Rozdział 104 ~ Chwila zawahania

Człowiek najbardziej nienawidzi kogoś, na kim mu kiedyś zależało
~ "Dary Anioła" Cassandra Clare


   Garmadon starał się  uspokoić pobudzone i napięte nerwy. Overlord wnerwił go, jak nigdy. Jego towarzystwo powoli doprowadzało go do białej gorączki. Jednak dwóch antagonistów w jednym miejscu to zdecydowanie za dużo...
   Szelest płachty wtargnął do jego umysłu, który powoli zaczął zapadać w sen.
   Garmadon syknął pod nosem, przekręcając się na łóżku na drugi bok.
- Mówiłem żeby nikt mi nie przeszkadzał! - warknął do ściany. 
- Wybacz panie - za plecami rozległ się głos Kozu - ale złapaliśmy jednego z rebeliantów. Podobno zna położenie ich bazy...
   Lord westchnął ciężko. Podciągnął się do pozycji siedzącej... i zamarł z szeroko otwartymi oczami. 
- M-Misako? - wydukał drżący głosem. 
   Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie. 
  Garmadon odchrząknął. 
- Rozwiązać ją! - polecił. 
  Kozu bez słowa sprzeciwu przeciął sznur krępujący kobietę i nie uzyskawszy więcej rozkazów wyszedł z namiotu. 
- Witaj Garmadonie - odezwała się Misako, przerywając nagłą ciszę. 
   Mężczyzna wstał z łoża, przez chwilę przyglądał się żonie, jakby widział ją pierwszy raz, aż w końcu odwrócił się do niej plecami. Zacisnął dłonie w pieści. 
- Czyli wiesz gdzie znajduje się nas syn, tak? - mruknął. Wyciągnął ze stojaka długi miecz i wycelował nim w Misako. - Ale zapewne mi tego nie zdradzisz - syknął. - Zbyt dobrze cię znam, Misako. Więc powiedz mi dlaczego dałaś się pojmać?! 
- Przyszłam tu ponieważ wiem, że nie chcesz walczyć z Lloydem, tak jak on nie chce walczyć z tobą - oznajmiła, podchodząc krok bliżej. 
   Garmadon zamrugał dwa razy. 
- Lloyd nie chce ze mną walczyć... - szepnął do siebie, lecz zaraz płynące w żyłach zło spoliczkowało go; od razu zmienił ton na oschły: - W takim razie boi się starcia ze mną! - zakrzyknął. 
   Misako westchnęła bezgłośnie. Chciała podejść jeszcze bliżej, ale powstrzymała się. Zatrzymała się pośrodku pomieszczenia na ciemnym dywanie. 
- Wiem,  że ty też tego nie chcesz - powiedziała cicho. - Jeśli nadal jesteś moim mężem nie walcz z Lloydem. 
- To jest moje przeznaczenie! - wyrzucił do góry ręce. - Zmienię całe Ninjago na swoje podobieństwo! 
- To twój syn! - Misako podniosła lekko głos.
- On nie jest już moim synem!
- W takim razie czy ja nie jestem już twoją żoną, Marmaduke!?
   W namiocie zapanowała grobowa cisza. Gdyby upuszczono szpilkę odgłos odbiłby się echem od ścian. Garmadon wpatrywał się w żonę, poruszając ustami, z których wydobywały się bezdźwięczne słowa. 
   Misako uśmiechnęła się słabo. Podeszła do męża,  stojąceo nadal, jak słup soli. Położyła swoją ciepłą dłoń na jego zimnym policzku. Poszukała w tych czerwonych oczach chociażby zalążka dawnego Marmaduke, tego Garmadona którego kochała... i nadal w głębi serca kocha.  
- Myślałeś, że przez te lata zapomniałam, jak brzmi twoje imię? - szepnęła ledwie dosłyszalnym głosem. - Proszę, nie walcz z Lloydem. 
   Garmadon spuścił wzrok. Delikatnie zdjął dłoń żony ze swojej twarzy i odwrócił się do niej plecami. W ostrzu miecza odbijał się jego twarz, dziwnie blada. Odłożył broń. 
   Przełknął z trudem ślinę. 
- Nawet gdybym chciał... Nie mogę. Przeznaczenie musi się wypełnić, ale... Ale mimo tego, że wyglądam inaczej, a w moich żyłach nie płynie już krew... Chciałbym rządzić Krainą z tobą u boku. 
   Serce Misako zamarło. Z dwóch przyczyn. Na te słowa oraz na to, że Garmadon ściągnął Hełm i odłożył go na stojak. Jednak nadal nie spojrzał Misako w oczy. 
- Nie wiedziałem, że mnie rozumiesz... Ciężko w tym świecie jest być tym złym. Ale...
   Misako więcej go nie słuchała. Gdy znów się od niej odwrócił zauważyła swoją jedną jedyną szanse i na palcach podeszła do szafki. Ostrożnie ściągnęła hełm i rzuciwszy ostatnie spojrzenie mężowi, błagalne i pełne żalu, wybiegła z namiotu wraz z odgłosem alarmu. 

~*~

   Kelly odsunęła od siebie na bezpieczną odległość tacę,  na której bulgotała niepokojąca czarna maź. 
- Czy na tej wyspie wszystko musi być takie... Ble? 
- Delikatna się znalazła - prychnął Kai, idący za nią. To go uratowało przed kopniakiem w tyłek.
   Na pytanie, które kilkanaście minut temu zadała Kelly szybko znaleźli odpowiedź. Ten sam wartownik, co ich powitał wrócił do nich i oznajmił: 
- Zuzotooooong! 
   Ninja po chwili domyślili się że każe im pracować, tak więc aby nie wzbudzać większych podejrzeń pognali ku największemu tłokowi. Tam dostali swoje porcje czarnej mazi i idąc za tłumem kierowali się na jakąś platformę. Drewniana konstrukcja pięła się dookoła... Czegoś, co budowano w środku. 
- Ciekawe, co to jest i na co im ta maź - mruknął Zane, kiedy przystanęli i zadarli głowy. 
- Zapewne budują broń. 
- A na co im jakaś broń...
- No nie wiem, może żeby nas rozwalić? -warknął Jay. 
- Zuzotoooong! 
   Kelly prawie wylała swoją porcję na głowę Zuzo, Wojownika, którego ochrzciła tak na cześć jego ciągle powtarzanego słowa oraz który się do nich czepnął.
- Zuzotooooong! - powtórzył jej prosto w twarz. 
- Słyszę! - odkrzyknęła na tyle głośno, że Zuzo cofnął się zdziwiony. Czyżby rozpoznał kobiecy głos? 
- Już idziemy, spokojnie wielkoludzie. - Cole popędził Kelly i resztę na podest. - Nie rób sobie nowych wrogów, dobra? - szepnął do Kelly. 
   Kunoichi prychnęła, odrzucając do tyłu głowę.
- Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze? Lista moich wrogów jest jak stąd do Ninjago City!
   Dalej szli w milczeniu nie napaczając się na innych Wojowników. W połowie drogi minęli długą lufę podobną od tych od czołgów. Dopiero na samym szczycie znaleźli kolejny kłopot. Z pozoru mały, ale wredny. 
- Izatata garta! - Wojownik, który skurczył się w praniu walnął Cole'a kijem w głowę. 
- Osz ty! - Cole odstawił na bok taczkę i jednym sprawnym kopniakiem zrzucił mini Wojownika z podestu. 
   Pozostali spojrzeli na niego wymownie. 
- No, co? Zasłużył!
   Westchnęli tylko i zawirowali w wirach. Zrzucili stroje Wojowników i przywdziali własne. I tak już zostali zauważeni; z dołu szybko nadciągało kilkunastu Overlordczyków swoim wrzaskiem zwołując kolegów. 
- To ja też mogę? - Kelly odpaliła swoje Ostrze wypatrzywszy w tłumie Zuzo. Spojrzała maślanymi oczami na zastępcę. 
- Eh, idź, idź, w końcu to ty. 
- Jupi! - Nastolatka z dzikim okrzykiem utorowała sobie drogę do Zuzo. 
- Zuzooo-tooong! - Z zaskoczenia zaatakowała Zuzo. Cięła z góry. Dwie bronie spotkały się w tanecznym korowodzie jednak nie długo ze sobą pobawiły. Zuzo szybko zleciał w dół. - Phy, cienias. 
   Kelly wróciła do chłopaków. Radzili sobie równie dobrze. Już na pierwszy rzut oka było widać, że dzięki Ostrzom są o wiele silniejsi. W kolorowych wirach zsunęli się na ziemię, po drodze nokautując paru z KWO. Już z góry dostrzegli Misako, wybiegającą z namiotu Garmadona.
- Zdobyła pani hełm! -zawołał Kai. 
- A wy ściągnęliście na siebie uwagę... Wszystkich.
- To wina Cole'a!
- Oj dobra, mam gorszy dzień, możemy pościć to w niepamięć i wiać stąd?
   Nawet jeśli mieli takie plany szybko musieli je porzucić, gdy ziemia pod nimi zadrżała. Odwrócili się powoli i zadarli głowy by móc spojrzeć w rozwścieczone oblicze Garmadona, siedzącego za sterami pancerza, łudząco podobnego do tego Nyi. Jednak ten był jakieś dwa metry wyższy, w odcieniach czerni i fioletu, oraz miał dwie pary rąk. A w nich dwa ostre miecze. 
- Zapłacisz mi za to, Misako! - wrzasnął, celując w kobietę jednym z mieczy. - Ty i ci parszywi ninja! 
- Ej, my tu jesteśmy, pryncypale! - krzyknęła Kelly i bez ostrzeżenia cisnęła w pancerz strumieniem wiatru. Rozbił się na zbroi i jedynie minimalnie przesunął Garmadona do tyłu. 
   Kai, nie czekając aż lord się pozbiera, wysłał w jego stronę ognisty jęzor. Ogień oplótł się wokół pancerza i stworzył przed nim zaporę. Przez bijący żar i gorąc nie wiele widzieli. Lecz Kai aż za dobrze przyjrzał się stopie robota, kiedy ta wysłała go kilka metrów do tyłu. Garmadon wyszedł nietknięty. 
   Zastępca lidera uniósł do góry miecz; wiele mniejszych kamieni poleciało z zawrotną prędkością we wroga. Garmadon, śmiejąc się obłąkańczo odbił wszystkie pociski, które rozpadły się w pył. 
- Jakieś pomysły? - pisnął Walker. 
   Zbawienie nadciągnęło prędko i z impetem. Mur po ich prawej stronie rozpadł się w drzazgi, gdy zaopatrzony w taran z przodu pojazd wparował do obozu. Z równie wielką siłą uderzył w Garmadona, pozbawiając jego robota równowagi. 
- Jak zwykle w odpowiednim czasie! - wysapał Kai dźwignąwszy się z ziemi. 
   Nya zadriftowała i zatrzymała pojazd przed nimi. Otworzyła dach. 
- Skąd wiedziałaś, że znowu wkopaliśmy się w bagno? - zapytała Kelly, kiedy wszyscy wpakowali się do środka. 
- Spójrzcie w górę. 
   Przez przezroczysty dach dostrzegli Sokoła kołującego nad obozem. 
   Nya wcisnęła pedał gazu do końca, maszyna wystrzeliła do przodu. Nawet w panującym obecnie zgiełku i chaosie wyraźnie usłyszeli wrzaski Garmadona i jego padające rozkazy, wszystkie sprowadzające się do jednego. Wojownicy mieli ich złapać i dostarczyć, niekoniecznie żywych. Jednak... Gdy Zane odwrócił się do tyłu nikogo nie dostrzegł. 
- Wojownicy słuchają się tylko tego kto nosi Hełm - przypomniała sobie Misako. 
-To może go założę? - zaoferował energicznie Jay i już sięgał po hełm, lecz powstrzymał go surowy a jednocześnie zmartwiony głos Nyi. 
- Lepiej nie, może cię zamienić w złego. 
   Jay zamarł z wyciągniętymi rękami. 
- S-serio? - Spojrzał zlękniony na Misako. Kobieta potaknęła. Jay schował dłonie do kieszeni. - Odwidziało mi się. Zawieźmy po prostu hełm na miejsce skoro nie mamy na głowie KWO.
