poniedziałek, 31 lipca 2017

Rozdział 100 ~ Prawdziwa rodzina

    Garmadon splótł ręce na potężnym torsie i palcami wybijał rytm wyrażający jego zniecierpliwienie. Mrużąc oczy przyglądał się bulgoczącej czarnej cieczy wypełniającej wgłębienie w ziemi i przypominającej w ten sposób mini jeziorko. Wiadro przywiązane do sznurka, co rusz się w nim zanurzało i z pomocą korbki jak w studni wynosiło na powierzchnię kolejne litry mazi.
- Nie widzę sensu w tym, co oni robią - syknął lord ruchem głowy wskazując na krzątających się w "kopalni" Kamiennych Wojowników, których przyzwał kilka godzin temu za pomocą Chełmu. - Mam pod panowaniem całą armię a wykorzystuję ją do zabawy w błocie!?
   Musiał odczekać paręnaście sekund nim Overlord łaskawie odpowiedział. Oczywiście nie raczył się zjawić.
- To "błoto" to tak naprawdę skoncentrowane zło... Jedna jego kropla sprawi, że serce człowieka stanie się czarne jak noc.... - Garmadon powiódł wzrokiem za kolejnym szybującym w górę wiadrem. - Zegar już odlicza sekundy; zagłada jest tylko kwestią czasu.... A na razie bądź cierpliwy, Garmadonie.... Już niedługo zbudujemy Broń Ostateczną, jakiej świat nie widział....
- Broń Ostateczna... - Garmadon podrapał się w podbródek. Jego usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. - Brzmi ciekawie! Ruszać się gamonie! Nie mam zamiaru tkwić tu całe miesiące! - wrzasnął na Wojowników.
   Gdzieś na górze Overlord śmiał się sam do siebie jak rodowity psychopata. To będzie zbyt proste.... 


~*~

   Mały robocik cicho klekocząc wskoczył na stół pośrodku małego kwadratowego pomieszczenia na samym szczycie a'la latarni. Sprawnym ruchem rozdał każdemu z gości po zielonej filiżance. Następnie zeskoczył na drewnianą podłogę i odebrał od właściciela czajnik z gorącą herbatą. Ponownie znalazł się na stole i nalał wszystkim po wiśniowej herbacie.
- Jaki słodki! - Kelly ostrożnie dotknęła prostokątnej twarzy robocika z lekka obawiając się czy jej nie pogryzie. Lecz on zadrżał w geście rozanielenia i wesoło pobrzękując wrócił na swoje miejsce pod kuchenką. - Sam pan to wszystko zbudował? - spytała ujmując kubek w zmarznięte dłonie.
   Ojciec... Zane'a podrapał się po karku przywołując do twarzy szeroki uśmiech bez dwóch zębów.
- Lubię sobie majsterkować...
- Nadal nie rozumiem - szepnął Zane ze wzrokiem wbitym w parujący napój. - Myślałem... że odszedłeś.
   Maksymilian Julien usiadł z nimi przy stole. Poprawił okulary. 
- Szczerze rzecz ujmując to sam myślałem, że postawię drugą nogę na tamtym świecie... Gdy już wyłączyłem ci wspomnienia przyszedł do mnie Samukai - Kelly prawie wylała herbatę na dźwięk tego imienia - i ocucił jakimś ohydnym wywarem... Potem bez ceregieli kazał mi wybudować dla siebie arsenał mrocznych pojazdów. "Obiecał”, że gdy to uczynię znów zobaczę swojego syna... Aby mieć pewność, że nie ucieknę zamknął mnie w tej wieży pośrodku oceanu. Nikt nie wiedział, że żyję. Przez te wszystkie lata myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę a co gorsza... że ty nie będziesz chciał mnie znać, gdy dowiesz się o tych wszystkich okropnych rzeczach, jakie stworzyłem... - Mówiąc nie odrywał spojrzenia szarych oczu od syna. I odwrotnie.
   W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, nie licząc rozbijających się w dole fal.
- Z Samukai'em nie ma, i na szczęście nie będzie, żadnej dyskusji czy sprzeciwu; robił to pan, aby znów zobaczyć syna - odezwała się, jako pierwsza Kelly.
- "Nie będzie"? To znaczy, że zniknął całkowicie z tego świata jak i z Podziemnego? - Dr. Julien ożywił się lekko.
   Kelly potaknęła wypijając do końca herbatę. Po ciele rozprzestrzeniło się przyjemne ciepło.
- Już od jakiegoś czasu.
   Oczy starszego Juliena rozbłysły.
- Dzięki Bogu, może wreszcie się stad wyrwę!
- Pomożemy ci - oznajmił Zane stanowczym tonem.
   Kai odchrząknął.
- Ta, ale wpierw musielibyśmy naprawić statek. Silniki są w opłakanym stanie.
- Wasz statek ma odrzutowe silniki? - Maksymilian Julien zerwał się z miejsca i przypadł do otworu w ścianie, który robił za okno.
- No tak, ale jak wspomniał mój brat są w kiepskiej kondycji.
- Mógłbym je naprawić! - zapewnił wynalazca zacierając ręce.
- Naprawdę!? - zakrzyknęli ninja.
- Oczywiście! To dla mnie chleb powszedni! 


~*~

    Kilkanaście minut później wszyscy przyłączyli się do Dr. Juliena i pomagali mu w odbudowie "Perły". Na ich szczęście w magazynku ojca Zane'a znalazły się wszystkie potrzebne sprzęty, od desek do zabudowania kadłuba, po materiał na załatanie masztu i nowe części do silników. Uwijali się jak mrówki w mrowisku byle zdążyć przed zmrokiem i jak najszybciej opuścić wysepkę.
   Ninja z boku obserwowali jak ojciec i syn, mimo tylu lat rozłąki, od razu znaleźli ze sobą wspólny kontakt i pracowali ramie w ramię. Niektórzy nawet im trochę zazdrościli. Ciemne chmury niebezpieczeństwa omijały na razie Julienów.
   I w ten sposób upłynęło im całe południe. Zrobili sobie tylko jedną przerwę na obiad, po którym od razu wrócili do pracy. W "mieszkaniu" Maksymiliana Juliena pozostał tylko on wraz z synem.
- Od dawien dawna nie jadłem tak dobrego obiadu! - Poklepał się po brzuchu przeciągając na krześle.
    Mały robocik zgarnął ze stołu puste talerze i podał wojownikowi, który z kolei wsadził je do zlewu.
- Nie pamiętam żebym wgrał ci program kucharski... - mruknął w zamyśleniu Julien senior.
   Zane wzruszył ramionami odkręcając wodę.
- Po prostu lubię to robić - przyznał zajmując się zmywaniem. - W drużynie też to zazwyczaj ja gotuję; zaoszczędzamy przynajmniej na pizzy... I naprawie kuchni.
   Dr. Julien przestał bujać się na krześle. Oparł brodę na dłoni.
- Dobrze się wśród nich czujesz? - zagaił.
   Zane zakręcił wodę. Zmarszczył lekko brwi.
- Szczerze to... Bez obrazy ojcze, ale czuję się wśród nich jak w normalnej rodzinie. Wu jest jakby naszym dziadkiem, Kai i Kelly są jak rodzeństwo - wiecznie się kłócą...
   Maksymilian roześmiał się wstając od stołu. Podszedł do syna i poklepał go w plecy.
- Cieszę się, że byłeś szczęśliwy przez ten czas, gdy mnie przy tobie nie było. 
   Zane wyjrzał przez okno. Kilkadziesiąt metrów pod nimi na plaży małe figurki wojowników krzątały się przy "Perle".
- Gdybym poprosił cię żebyś coś we mnie zmienił, ulepszył... zrobiłbyś to? - zapytał zerkając przez ramię na mężczyznę.
- Zane, Zane... - Maksymilian pokręcił lekko głową. Na ustach gościł mu lekki uśmieszek. - Jesteś jedyny w swoim rodzaju i jak dla mnie - doskonały.


~*~

   Godziny zleciały jak z bicza strzelił. Przynieś deskę, przybij deskę, przynieś płachtę, przyszyj płachtę... Ninja bez sprzeciwu wykonywali każde polecenie starszego Juliena. Ujmując rzecz po imieniu - chcieli się stąd jak najszybciej wydostać. Każda upływająca godzina przechylała szalę na stronę Garmadona.
   Zaczął zapadać zmierzch; zielone ogniki oświetlały pokład, kiedy Dr. Julien odszedł dwa kroki i położył dłonie na biodrach.
- Skończone!  - zawołał a wszyscy porzucili dotychczasowe zajęcia. 
- To zadziała? - zapytała Kelly przyglądając się masztowi, który wcale go nie przypominał. Płótno zszyli w owal z dziurą na dnie, pod którym stała butla z gazem.
- Oczywiście! - Thifer zauważyła, że często używa tego słowa. - Będzie działać jak w balonie!
- Okey. - Wzruszyła ramionami. - Nie znam się, więc nie wypowiadam.
- Zbierać się! - zakrzyknął donośnym głosem Lloyd.
   Kelly podskoczyła w miejscu i zakryła uszy.
- Wybacz. - Wybraniec posłał jej przepraszający uśmiech i krzyknął kolejny raz dopiero, gdy Kunoichi oddaliła się na bezpieczną odległość.
   Ninja przebywający na plaży pospiesznie zebrali manatki i wbiegli na unoszącą się już na falach "Perłę". Zane wskoczył na pokład, jako ostatni, wpierw odczepiając linę utrzymująca statek przy plaży. Odstawił pod pokład rzeczy ojca, które zniósł z wieży. Nie było ich wiele.
- Noemi! - zawołał Julien senior.
- Nya - poprawił go pospiesznie Zane.
- A tak, tak. Nya, odpalaj!
- Hai, hai! - Smith wykonała polecenie.
   Rozległ się pełen napięcia zgrzyt uruchamianych silników, syk płomieni... 

   "Perła" wzbiła się do lotu.
   Ninja zakrzyknęli radośnie. "Perła" znów rozpruwała pierzaste obłoki kierując się na utracony wcześniej kurs. Nya wrzuciła najszybszy bieg by nadrobić stracony dystans.
   Kelly odetchnęła późnym wieczornym powietrzem i oparła się łokciami o barierkę. Zostawiali małą wysepkę a co za tym idzie -  dawne więzienie Maksymiliana Juliena - w ekspresowym tempie. Z każdą rozprutą chmurą zbliżali się do ciemnych obłoków na horyzoncie. Nie mogła zaprzeczyć, że czuła w środku niepokój. Koniec końców lecieli w nieznane. Lecz prócz ukłucia niepewności czuła też radość - Zane odnalazł swojego ojca, którego myślał, że stracił lata temu. Uśmiechnęła się lekko na widok syna i ojca stojących razem na dziobie. Jednak zaraz uderzyło w nią inne uczucie... zazdrość? Rozżalenie? Teraz tylko ona pozostała bez żadnego członka rodziny. Jay miał i ojca, i matkę. Nya brata, Kai - siostrę. Cole ojca. Zane także. Lloyd - matkę, ojca (chwilowo niedostępnego, ale jednak) i wujka. A ona nadal jest sama jak zawszony i zagrzybiały kołek w płocie.
   Potrząsnęła energicznie głową. Może nie miała ojca ani matki, ale miała piątkę przybranych braci - z czego z jednym prawie non stop się kłóciła - jedną siostrę, dziadka a teraz można powiedzieć, że i wujka i ciotkę. Czego chcieć więcej?
    Sierpowym uciszyła natrętny głosik w głowie szepczący, że przydałaby się prawdziwa  biologiczna rodzina.
   Wyjrzała w dół ku błękitnym falą. Na razie trzeba się skupić na ważniejszym. Skopaniu Garmadonowi tyłka. A przynajmniej próbowaniu tego dokonać. 






