„Perła” chyba
pierwszy raz odkąd należała do ninja znajdowała się w swoim naturalnym
środowisku, w jakim poruszał się każdy statek. Jej kadłub rozpruwał taflę
srebrzystej wody mknąc śmiało przed siebie, pokonując kolejne mile Oceanu
Bezkresnego. Nya robiła za pełnoprawną Panią Kapitan stojąc przy sterze i
trzymając okręt na odpowiednim kursie. Kursie, mającym ich zaprowadzić na
Mroczną Wyspę. Nie musieli kierować się wskazówkami, jakie Kelly zdobyła
podczas nieplanowanej wizyty u Kapitana Soto, choć one też były przydatne, lecz
głównym punktem orientacyjnym był migoczący czarny punkt daleko na horyzoncie.
Płynęli już cztery dni. I nadal zewsząd otaczał ich tylko ogrom wody.
- Chyba dostanę choroby morskiej – jęknął Jay
opierający się łokciami o barierkę. W błękitnej wodzie ujrzał swoje zmarnowane
odbicie.
- Skoro już po czterech dniach wymiękasz to czarno
widzę twoją dalsza podróż – mruknął Kai ziewając. – Wyspa, jeśli w ogóle to
jest ta wyspa, jak na razie to mały czarny punkcik na
horyzoncie.
Reszta milczała przez kilka sekund.
- Ale przyznajcie, jest nudo – odezwał się zastępca
lidera. - Przywykliśmy do życia w ruchu, do ciągłej adrenaliny, a tu, co? Woda,
woda, woda. Nawet żadnego sztormu nie było!
- Nie kracz, bo wykraczesz – rzucił Jay. - A ty Zane,
co taki małomówny jesteś, hm? – zagadnął odrywając wzrok od falującej wody.
Julien uniósł ramiona.
- Jedna rzecz nie daje mi spokoju – mruknął.
- Jakaż to?
Biały ninja westchnął ciężko wbijając
wzrok w jakiś punkt przed sobą.
- Gdy szykowaliśmy się do odpłynięcia… Do portu
przybyli twoi rodzice, Jay, fanki Kai’a, ojciec Cole’a z całą orkiestra… A mnie
nikt nie przyszedł pożegnać.
Chłopacy wymienili szybkie spojrzenia. Niezbyt
znali się na roli psychologów. Kai jako pierwszy przerwał ciszę:
- Spójrz na to z tej strony – do Kelly też nie. –
Zaliczył sójkę, a nawet dwie, od Cole’a i Jay’a.
- Ty to się lepiej nie odzywaj – syknął Bucket
upewniając się że Kelly tego nie słyszała i zaraz nie wyrzuci Smitha za burtę.
Nachylił się do Juliena. – Jak to nikt? Przecież też masz grono fanek.
- Białe Aniołki – przypomniał ich nazwę Walker.
- Nie, chodzi mi oto że… nie mam żadnej rodziny, tej biologicznej.
- Kelly też nie! – wtrącił Kai i w tym samym momencie
czmychnął przed sierpowym Cole’a.
- Mówiłem żebyś się zamknął!? - krzyknął i
ruszył w pogoń za uciekającym Kai’em.
I w ten sposób chociaż na chwilę
nuda poszła precz.
Lloyd stojący kawałek od przyjaciół
uśmiechnął się pod nosem, kiedy Kai z piskiem zaczął uciekać po pokładzie.
Owinął dłoń na nowo bandażem. Przystąpił do przerwanego treningu polegającego na
okładaniu worka. Podczas gdy ich dopadała nuda on każdego dnia intensywnie ćwiczył. Nie mógł sobie odpuścić, nie teraz, gdy starcie z Mrocznym Władcą jest tak
blisko. Zatrzymał worek. Coraz częściej łapał się na tym, że w stosunku do
Garmadona nie używał już określenia „ojciec”. Sam nie wiedział czy jeszcze
kiedykolwiek będzie w stanie je wymówić.
Po jeszcze kilkunastu ciosach i zakończeniu
serii solidnym kopnięciem, które zrzuciło worek z haka, ściągnął bandaże i wytarł
pot z czoła i karku ręcznikiem. Sięgnął po butelkę wody i wypił zawartość
kilkoma łykami. Rozejrzał się po pokładzie. Jay i Zane nadal stali przy
barierce, a Kai wraz z Cole’m przenieśli gonitwę pod pokład. Przeniósł wzrok
wyżej. Przez szybę widział Nyę, która nie odstępowała steru, od momentu gdy
autopilot został uszkodzony. Jego wuj i matka pewnie studiowali zapiski jakie
zgromadziła Misako. Jak zwykle umknęła mu jedna osoba.
Kelly siedziała na schodkach z nisko
opuszczoną głową; rozpuszczone brązowe włosy zasłaniały jej twarz. Znów
pogrążona we własnym świecie.
Z braku innego zajęcia ruszył w jej stronę.
„...rzucił się na nią całym ciężarem, powalając
na ziemię. Rozwarł szczękę pełną ostrych rzędów kłów; rozdwojony jęzor musnął
jej policzek by następnie...”
- Kelly Shira Thifer, odbiór!
Kelly drgnęła i zamrugała jakby ktoś za
wcześnie ją obudził.
- Co, gdzie, jak? – Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na
Lloyda siedzącego na schodku obok niej.
Chłopak roześmiał się.
- Słyszałaś, co do ciebie wcześniej mówiłem?
- Um… tak! Nie…
- Co takiego czytasz że zapominasz o Bożym świecie? – Ruchem głowy wskazał na otwartą na początku książkę leżącą na kolanach Thifer.
- Ksiużkę. Przerwałeś mi akurat gdy bohaterkę
chce zeżreć jakiś demon! – fuknęła wkładając zakładkę w postaci sznura w
miejscu w którym skończyła czytać.
- Demony? Nie wiedziałem że lubisz takie klimaty.
- Bo nie lubię. – Wzruszyła ramionami. – Jakoś tak zaczęłam
czytać i mnie wciągnęło, poza tym… - Zamknęła książkę i wbiła wzrok w okładkę.
– Tak się teraz zastanawiam – zaczęła powoli – co prócz niezniszczalnych
Wojowników ma Overlord w swoim arsenale.
- Masz na myśli tym podobne stwory co w tej książce?
Kelly wyprostowała się odrzucając do tyłu
włosy.
- Może nie takie Oni czy Eidolony… po prostu inne
wytwory z mrocznej energii. Których nie da się zniszczyć – dodała po chwili.
Lloydem wstrząsnął dreszcz.
- Weź mi nic nie mów. Kamienni Wojownicy spuścili nam
dostatecznie duży łomot. – Potarł kark przypominając sobie tamte walki.
- A gdy dotrzemy na Mroczną Wyspę sytuacja może się
powtórzyć. Płyniemy w nieznane, nie wiemy kompletnie czego się spodziewać. Nowe
miejsce, nowy ekosystem, cywilizacja… potwory.
Kelly westchnęła i nie mogąc powściągnąć
ciekawości otworzyła na zakończonej stronie. Lecz niedane jej było doczytać.
- Ej, chłopaki, i Kelly, Sensei nas wzywa! – zawołał
wynurzając się spod pokładu Cole. Ciekawe czy Kai jeszcze dyszy.
Thifer zamknęła gwałtownie książkę aż
Lloyd lekko poskoczył.
- Nie dadzą mi doczytać – warknęła. Wsadziła książkę
pod pachę i wraz z Garmadonem poszła za resztą.
Wszyscy wojownicy zgromadzili się na
mostku gdzie przy stole czekali już na nich Misako i Wu. Pochylali się nad
jakimiś zwojami. Nim ktoś zdążył się o coś spytać Ms. Garmadon przeszła od razu
do sedna.
- Chyba znaleźliśmy sposób na pokonanie armii
Overlorda.
Zaciekawieni ninja pochylili się do
przodu. Dostrzegli sześć kolorowych sylwetek – pięć na dole, jedna na górze.
Misako kontynuowała:
- Kluczem do pokonania Overlordczyków jest moc
Zielonego Ninja…
- Ale moje moce tylko ich spowalniały! – wtrącił pospiesznie
Garmadon.
- Tak, lecz masz w sobie siłę o której nawet nie
wiesz. Prawdziwa potęga Wybrańca uaktywni się wtedy gdy jego pięciu Strażników odnajdzie
swoje moce żywiołów.
- A tymi strażnikami jesteśmy my? – zapytał Kai,
masując nos.
- Głupie pytanie – prychnął Jay. – Pewnie, że tak! Czy
nie?
- Jeśli tak to mamy kłopot wziąwszy pod uwagę że
straciliśmy magiczne bronie – mruknął Zane. – A wraz z nimi nasze moce.
Misako zaśmiała się cichutko.
- Przecież moce żywiołów stanowią część każdego z was
– przypomniała łagodnym głosem przesuwając wzrokiem po każdym z ninja. – I istnieje metoda aby odblokować je bez
broni.
Kelly prawie upuściła książkę. Znów
będzie mogła posługiwać się wiatrem? Rozkazywać mu aby wiał z tej strony, z
tamtej, silniej, słabiej? Oczy jej zabłysły.
- Dlatego musimy znaleźć Świątynie Światła –
dokończyła Garmadon.
- Świątynię Światła? – powtórzyła Kunoichi. – Co to?
- Złoto z których wykonano magiczne bronie pochodziło
ze Złotych Szczytów, a srebro analogicznie ze Srebrnych, lecz wszystkie
przetopiono w Świątyni Światła. – Misako rozłożyła kolejny zwój przedstawiający
wysoki szczyt a na nim mały budynek na tle zachodzącego słońca. – Potężnej
budowli, która bardzo możliwe, że leży na Mrocznej Wyspie.
- No to mamy dwie niewiadome – odezwał się Lloyd. – 1.
Nie wiemy gdzie jest Wyspa; 2. Nie wiemy gdzie jest Świątynia.
- Na razie mamy gorsze problemy – zawołała siostra
Kai’a. – Płyniemy prosto w sztorm!
Ninja wypadli na pokład i zatrzymali się
na dziobie. Gwałtowny wiatr buchnął im w twarz. Horyzont przysłaniał czarne
gęste chmury z których, zdecydowanie za często, strzelały pioruny, rozdzierając
obłoki niczym srebrne sztylety. Cala eskapada mknęła prosto na nich.
- Zwinąć maszt! – rozkazał Smith.
Lecz nim wojownicy zdążyli to uczynić sztorm
uderzył w nich z całą swoją siłą i wściekłością.
~*~
Spieniona woda co kilkanaście sekund
wdzierała się na statek i zalewała cały pokład. Strumienie deszczu dodatkowo
utrudniały widoczność, a przemoczonym do suchej nitki ninja – utrzymanie masztu
w pionie. Kiedy sztorm w nich uderzył nie mieli już czasu na zwinięciu
żagla – było to niemożliwe przez porywisty wiatr. Pozostało im tylko przywiązać
grubą linę do masztu i ciągnąć w przeciwną stronę co podmuchy.
- Długo tak nie potrzymamyyyy! - wysapał Kai
zapierając się nogami i ciągnąc linę z całej siły. Nie wiedział czy przez huk
oceanu przyjaciele go usłyszeli, ale na pewno czuli to samo, co on - coraz
większe zmęczenie.
Następna fala wlała się na pokład o mały
włos ich nie zmywając. Lecz ta prócz kolejnej porcji lodowatej wody przyniosła
ze sobą coś jeszcze.
- Co to do 100 czortów jest?! - wrzasnął Cole.
Ninja powędrowali za jego spojrzeniem. Na
pokładzie leżały, a co gorsza - poruszały się, 3 pomarańczowe....
Rozgwiazdy?
- Nie! - zawołała Misako wybiegając spod pokładu.
Mocno ściskała swoją zieloną apaszkę. - To Gryzgwiazdy! Musicie się ich szybko
pozbyć inaczej ze statku pozostaną drzazgi!
Z następną porcją wody na
"Perłę" wpełzło 6 Gryzgwiazd.
- A jak mamy trzymać masz i pozbyć się....
Na niedokończone pytanie Jay'a szybko
znalazła się odpowiedź, kiedy dwie Gryzgwiazdy w tyle samo sekund przegryzły
linę podtrzymującą maszt. Ninja polecieli do tyłu każdy na siebie. Wstali
dopiero za 3 razem gdyż dwie pierwsze próby skończyły się ponownym lądowaniem na
pokładzie. Misako nie żartowała - Gryzgwiazdy zaczęły zżerać drewno!
Kelly wysłała kilka z nich za burtę za
pomocą kopniaka.
- Fuj, to jest ohydne! - Skrzywiła się.
- Ładne nie są ale zęby mają ostre jak choroba! -
zawył Kai, gdy jedna poczwarka ugryzła go w palec. Dosyć mocno.
- I żrą też metal! - dorzucił Jay. Strącił 4
Gryzgwiazdy z łańcucha od kotwicy. Poczuł na plecach mrowienie. W miarę
możliwości się odwrócił. Dwie pomarańczowe rozgwiazdy wygryzały mu się w strój. -
AAAAA! Zdejmijcie to ze mnie, zdejmijcie!
Walker zaczął biegać po pokładzie
wymachując rękami. Na szczęście huk oceanu zagłuszył jego wrzaski. Koniec
końców Lloyd trzepnął go w plecy strącając paskudztwo. Gryzgwiazdy poleciały na
maszt i teraz to jego zaczęły pałaszować. Pokład stał się od nich pomarańczowy.
Ninja gorączkowo myśleli jakby się tu ich pozbyć jeśli nie chcą dryfować na
jednej desce po środku oceanu.
- Spinjitzu! - zarządził w którymś momencie Lloyd i
jako pierwsze na pokładzie pojawił się jego lśniący zielony wir. A sekundę później
- 5 następnych.
Ninja porwali rozgwiazdy i wyrzucili je
za pokład.
- I nie wracać! - krzyknął w ślad za nimi Jay.
- Za późno - mruknął Zane, chociaż w aktualnej pogodzie
i tak musiał zdzierać sobie gardło.
Pozostali podbiegli do niego na przeciwny
koniec statku. Wychylili się lekko za barierkę, spoglądając w miejsce jakie
wskazywał Zane. Jay na ten widok opadł na pokład - wpierw myśleli że
zemdlał. Ale on tylko się załamał.
Do kadłuba "Perły" przykleiło się
na oko 10-15 Gryzgwiazd; wszystkie zawzięcie wcinały drewno tuż nad linią
wody.
Wojownicy spojrzeli na siebie ze
zdołowanymi minami. Czemu ostatnio wszystko idzie nie po ich myśli!?
~*~
Kelly wylała kolejne wiadro wody z
powrotem do morza. Wyprostowała się z cichym jękiem i wytarła pot z czoła
jednocześnie oceniając szkody. Sztorm ustał godzinę temu; nie pozostała po nim
ani jedna chmurka a niebo było błękitne. Natomiast "Perła" ucierpiała
dość mocno w starciu z Gryzgwiazdami. Dziurawy maszt, naruszony reling,
uszkodzone silniki a przede wszystkim - duża dziura w kadłubie, przez którą omal
nie utonęli. Gdyby zawszone pasożyty się nie przejadły leżeliby już na dnie
oceanu. A tak to zaraz po ulewie musieli wylewać wodę spod pokładu, aby faktycznie
się nie utopić. Cóż mogło być gorzej... chyba.
Cole wylał ostatnie wiadro wody.
Odetchnął i odstawił kubeł na wilgotną podłogę.
- Mieliśmy szczęście - sapnął.
- Szczęście to będziemy mieli jeśli znajdziemy jakąś
wyspę - mruknął Kai.
Kelly cisnęła wiadro w kąt i wyszła na
pokład. Poranne słońce w pierwszym momencie poraziło ją w oczy. Zamrugała
odzyskując ostrość widzenia. Na górze wyglądało to jeszcze gorzej.
"Perła" ledwie się toczyła, zupełnie jakby podzielała ich
nastrój.
Nastolatka wzdrygnęła się. Mimo że słońce
górowało wysoko na niebie miała dreszcze. Może powinnam zmienić ten przemoczony
strój? mruknęła odklejając od brzucha wilgotny nadal materiał, który pod wpływem
wody przybrał ciemnoszarą barwę - jak jej myśli.
Nim jednak postawiła pierwszy krok
wylądowała na tyłku gdy całym statkiem wstrząsnęło. Wszyscy zaskoczeni tak nagłym
obrotem zdarzeń poupadali tam gdzie stali (no, z wyjątkiem Jay'a, który wyleciał
przez dziurę w kadłubie). "Perła" zaryła przodem w... piasek. Sunęła jeszcze
przez 3 metry po plaży nim zamarła na dobre.
- Latarnia morska? - Lloyd zadarł głowę mrużąc oczy, kiedy cała drużyna zeszła na suchy ląd, na małą wysepkę. Wszyscy przypatrywali się wysokiemu i
wąskiemu budynkowi wykonanemu z czarnej cegły usytuowanemu na szczycie kamiennych
schodów. - Kto buduje latarnie na środku bezkresnego oceanu?
- To nie latarnia - skorygował Zane postępując krok do
przodu, czując w środku jakieś dziwne odczucie. - To więzienie. - Pewnie ruszył w stronę schodów, jakby coś go tam kierowało.
- Może w takim razie tam nie idźmy? - zasugerował Jay wylewając wodę z buta.
- Potrzebujemy materiałów na odbudowę statku -
przypomniała mu Misako postępując za białym ninją. - Jeśli ktoś tam jest może
nam pomoże.
- Albo utnie nam głowy - mruknął zakładając z powrotem
buta.
W ciszy przeszli około 100 stopni aż zatrzymali
się pod masywnymi dębowymi drzwiami.
- Pukaj - podsunął Zane'owi Kai.
Julien odetchnął i zapukał trzykrotnie
kołatką pokrytą rdzą. Przez kilka sekund nic się nie działo. Przymierzał się
już do kolejnego razu gdy rozległ się dźwięk przekręcanego klucza i zasuw.
Zeszli stopień niżej trzymając dłonie na broniach.
Spodziewali się ujrzeć się jakiegoś... w
sumie wcale nie wiedzieli kogo, lecz raczej nie starszego mężczyznę z białymi
jak śnieg włosami i okularami na czubku nosa. Wpierw jego twarz zdradzała strach
i nieufność jednak na widok pierwszego ninja w szeregu te emocje zastąpiła...
niepohamowana radość.
- Zane! - zakrzyknął wyrzucając ręce do góry. Nim
Julien jakoś zareagował mężczyzna pochwycił go i mocno uścisnął.
Zdezorientowany jak wszyscy Lloyd
zamrugał. Pochylił się do przodu.
- Yy, wy się znacie? - zapytał.
Mężczyzna poprawił okulary uwalniając
oniemiałego Juliena.
- Oczywiście, przecież sam go zbudowałem!
~~~~~~~~~~
Pędzęęęęęę z tymi rozdziałami, mam nadzieję że wybaczycie xD i że nadążacie xd
Dostaję niezłego kopa gdy co jakiś czas wchodzę w statystyki i widzę tyle wyświetleń.... *-* Dzięki wielkie za to! A niedługo setny rozdział O.o kiedy to zleciało...
Kel: Zostało ci 12 rozdziałów i może epilog aby skończyć tą cześć
Dzięki -...- Ale raczej powinnam się wyrobić w tym limicie... Wiem, że macie już mnie dość, ale cóż xD
Kel: Będą też pewnie mieli dość co rusz zmieniającej się nazwy bloga
Ej, jak na razie zmieniłam tylko raz!
Kel: W tym tygodniu.
A idź się utop w herbacie!
To ja dziękuję za tyle wyświetleń (nadal nie wiem czemu aż tyle xD) i idę ogarniać next bo pewnie chcecie mnie zabić za takie zakończenie, hyhy X)
Pozdrawiaaaam
~Vanessa~
E tam...ja pędzę minimum trzy dni. Więc nie masz się co martwić. Zane w końcu znalazł swojego ojczulka...albo twórcę czy coś! Zaraz się popłaczę...chociaż nie! Kocice są twarde!!!!
OdpowiedzUsuńRonan: Ta Kocica nie bardzo!
Ja: Zamknij się Ro!
Ronan: Przestań wymyślać nam ksywki!
Ja:*pokazuje Ronanowi język* Bardzo się cieszę że niedługo koniec części 1...bardzo chcę przeczytać o twojej wersji Ostatecznej Bitwy.
Ronan: Oj Kitty, Kitty...co z Ciebie wyrośnie to ja nie wiem.
Ja: Ronan zabiję Cię!-_-
Ronan: :-P
Moja wersja ostatecznego starcia nie będzie jakoś wykwintnie orginalna xD Lloyd zrobi bum, bum, Overlord GRAAAAA! i po krzyku
UsuńKel: ..... -.-
No co!?
Kel: Eh, nie nic. Idź sprawdzaj ten setny rozdział
*-*
Pozdro z Gdyni. Kom po wyjeździe.
OdpowiedzUsuńŁAAAAAAA czemu nie pojechałaś za 2 tygodnie; byśmy się spotkały! XD
OdpowiedzUsuńKel: A skąd wiesz czy Ashara w ogóle by się chciała spotkać?
Nie dobijaj -.-