- Nie byłabym taka pewna - mruknęła Misako. - W obozie przebywa sam Overlord, jestem tego pewna, a w końcu to on stworzył Armię wobec może ją kontrolować i bez hełmu. 
   Nya wrzuciła wyższy bieg. A już miała złudną nadzieję... Która jeszcze bardziej legła w gruzach gdy z kolejnego zakrętu nagle i niespodziewanie wyskoczyły dwa pojazdy kierowane przez Overlordczyków. Nya krzyknęła cicho i gwałtownie odbiła w prawo. Zmiażdżyli kilkanaście bambusów desperacko uciekając w głąb dżungli. 
- Depczą nam po piętaaach! - zawył Jay. 
- Staraam się jak mogę ich zgubić! - zawołała Nya. 
   Ponownie odbiła w prawo, przejechała kilkanaście metrów i znów wykonała ten sam manewr. Zawrócili i objechali pościg, mknąc teraz na północ, ku obozowi. Niestety przeklęta gwiazda znów zalała ich swoim światłem. Wyjechali na dużą polanę w środku lasu i gdy byli w połowie coś uderzyło w ich lewy bok. Koła oderwały się od podłoża a sam pojazd przeleciał w powietrzu dobre pięć metrów i uderzywszy w drzewo upadł na bok. 
   Kelly zatłukła pięściami w dach. 
- Zaciął się!  Co za...   
   Jej dalsze słowa zakłócił wrzask pozostałych, kiedy żelazna łapa Garmadona zacisnęła się na pojeździe i uniosła go na wysokość twarzy lorda niczym piórko, albo raczej, jak natrętnego robala, którego miało się ochotę zgnieść. I ninja czuli się jak takie robaki, bez szans na wyjście cało z tej opresji. Zostali na łasce Garmadona. 
- I, co, niemoty, warto było uciekać? - zawołał. - Przede mną nie uciekniecie i nie wygracie! - Ponownie cisnął nimi o potężne drzewa. Pojazd znów gruchnął o ziemię. Tym razem dach otworzył się i ze środka wypadli poturbowani wojownicy. Pasy nie na wiele się zdali - i tak się poobijali, po uderzali głowami o przednie siedzenia, bokami o szyby. 
   Garmadon nie zamierzał przestać. Zbliżał się do nich powoli, zwycięskim krokiem, obracając w dłoniach dwa miecze, które lśniły złowrogo w późnych promieniach słońca. 
- Szkoda, że nie ma tutaj Lloyda, mógłby popatrzeć na waszą śmierć! 
   Miecz zamarł w jego dłoni, kiedy przez dżungle przetoczył się nienawistny, pełen złości i oburzenia krzyk.
- ZOSTAW ICH!
   Zielony strumień zbitej energii uderzył w pierś Garmadona i odrzucił go na sam koniec polany. Ninja powędrowali wzrokiem w kierunku, z którego nadleciała Energia. Zza drzew wyłonił się zdyszany Lloyd. Ramiona unosiły się i opadały, co pół sekundy, w oczach szalała... Złość. Nie, nie złość. Wściekłość. 
   Rzucił szybkie spojrzenia przyjaciołom i, upewniwszy się że żyją, ruszył pewnym krokiem przed siebie, zaciskając mocno dłonie w pięści. Nie odrywał wzroku od ojca, który w miedzy czasie wyczołgał się spod zniszczonego robota. Zanosił się kaszlem i trzymał za ramię wygięte pod dziwnym kątem. Garmadon junior zatrzymał się pięć metrów od lorda. 
- Nie wierzę -  sapnął Jay, wdrapując się z powrotem na siedzenie. - Lloyd i Garmadon wreszcie oko w oko! 
