niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 94 ~ Papier bije kamień


- Jak dobrze, że jesteście; nie miałem już pojęcia, do kogo zwrócić się o pomoc - jęknął dyrektor muzeum, pan  German Rołsoł. Tak, ten sam, któremu Kelly zaiwaniła identyfikator.
    Wybraniec wraz z Kunoichi szybko dołączył do reszty grupy zebranej przed budynkiem, z jakim mieli związane niezbyt miłe wspomnienia. Dyrektor oczekiwał ich ze zniecierpliwieniem. Po jego minie - spoconym czole i tym, że cały czas bawił się nerwowo smyczą od karty magnetycznej - wnioskowali, że sprawa musi być poważna. Lecz co tak poważnego mogło stać się w muzeum? Kolejny eksponat ożył? To samo pytanie zadał Jay, gdy maszerowali za Rołsołem szerokim korytarzem wyłożonym marmurowymi płytami. 
   Mężczyzna zatrzymał się w środku przestronnego holu o wysokiemu suficie podpieranym kolumnami, z którego odchodził odnogi do innych części muzeum a co za tym idzie - eksponatów. 
- Skąd wiedziałeś? - zapytał drżącym od zdenerwowania głosem. 
   Jay uniósł wysoko brwi. Nim coś odpowiedział dyrektor skręcił w lewo i zaprowadził ich do kolejnego korytarza tym razem węższego i wyłożonego dębowym drewnem. Po drodze minęli dwóch robotników. Z pomocą mopa i wiadra pozbywali się zielonej, niemiłosiernie cuchnącej brei, która skapywała z sufitu na podłogę. 
- Mieszkańcy Ninjago bardzo doceniają wasze zasługi w zwalczaniu zła, niegodziwości, itp... - kontynuował mechaniczym głosem - ale stare koszmary powracają. Znów mamy doczynienia z jadem Pożeracza - wskazał za siebie na dwóch sprzątaczy - i obserwujemy jego działanie...
   Dyrektor zatrzymał się przed wysokimi pod sam sufit drzwiami. Zdjął kłódkę i otworzył wrota. 
   Wojownicy wytrzeszczyli oczy na widok małych, nie większych niż otwarta dłoń młodego mężczyzny, kamiennych figurek uzbrojonych w małe mieczyki i z chełmami na głowach, które... się poruszały. W całym niewielkim pomieszczeniu dosłownie się od nich roiło. Skakły po podłodze, szafkach, stołach, niektóre bujały sie na żyrandolu. Ich obłąkańcze i piskliwe śmiechy nieprzyjemnie draźniły bembenki uszne i działały na nerwy. 
- Trucizna zawarta w jadzie ożywiła te oto eksponaty! - jęknął Rołsoł. - Błagam, pomóżcie mi się z nimi uporać. 
- Eee, jasne zajmiemy się tym - zapewnił Jay. - Pozbędziwmy sie ich jednym palcem. - Jedna z figurek skoczyła na niego a gdy Walker ją złapał trzepnęła go piąstką w policzek. - Jał! - zgniótł eksponat w dłoni. 
- Zależy mi na tym abyście poradzili sobie z nimi szybko. Niedługo otwieramy nową wystawę Kamiennego Wojownika... z góry dziękuję! - Drzwi zatrzasnęły się za wojownikami. 
   Wszystkie figurki jak na zawołanie zamarły i wlepiły swoje zielone oczka w wojowników. Potem rozległo się głośne "Haaaa-jaaaa!" i ninja zostali zalani przez falę małych stworków. Na ich szczęście nie były jakieś szczególnie wytrwałe - w końcu to figurki na sprzedaż. Niektóre rozdeptywali, inne miażdżyli pięściami a jeszcze inne tłukli brońmi. Mimo tego że podłogę zasypywało coraz więcej skalnych odłamków mini przeciwników jakby nie ubywało a przybywało. 
- Poradzimy sobie jednym palcem, hę? - prychnął Kai ciskając kolejną figurką o ścianę. 
