdy pochłonęła ich woda. 

~*~

   Garmadon, kulejąc i trzymając się za złamane ramię szedł za falującą fioletową kulą energii. W głowie wszelakie myśli szalały, jak rój wściekłych pszczół. Omal nie zginął przygnieciony przez kupę żelastwa. Stanął twarzą twarz z synem. Wywołał początek ostatecznej wojny dobra ze złem. Poniekąd wygrał pierwsze starcie. Syn się go bał. Powinien odczuwać radość. W końcu okazał się silniejszy. Ale nie mógł. Coś blokowało te myśli. Nie wiedział jednak, co. 
   Zderzenie z drewnianym słupem przywróciło go do rzeczywistości. 
- Dotarliśmy?  mruknął, pocierając obolały nos. 
- Spójrz tylko Garmadonie! – Overlord przeleciał nad mostem wiodącym do drugiej części obozu, gdzie budowano broń ostateczną. Aktualnie miejsce budowy otaczała pomarańczowa kopuła. 
   Garmadon przeszedł przez drewnianą i niezbyt stabilną konstrukcję i stanął jak wryty, kiedy światło ostatecznie zniknęło a jego oczom ukazał się sprzęt, o którym nawijał Overlord. 
Przed nim znajdowało się coś na kształt okrągłego czołgu z wielką armatą z przodu i miejscem na pociski po bokach. Na szczycie znajdował się obrotowy podest z dwoma panelami i masą guzików i wajch. 
- Oto Garmatron. Broń Ostateczna zbudowana specjalnie... Dla ciebie  ostatnie słowa Overlord niemalże wyszeptał Garmadonowi do ucha. 

  To wystarczyło, aby zapomnieć o wszelkim bólu i natarczywych myślach. Garmadon roześmiał się głośno, wylewając całe swoje emocje. Wreszcie stworzył broń, dzięki której zmieni całe Ninjago na swoje podobieństwo!  I żaden marny Wybraniec mu w tym nie przeszkodzi.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz