środa, 14 czerwca 2017

Rozdział 91 ~ Powspominajcie dawne czasy, bo one niedługo znikną, wraz z wami

    Ultra Smok swoimi ogromnymi skrzydłami rozpraszał sunące obok niego purpurowe obłoki. Kilkadziesiąt metrów pod nim rozpościerała się zachodnia część Ninjago City. Zane przeniósł wzrok na swoje przedramię gdzie widniał panel dotykowy z mapką i mrugającym czerwonym punkcikiem. Znajdowali się centralnie nad nim. Pochylił się w stronę Lloyda dzierżącego lejce. 
- Jesteśmy, ląduj - polecił. 
   Wybraniec skinął głową i poklepał smoka po boku. 
- Ląduj mały, ale spokojnie. 
   Pięć gardeł równocześnie zamruczało. Ultra Smok złożył skrzydła i zanurkował w dół. Reagował na najmniejszy ruch Zielonego Ninja, więc tym razem nie skręcał gwałtownie i chaotycznie jak podczas pierwszego lotu z Wybrańcem. Rozłożył skrzydła i płynnie wylądował na dachu jednego z wieżowców zapewne przyprawiając jego mieszkańców o zawał. Sześcioro ninja zsunęło się po jego nodze na ziemię.
- Zostań - nakazał Garmadon wskazując dach. Smok przytaknął i złożył wszystkie swoje łby na ziemi. Pokazywał, że słucha się swojego nowego właściciela i (na razie) nie będzie przysparzał mu kłopotów. 
- I nie śpij - upomniała Kelly grożąc bestii palcem. 
   Vild wypuścił z pyska obłoczek pary. Nie odrywał wzroku od wojowników puki nie zniknęli z dachu. Nie miał zamiaru kimać, gdy oni są na misji. W każdym momencie mogą być potrzebni do ratowania wojowników z kłopotów, w które natarczywie wpadali.

    Ninja przeskoczyli na niższy dach skąd mieli lepszy widok na 4. Aleję. 
- I gdzie ten konwój, który został zaatakowany przez nie muszę mówić kogo - mruknął Kai bacznie wodząc  spojrzeniem po chodnikach i ulicach lustrując mieszkańców. 
   Zane ponownie spojrzał na swój nadgarstek. 
- Za tamtym zakrętem - wyciągnął rękę przed siebie. 
- Zawsze dobrze jest mieć GPS'a w drużynie - zaśmiał się sucho Jay. Jak zwykle przed misją poczucie humoru nieco zamilkło. 
   Zeskoczyli na chodnik. Mieszkańcy praktycznie nie zwracali na nich dużej uwagi - ot, zamaskowani wojownicy patrolujący teren. Kelly czasem się zastanawiała czy mieszkańcy Krainy wiedzą w ogóle jak oni wyglądają i kim są....
   Znaleźli się w wąskim zaułku zakończonym litym murem - gołą ścianą kamienicy. Mistrzowie spojrzeli sceptycznie na "GPS'a".
- Za następnym zakrętem  - wyjaśnił szybko. 
   Nie udzielając żadnej ciętej odpowiedzi skierowali się w stronę drugiej uliczki skręcającej w prawo. Cole zatrzymał pochód dwa metry od przejścia unosząc zaciśniętą prawą dłoń. Pokazał wpierw cztery palce i wskazał przed siebie, po czym wyprostował dwa i znów zacisnął pięść. Wraz z Jay'em, Kai'em i Zane'm zniknęli za zakrętem. Kelly zatrzymała Lloyda. Spojrzał na nią pytająco. 
- Musimy zrobić ci kartkówkę ze znaków - mruknęła pod nosem do siebie by potem zwrócić się do niego: - My zostajemy na czatach. 
   Wybraniec potaknął bez słowa. Kunoichi splotła ręce na piersiach i oparła plecami o ścianę. Emanowała spokojem i opanowaniem zupełnie jakby nie przejmowała się możliwym starciem z Garmadonem. Czego nie dało się powiedzieć o Lloydzie. Chłopak dreptał w miejscu, to opierał się o ścianę, albo wędrował wokół hydranta - wszystko w ciągu minuty.
   Kelly spojrzała na niego spod łba. 
- Przestań tak łazić, bo fosę wykopiesz - mruknęła. 
   Lloyd zamarł w pół kroku. 
- Przepraszam - wymamrotał - ale żołądek mam wielkości pestki. Jak wy to robicie, że jesteście tacy spokojni? 
   Kelly wzruszyła ramionami odrywając się od ściany. 
- Chyba po prostu nauczyliśmy się ignorować skręcanie w żołądku. Ale ono i tak nam towarzyszy.
- Da się do tego przyzwyczaić? 
   Uśmiechnęła się słabo. 
- Tylko głupcy nie odczuwają strachu. A ty chyba głupcem nie jesteś, więc odczuwasz strach przed misją, to normalne; nie masz się, czym przejmować tylko nauczyć z tym żyć, bo będzie ci to towarzyszyło do końca żywota. 
   Lloyd wbił wzrok w chodnik. 
- Chyba bardziej stresuję się spotkaniem z ojcem - wyznał cicho, niemalże szeptem. Kelly drgnęła nieznacznie. - W końcu nie widział mnie jeszcze... W tej wersji.
  Thifer otworzyła usta, aby coś odpowiedzieć choćby coś najbanalniejszego w świecie byle jakoś podnieść Garmadona na duchu, bo wyglądał jak Zmęczony Życiem Stworek, gdy zza zakrętu wyłoniła się głowa Kai'a.
- Czysto - zakomunikował. 
   Lloyd i Kelly weszli za nim do zaułka. Po środku stała mini ciężarówka. Chociaż nie taka mini, gdyż zagradzała prawie całe przejście pozostawiając jedynie pół metrową szczelinę. 
- Zero śladów walki, zero śladu po kierowcach, zero śladów prób sforsowania zamka. - Cole rozłożył ręce. - Chyba fałszywy alarm.
- Dowcipnisie - mruknęła Kelly i szturchnęła butem oponę. - Nie sprawdziliście, co jest w środku? - Wskazała na nienaruszony zamek.
- To kłódka pancerna - uściślił Kai. 
- A no tak zapomniałam, że wasze bronie rozsypałyby się przy pierwszym uderzeniu - odparował na  zgryźliwy ton Smith’a.
   Katana błysnęła w słabych promieniach słońca, kiedy opadała w dół i przecinała na pół zamek, jakby zrobiono go z masła. Metal opadł na asfalt. Ninja podeszli bliżej; Lloyd został metr za nimi, co rusz zerkając na wejście do alejki. 
- Pusto - wydedukował Jay.
   Kelly trzasnęła drzwiczkami.
- W takim razie nic tu po nas. - Schowała broń do pokrowca na plecach i wraz z resztą drużyny uczyniła krok by znów przystanąć. 
   Do ich uszu dotarł niepokojący syk, dochodzący nie wiadomo skąd. Lloyd postąpił krok do tyłu wyciągając dwa miecze. W miejscu gdzie stali wojownicy dostrzegł niewyraźny okręg. Znajdowali się centralnie w nim. Jego ostrzeżenie zagłuszył donośnym trzask i huk a gdy pył opadł po wojownikach i ciężarówce nie było już śladu 
  
   Wybraniec wpatrywał się w miejsce gdzie jeszcze sekundę temu stali ninja z szeroko otwartymi oczami. W głowie wybuchł mu mętlik. Co się właściwie stało?! Gdzie się podziali? Co ich wciągnęło?  O co w tym wszystkim chodzi do jasnej nędzy?! Strzelił sobie z liścia w twarz przytomniejąc. Schował miecze i zadarł głowę. Spiął mięśnie i z rozpędu wybił się w górę polegającą na swojej energii. Wylądował na parapecie, znów napiął ciało i ponownie skoczył wzwyż. Po trzech sekundach znalazł się na płaskim  dachu. 
   Zimny podmuch buchnął mu w twarz rozwiewając blond włosy. Zaczerpnął powietrza, włożył palec wskazujący i środkowy do ust i jak najgłośniej, przeciągle zagwizdał póki starczyło mu tlenu w płucach. Wiatr porwał dźwięk. Przygotował się do kolejnej próby, gdy niebo przeszły głośny ryk a wielka biała bestia wylądowała przed nim. Jeszcze nim dobrze dotknęła ziemi Garmadon wspiął się na grzbiet Ultra Smoka. Szturchnął go piętami w bok podrywając do lotu i nakazując jak najszybsze tempo.

~ * ~

  
   Wojownicy wrzeszcząc w niebogłosy wpierw lecieli przez ciemny tunel by na koniec wrzeszczą jeszcze bardziej z niego wypaść i zamilknąć dopiero, gdy rzuciło nimi o ziemię a powietrze uciekło z płuc. 
   Kelly z głośnym jękiem przekręciła się na bok. Zamglonym wzrokiem zarejestrowała chłopaków leżących półtora metra od niej. Gdy świat przestał wirować jak na karuzeli a pisk w uszach ucichł zdołała usiąść po turecku. Przymknęła jedno oko i rozmasowała ramię. 
- Chyba złamałem kręgosłuuuup - jęknął Jay wyginając się. 
- Gdybyś go złamał byś się tak nie wyginał - mruknął Smith chwiejnie wstają. Oparł się o litą ścianę znajdującą się za nimi. 
   Mistrz błyskawic uspokojony, że nie złamał żadnego kręgu wstał prostując plecy. 
- Gdzie my jesteśmy i jak się tu dostaliśmy? - wypowiedział pytania, które nurtowały ich wszystkich. 
   Kelly rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu w kształcie krzywego okręgu, na którego końcu się znajdowali (chociaż w sumie zależy jak spojrzeć). Nieliczne pochodnie rozświetlały pół mrok, lecz większość światła i tak wpadała przez szeroki otwór w wysokim suficie. Skierowała wzrok z powrotem ku ziemi. Przed nimi zionął czarny korytarz, a  kilka metrów od nich wypatrzyła ich bronie leżące na kamiennym piedestale. 
   Podniosła się i nie widząc przeszkód w postaci wartowników ruszała w tamtą stronę. Postąpiła zaledwie cztery kroki na przód. Co okazało się błędem. Przy ostatnim stąpnięciu poczuła jak  jej nos zderza się z czymś twardym a po całym ciele przebiega nieprzyjemne mrowienie. Odskoczyła z krzykiem z powrotem lądując tyłkiem na ziemi. 
- A-Ł-A!! - wysyczała przez zaciśnięte zęby przyciskając pięść do klatki piersiowej. 
   Zane chciał do niej podejść i sprawdzić, co się stało  jednak sytuacja się powtórzyła. Juliena odrzuciło dwa metry do tyłu; powinien upaść na ziemię, ale jego ciało ponownie odbiło się od czegoś i po przeleceniu z powrotem tych dwóch metrów dopiero gruchnął na ziemię. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze a z obwodów strzeliło kilka iskierek. Chłopacy, czym prędzej podbiegli do niego. 
   Jakby dopiero teraz wokół nich pojawiła się niemalże przezroczysta bariera, klatka. Dookoła niej biegały jasno-fioletowe wiązki energii sycząc niczym węże. 
- E-elekto-ma-agnetyczna ba-ba-riera - wydukał Julien siadając z pomocą przyjaciół. 
- Żyjesz? - zaniepokoił się Cole. 
   Nindroid potrząsnął głową. Uniósł kciuk w górę. 
- Przerwa. - Padł z powrotem na plecy. 
- Da się to jakoś usunąć? - wymamrotała Kelly masując knycie prawej dłoni, w której nadal czuła mrowienie. 
   Odpowiedź nadciągnęła z głębi korytarza. 
- Tylko ja mogę zniwelować barierę wiec wszelkie próby z waszej strony są zbędne. 
   Promienie słońca jakby przygasły, gdy stanął w nich Garmadon wsparty na Mega Broni. 
- Można się było domyślać - syknął Kai nienawistnym tonem. - Gadaj, czego tym razem chcesz!
   Lord podszedł bliżej. 
- Tego samego, co od momentu, gdy wpakowaliście się w nieswoje sprawy. 
- Jeśli ktoś chce zniszczyć Krainę, w której mieszkają Bogu winni mieszkańcy to ktoś musi ich chronić - odparował Jay wypinając pierś. - Nie nasza winna, że jesteś walniętym psycholem! 
   Garmadon uśmiechnął się ni krzty wesoło
- Schlebiasz mi, chłopcze. 
- Mów, co tym razem planujesz! - zażądała Kelly postępując ostrożnie krok do przodu, trzymając się w bezpiecznej odległości od elektrycznej ściany. 
- Na razie nic - odpowiedział po pełnej napięcia ciszy. - Zmarnowałem trochę energii na przeteleportowanie was tutaj i stworzenie barier. 
   Musiał być bardzo pewny tego, że ninja mu nie zagrażają skoro wyjawiał im fakt, że jest w gorszej formie. Albo był po prostu głupcem. 
- Na razie pozostawiam was samych. - Garmadon odwrócił się na pięcie, lecz zamarł jeszcze na chwilę. Rzucił przez ramię na odchodne: - Moja rada - powspominajcie dawne czasy, bo one niedługo znikną, wraz z wami. 

   Mrok pochłonął Garmadona i jego psychopatyczny śmiech. Kelly przełknęła ślinę. Słowa lorda nie napawały optymizmem...




~~~~~~~~
Jak zwykle najwięcej czasu zajmuje szukanie obrazka gdy nie ma się kompletnie na niego pomysłu >.>
Kelly: A jeszcze więcej walka z siostrą o laptop
To też. Ale dałam jej w rekompensacie teblat i puściłam piosenki z Mustanga więc powinien być spokój na kilkanaście minut 
Meg: *zaciesz na mordce*
Taaa.... Kelly  mnie zmusiła a taka jedna osoba (wcale na ciebie nie patrzę, Angel) zagroziła że jak wróci z Chorwacji a nic na blogu o beyblade się nie pojawi to zadźga mnie łyżeczką więc stwierdziłam że zacznę pisac o beyblade, co mi szkodzi 
Meg: a to że jak zawiesisz/zamnkniesz to cię zabiję, zresztą pewnie nie tylko ja
Życzliwa córka z ciebie nie ma co
Meg: ^^ 
Tak więc no.... jak komuś chciałoby się zajżeć to oto link: klik, jeśli chce ci się to czytać
Więc... do nexta ^^
Pozdrawiam
~Vanessa~

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział! I te motyle w obrazku...aż się miło mi robi!
    Ronan: Jesteś dziwna!
    Ja: Sam jesteś dziwny!
    Lloyd: No właśnie Ronan...jesteś dziwny.
    Ronan: -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motyle mo niezbyt pasują dp rozdziału... ale nie wiedziałam już co wstawić xd
      Kelly&Meg: *buszują po Galmoku w Wawie*
      Jeszcze 30 minut...

      Usuń