- Jest ich za dużo! - zawołał Lloyd. - I jakby w ogóle nie ubywało! - Mali wojownicy okrążyli Garmadona. - Zawszone zarazy! Ninja go! - Intensywnie zielony wir zmiótł figurki na proch i pył. 
   Pozostali uznali że Spinjitzu to najlepsze rozwiązanie z możliwych i po chwili w pomieszczeniu wirowało 6 różnobarwnych małych tornad. Piski przybrały na sile. Figurki zostawały wciągane do środka i tam "utylizowane". Po kilku sekundach pozostała po nich... Tylko jeszcze większa destrukcja niż przed "walką". Prócz nich ucierpiały też niewinne szafki i stoły, teraz powywracane albo przemienione w drzazgi. 
   Wu westchnął ciężko. Jego uczniowie nie zawsze stosowali sie do jego polnakilk - że Spinjitzu nie w każdej sytuacji jest dobrym wyjściem. Kątem oka dostrzegł jak drzwi lekko się uchylają a jedna ocalała figurka czmycha na korytarz. Chcąc też się na coś przydac i nie wyjść na starego zgrzybiałego starca ruszył za nim w pościg. Pamiątka pisnęła cicho zorientowawszy się że ktoś ją goni i pognała przed siebie. Jak na coś co nogi miało przyklejone do okrągłego dysku poruszało się nadzwyczaj szybko. Sensei Wu dopadł ją dopiero za następnym zakrętem; figurka skończyła żywot pod jego butami. 
   Wytarł czoło i rozprostował plecy. Może jednak robi sie na to za stary. Eh, lata młodości dawno przeminęły... Odwrócił się gdy usłyszał za plecami ciche skrzypnięcie drzwi. A osoba, która z nich wyszła sprawiła że poczuł się tak jakby jednak młodość do niego wróciła. 
- Misako? - szepnął.     
    Kobieta o długich ciemnoszarych włosach spiętych w luźny warkocz przystanęła na dźwięk swojego imienia. Odwróciła się w jego stronę. 
- Wu - westchnęła od razu go rozpoznawszy. W jej szmaragdowych oczach przemknął nostalgiczny błysk. - Ile to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania?
   To była ona. Stała metr od niego jako żywa. Mimo upływu lat nic nie ubyło z jej urody. Uśmiech był tak samo promienny i ciepły jak w młodości. 
- Ekhem. - Odchrząknięcie Jay'a zniszczyło nostalgiczny nastrój. Ninja wyłonili się zza zakrętu. Podeszli do dwójki. 
- Może nas przedstawisz - zasugerował Mistrz Błyskawic.    
   Wu potrząnął głową jakby wyrywał się z transu. 
- Misako to moi uczniowie. Od lewej Kai, Jay, Zane, Cole oraz uczennica - Kelly. - Kobieta uśmiechnęła się i skinęła w ich stronę. - Natomiast to jest Misako, matka Lloyda. 
- Moja... co!? 
   Ninja rozstąpili się gdy za nimi rozległ się głos Wybrańca. Lloyd zatrzymał się między nimi z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Misako przełożyła dłoń do serca. Tęczówki zaszkliły jej się. 
- Lloyd... Ależ wyrosłeś - szepnęła. - Nie poznałam cię. - Ms. Garmadon podeszla do syna i chciała go przytulić ale Lloyd zrobił unik. Postąpił krok do tyłu. Zaskoczenie minęło a zastąpiła je... Wściekłość? 
- Tak, bo dosyć długo mnie nie widziałaś - warknął uciekając wzrokiem w bok.  
   Kobieta westchnęła jakby spodziewała się że to powie. 
- Wiesz że było to konieczne...
- Nie powtarzaj tej samej gadki! - Ku zdziwieniu wszystkich Lloyd podniósł głos. Rzucił matce nieprzyjemne spojrzenie, odwrócił się na pięcie i podminowanym krokiem odmaszerował. 
- Lloyd! - zawołał za nim matka. Nie zatrzymał się. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Misako westchnęła i spojrzała przygnębionym wzrokiem na Wu. W jej szmaragdowych oczach widniało pytanie: "Czy naprawdę jestem taką złą matką?" Sensei położył jej dłoń na ramieniu.