- Nie wahaj się! - krzyknął Kai, trzymając się za obolałe żebra. 
- Wgnieć go w ziemię! - dorzucił Cole. 
   Lloyd rozluźnił pięści, znów je zacisnął. Serce szalało mu w piersi, pot spływał po karku i kręgosłupie, strach, żywy strach, zasnuwał umysł. Potrząsnął głową. Nie mógł spokojnie siedzieć w obozie, gdy czuł, że jego przyjaciołom dzieje się krzywda. Pod wpływem impulsu pobiegł na łeb na szyję i dzięki łudowi szczęścia, lub przez zrządzenie losu, natrafił na ślad drużyny i interweniował w idealnym momencie. Widok, jak jego ojciec pastwi się nad ninja pobudził w nim ukryte siły oraz złość, tak długo skrywaną. 
  Odetchnął, otwierając oczy, które wcześniej zacisnął. Ojciec nadal stał kilka metrów od niego, nie przejawiając chęci ataku. W jego źrenicach krył się jakby żal... Nie, on udaje, powtarzał sobie Lloyd. Pokonam go. Zemszczę się za to co zrobił ninja, Nyi i... Mamie. 
- Wybacz mi, Garmadonie, ale taka jest kolej rzeczy - odezwał się, starając opanować drżenie głosu.  Nie dał rady wypowiedzieć słowa "ojciec" . Przypomniał sobie słowa Kelly i to żeby nie traktował Garmadona jako ojca. Zamierzał się do tego zastosować. I wygrać. 
   Złączył dwa palce obu dłoni i przymknął oczy. Wokół rąk zawirowały wiązki energii. 
- Przeznaczenie, musi się wypełnić - szepnął i gwałtownie rozszerzył odstęp między dłońmi. Energia przybrała na sile, tworząc kulę o średnicy ponad 20 cm. 
   Lloyd spojrzał ponad nią na mężczyznę, którego kiedyś uważał za ojca. Garmadon spuścił głowę i przyjął pozycję kapitulacji. Lloyd chciał odwrócić wzrok, by się nie rozpraszać, lecz nie mógł. Przed oczami migały mu obraz z dzieciństwa. Pierwsze kroki jakie stawiał z pomocą ojca. Pierwsza jazda na rowerze. Pierwsza gra w piłkę. Pierwsze wypowiedziane słowo - "tato". 
   Lloyd wrzasnął na całe gardło, ręce opadły mu bezwładnie, kula energii zniknęła. Wybraniec upadł na kolana, dysząc ciężko. 
- C-co? Co on robi? - zawołał Cole. 
- Nie dał rady - szepnęła Kelly, zasłaniając usta dłonią. - Zawahał się...
  Garmadon podniósł wzrok. Z gardła wydobył mu się urywany złowrogi śmiech. Wpierw cichy, potem głośny i niosący się przez wiele metrów w głąb lasu. 
- Wiedziałem, od początku wiedziałem, że jesteś za słaby, że nie dasz rady! - krzyknął. Jego chwilowa uległa poza zniknęła na rzecz dawnego Garmadona, opętanego przez chore wizje zmiany Krainy na swoje podobieństwo. 
   Lloyd zacisnął dłonie żłobiąc w ziemi rysy. Udało mu się podnieść głowę i spojrzeć na tego... Potwora. Kilkunastu Overlordczyków wyłoniło się z lasu za Garmadonem. 
- Poddaj się synu i tak nie wygrasz tej walki! - dobiegł go jeszcze śmiech władcy ciemności. 
    Oczy zaszły Lloydowi mgłą, przygryzł dolną wargę. On cierpi, lord tryumfuje. Pozwolił sobie na chwilę zawahania, która niedługo miała objawić swoje żniwo. 