~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Wpierw miałam plany walnąć tu jakieś przemówienie, w końcu setny rozdział, bla, bla.... Ale wena spierniczyła w góry i nie ma zamiaru wrócić w najbliższym czasie -.-"
Kel: *podskakuje w miejscu* O, o! Wstaw te obrazki z połowy neta! 
Kai: Nie! 
Kel: TAK! Idź się utop! 
Pfff... wrzucę tylko jeden ktory mnie urzekł, a więcej mi się nie chce szukać



Ninja: 

Dzięki, fajnie i dobrze to podsumowaliście. Eh no nic. Arigato wszystkim którzy dotrwali ze mną aż tutaj, przebrnęli przez te koszmarne początki... Mam cichą nadzieję, że dożyjemy razem do końca 5 (tudzież 6) części... Chociaż nadzieja matką głupich :")

Pozdrawiaaaam
~Vanessaaaa~





4 komentarze:

  1. Od kiedy Dr. Julien ma na imię Maksymilian?
    Lloyd: Od teraz!
    Kelly ja straciłam ojca, a babcia mi zmarła zanim się urodziłam(moja mama miała wtedy 7-8 lat). Przebijesz?!
    Ronan: Ech...-_-
    Ja: No co!
    Setny rozdział fajny i tak dalej! Życzę weny bo chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie Lloyduś, od teraz xD musiałam mu jakieś imię nadać a ze ostatnio czytalam książkę gdzie ojciec bohatera nazywal sie Maksymilian to sie zainspirowalam
      Kel: Nie znam swoich w ogole!
      Meg: Cicho bądźcie *myslu nad sposobem jak zmotywowac Vanesse do pisania*
      Nie da sie! XD

      Usuń
  2. Nadrobiłam i jestem dumna, że udało ci się opublikować już 100 rozdziałów. Okrągła setka! Sukces dziewczyno, sukces!
    Jack:*stwierdza, że nie będzie się wypowiadał na tematy rodzinne i biadolił bo to nie w jego stylu więc...* Ej, Julien? Jako ten cyborg czy czym ty właściwe jesteś masz układ nerwowy?
    Lilka:*facepalm* Może jeszcze zapytaj go o układ rozrodczy.
    Jack: A pro po tego :)
    "- Lubię sobie majsterkować..."
    Jack: Stos XD
    Lilka:*wzdycha chowając twarz za kurtyną włosów. Trochę jej się przykro zrobiło kiedy naszliśmy na tematy rodzinne, ale opiera się obok Kelly* Wiem, że może nie płynie w nas ta sama krew, ale też jesteś moją siostrą, wiesz? No chyba, że nie... Ale na pewno znajdziecie tą całą Świątynie Światła i znów będziesz waleczną boginią wiatru.
    Jack: To teraz będzie was już dwie. Bogini Wiatru i Bogini Błyskawic.
    Lilka: Ta, Zeus ze mnie.
    Zmora:*chyba się czymś zakrztusiła*
    Jack: No a nie? Czasem jak zagrzmisz to strach się bać.
    Lilka: Spadaj.
    Czekamy na next!
    XOXOXO
    Jack:Ta-_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję, też jestem dumna że to wszystko nadrobiłaś xD
      Kelly: *klepie Lilkę po plecach* Jesteś moją siostrunią, jak najbardziej
      *stara się napisać rozdział, ale z uszu wydostaje się tylko dym*
      Meg: Bo sobie obwody przegrzejesz xD
      *morderczy wzrok*
      Kel: Epolig ma zaczęty a 101 rozdziału skończyć nie może* ciężko wzdycha*
      No wybacz, to ja xd od początku wiedziałam że na koniec sezonu będą miala blokade xd
      Kel: to lepiej ja zdejmij bo ja chcę z powrotem moje moce! Będę z Lilką męczyła nadętych debili!
      Meg: Lilka, dobij Zmorę póki się dusi! XD
      Kel: Ktoś tu ma dobry humor...
      Meg: Ktoś musi! *wcina ciastka Oreo* Jak takie dwie deprechy mam w domu...
      *znad kartki* Nie rysuję czaszek, jest postęp, jasne?
      Meg: tak, tak... Rodzice i tak cię wyślą do panów w białych strojach *dostaje ołówkiem*
      Kel&Meg&Nessa: *porozumiewawcze spojrzenia* XOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXOXO
      Meg: wcale tegk nie robimy na przekor!
      Rey: Wcaaale -.-"
      Meg: Kolejna z okresem *unika Seth'a*

      Usuń