Ultra Smok swoimi ogromnymi
skrzydłami rozpraszał sunące obok niego purpurowe obłoki. Kilkadziesiąt metrów
pod nim rozpościerała się zachodnia część Ninjago City. Zane przeniósł wzrok na
swoje przedramię gdzie widniał panel dotykowy z mapką i mrugającym czerwonym
punkcikiem. Znajdowali się centralnie nad nim. Pochylił się w stronę Lloyda
dzierżącego lejce.
- Jesteśmy, ląduj - polecił.
Wybraniec skinął głową i poklepał smoka
po boku.
- Ląduj mały, ale spokojnie.
Pięć gardeł równocześnie zamruczało.
Ultra Smok złożył skrzydła i zanurkował w dół. Reagował na najmniejszy ruch
Zielonego Ninja, więc tym razem nie skręcał gwałtownie i chaotycznie jak
podczas pierwszego lotu z Wybrańcem. Rozłożył skrzydła i płynnie wylądował na
dachu jednego z wieżowców zapewne przyprawiając jego mieszkańców o zawał.
Sześcioro ninja zsunęło się po jego nodze na ziemię.
- Zostań - nakazał Garmadon wskazując dach. Smok
przytaknął i złożył wszystkie swoje łby na ziemi. Pokazywał, że słucha się
swojego nowego właściciela i (na razie) nie będzie przysparzał mu
kłopotów.
- I nie śpij - upomniała Kelly grożąc bestii
palcem.
Vild wypuścił z pyska obłoczek pary. Nie
odrywał wzroku od wojowników puki nie zniknęli z dachu. Nie miał zamiaru kimać,
gdy oni są na misji. W każdym momencie mogą być potrzebni do ratowania
wojowników z kłopotów, w które natarczywie wpadali.
Ninja przeskoczyli na niższy dach skąd
mieli lepszy widok na 4. Aleję.
- I gdzie ten konwój, który został zaatakowany przez
nie muszę mówić kogo - mruknął Kai bacznie wodząc spojrzeniem po
chodnikach i ulicach lustrując mieszkańców.
Zane ponownie spojrzał na swój
nadgarstek.
- Za tamtym zakrętem - wyciągnął rękę przed
siebie.
- Zawsze dobrze jest mieć GPS'a w drużynie - zaśmiał
się sucho Jay. Jak zwykle przed misją poczucie humoru nieco zamilkło.
Zeskoczyli na chodnik. Mieszkańcy
praktycznie nie zwracali na nich dużej uwagi - ot, zamaskowani wojownicy
patrolujący teren. Kelly czasem się zastanawiała czy mieszkańcy Krainy wiedzą w
ogóle jak oni wyglądają i kim są....
Znaleźli się w wąskim zaułku zakończonym
litym murem - gołą ścianą kamienicy. Mistrzowie spojrzeli sceptycznie na
"GPS'a".
- Za następnym zakrętem -
wyjaśnił szybko.
Nie udzielając żadnej ciętej odpowiedzi
skierowali się w stronę drugiej uliczki skręcającej w prawo. Cole zatrzymał
pochód dwa metry od przejścia unosząc zaciśniętą prawą dłoń. Pokazał wpierw
cztery palce i wskazał przed siebie, po czym wyprostował dwa i znów zacisnął
pięść. Wraz z Jay'em, Kai'em i Zane'm zniknęli za zakrętem. Kelly zatrzymała
Lloyda. Spojrzał na nią pytająco.
- Musimy zrobić ci kartkówkę ze znaków - mruknęła pod
nosem do siebie by potem zwrócić się do niego: - My zostajemy na czatach.
Wybraniec potaknął bez słowa. Kunoichi
splotła ręce na piersiach i oparła plecami o ścianę. Emanowała spokojem i
opanowaniem zupełnie jakby nie przejmowała się możliwym starciem z Garmadonem.
Czego nie dało się powiedzieć o Lloydzie. Chłopak dreptał w miejscu, to opierał
się o ścianę, albo wędrował wokół hydranta - wszystko w ciągu minuty.
Kelly spojrzała na niego spod łba.
- Przestań tak łazić, bo fosę wykopiesz -
mruknęła.
Lloyd zamarł w pół kroku.
- Przepraszam - wymamrotał - ale żołądek mam wielkości
pestki. Jak wy to robicie, że jesteście tacy spokojni?
Kelly wzruszyła ramionami odrywając się
od ściany.
- Chyba po prostu nauczyliśmy się ignorować skręcanie
w żołądku. Ale ono i tak nam towarzyszy.
- Da się do tego przyzwyczaić?
Uśmiechnęła się słabo.
- Tylko głupcy nie odczuwają strachu. A ty chyba
głupcem nie jesteś, więc odczuwasz strach przed misją, to normalne; nie masz
się, czym przejmować tylko nauczyć z tym żyć, bo będzie ci to towarzyszyło do
końca żywota.
Lloyd wbił wzrok w chodnik.
- Chyba bardziej stresuję się spotkaniem z ojcem -
wyznał cicho, niemalże szeptem. Kelly drgnęła nieznacznie. - W końcu nie
widział mnie jeszcze... W tej wersji.
Thifer otworzyła usta, aby coś odpowiedzieć
choćby coś najbanalniejszego w świecie byle jakoś podnieść Garmadona na duchu,
bo wyglądał jak Zmęczony Życiem Stworek, gdy zza zakrętu wyłoniła się głowa
Kai'a.
- Czysto - zakomunikował.
Lloyd i Kelly weszli za nim do zaułka. Po
środku stała mini ciężarówka. Chociaż nie taka mini, gdyż zagradzała prawie
całe przejście pozostawiając jedynie pół metrową szczelinę.
- Zero śladów walki, zero śladu po kierowcach, zero
śladów prób sforsowania zamka. - Cole rozłożył ręce. - Chyba fałszywy alarm.
- Dowcipnisie - mruknęła Kelly i szturchnęła butem
oponę. - Nie sprawdziliście, co jest w środku? - Wskazała na nienaruszony
zamek.
- To kłódka pancerna - uściślił Kai.
- A no tak zapomniałam, że wasze bronie rozsypałyby
się przy pierwszym uderzeniu - odparował na zgryźliwy ton Smith’a.
Katana błysnęła w słabych promieniach
słońca, kiedy opadała w dół i przecinała na pół zamek, jakby zrobiono go z
masła. Metal opadł na asfalt. Ninja podeszli bliżej; Lloyd został metr za nimi,
co rusz zerkając na wejście do alejki.
- Pusto - wydedukował Jay.
Kelly trzasnęła drzwiczkami.
- W takim razie nic tu po nas. - Schowała broń do
pokrowca na plecach i wraz z resztą drużyny uczyniła krok by znów
przystanąć.
Do ich uszu dotarł niepokojący syk,
dochodzący nie wiadomo skąd. Lloyd postąpił krok do tyłu wyciągając dwa miecze.
W miejscu gdzie stali wojownicy dostrzegł niewyraźny okręg. Znajdowali się
centralnie w nim. Jego ostrzeżenie zagłuszył donośnym trzask i huk a gdy pył
opadł po wojownikach i ciężarówce nie było już śladu
Wybraniec wpatrywał się w miejsce gdzie
jeszcze sekundę temu stali ninja z szeroko otwartymi oczami. W głowie wybuchł
mu mętlik. Co się właściwie stało?! Gdzie się podziali? Co ich wciągnęło?
O co w tym wszystkim chodzi do jasnej nędzy?! Strzelił sobie z liścia w twarz
przytomniejąc. Schował miecze i zadarł głowę. Spiął mięśnie i z rozpędu wybił
się w górę polegającą na swojej energii. Wylądował na parapecie, znów napiął
ciało i ponownie skoczył wzwyż. Po trzech sekundach znalazł się na
płaskim dachu.
Zimny podmuch buchnął mu w twarz
rozwiewając blond włosy. Zaczerpnął powietrza, włożył palec wskazujący i
środkowy do ust i jak najgłośniej, przeciągle zagwizdał póki starczyło mu tlenu
w płucach. Wiatr porwał dźwięk. Przygotował się do kolejnej próby, gdy niebo
przeszły głośny ryk a wielka biała bestia wylądowała przed nim. Jeszcze nim
dobrze dotknęła ziemi Garmadon wspiął się na grzbiet Ultra Smoka. Szturchnął go
piętami w bok podrywając do lotu i nakazując jak najszybsze tempo.
~ * ~
Wojownicy wrzeszcząc w niebogłosy
wpierw lecieli przez ciemny tunel by na koniec wrzeszczą jeszcze bardziej
z niego wypaść i zamilknąć dopiero, gdy rzuciło nimi o ziemię a powietrze
uciekło z płuc.
Kelly z głośnym jękiem przekręciła się na
bok. Zamglonym wzrokiem zarejestrowała chłopaków leżących półtora metra od
niej. Gdy świat przestał wirować jak na karuzeli a pisk w uszach ucichł zdołała
usiąść po turecku. Przymknęła jedno oko i rozmasowała ramię.
- Chyba złamałem kręgosłuuuup - jęknął Jay wyginając
się.
- Gdybyś go złamał byś się tak nie wyginał - mruknął
Smith chwiejnie wstają. Oparł się o litą ścianę znajdującą się za nimi.
Mistrz błyskawic uspokojony, że nie
złamał żadnego kręgu wstał prostując plecy.
- Gdzie my jesteśmy i jak się tu dostaliśmy? -
wypowiedział pytania, które nurtowały ich wszystkich.
Kelly rozejrzała się po ciemnym
pomieszczeniu w kształcie krzywego okręgu, na którego końcu się znajdowali
(chociaż w sumie zależy jak spojrzeć). Nieliczne pochodnie rozświetlały pół
mrok, lecz większość światła i tak wpadała przez szeroki otwór w wysokim
suficie. Skierowała wzrok z powrotem ku ziemi. Przed nimi zionął czarny
korytarz, a kilka metrów od nich wypatrzyła ich bronie leżące na
kamiennym piedestale.
