sobota, 29 kwietnia 2017

Rozdział 82 ~ Mała awantura


- Trzeba coś zrobić! - zakrzyknął Zane krążąc w kółko po pokoju w dojo Dareth'a. 
- Ta kobieta zawsze musi wpakować się w najgorsze bagno - warknął Smith półgębkiem. 

   Kilkanaście minut temu "Perła" odleciała znad Ninjago, zabierając na swoim pokładzie zgraję piratów, którzy obrabowali sklep jubilerski, oraz Kelly. Nie byli w stanie dobiec na czas, gdy przerośnięty pirat przerzucił nieprzytomną nastolatkę przez ramię, jakby ważyła tyle, co piórko, i zabrał ją na statek. Zszokowani ninja szybko oprzytomnieli i w te pędy wrócili do dojo, gdzie  zastali Sensei'a. Błyskawicznie zrelacjonowali mu całe zajście. Mentor wysłuchał ich z rosnącym z każdym zdaniem niepokojem. 

- Musimy ją szybko znaleźć - zawyrokował cicho. 
- Tyle to i my wiemy! - zawołał Julien. - Ale jak
- Co ty taki nerwowy? - spytał mistrz ognia zaczepnie. 
- Bo się o nią martwię! 
   Wu zastukał kijem w podłogę, uciszając zalążek kłótni. 
- Musimy jak najszybciej odnaleźć statek.
- Jak? - zadał kluczowe pytanie Cole. - "Perła" może być dosłownie wszędzie! 
   Sensei spojrzał pytająco na Nyę. Ta odezwała się po chwili namysłu.
- Może udałoby mi się skontaktować z Kelly przez jej bransoletkę, a jak nie to, chociaż ją namierzyć. 
   Wu kiwnął głową. 
- Wy - wskazał na uczniów - weźcie Ultra Smoka, powinien już być w formie, i szukajcie "Perły" w powietrzu. Gdzieś na pewno musi być...
- Kogo szukamy? - Do sali zgromadzeń wpadł Dareth emanując ciekawością. Powiódł po wszystkich wzrokiem. 
- Kelly została porwana - wymamrotał Zane. 
   Dareth wytrzeszczył oczy. 
- Co, gdzie, jak, kto odważył się tknąć tą ślicznotkę? 
- Piraci - prychnął Kai. Posłał brunetowi wymowne, mordercze spojrzenie, aby o nic więcej nie pytał. 
- Mogę jej z wami szukać! - oznajmił prostując się. 
- Nie! - zaooponowali wszyscy na raz.
- A ja? - spytał cicho Lloyd z nadzieją w głosie. Poradzili się Wu. Mentor machnął ręką na znak zgody, wyraźnie nad czymś rozmyślając.
- Dzieciak idzie a ja nie?! - fuknął Dareth. Koło jego ucha w ścianę wbił się shuriken. Odskoczył od niego z krzykiem. 
- Ten dzieciak to Wybraniec zdolny powalić cię małym palcem, więc łaskawie siedź na dupie i nie właź nam w paradę - wysyczał Zane z nienaturalną i niespotykaną u siebie złością w głosie. Pozostali wymienili spojrzenia, lecz nie odezwali się. Doskonale wiedzieli, co czuł teraz ich przyjaciel, w końcu odczuwali identyczne odczucie. Ich siostra była na łasce pradawnych piratów; kto wiedział, co zamierzali z nią zrobić. Ale jedno wiedzieli, na 100% - chociaż raz to oni muszą jej skórę uratować.


~ * ~

   Gdy otworzyła oczy wpierw ujrzała kolorowe kropki, kwadraty i prostokąty. Dopiero po chwili, kiedy zamrugała parę razy, obraz unormował się. Zmarszczyła brwi widząc nad sobą dębowy sufit a pod sobą czując miękką pościel. Usiadła gwałtownie, czego natychmiast pożałowała, gdy w tył głowy uderzył piekący ból. Potarła tamto miejsce rozglądając się. Siedziała na swoim łóżku, w swoim pokoju, na ich statku. Jednak coś się zmieniło. Najbardziej charakterystyczną rzeczą rzucającą się w oczy było małe okno po jej lewej. Obecnie zamiast szyby stały tam kraty. Zeskoczyła z łóżka i podbiegła do nich. Szarpnęła parę razy. Stały mocno osadzone.
   Dotarło do niej, co zaszło. 

   Szybkim krokiem podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę. Zamknięte. Zatłukła pięściami w drewno. 

- Otwieraj ty dziadygo zasrany, bo inaczej wywarzę te zawszone drzwi! 
- Spróbuj - odezwał się z drugiego pokoju rozbawiony męski głos. 
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i odeszła dwa kroki. W pobliżu nie widziała żadnego łomu ani siekiery, a co gorsza swojej katany. Zabrał ją, dziadyga jeden. No nic, muszę sobie na razie jakoś poradzić. Najlepszą techniką na wszystko wedle kobiety, prócz ciosu patelnią tudzież wałkiem, był niezawodny kop z obrotu lub pół obrotu. W jej wypadku najlepiej sprawdzała się druga opcja, więc wzięła mały rozbieg, wyskoczyła do góry i włożyła w kopnięcie całą siłę i irytację. Usłyszała dźwięk, jaki wydają wyrywane zawiasy oraz zduszony  odgłos osoby pilnującej jej pokoju, kiedy drzwi zwaliły mu się na plecy i powaliły na ziemię. 
   Godnym krokiem weszła do pokoju chłopaków, który teraz bardziej przypominał zbrojownie aniżeli sypialnię. W każdym kącie, pod każdą ścianą stały kosze z przeróżną bronią, głównie sprzed ćwierć wieku. Chwilowa pewność siebie prysła, gdy 14 par oczu przeniosło się na jej osobę. Zgromadzeni w zbrojowni piraci i Kelly równocześnie wstrzymali oddech i zamarli. Jednak nastolatka szybciej oprzytomniała. Chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jaką miała pod ręką - łom - i pognała do drzwi, po drodze nokautując jednego z piratów. Wypadła na korytarz zatrzaskując za sobą drzwi. Doskonale wiedziała, że czasami się zatrzaskują, kiedy podniesie je się nieco w zawiasach. Tak też uczyniła, zamykając w pokoju 14 wkurzonych piratów. 
   Oparła się plecami o drzwi i odetchnęła dwa razy.
- Brawo Kelly w piękne bagno się wpakowałaś - wymamrotała przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. Ciężko westchnęła odchodząc od drzwi. - Trzeba znaleźć pana pirata, odebrać to, co swoje i wiać. Standardzik. 
   Ruszyła szybkim truchtem przed siebie w poszukiwaniu "pana pirata i odebrania tego, co swoje". Miała nadzieję, że w gorsze bagno nie wpadnie. 
   Zdając się na swoje umiejętności oraz łud szczęścia przemierzała podpokładowe korytarze statku w poszukiwaniu kajuty kapitana. Wychodziła z założenia, że to on stoi za planem jej porwania i do niego powinna składać wszelkie skargi i zażalenia. 
   Zatrzymała się przy kolejnym zakręcie i powoli wyjrzała zza kantu. Na końcu korytarza ostatnich drzwi pilnowało dwóch uzbrojonych w krótkie włócznie piratów - ewidentnie już znudzonych swoją wartą. Uznała, że to pewnie za tymi drzwiami siedzi kapitan.  Odetchnęła dwa razy i zważyła w dłoni swoją aktualną broń, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła powolnym krokiem za zakrętu wystawiając się na bezpośredni atak. 
   Strażnicy drgnęli zaskoczeni i szybko spojrzeli po sobie. Nastawili włócznię. 
- Jak się wydostałaś? - warknął jeden z nich stojący po lewo. 
   Nie uzyskawszy odpowiedzi, jako pierwszy wyskoczył do przodu. Kelly przymrużyła oczy oceniając, kiedy najlepiej będzie uderzyć. Opuściła łom tuż za grotem włóczni tym samym wytrącając pirata z równowagi. Gdy ten leciał do przodu zamachnęła się kolejny raz tym razem trafiając w szczękę. Wartownik upadł jak długi na ziemię. Na jego miejsce stanął kolega. Nie zabawił tam długo. Włócznia wbiła się w ścianę, gdy Kelly zrobiła unik. Pirat zaczął się z nią szarpać, aby ją wyciągnąć; utkwiła jednak zbyt głęboko. Poczuł, że ktoś klepie go w ramię czymś chłodnym. Z duszą na ramieniu odwrócił się za siebie. Pisnął cicho, gdy grot włóczni kolegi przygwoździł go za ubranie do ściany. Szeroko rozwartymi oczami spojrzał na drobną nastolatkę dzierżącą łom. 
- Jest tam kapitan? - spytała obojętnie. 
   Nim zdążył pomyśleć pokiwał głową. Brunetka ruszyła w stronę drzwi do kajuty kapitana. 
- Stra...! - zdążył jedynie wydusić gdyż oberwał w skroń i gdyby nie włócznia upadłby na podłogę. 
   Kelly syknęła pod nosem i rozmasowała knycie. 
- Zedrę sobie całą skórę jak tak dalej pójdzie - mruknęła. 
   Upewniwszy się, że nikt więcej nie nadchodzi grzecznie "zapukała" do drzwi. "Zapukanie" w jej przypadku znaczyło tyle, co wyważenie drzwi. Wparowała do przestronnej kajuty szykując się na ewentualne starcie z jakimiś wartownikami. Nikogo takiego jednak nie zastała. Jej wzrok padł na przygarbioną postać siedzącą przy biurku naprzeciwko drzwi i pochylającej się nad jakimś zeszytem. Nie musiała się o nic pytać by wiedzieć, kogo zastała. Zacisnęła mocniej dłoń na metalu. 
  Kapitan Soto spojrzał na nią spod łba a  jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Odsunął powoli krzesło nie spuszczając z niej wzroku. Obszedł biurko i stanął dwa metry od niej. 
- Proszę, proszę, proszę. Widzę, że wigoru ci nie brakuje - odezwał się unosząc wysoko brwi. Ruchem głowy wskazał na wyważone drzwi i dwójkę wartowników. 
- Nie piernicz tylko mów, co tutaj robię - zażądała celując w niego zakrzywioną częścią łomu. 
   Kapitan Soto wrócił za biurko i zasiadł na fotelu. Wskazał na krzesło stojące na przeciwko. 
- Mów - syknęła. 
   Soto rozłożył się na siedzisku zakładając buty na blat. 
- Prosto z mostu - potrzebowałem ogarniętej w tym świecie osoby, która wytłumaczy mi działanie tego ustrojstwa. 
- I z tych wszystkich osób wybrałeś, dziadygo, akurat mnie? - prychnęła splatając ręce na piersiach. - Super, ale nie pomogę, więc łaskawie odstaw mnie na ziemię. Już. 
   Soto wyszczerzył się jeszcze bardziej. 
- Podoba mi się twój charakterek - zacmokał, a Kelly zebrało się na wymioty. Kątem oka dostrzegła, że jej katana wisi na prawej ścianie, na końcu pomieszczenia, czyli jakieś 5 metrów od niej. Mogła spróbować do niej dobiec, lecz nie miała gwarancji, że Soto nie ma jakiegoś asa w rękawie. 
- Więc niestety cię nie wypuszczę tak prędko...
- A jak pomogę ci ogarnąć "Perłę"? - spróbowała innej taktyki. 
   Soto odchylił głowę do tyłu. 
- Zastanowię się... 
- Nie ma, że " się zastanowię" masz mnie odstawić do Ninjago w te pędy! - huknęły i jednym susem pokonała odległość dwóch metrów dzielącą ją od biurka. Uderzyła łomem w drewno aż na boki skoczyło kilka drzazg. 
   Oczy pirata zaświeciły się. Kelly poczuła na karku chłód stali i usłyszała odgłos odbezpieczanego pistoletu. 
- Nie cierpię broni palnej... - wymamrotała nie zaprzestając  jednak mordowania kapitana wzrokiem. 
- Spokojnie, Sempir, nie chcesz  uszkodzić mojej narzeczonej.  
- SŁUCHAM!? - wrzasnęła a szyby niemal pękły - Jaka znowu narzeczona powaliło cię do reszty, stary zgredzie!? Nie zgadzam się, jasne!? Mamy XXI wiek, nie będziesz traktował mnie jak jakiś łup! Wybij to sobie z głowy albo ja to zrobię! 
   Soto przypatrywał się jej ze stoickim spokojem a uśmiech nie schodził mu ze szkaradnej twarzy. 
- Nie szczerz się tak, bo ci te ostatnie zęby wyprowadzę na spacer! - syknęła starając się nie wybuchnąć. 
- Usiądź, weź wdech... 
  Zaprzeczyła, ale pod wpływem silnej ręki Sempira opadła na krzesło. 
- Co takiego we mnie jest, że się mnie czepnąłeś, pryncypale? - warknęła. 
   Jego spokojny głos brzmiał chłodno jak lód. 
- Powiedzmy, że cała twoja osoba. Gdyby nie przesądy miałabyś zadatki na świetną piratkę... ale nie oto. Wiesz, co przyczyniło mnie do zguby? 
- Pojęcia nie mam - prychnęła pod nosem. - Twoje ego? 
-  Nie. Żywioły. Przeklęte żywioły; zwłaszcza dwa. Woda i wiatr. Lecz tego ostatniego nie cierpię w szczególności...
- Więc co, zamierzasz wyrzucić mnie za burtę , bo władam nad tym żywiołem? - wtrąciła pochylając się lekko do przodu z niewzruszoną miną, mimo iż w środku była bliska białej gorączki. 
- Nie przerywaj mi.
   Pokazała mu język. 
- Gdy poślubię osobę, boginię, która panuje nad wiatrem karta się odwróci. 
   Odchyliła się, gdy to Soto się pochylił. Pachniał typowym piratem. 
- Facet, nie jestem, mimo iż mi to schlebia, boginią, ogarnij się. 
- W takim razie jak wyjaśnisz swoje moce? 
- Za pomocą tej broni - wskazała na katanę. Stwierdziła, że nie będzie streszczała kapitankowi wszystkiego o sobie i tego, że jest potomkinią Mistrza Wiatru. Jeszcze znów coś sobie ubzdura. W porę ugryzła się w język nim dodała, że bez niej w dłoni nie ma swoich mocy. 
- Czyli tak jak każdy bóg masz swój atrybut, w którym zaklęta jest twoja moc...
   Kelly ciężko westchnęła zanosząc skargi ku górze. 
- Masz ty coś pod tą czapką czy nie?  
- Zapewniam cię, że jest tam dostatecznie dużo pomysłów na twoją śmierć, jeśli odmówisz. 
   Kelly zagotowała się w środku. 
- Gdyby nie ten zmutowany facet za mną już byś nie żył. 
   Soto prychnął pod nosem. 
- Koniec gadki na dziś. Sempir, zabierz ją do jej celi, niech się zastanowi. Masz czas do jutra. Weźmiesz ze mną ślub po dobroci albo siłą; decyduj. 
    Thifer odsunęła gwałtownie krzesło aż to upadło z brzękiem. 
- Sama pójdę - warknęła do Sempira. Godnym krokiem skierowała się ku wyjściu. Zatrzymała się w progu. - Wypchaj się zasrany kapitanku - rzuciła na odczepne i wyszła. 
   Soto uśmiechnął się półgębkiem.
- Urocza dziewuszka. A charakterek jeszcze lepszy.







1 komentarz:

  1. O rany! Czyli Soto myśli że Kelly jest jakąś boginią? Piracie jeden to nie ta kultura!
    Delphi: A tak szczerze kogo to obchodzi?!
    Ja: Kurczę!
    Ślemy wenę!

    OdpowiedzUsuń