- Jest w szoku; znajdziemy go. 

    Lloyd zatrzasnął za sobą drzwi prowadzące na kolejny korytarz. Ruszył w nieznanym nawet dla siebie kierunku mijając wielkie niebiesko-białe wazy do których spokojnie mógłby się zmieścić. Rozejrzał się za jakimś ustronnym miejscem w którym mógłby się ukryć przed matką... Heh, zabawne, tak długo chciał się z nią zobaczyć a gdy w mońcu doszło co do czego był na nią zwyczajnie wściekły. Cały ten smutek, żal jaki odczuwał przez miesiące spędzane w samotnosci z dala od rodziny przerodził się w czystą złość. Złość za to że go zostawiła. "Tak miało być ". Guzik z pętelką. 
   Uchylił pierwszą lepszą parę drzwi i zajrzał do środka. W głębi korytarza usłyszał nawołujących go ninja i Misako... Bez zbędnych namysłów wszedł do środka. Pomieszczenie miało kształt prostokątna a drzwi znajdowały się na jego krótszym boku. Zmarszczył lekko brwi i podszedł do tego co znajdowało się na końcu. Fragment tapety jaką wyłożono podłogę został zdarty i  zwinięta w kąt. W miejscu ktpre niegdyś przykrywała zionęła szeroka i głęboka dziura odgrodzona taśmą. Przyszedł nad nią okrakiem i usiadł niecałe pół metra od przepaści. Zerknął w dół. Nie dostrzegł dna, jedynie czarną otchłań. 
   Odetchnął i położył dłonie na kolanach. Przymknął oczy chcąc opanować wzbierającą w nim złość. Może i zachował się nietaktownie wobec kobiety która go urodziła i przez kilka lat wychowywała ale po prostu nie mógł inaczej!  Gdy ją zobaczył wpierw nastąpił szok, potem promyk radości, szybko stłumiony przez wspomnienia. Wspomnienia któee bolały bardziej niż kule; w których widział oddalającą się matkę po tym jak oddała go do internatu. Ani razu się nie obejrzała. Ani razu się nie odezwała. Ani razu go nie odwiedziła. Czym była tak bardzo zajęta że zapomniała o własnym dziecku!?
   Tak bardzo zatracil się w swoich myślach, że nie usłyszał jak drzwi otwierają się a do środka wchodzi Misako. Kobieta odetchnęła.
- Nie wpadnij, to dziura bez dna, synu - powiedziała podchodząc do niego. 
   Lloyd nawet nie drgnął na jej łagodny głos. Splótł ręce na torsie i prychnął. 
- Synu? - powtórzył z wyraźną odrazą. - Nie masz prawa tak do mnie mówić, wcale mnie nie znasz! W ogóle to nic do mnie nie mów.... - Oparł brodę na dłoni i wbił wzrok w nieprzeniknioną ciemność. 
- I tak chcę ci się wytłumaczyć... - Misako obeszła dziurę i stanęła na przeciwko syna. - Musiałam wyjechać... Od zawsze wiedziałam że zostaniesz Zielonym Ninja, nawet wcześniej od Wu. Wiedziałam że przyjdzie ci stanąć do walki z własnym ojcem... Dlatego oddałam cię do Darkli aby dowiedzieć się co cię czeka... I zapobiec wydarzeniom, które mogły ściągnąć na ciebie nieszczęścia. Cały ten czas chciałam cię chronić, ciebie i twojego ojca...
   Ninja weszli cicho do środka i stanęli za Lloyd'em, który z kolei wpatrywal się w matkę, już z mniejszą wściekłością. 
- Słyszałeś historię o stworzeniu Ninjago, o tym jak na długo przed tym nim zaczęto liczyć czas...
- Tak, tak, słyszałem tą historię sto razy - mruknął z machnięciem ręki. 