Wiem już czego wczoraj zapomniałam! Wstawić tego rozdziału!  XD
Kel: *wallpalm* 
No to ten tego.... rozdział zdziebko dolującu... 
Kel: Ty uwielbiasz znęcać się nad bohaterami -.-
Nom! ^^ jakoś tak mam.... 
Kel: *prycha pod nosem* I kto tu jest psychopatką! 
To teraz już wszystko; żegnam się
I pozdrawiam z Trójmiasta :3 
~Vanessa~ 

Komentarze

  1. A ja myślałam że ten psychol to psychopata!
    Ronan: Kiedy wstawiasz rozdział?!
    O kurde jakie tortury! Serce mi szybciej biło gdy to czytałam. I Zuzo...niezłe imię Kelly!
    Delphi: MG choć i zobacz!
    Garmadon: Czemu mnie nazywasz MG?!
    Delphi: Bo jak powiem Garmadon lub Marmaduke to lord tu przyleci!
    Widzę że wykorzystałaś moją informacje o imieniu Garmadona...Marmaduke... Marmadjuk XD!
    Garmadon: Pchi! -_-
    Ja:*planuje wyrzucić telewizor przez okno*
    Ślę taczki z weną i czekam na next, bo robi się gorąco! A teraz idę pozbyć się czegoś*wyrzuca telewizor przez okno*
    Garmadon: Kitty to 100% sadystka!
    Ja: Humorek się popsuł co?
    Garmadon: -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na śmierć zapomniałam wspomnieć że to ty odkryłaś to imię! Naprawię to! Gomen!

      "Serce mi szybciej biło gdy to czytałam."

      I to jest chyba najwspanialsza rzecz jaką może usłyszeć (tutaj raczej przeczytać xD) Autorka. Że jej bazgroły działają na ludzkie emocje... Dziękuję! :******

      " I Zuzo...niezłe imię Kelly! "
      Kel: a dzięki, dzięki

      To my spadamy bo trzeba się z plaży zbierać!
      Także wysyłam wene... Z jodem xD

      Usuń
  2. Kurcze, nieźle. Garmadon i Misako to trochę jak Jocelyn i Valentine albo Sebastian.
    Lilka: Z tymi włosami to prędzej Lloyd.
    Ja: W sumie.
    Jack: Pani Misako nieźle wyrolowała mężulka nie powiem. Kruk widać, że ty myślisz tylko o jednym.
    Ja: Nic nie poradzę. Clare robi mi wodę z mózgu. A poza tym Lloyd niezłe wejście smoka. Rozdział jest naprawdę ekscytujący, a już szczególnie zakończenie.
    Lilka:Cole nie poznaję cię. Co tak agresywnie dzisiaj?
    Jack: Nie narzekaj bo jeszcze pomyślę, że się odkochałaś.
    Wcale nie mówię, że czekamy na next, wcale XD Odpoczywaj sobie.
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz że mi tak teraz też się z nimi skojarzyli xD
      Kel: *stara się pozbyć piasku z włosów* Mieliśmy leźć do mieszkania
      *zerka w stronę ciemnych chmur na horyzoncie i trzyma czapke by nie uciekła* dobra, dobra, Mistrzyni WIATRU
      Kel: Haha -.-
      Weź stąd te chmury i załatwione!
      Kel: Jestem na wakacjach!
      *robi ukłon* dziękuję ślicznie ^^

      Wcale nie mówię, że czekamy na next, wcale XD Odpoczywaj sobie.

      Kel: *wyciąga Ostrze* Ja coś czuję że po takiej motywacji jaka bije z tych dwóch komow to dnia wolnego po powrocie z plaży nie będzie...
      Jak wena jest to trzeba korzystać xD ale dobrze, odpocznę sobie ;* (w grobie xp *dostaje po lbie od Kelly*
      Cole: Nie będzie mnie jakiś gowniarz po łbie bił!
      Meg: Okres, jak nic :")
      Cole: A ty skąd?
      Meg: Z brzucha mamy *spokojnie je gofra* Jako siostra Kelly też się na wyjazd zalapalam, coś nie pasi?
      Cole: *unosi rece w obronnym gescie* Nie, nic...
      Meg: I prawidłowo.
      *bierze wdech* XOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXO
      Kai: Jak dzieci, jak dzieci... *strumien wiatru uderza go w plecy i wrzuca do morza*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty