Rozdział 103 ~ Infiltracja

    
  Po powrocie ze Świątyni wojownicy zrobili sobie wolne popołudnie. Sensei po wielu prośbach wreszcie uległ i zgodził się, że po dobrze wykonanej misji zasługują na kilka godzin wytchnienia. Lepiej, żeby byli odstresowani i wypoczęci oraz pełni sił przed gorszą walką. 
   Wojownicy ulokowali się na plaży i tam w dalszym ciągu testowali swe Ostrza Żywiołów tym razem pod względem szybkości i zwinności. Ich celem był mknący po niebie kokos. 
- Moja kolej! - Kai wyrwał do przodu, odpalając Ostrze. Ognisty jęzor pomknął w stronę małego celu, który powoli opadał ku tafli oceanu. Lecz do wody doleciał jedynie popiół po spalonym kokosie. 
- Teraz ja, teraz ja; ładuj Cole! - Jay naszykował swoją broń, podczas gdy Bucket naciągnął procę stworzoną z gumy zawieszonej między dwoma palmami. 
   W tym samym czasie Lloyd przyglądał się poczynaniom Dr. Juliena, który pod małym parasolem majstrował przy sokole. Jakoś nie kwapiło mu się do testowaniu własnych mocy. 
- Ważny jest każdy element, nawet najmniejsza śrubka. Jeśli jedna kołatka nie będzie działać reszta się posypie... - monologował Julien, dokręcając ostatni element. W końcu zamknął sokoli brzuch i kliknął włącznik. Sokół podciągnął się do pozycji prostej i rozpostarł skrzydła, by w następnej sekundzie zwinnie wyminąć parasol i poszybować w górę. 
- Nie miałabym do takich rzeczy cierpliwości -  przyznała Kelly, która także do tej pory w milczeniu przyglądała się pracy Maksymiliana Juliena.
- Dziwię się, że masz cierpliwość do swoich kolegów - zażartował mężczyzna chowając narzędzia do małego kuferka. 
  Kelly skrzywiła się słysząc kolejny trzask i krzyki chłopaków. Oderwała brodę od blatu i wyprostowała się powoli. 
- Kwestia przyzwyczajenia - mruknęła i podrapała się po karku. Przekrzywił lekko głowę przyglądając się Lloyd'owi stojącemu po drugiej stronie stołu naprzeciwko niej. Miał niemrawą minę i wyglądał na kompletnie nieobecnego; błądził myślami całkiem gdzie indziej. - Ziemiaaaaa do Lloyda! 
- C-co? – Garmadon zamrugał parę razyn odrywając wzrok od swoich dłoni, które zaciskał w pięści. Rozluźnił je, zdając sobie sprawę, że prawie przebił paznokciami skórę. 
- Odleciałeś. - Kunoichi oparła się łokciami o stół. Ułożył brodę na dłoni. 
- Tylko trochę - burknął, chowając ręce do kieszeni spodni. Dr. Julien wyczuwają głębszą rozmowę zabrał walizkę i ulotnił się na statek. - Zastanawiałem się... Co jeśli to ja jestem tyakim wadliwym elementem... Jeśli przeze mnie... Jeśli nie wygram cały świat przepadnie! A jeszcze te nowe moce... Nie mogę przez nie się skupić, cały czas szumi mi w uszach, łeb mi pęka... Ała, a to, za co!? - krzyknął, łapiąc się za głowę. 
   Szaro-srebrne ostrze zniknęło, a Kelly przypięła broń do pasa. Wzruszyła ramionami. 
- Terapia szokowa. Jak dalej będziesz tak gadał nastąpi kontynuacja. Chłopcy cię nie ostrzegali? - Uniosła brwi przybierając minę niewiniątka. 
   Lloyd syknął pod nosem. 
- Mam wrażenie, że jeśli nie będę ćwiczył bezustannie moja nowa moc spali mnie żywcem. Oraz że nie zwyciężę. Że polegnę sromotnie. 
- To tak nie myśl. Tylko się dołujesz w ten sposób. Uwierz w siebie, jesteś w końcu Zielonym Ninja! 