- Ale czy słyszałeś część, o której ludzie woleli nie wspominać? Znasz historię o stworzeniu Krainy, ale czy wiesz że tam gdzie jest światło są i cienie? A tam gdzie cienie tam i ciemność. Z najciemniejszego morku wyłonilł się zły duch, zwany Overlordem. 
   Rozpętała się wojna. Walka dobra ze złem mogła trwać wiecznie. Każda strona była silna lecz nie na tyle by uzyskać znaczącą przewagę i wygrać... Do momentu gdy Overlord nie stworzył kamiennych wojowników - Armii z Kamienia. Ówczesny Mistrz czując, że może przegrać podzielił Ninjago na dwoje, nie chcąc dopuścić by zło zalalo świat. 
   Od tamtej pory nie słyszano ani słowa o Overlordzie ani o jego armii... Niestety obawiam się że moje odkrycie, odkrycie Kamiennego Wojownika, którego wydobyłam właśnie z tej dziury, może zburzyć dotychczasowe założenia.
   Zamilkła i zmarszczyła brwi jakby sama się zastanawiała jak bardzo jest to prawdodobone. 
- A gdzie jest świat ciemności? - dopytał Cole przerywając ciszę. 
- Chciałabym wierzyć że go nie ma... Ale jeśli wierzyć legendom, a one zawsze mają w sobie część prawdy, dopuki utrzymuje się równowaga pomiędzy dobrem a złem doputy Overlord pozostanie w swoim świecie. Od zawsze się obawiałam że twój ojciec - zwróciła się w stronę syna - będzie dążył do naruszenia tej równowagi. Nie wolno mu do tego dopuścić! 
- Wasze bronie żywiołów - odezwał się Wu - posiadały energię pierwszego mistrza Spinjitzu i każdy z was zakosztował mocy żywiołów. Lecz największe pokłady tej mocy ma teraz w sobie Zielony Ninja i to tylko on może zwyciężyć najmorczniejsze zło. A gdy mu się nie uda cały świat pogrąży się w ciemności...
- Wujku nie pomagasz... - jeknął Wybraniec garbiąc ramiona. 
- Nawet nie wiesz jak ciężko było mi ciebie zostawić - szepnęła Misako. - Zrobiłam to gdyż chciałam dowiedziec sie czy istnieje sposob aby niedopuścić do walki twojej i Garmadona...
   Lloyd spojrzał z ukosa na kobietę. Ze względu na to że była jego matką od razu wyczytała z zielonych tęczówkach że nie ma wobec niej urazy. Jest mądry i zrozumiał mus jakim się kizrozumi oddając go do Darkli. 
- Czyli istnieje sposób abym nie musiał walczyć z tatą? - zapytał z błysiem w oczach. 
- Nadal tli sie we mnie nadzieja że jest to możliwe....

   W tym samym czasie i w tym samym budynku rozpoczęła się odsłona eksponatu jaki wydobyła Misako. W głównej hali o łukowatym sklepieniu w sercu muzeum zebrało się około dwa tuziny mieszkańców, którzy przyszli obejrzeć wystawę. German Rołsoł zajął miejsce przy pomniku, aktualnie przkrytym czerwoną płachtą. Zerknął na duży naścienny zegar wiszący nad północnym wejściem. Wskazówki ustawiły się idealnie na godzinie 17:00. Odchrząknął ściągając na siebie uwagę zgromadzonych. Szepty ucichły, aparaty stanęły w gotowości. 
- Na początku dziękuję panom i paniom za przybycie - rozpoczął przemówienie i ponownie odkaszlnął. - Dzisiejszego dnia mam zaszczyt przedstawić państwu nasz największy a zarazem najcenniejszy eksponat, który wyprzedza o lata świetlne wszystko co do tej pory odkryliśmy... Przedstawiam Kamiennego Samuraja! 
   Pewnym ruchem pociągnął za płótno. Materiał opadł z szelestem na podłogę odsłaniając wysokiego na conajmniej 5 metrów wojownika. W zasadzie nie różnił się za wiele od małych figurek z którymi poradzili sobie ninja. Jedyną różnicą było że ta "figurka" miała nie dwie a 4 ręce, jak lord Garmadon, i tyle samo długich mieczy. Na głowie gościł hełm wykończony zakżywionymi rogami. 
   Rozbłysły flesze, rozległy się oklaski. Dyrektor wypiął dumnie pierś. Niestety sielanka nie trwał długo. Nikt nie spostrzegł małej kropli zwisającej z sufitu prosto nad Wojownikiem z Kamienia. Siła grawitacji ściągnęła kropelkę na ziemię a ściślej - na hełm samuraja. I tak jak mała kropla drąży skałę tak i mała ilość cieczy może ożywić 2 tonowego kolosa. 
   Rozbłysło brudne zielone świtało. Głosy umilkły by za dwie sekundy, po tym jak oczy wielkości pieści rozwarły się, wrzasnąć w geście przerażenia. 
- On żyjeeee! - zawył jeden z widzów. 
  Rołsoł chciał zaprzeczyć lecz miast tego dołączył się do wrzeszczących mieszkańców gdy wielka dłoń ścisnęła go i rzuciła o ścianę. O dziwo szybko się pozbierał i dał nogę wraz z innymi mieszkańcami, którzy potykali się i wpadali na siebie. 
   Wojownik zszedł z podestu i przekręcił głowę na lewo, prawo i znów na wprost rozporstowując kark zapewne po wielu latach bezruchu. Obrócił w dłoniach miecze. Już nie kamienne lecz wykonane z czystego ostrego jak brzytwa metalu. Nie ruszył za mieszkańcami; jego uwagę przykuły ciche głosu z bocznego pomieszczenia. Nie musiał nawet brać rozbiegu by wyważyć masywne drzwi z zawiasów przy okazji rujnując pół ściany. 
   Ninja podskoczyli jak porażeni gdy za nimi rozległ się głośny rumor. 
- Przepraszam, ale czy ktoś mi powie CO.TO.JEST.ZA.KOLO!? - wrzasnął Jay wskazując drżącym palcem na wielkoluda z 4 mieczami. 
- Ktoś kto nie wie że się puka - mruknęła Kelly i odruchowo wyciągnęła broń z pochwy. 
- To kamienny wojownik, ten którego znalazłam kilka dni temu! - szepnęła Misako i w oka mgnieniu znalazła sie za synem, który odszedł od przepaści i stanął w jednym szyku z ninja. - Jad Pożeracza i jego musiał wybudzić ze snu.
- Oh no pięknie. Kai, zajminij się nim, proszę-  rozkazał Cole.
- Ja?! - pisnął Mistrz ognia mierząc wojownika od stóp do głów - musiał przy tym mocno zadrzeć głowę. Zaczerpnął powietrza równocześnie dobywając miecza. - No... Dobra. Ej, rogaczu!
   Ruszył do przodu. Nastawił broń, wyskoczył w górę i... Wylądował na tyłku gdu żelazo starło się z żelazem. Obok niego upadły odłamki które kiedyś tworzyły jego miecz. 
- Zdaje mi się że będzie trzeba to inaczej rozegrać... - wymamrotał. Zamierzał szybko wrócić do reszty ale Wojownik chwycił go za nogę jakby był i ważył tyle co szmaciana lalka. 
- AA krew mi spływa do mózgu! - zawył chwytając się za głowę. 
- Spokojnie, ty nie masz mózgu!  - krzyknęła Kelly nie mogąc się powstrzymać. 
   Kai spiorunowałby ją spojrzeniem lecz samuraj za bardzo trząchał nim na boki. 
- Overlord stworzył swoją armię z niezniszczalnego tworzywa z Czarnej Wyspy - wyjaśniła Misako.
- Czemu pani wcześniej o tym nie wspomniała?! - zawołał. Następnie wrzasnął jeszcze głośniej gdy Wojownik się nim znudził i odrzucił za siebie. Kai robiąc kilka fikołków w powietrzu wylądował na koniec w jednej z waz. I tyle go widzieli. 
   Samuraj postapil krok w ich stronę. 
- Llooooyd. 
   Wybraniec w odpowiedzi na rozkazujący ton wujka złączył ze sobą dłonie. Otoczyły je na początku nikłe zielone wiązki. Szybko jednak przybrały na sile. Lloyd cisnął we wroga strumieniem energii. Ten uderzył w niego z tak wielkim impetem że aż wyrzucił go z pomieszczenia. Niestety chwilowa radość błyskawicznie wyparowała gdy zza kotary zielonego ognia wyłonil się nietknięty Wojownik z Kamienia. 
- Jak zniszczyć to okropieństwo!? – zapytał za wszystkich Cole. 
- Nie da się – wyszeptała Misako z wyczuwalnym strachem.
   Wojownicy spojrzeli po sobie. Skinęli głowami i zgodnie zaatakowali. Nie w ich stylu było ot tak się poddać. Pierwszy inicjatywą wykazał się Cole – mogłoby się zdawać że najsilniejsza osoba w drużynie . Mimo to kamienny stwór bez problemu go odtrącił, jakby był piórkiem. Podobnie shurikeny Zane’a odbiły się od jego opancerzonego torsu nie czyniąc na nim nawet ryski. Jay w między czasie zaczął okładać go nunczakiem po stopie. Samuraj zerknął w dół, jak na natrętnego robaka. Uniósł nogę z zamiarem zmiażdżenia niebiesko-okiego, na szczęście Walker odznaczał się zwinnością, więc uniknął losu paćki.
- Spokojnie duży, to tylko taki pierwszy sygnał że powinieneś schudnąć. – Żart nie przypadł Wownikowi Overlorda do gustu i Jay poleciał do tyłu przejeżdżając ten dystans na plecach. Wu w porę zareagował i zdążył chwycić ucznia za kostkę, odciągając tym samym od wpadnięcia do dziury bez dna. Zaraz to samo musiał zrobić z Kelly. Dziewczyna z jego pomocą stanęła na nogi i szybko oddaliła się od przepaści.
- To dziadostwo serio jest nizniszczalne! – zawołała.
    Kai wygrzebał się z potłocznego wazonu jaki rozbił gdy Wojownik wyprosił go z imprezy. Długo nie był sam. Po 3 minutach dołączyła do niego pozostała część drużyny. Odbili się od ścian i wylądowali kawałek od niego. Otrzepał się z odłamków i pobiegł ku nim.
- Coś czuję że będzie to nasza najtrudniejsza walka – sapnął Cole rozmasowując tył glowy.
- W takim razie dobrze że jesteśmy w muzeum – zaśmiał się nerwowo Jay.
- A to dlaczego? – zdziwiła się żona lorda Garmadona.
- Bo od razu będziemy mogli przejść do historii; hodu! – wrzasnął.
   Cała ósemka pognała w pierwszym lepszym kierunku kiedy to zabawka Overlorda doszczętnie roniosła ścianę i wypadła na korytarz. Przebierali nogami jak najszybciej a mimo to odległość między nimi a ożywionym eksponatem była niepokojąco mała – ledwie cztery metry.
- Choroba, szybki jest – mruknął Lloyd, zamykający szereg. – Ruchy, on wcale nie jest taki wolny! – ponaglił.
   Wykrzesali z siebie jeszcze więcej i wbiegli do kolejnego hallu w zachodniej części muzeum.
- Wynoście się stąd! – krzyknął Garmadon zwracając się do kilku zwiedzaących którzy przebywali jeszcze w budynku. Dwa razy nie trzeba było im powtarzać. Woleli uniknąć spotkania z pięciometrowym stworem.
   Ninja, Wu i Misako pokonali kilkanaście stopni i wdrapali się na taras widokowy. Wljownik przebył achody w trzy kroki. 50 metrów przed nimi dostrzegli dwie pary ciężkich drzwi okutych żelazem. Wpadli przez nie do dużej sali niczym huragan. Jay nie wyhamował i wpadł na podest na którym stały kości triceratopsa. Pozostali naparli na podwójne wrota i je zamknęli. Cole i Kelly włożyli między klamki bronie. Cofnęli się do reszty z niepokojem spoglądając na drzwi. Przez chwilę nic się nie działo. Ale tylko przez chwilę. Po 2 sekundach całe pomiesczenie zatrzęsło się w posadach a drewno przeszył miecz. Przez szparę (wielkości głowy) zajżało jażące się zielone oko. Wojownik warknął w swoim dziwacznym języku, w który cały czas mamrotał pod nosem, i zaczął wściekle okładać drzwi. Ciekawe ile jeszcze wytrzymają…
- Ktoś ma jakiś pomysł? – zapytał Jay, masując obolałe i czerwone czoło. – Jak mamy to niby pokonać skoro jest niezniszczalne!? Tylko niech pani nie mówi że się nie da! – dorzucił w stronę Misako. Kobieta zamknęła usta.
- Może… wybierzemy kto będzie z nim walczył poprzez papier, kamień i nożyce? – zaproponował Kai.
   Na znak zgody chłopacy stanęli w kółku i wyciągnęli ręce przed siebie.
- Papier, ka….
- Pogrzało was do reszty!? – krzyknęła Kelly a jej wypowiedź poparł kolejny ogłuszający trzask. – O takiej sprawie chcecie decydować za pomocą durnej wyliczanki; ile wy macie lat!?
- A masz lepszy pomysł? – syknął Smith.
   Zamiast Kelly odpowiedział Lloyd.
- Ja mam. – Spojrzeli na niego z błyskiem nadziei w oczach. – Zajmijcie go czymś przez chwilę a ja postaram się go pokonać. – Rozejrzał się by za sekundę pobiec w stronę szybu wentylacyjnego, chyba jedynego wyjścia.
- Uważaj na siebie – zawołała za nim Misako.
  Zerknął przez ramię.
- Dobrze… mamo. – I pochłonął go cień.
   Misako Garmadon poczuła jakby spadł z jej serca wielki ciężar. Czyli jej wybaczył. Zwróciła się w stronę Wu i posłała mu promienny uśmiech.
- Dziękuję za to że tak świetnie go wyszkoliłeś, jak i wychowawałeś.
   Sensei odchrząknął i odsunął się na bok.
- To nie tylko moja zasługa – wskazał kijem na uczniów, którzy stali już w pozycjach bojowych.
   Uśmiech Misako poszerzył się. Dobrze było się dowiedzieć że syn nie został skazany na łaskę świata, lecz miał na kim się wesprzeć.

     Na pytanie ile drzwi jeszcze wytrzymają znaleźli odpowiedź 10 minut po tym jak Lloyd zniknął w szybie wentylacyjnym. Wojownik Overlorda wpadł do środka z bojowym okrzykiem. Nastawił miecze gotów do ataku… lecz nikogo nie zastał. Sala zionęła pustyką nie licząc trzech szkieletów dinozaurów stojących na ziemi i jednego wiszącego i robiącego jako żyrandol. Stąpając i dysząc ciężko (na pewno nie ze zmęczenia) ruszył powoli do przodu. Szedł przodem, tyłem, bokiem, znowu tyłem bacznie rozglądając się na boki i wzrokiem poszukując wojowników. Popełnił podstawowy błąd, jak większość niezbyt rozumnych osób. Patrzył tylko po ziemi. Nie patrzył w górę. A tam za kolumnami ukryli się ninja. Przylgnęli do ścian prawie nawet nie oddychając.
    Cole  wyjrzał dyskretnie za róg, upewnił się że Wojownik stoi w odpowiednim miescu – tuż pod Pterozaurusem – i dał znak Zane’owi.  Shurikeny przecięły powietrze z cichym sykiem. Lina podtrzymując szkielet przerwała się a dawny dinozaur i król niebios runął w dół, prościutko na łażący eksponat. Jay trafnie ocenił że gdyby schudnął byłby szybszy, a tak zdążył jedynie warknąć, możliwe że przeklnął, ale kto tam zrozumie jego bełkot, by następnie zniknąć pod stertą kości. Wojownicy wyszli z ukrycia i wychylili się przez barierkę. Samuraj z Kamienia zniknął pod innym eksponatem i nie wyglądało jakby miał się z niego wygrzbać.
