- Trzeba coś zrobić! - zakrzyknął Zane krążąc w kółko po pokoju w dojo Dareth'a.
- Ta kobieta zawsze musi wpakować się w najgorsze bagno - warknął Smith
półgębkiem.
Kilkanaście minut temu "Perła" odleciała znad Ninjago,
zabierając na swoim pokładzie zgraję piratów, którzy obrabowali sklep
jubilerski, oraz Kelly. Nie byli w stanie dobiec na czas, gdy przerośnięty
pirat przerzucił nieprzytomną nastolatkę przez ramię, jakby ważyła tyle, co
piórko, i zabrał ją na statek. Zszokowani ninja szybko oprzytomnieli i w te
pędy wrócili do dojo, gdzie zastali Sensei'a. Błyskawicznie
zrelacjonowali mu całe zajście. Mentor wysłuchał ich z rosnącym z każdym
zdaniem niepokojem.
- Musimy ją szybko znaleźć - zawyrokował cicho.
- Tyle to i my wiemy! - zawołał Julien. - Ale jak?
- Co ty taki nerwowy? - spytał mistrz ognia zaczepnie.
- Bo się o nią martwię!
Wu zastukał kijem w podłogę, uciszając zalążek kłótni.
- Musimy jak najszybciej odnaleźć statek.
- Jak? - zadał kluczowe pytanie Cole. - "Perła" może być dosłownie
wszędzie!
Sensei spojrzał pytająco na Nyę. Ta odezwała się po chwili
namysłu.
- Może udałoby mi się skontaktować z Kelly przez jej bransoletkę, a jak nie to,
chociaż ją namierzyć.
Wu kiwnął głową.
- Wy - wskazał na uczniów - weźcie Ultra Smoka, powinien już być w formie, i
szukajcie "Perły" w powietrzu. Gdzieś na pewno musi być...
- Kogo szukamy? - Do sali zgromadzeń wpadł Dareth emanując ciekawością. Powiódł
po wszystkich wzrokiem.
- Kelly została porwana - wymamrotał Zane.
Dareth wytrzeszczył oczy.
- Co, gdzie, jak, kto odważył się tknąć tą ślicznotkę?
- Piraci - prychnął Kai. Posłał brunetowi wymowne, mordercze spojrzenie, aby o
nic więcej nie pytał.
- Mogę jej z wami szukać! - oznajmił prostując się.
- Nie! - zaooponowali wszyscy na raz.
- A ja? - spytał cicho Lloyd z nadzieją w głosie. Poradzili się Wu. Mentor
machnął ręką na znak zgody, wyraźnie nad czymś rozmyślając.
- Dzieciak idzie a ja nie?! - fuknął Dareth. Koło jego ucha w ścianę wbił się
shuriken. Odskoczył od niego z krzykiem.
- Ten dzieciak to Wybraniec zdolny powalić cię małym palcem, więc łaskawie
siedź na dupie i nie właź nam w paradę - wysyczał Zane z nienaturalną i
niespotykaną u siebie złością w głosie. Pozostali wymienili spojrzenia, lecz
nie odezwali się. Doskonale wiedzieli, co czuł teraz ich przyjaciel, w końcu
odczuwali identyczne odczucie. Ich siostra była na łasce pradawnych piratów;
kto wiedział, co zamierzali z nią zrobić. Ale jedno wiedzieli, na 100% -
chociaż raz to oni muszą jej skórę uratować.
~ *
~
Gdy otworzyła oczy wpierw ujrzała kolorowe kropki, kwadraty i prostokąty.
Dopiero po chwili, kiedy zamrugała parę razy, obraz unormował się. Zmarszczyła
brwi widząc nad sobą dębowy sufit a pod sobą czując miękką pościel. Usiadła gwałtownie,
czego natychmiast pożałowała, gdy w tył głowy uderzył piekący ból. Potarła
tamto miejsce rozglądając się. Siedziała na swoim łóżku, w swoim pokoju,
na ich statku. Jednak coś się zmieniło. Najbardziej
charakterystyczną rzeczą rzucającą się w oczy było małe okno po jej lewej.
Obecnie zamiast szyby stały tam kraty. Zeskoczyła z łóżka i podbiegła do nich.
Szarpnęła parę razy. Stały mocno osadzone.
Dotarło do niej, co zaszło.
Szybkim krokiem podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę.
Zamknięte. Zatłukła pięściami w drewno.
- Otwieraj ty dziadygo zasrany, bo inaczej wywarzę te zawszone drzwi!
- Spróbuj - odezwał się z drugiego pokoju rozbawiony męski głos.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i odeszła dwa kroki. W pobliżu nie widziała
żadnego łomu ani siekiery, a co gorsza swojej katany. Zabrał ją,
dziadyga jeden. No nic, muszę sobie na razie jakoś poradzić. Najlepszą
techniką na wszystko wedle kobiety, prócz ciosu patelnią tudzież wałkiem, był
niezawodny kop z obrotu lub pół obrotu. W jej wypadku najlepiej sprawdzała się
druga opcja, więc wzięła mały rozbieg, wyskoczyła do góry i włożyła w kopnięcie
całą siłę i irytację. Usłyszała dźwięk, jaki wydają wyrywane zawiasy oraz
zduszony odgłos osoby pilnującej jej pokoju, kiedy drzwi zwaliły mu się
na plecy i powaliły na ziemię.
Godnym krokiem weszła do pokoju chłopaków, który teraz bardziej
przypominał zbrojownie aniżeli sypialnię. W każdym kącie, pod każdą ścianą
stały kosze z przeróżną bronią, głównie sprzed ćwierć wieku. Chwilowa pewność
siebie prysła, gdy 14 par oczu przeniosło się na jej osobę. Zgromadzeni w
zbrojowni piraci i Kelly równocześnie wstrzymali oddech i zamarli. Jednak nastolatka
szybciej oprzytomniała. Chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jaką miała pod ręką -
łom - i pognała do drzwi, po drodze nokautując jednego z piratów. Wypadła na
korytarz zatrzaskując za sobą drzwi. Doskonale wiedziała, że czasami się zatrzaskują,
kiedy podniesie je się nieco w zawiasach. Tak też uczyniła, zamykając w pokoju
14 wkurzonych piratów.
Oparła się plecami o drzwi i odetchnęła dwa razy.
- Brawo Kelly w piękne bagno się wpakowałaś - wymamrotała przejeżdżając sobie
dłonią po twarzy. Ciężko westchnęła odchodząc od drzwi. - Trzeba znaleźć pana
pirata, odebrać to, co swoje i wiać. Standardzik.
Ruszyła szybkim truchtem przed siebie w poszukiwaniu "pana
pirata i odebrania tego, co swoje". Miała nadzieję, że w gorsze bagno nie
wpadnie.
Zdając się na swoje umiejętności oraz łud szczęścia przemierzała
podpokładowe korytarze statku w poszukiwaniu kajuty kapitana. Wychodziła z założenia,
że to on stoi za planem jej porwania i do niego powinna składać wszelkie skargi
i zażalenia.
Zatrzymała się przy kolejnym zakręcie i powoli wyjrzała zza kantu.
Na końcu korytarza ostatnich drzwi pilnowało dwóch uzbrojonych w krótkie
włócznie piratów - ewidentnie już znudzonych swoją wartą. Uznała, że to pewnie
za tymi drzwiami siedzi kapitan. Odetchnęła dwa razy i zważyła w
dłoni swoją aktualną broń, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła powolnym krokiem
za zakrętu wystawiając się na bezpośredni atak.
Strażnicy drgnęli zaskoczeni i szybko spojrzeli po sobie.
Nastawili włócznię.
- Jak się wydostałaś? - warknął jeden z nich stojący po lewo.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, jako pierwszy wyskoczył do przodu.
Kelly przymrużyła oczy oceniając, kiedy najlepiej będzie uderzyć. Opuściła łom
tuż za grotem włóczni tym samym wytrącając pirata z równowagi. Gdy ten leciał
do przodu zamachnęła się kolejny raz tym razem trafiając w szczękę. Wartownik
upadł jak długi na ziemię. Na jego miejsce stanął kolega. Nie zabawił tam długo.
Włócznia wbiła się w ścianę, gdy Kelly zrobiła unik. Pirat zaczął się z nią szarpać,
aby ją wyciągnąć; utkwiła jednak zbyt głęboko. Poczuł, że ktoś klepie go w
ramię czymś chłodnym. Z duszą na ramieniu odwrócił się za siebie. Pisnął cicho,
gdy grot włóczni kolegi przygwoździł go za ubranie do ściany. Szeroko
rozwartymi oczami spojrzał na drobną nastolatkę dzierżącą łom.
- Jest tam kapitan? - spytała obojętnie.
Nim zdążył pomyśleć pokiwał głową. Brunetka ruszyła w stronę drzwi
do kajuty kapitana.
- Stra...! - zdążył jedynie wydusić gdyż oberwał w skroń i gdyby nie włócznia
upadłby na podłogę.
Kelly syknęła pod nosem i rozmasowała knycie.
- Zedrę sobie całą skórę jak tak dalej pójdzie - mruknęła.
Upewniwszy się, że nikt więcej nie nadchodzi grzecznie
"zapukała" do drzwi. "Zapukanie" w jej przypadku znaczyło tyle,
co wyważenie drzwi. Wparowała do przestronnej kajuty szykując
się na ewentualne starcie z jakimiś wartownikami. Nikogo takiego jednak nie
zastała. Jej wzrok padł na przygarbioną postać siedzącą przy biurku naprzeciwko
drzwi i pochylającej się nad jakimś zeszytem. Nie musiała się o nic pytać by wiedzieć,
kogo zastała. Zacisnęła mocniej dłoń na metalu.
Kapitan Soto spojrzał na nią spod łba a jego usta rozszerzyły się
w szerokim uśmiechu. Odsunął powoli krzesło nie spuszczając z niej wzroku.
Obszedł biurko i stanął dwa metry od niej.
- Proszę, proszę, proszę. Widzę, że wigoru ci nie brakuje - odezwał się unosząc
wysoko brwi. Ruchem głowy wskazał na wyważone drzwi i dwójkę wartowników.
- Nie piernicz tylko mów, co tutaj robię - zażądała celując w niego zakrzywioną
częścią łomu.
Kapitan Soto wrócił za biurko i zasiadł na fotelu. Wskazał na
krzesło stojące na przeciwko.
- Mów - syknęła.
Soto rozłożył się na siedzisku zakładając buty na blat.
- Prosto z mostu - potrzebowałem ogarniętej w tym świecie osoby, która
wytłumaczy mi działanie tego ustrojstwa.
- I z tych wszystkich osób wybrałeś, dziadygo, akurat mnie? - prychnęła
splatając ręce na piersiach. - Super, ale nie pomogę, więc łaskawie odstaw mnie
na ziemię. Już.
Soto wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Podoba mi się twój charakterek - zacmokał, a Kelly zebrało się na wymioty.
Kątem oka dostrzegła, że jej katana wisi na prawej ścianie, na końcu
pomieszczenia, czyli jakieś 5 metrów od niej. Mogła spróbować do niej dobiec,
lecz nie miała gwarancji, że Soto nie ma jakiegoś asa w rękawie.
- Więc niestety cię nie wypuszczę tak prędko...
- A jak pomogę ci ogarnąć "Perłę"? - spróbowała innej taktyki.
Soto odchylił głowę do tyłu.
- Zastanowię się...
- Nie ma, że " się zastanowię" masz mnie odstawić do Ninjago w te
pędy! - huknęły i jednym susem pokonała odległość dwóch metrów dzielącą ją od
biurka. Uderzyła łomem w drewno aż na boki skoczyło kilka drzazg.
Oczy pirata zaświeciły się. Kelly poczuła na karku chłód stali i
usłyszała odgłos odbezpieczanego pistoletu.
- Nie cierpię broni palnej... - wymamrotała nie zaprzestając jednak
mordowania kapitana wzrokiem.
- Spokojnie, Sempir, nie chcesz uszkodzić mojej narzeczonej.
- SŁUCHAM!? - wrzasnęła a szyby niemal pękły - Jaka znowu narzeczona powaliło
cię do reszty, stary zgredzie!? Nie zgadzam się, jasne!? Mamy XXI wiek, nie
będziesz traktował mnie jak jakiś łup! Wybij to sobie z głowy albo ja to
zrobię!
Soto przypatrywał się jej ze stoickim spokojem a uśmiech nie
schodził mu ze szkaradnej twarzy.
- Nie szczerz się tak, bo ci te ostatnie zęby wyprowadzę na spacer! - syknęła
starając się nie wybuchnąć.
- Usiądź, weź wdech...
Zaprzeczyła, ale pod wpływem silnej ręki Sempira opadła na krzesło.
- Co takiego we mnie jest, że się mnie czepnąłeś, pryncypale? - warknęła.
Jego spokojny głos brzmiał chłodno jak lód.
- Powiedzmy, że cała twoja osoba. Gdyby nie przesądy miałabyś zadatki na
świetną piratkę... ale nie oto. Wiesz, co przyczyniło mnie do zguby?
- Pojęcia nie mam - prychnęła pod nosem. - Twoje ego?
- Nie. Żywioły. Przeklęte żywioły; zwłaszcza dwa. Woda i wiatr. Lecz tego
ostatniego nie cierpię w szczególności...
- Więc co, zamierzasz wyrzucić mnie za burtę , bo władam nad tym żywiołem?
- wtrąciła pochylając się lekko do przodu z niewzruszoną miną, mimo iż w środku
była bliska białej gorączki.
- Nie przerywaj mi.
Pokazała mu język.
- Gdy poślubię osobę, boginię, która panuje nad wiatrem karta się odwróci.
Odchyliła się, gdy to Soto się pochylił. Pachniał typowym piratem.
- Facet, nie jestem, mimo iż mi to schlebia, boginią, ogarnij się.
- W takim razie jak wyjaśnisz swoje moce?
- Za pomocą tej broni - wskazała na katanę. Stwierdziła, że nie będzie
streszczała kapitankowi wszystkiego o sobie i tego, że jest potomkinią Mistrza
Wiatru. Jeszcze znów coś sobie ubzdura. W porę ugryzła się w język nim dodała,
że bez niej w dłoni nie ma swoich mocy.
- Czyli tak jak każdy bóg masz swój atrybut, w którym zaklęta jest twoja moc...
Kelly ciężko westchnęła zanosząc skargi ku górze.
- Masz ty coś pod tą czapką czy nie?
- Zapewniam cię, że jest tam dostatecznie dużo pomysłów na twoją śmierć, jeśli
odmówisz.
Kelly zagotowała się w środku.
- Gdyby nie ten zmutowany facet za mną już byś nie żył.
Soto prychnął pod nosem.
- Koniec gadki na dziś. Sempir, zabierz ją do jej celi, niech się zastanowi.
Masz czas do jutra. Weźmiesz ze mną ślub po dobroci albo siłą; decyduj.
Thifer odsunęła gwałtownie krzesło aż to upadło z brzękiem.
- Sama pójdę - warknęła do Sempira. Godnym krokiem skierowała się ku wyjściu.
Zatrzymała się w progu. - Wypchaj się zasrany kapitanku - rzuciła na odczepne i
wyszła.
Soto uśmiechnął się półgębkiem.
O rany! Czyli Soto myśli że Kelly jest jakąś boginią? Piracie jeden to nie ta kultura!
OdpowiedzUsuńDelphi: A tak szczerze kogo to obchodzi?!
Ja: Kurczę!
Ślemy wenę!