  Garmadon prychnął. 
- Myślisz, że to takie proste? 
- Każdy z nas, twoich Strażników, także niesie na barkach spory ciężar – powiedziała a Lloyd wzdrygnął się na dziwny chłód bijący z jej tonu. Przesadził? – Od nas też zależy mechanizm naszej drużyny, teamu bojowego.
- Ale co jeśli… - Lloyd wziął wdech i pochylił się lekko do przodu. – Tak zwyczajnie, po prostu, nie dam rady… nie pokonam ojca? Co jeśli… zawalę?
- A co jeśli nie ma już czasu na wątpliwości? – odparła pytaniem. Na szczęście chłód zniknął z jej głosu a oczy się rozpogodziły. Nie widział w nich współczucia. I to go cieszyło. Jeszcze tego potrzebował, aby ktoś się nad nim użalał. Utopiłby się wtedy w wodzie po kostki. – Ostateczna Bitwa jest tuż za zakrętem i zapewne dopiero po niej znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania… Kurdę, gadam jak Wu!
  Lloyd roześmiał się cicho.
- Może w przyszłości zostaniesz Sensei’em – zażartował.
- Humor ci wrócił, misja wykonana!
- Chcąc nie chcąc słyszałam fragment waszej rozmowy… - odezwał się cichy głos Misako obok nich. – Dziękuję Kelly, że stosujesz na nim tą swoją „terapię szokową”.
   Kunoichi machnęła na to ręką, od niechcenia bawiąc się złotą rękojeścią Ostrza.
- Do usług.
- A co do ciebie synu… To możliwe, że wcale nie będziesz musiał walczyć z ojcem.
   Lloyd zakrztusił się powietrzem.
- Naprawdę? – zawołał.
   Misako rozłożyła na stole szkarłatny zwój. Na dole naćkano masę malutkich figurek, wyżej tarczę zegara, a na samym szczycie hełm.
- Odpowiedź jest tutaj.
- Chwila, zwołam resztę! – Kelly pognała na plażę i już po drodze zaczęła wrzeszczeć na chłopaków.
  Lloyda ogarnęła nagła… nadzieja? Jeśli naprawdę nie będzie musiał walczyć z ojcem… Byłaby to najszczęśliwsza wiadomość w jego życiu! Lecz na razie powstrzymał wodze fantazji.
   Zaledwie po dwóch minutach w okół kwadratowego stołu zebrała się cała ekipa. Misako mogła zacząć kolejne przemówienie.
- Według tego zwoju zegar, odliczający czas do Ostatecznej Bitwy ruszył, kiedy zabrano hełm, który z kolei włożył prawowity władca. Lecz nie ma nic na temat, co by się stało gdyby hełm odłożyć na to samo miejsce.
- Sugerujesz, że w momencie, kiedy hełm wróci tam skąd go zabrano Ostateczna Bitwa nigdy się nie rozpocznie? – zapytał Wu w zamyśleniu przyglądając się zwojowi i gładząc w między czasie swoją brodę – znak, że nad czymś głęboko się zastanawia.
  Misako wzruszyła ramionami.
- Tego nie jestem w stu procentach pewna – przyznała.
- Ale możemy spróbować! – wyrwało się Kai’owi.
- Sądzisz, że przedrzemy się przez całą armię Wojowników i zwiniemy hełm prosto z łba Garmadona? – prychnął Jay unosząc wysoko brwi.
- Jesteście dobrzy, nawet bardzo, lecz Garmadon nie dopuści nikogo do siebie na tyle blisko, by gwizdnąć mu hełm wprost sprzed nosa – wtrąciła Misako. Lloyd drgnął lekko. Znał ten ton u matki. I ten uśmiech, i błysk w oku.
- Mamo... chyba nie chcesz…
- Dlatego to ja osobiście chcę go zabrać Garmadonowi – dokończyła, zwijając zwój.
- Nie! – Lloyd pod wpływem impulsu uderzył dłońmi w stół. – To ty możesz iść na nader niebezpieczną misję a ja muszę siedzieć w miejscu?!