- Te, pokonaliśmy go? – spytał z nadzieją w głosie Cole, wychylając się jeszcze bardziej.
   Odpowiedź brzmi – nie. Kości strzeliły na wszystkie możliwe boki – jedno żebro prawie trafiło Misako, ale kobieta okazała się nader szybka – a ostrze 2 metrowego miecza rozniosło balustradę w pył. W skutek czego wszyscy zgromadzeni na mostku zlecieli 3 metry w dół, nic miłego. Na szczęście nic sobie nie połamali, a na nieszczęście – Samuraj pozbył się wojowników i Wu rzucając nimi o ścianę. Nabili sobie kilka nowych siniaków do kolekcji.
  Misako przełknęła ślinę i widząc że wojownicy szybko nie dojdą do sienie dała nogi za pas. Wybiegła z sali i ruszyła w tą samą stronę z której przybyli. Nie musiała się oglądać by wiedzieć że wojownik ruszył za nią w pogoń. Wystarczył jej głuchy odgłos jego stóp na podłodze. I tyle jeśli chodzi o zatrzymywanie Samuraja przez wojowników. Schyliła się a jeden z mieczy przeciął powietrze nad nią. Skręciła gwałtownie i zjechała po poręczy. Może nie była ninją ale potrafiła o siebie zadbać. "Walczyła" też z gorszymi stworami. A z jednym w szczególności -  z tym co odebrało jej ukochanego. 
   Przebiegła akurat przez gruzy jakie pozostały ze ściany gdy usłyszała znajomy głos. 
- Mamo!
   Zatrzymała się gwałtownie. Lloyd stał na końcu sali w której kilkanaście minut temu rozmawiali. Szybko znalazła się przy nim. 
- Cała jesteś? - zapytał a w jego głosie dźwięczała troska. 
   Zdołał jedynie skinąć głową i ścisnęła mocniej jego ramię. Lloyd gwizdnął gdy wojownik z Kamienia przeszedł obok wejścia. 
- Hej, tutaj olbrzymie! 
   Obrócił się w ich stronę i wpadł do środka. Na szczęście wszystko co miał rozwalić już rozwalił.
- Papier bije kamień, znasz taką zasadę!? - zawołał Garmadon chwytając matkę w pasie. Misako poczuła jak mięśnie jej syna napinają się. Co on planuje?
   Wojownik ryknął wściekle i w dwoch susach znalazł się obok nich. Jednak Lloyd jak każdy ninja odznaczał się niewiarygodnym wręcz refleksem. Chwycił matkę i odskoczył z nią w bok. Samuraj zachwiał się gdy miecze nie dosięgnęły celu. Miał zamiar zaatakować kolejny raz lecz poczuł że traci grunt pod nogami a następnie... spada w przepaść którą Lloyd zdążył na nowo zakryć linoleum ktore przerwalo się pod tonowym kamieniem. 
    Przez kilka sekund słyszeli jeszcze jego przeraźliwy wrzask a potem nastąpiła głucha cisza. Misako szeroko otwarymi oczami spojrzała na syna, który pomógł jej wstać. Oboje nie byli w stanie nic powiedzieć. Lloyd po chwili wahania rozłożył ręce.
- Mogę? 
- Głuptasie, oczywiście że tak, w końcu jesteś moim synem.    
   Zastygli w uścisku który wyraził tyle samo co tysiąc słów. 








~~~~~~~
  Nie będę tego podsumowywać...... 

1 komentarz:

  1. Przeczytałam. Rozdział rewelacyjny, a teraz idę kończyć własny.
    Ronan: Nessa to nie to co Kocica.
    Ja: Czekam na next i wysyłam dwa tyyyyyyyyysiące ton weny i chęci do pisania. A teraz idę zabić Ronana.*zaczyna gonić z nożem kuchennym w dłoni*

    OdpowiedzUsuń