Podniosła się i nie widząc przeszkód w
postaci wartowników ruszała w tamtą stronę. Postąpiła zaledwie cztery kroki na
przód. Co okazało się błędem. Przy ostatnim stąpnięciu poczuła jak jej
nos zderza się z czymś twardym a po całym ciele przebiega nieprzyjemne
mrowienie. Odskoczyła z krzykiem z powrotem lądując tyłkiem na ziemi.
- A-Ł-A!! - wysyczała przez zaciśnięte zęby
przyciskając pięść do klatki piersiowej.
Zane chciał do niej podejść i sprawdzić,
co się stało jednak sytuacja się powtórzyła. Juliena odrzuciło dwa metry
do tyłu; powinien upaść na ziemię, ale jego ciało ponownie odbiło się od czegoś i
po przeleceniu z powrotem tych dwóch metrów dopiero gruchnął na ziemię. Jego
ciałem wstrząsnęły dreszcze a z obwodów strzeliło kilka iskierek. Chłopacy,
czym prędzej podbiegli do niego.
Jakby dopiero teraz wokół nich pojawiła
się niemalże przezroczysta bariera, klatka. Dookoła niej biegały
jasno-fioletowe wiązki energii sycząc niczym węże.
- E-elekto-ma-agnetyczna ba-ba-riera - wydukał Julien
siadając z pomocą przyjaciół.
- Żyjesz? - zaniepokoił się Cole.
Nindroid potrząsnął głową. Uniósł kciuk w
górę.
- Przerwa. - Padł z powrotem na plecy.
- Da się to jakoś usunąć? - wymamrotała Kelly masując
knycie prawej dłoni, w której nadal czuła mrowienie.
Odpowiedź nadciągnęła z głębi
korytarza.
- Tylko ja mogę zniwelować barierę wiec wszelkie próby
z waszej strony są zbędne.
Promienie słońca jakby przygasły, gdy
stanął w nich Garmadon wsparty na Mega Broni.
- Można się było domyślać - syknął Kai nienawistnym
tonem. - Gadaj, czego tym razem chcesz!
Lord podszedł bliżej.
- Tego samego, co od momentu, gdy wpakowaliście się w
nieswoje sprawy.
- Jeśli ktoś chce zniszczyć Krainę, w której mieszkają
Bogu winni mieszkańcy to ktoś musi ich chronić - odparował Jay wypinając pierś.
- Nie nasza winna, że jesteś walniętym psycholem!
Garmadon uśmiechnął się ni krzty wesoło
- Schlebiasz mi, chłopcze.
- Mów, co tym razem planujesz! - zażądała Kelly
postępując ostrożnie krok do przodu, trzymając się w bezpiecznej odległości od
elektrycznej ściany.
- Na razie nic - odpowiedział po pełnej napięcia
ciszy. - Zmarnowałem trochę energii na przeteleportowanie was tutaj i
stworzenie barier.
Musiał być bardzo pewny tego, że ninja mu
nie zagrażają skoro wyjawiał im fakt, że jest w gorszej formie. Albo był po
prostu głupcem.
- Na razie pozostawiam was samych. - Garmadon odwrócił
się na pięcie, lecz zamarł jeszcze na chwilę. Rzucił przez ramię na odchodne: -
Moja rada - powspominajcie dawne czasy, bo one niedługo znikną, wraz z
wami.
Mrok pochłonął Garmadona i jego
psychopatyczny śmiech. Kelly przełknęła ślinę. Słowa lorda nie napawały
optymizmem...
~~~~~~~~
Jak zwykle najwięcej czasu zajmuje szukanie obrazka gdy nie ma się kompletnie na niego pomysłu >.>
Kelly: A jeszcze więcej walka z siostrą o laptop
To też. Ale dałam jej w rekompensacie teblat i puściłam piosenki z Mustanga więc powinien być spokój na kilkanaście minut
Meg: *zaciesz na mordce*
Taaa.... Kelly mnie zmusiła a taka jedna osoba (wcale na ciebie nie patrzę, Angel) zagroziła że jak wróci z Chorwacji a nic na blogu o beyblade się nie pojawi to zadźga mnie łyżeczką więc stwierdziłam że zacznę pisac o beyblade, co mi szkodzi
Meg: a to że jak zawiesisz/zamnkniesz to cię zabiję, zresztą pewnie nie tylko ja
Życzliwa córka z ciebie nie ma co
Meg: ^^
Tak więc no.... jak komuś chciałoby się zajżeć to oto link: klik, jeśli chce ci się to czytać
Więc... do nexta ^^
Pozdrawiam
~Vanessa~
Fajny rozdział! I te motyle w obrazku...aż się miło mi robi!
OdpowiedzUsuńRonan: Jesteś dziwna!
Ja: Sam jesteś dziwny!
Lloyd: No właśnie Ronan...jesteś dziwny.
Ronan: -_-
Motyle mo niezbyt pasują dp rozdziału... ale nie wiedziałam już co wstawić xd
UsuńKelly&Meg: *buszują po Galmoku w Wawie*
Jeszcze 30 minut...