- Lloyd, też wiesz, że inny sposób nie istnieje. Tylko ja będę wstanie zbliżyć się na tyle blisko by zabrać hełm…
- Ale…! To niebezpieczne – mruknął. – Mogę przynajmniej pójść z tobą? Moje nowe moce na pewno się przydadzą…
- Przykro mi bratanku, lecz ta misja nie jest dla ciebie. – Wu położył mu dłoń na ramieniu. – Chcemy zapobiec wojnie, a spotkanie twoje i ojca tylko, by ją wywołało. Rozumiesz, co mam na myśli.
   Lloyd wypuścił przez zęby powietrze.
- Tak, Sensei, aż za dobrze – wymamrotał.
- Nie martw się, będę miała solidnych ochroniarzy. – Misako posłała pozostałym ninja krótki uśmiech. – W tej misji postawimy na spryt i wykiwamy niezbyt bystrych żołnierzy mojego męża. 

~*~

- Czemu wzmacniasz swoje siły, zamiast budować Broń Ostateczną? – warknął Overlord, przybliżając się prawie pod sam nos lorda.
   Garmadon zagotował się w środku. Nie mógł się powstrzymać, by nie odpysknąć.
- A jak mam skorzystać z tej broni, jeśli w międzyczasie zostanę pokonany!? – wrzasnął. Kilku robotników zaprzestało wykonywania zleconych czynności i przystanęło aby przypatrzeć się małżeńskiej kłótni.
   Do tej pory Wojownicy ulepszali arsenał Garmadona, po tym jak on sam dowiedział się, że ninja zdobyli nowe moce. Lecz jego żonce, Overlordowi, się to nie spodobało. I tak warczeli na siebie od kilku minut.
- Wątpisz w swoje zdolności – syknął Overlord, okrążając Garmadona. – Boisz się walki z synem! - zakrzyknął tryumfalnie, unosząc się do góry przez, co Garmadon musiał zadrzeć głowę, jeśli chciał na niego spojrzeć. – A to tylko marny pionek…
- Nie doceniasz go. Ma w sobie krew mojego ojca, Pierwszego Mistrza Spinjitzu; ma  w żyłach moją krew! Walka z nim to nie będą przelewki.
- Stworzenie Broni Ostatecznej załatwiłoby sprawę…
   Lord ciemności wyrzucił do góry ręce.
- Dobra, dobra, niech ci będzie tylko się zamknij! Brać się do budowy Broni, lenie patentowane, jeśli wam łby miłe! – huknął na najbliższych Wojowników. Ci w popłochu uciekli do roboty.
- I takiego Garmadona mi brakowało…
- Idź się utop – warknął pod nosem i także jak najszybciej oddalił się do swojego namiotu.

   Natomiast w tym samym czasie brama strzegąca wejścia do obozu uniosła się ociężale. Do środka, pozornie spokojnie, wmaszerowała piątka Wojowników, pchając przed sobą związaną kobietę.
- Puszczać mnie, paskudy jedne! – krzyczała Misako, starając się wyrwać. A przynajmniej udawała.
  Jeden z wartowników podszedł do prowadzących ją kolegów.
- Gaerata yakd gea? – zapytał szorstkim tonem.
- Tłumacz potrzebny od zaraz – mruknęła Kelly, dyskretnym ruchem włóczni poprawiając sobie hełm, który spadał jej na oczy. Wojownik, któremu go zabrała miał zdecydowanie za wielki łeb.
- On mówi w starożytnym języku – szepnął Zane.
- To wypadałoby my w tym starożytnym języku odpowiedzieć! – syknęła.
  I w tym momencie ktoś taki jak Jay był niemalże błogosławieństwem.
  Walker odchrząknął i wystąpił do przodu.
- Bada badabada, tikatak tik-tak! Ugabugafdrayjkasd… eee… papaja, papaja, papaja!
  Strażnik przekrzywił głowę marszcząc brwi.
  Ale taka osóbka jak Misako także była zbawieniem.
- Eh, no dobra, złapaliście mnie! – zawołała, po czym zadarła głowę. – Ale i tak wam nie powiem gdzie jest nasza baza dopóki nie zaprowadzicie mnie do swojego przywódcy!
   Wojownik warknął pod nosem i chwycił Misako za ramię. Poprowadził ją… gdzieś.
   Kelly podrapała się bronią w tył głowy. 
- Toooo… co teraz?


~~~~~~~~~~
Rozdział tak szybko dzisiaj, bo jutro wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała dostęp do neta. nie wiem czy w ogóle uda mi się coś napisać. W sumie.... chyba nie mam nic więcej do powiedzenia, zresztą nie pamiętam, a więc cześć
~Vanessa~

Komentarze

  1. Lilka: Garmadon ten Overlord prowadzi cię jak psa na sznurku. W ogóle to kłócą się jak ja ze Zmorą! Czy to nie straszne? He? HE?!
    Zmora:*śpi*
    Lilka: No tak zapomniałam, ze starucha musi się wyspać.
    Ja: A tak konkretniej to pani Misako zachowała się bardzo odważnie. A i Jay ty już lepiej nic nie mów XD
    Jack:Co ty. Teraz to są jedi. Z Wu należy rozmawiać wspak.
    Lilka: Jak walnę cię w głowę to też zaczniesz mówić wspak. Hej, czekaj ty mówisz tak nawet bez tego.
    Jack: Cóż mój oszałamiająca dykcja to brzemię którego tobie nigdy nie będzie dane nosić.
    Lilka:*uśmiecha się przymrużając oczy* Oczywiście.
    Czekamy na kolejny rozdział oczywiście ten wyjazd ci się należy więc mam nadzieję, że będzie w miarę okay. I w sumie to tyle bo bardziej konstruktywnie już dziś nie dam rady się wysłowić.
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kel: I trochę jak ja i Kai xP
      Jay: *czerwieni się* Przynajmniej ocaliłem sytuację!
      Kel: To chyba bardziej Misako....
      Jay: Cicho! Mogłem zginąć!
      Kai: Wszyscy, mogliśmy zginąć, tłumoku
      Nya: Nie obrażaj mi chłopaka! *zdziela Kaia płazem chakrama w łeb*
      Kel: Moja krew!

      Teraz to są jedi. Z Wu należy rozmawiać wspak.

      Zaiste, wódka potężna jedt, ale bimber wieksza moca wlawlada
      Wu: Ostatecznej bitwy niedługo czas nadejdzie
      Kel: *nie wytrzymuje i wybucha śmiechem po czym zwiewa do drugiego pokoju*
      Wyjazd do Gdańska gdy przechodzą tam nawałnice hm... xD
      Kel: *zerka w dól z 10 piętra* I po audi....
      Dlatego kazałam tacie parkować jak najdalej od drzew xD
      Kel: Muszę potrenować aby takie wielkie drzewa powalać...
      XOXOXOXOXOXOXOXO *jedzie na plaże* Zamarzne ale kij xD

      Usuń
  2. Garmadon i OverLord kłócą się jak stare dobre małżeństwo.*chichocze pod nosem*
    Garmadon: OverLord ty ciołku bez mózgu!
    Misako: Kitty przyznaj się że mowa Jay'a cię rozbawiła.
    Ja: Tak mogę się tak przyznać.
    Nya: Głupi OverLord!
    Garmadon: OverLord to kretyn i idiota!
    Lila: Zdecydowanie!
    Ja: Skąd się tu wzięłaś?!
    Lila: Delphi mnie zaprosiła!
    Delphi: Tak zaprosiłam ją!
    Życzę weny i wróć cała z wyjazdu. Czekam na next! Bajoooooooooooo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kel: *spogląda badawczo na Lilę* Któż to?
      Garmadon i Overlord to takietrochę Kai i Kelly xP
      Kel: *unosi sceptycznie jedną brew*
      Czy wrócę cała to się zobaczy... *wygląda w dół z balkonu na 10 piętrze* A wena się przyda, oj przyda...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty