czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 76 ~ Adorator = złamany nos


   Kolejne dni tylko potwierdziły, iż powinni zrezygnować z drogiego apartamentu, a także z pracy, która ograbiała ich z czasu oraz sił.  Niektórym ów okazja  nadażyła się bardzo szybko. 
   Nie chcesz ich zabić, nie chcesz ich zabić, wcale tego nie chcesz... powtarzała Kelly, zaciskając zęby. Trzymając się jak najdalej od wstawionych klientów zebrała ze stołów puste naczynia i czym prędzej wróciła za bar. Odetchnęła i zerknęła na zegar. Jęknęła cicho.  Do północy pozostało jeszcze godzina i 12 minut. Nie wytrzymam. Spojrzała na salę. Pomieszczenie było zapełnione po brzegi, a druga kelnerka wzięła dzisiaj jednodniowy urlop, więc wszystko spoczęło na głowie Thifer. Lecz to nie ten fakt doprowadzał ją do białej gorączki. 
  Czym prędzej odwróciła wzrok, gdy jej spojrzenie wyłapał jeden z klientów - wysoki rudzielec, który razem ze swoimi korporacyjnymi kolegami przyszedł się napić, by odreagować cały tydzień. Po wypiciu kilku piw Kelly wpadła mu w oko. I zaczęły się zaczepki, wlepianie obleśnego spojrzenia... 
   Brunetka usilnie starała się nie zwracać uwagi na Dave'a - usłyszała jak koledzy wołają go po imieniu i zachęcają by "ruszył do ataku" - i wykonywać swoją robotę jak gdyby nigdy nic. Ale nie mogła obiecać że w końcu nie przywali młodemu mężczyźnie. 
- No nie - wymamrotała, widząc kątem oka jak Dave wstaje od stołu i wraz z zachęcającymi okrzykami kumpli chwiejnie zmierza w stronę baru, w jej stronę. Udała, że go nie widzi i zajęła się polerowaniem, czystej już, szklanki. 
   Dave oparł się łokciami o blat baru, ułożył brodę na dłoni i rozmażonym spojrzeniem zaczął przypatrywać się Kunoichi. Westchnęła w duchu, czując na sobie dodatkowe spojrzenie swojej szefowej z jej kantorka. 
- Podać coś? - spytała beznamiętnie, nie przestając czyścić szklanki. Zaraz pożałowała tego pytania. 
- Swój numer - odpowiedział Dave, uśmiechając się zawadiacko. Nie zbyt mu to jednak wyszło. 
   Kelly zdzieliła go w łeb, niestety tylko w myślach. Na widok jego obleśnego spojrzenia zrobiło jej się niedobrze. 
- Jestem w pracy - odparła siląc się na opanowany ton i unikając jego spojrzeń.  
- A po pracy? 
- Jestem zajęta. 
- To może weekend? Nie daj się prosić... - Dave pochylił się do przodu.
- Nie jestem zainteresowana - syknęła, odstawiając szklankę aż ta brzęknęła głośno. Zgromiła rudego spojrzeniem, po czym wyszła na salę. Dostrzegła jak kumple Dave'a go zachęcają. Mogła się dać pociąć, że idzie o zakład. Czemu musi istnieć durna zasada "Gość jest święty"? 
   Zanurzyła się w rząd stolików z nadzieją, że 20 paro latek odpuści. Nic z tego. 
- Podobają mi się takie uparte - szepnął jej do ucha gdy odbierała zamówienie. Zacisnęła dłoń w pięść. Odwróciła się twarzą do niego lecz nie wzięła zamachu. 
- A mi nie podobają się takie uparte osły jak ty - warknęła. Bardzo szybko traciła cierpliwość.  - Niech do ciebie dotrze, że nie jestem zainteresowana. A teraz przepraszam, ale robota czeka. 
   Zwinnie wyminęła Dave'a. Rudowłosy zasiadł z powrotem przy stoliku, kiedy zawołali go kumple, i odprowadził brunetkę spojrzeniem. Kelly rozejrzała się po sali. Widząc że Dave usiadł odetchnęła z ulgą. Mało brakowało a sprawiła by mu piękną śliwę pod okiem.  Weszła za bar, gdzie czekała szefowa. Hilary Huge chwyciła ją za ramię i zaprowadziła za kolumnę. 
- Co ty wyprawiasz? - syknęła cicho. 
   Kelly zmarszczyła brwi, odstawiając tacę. 
- Robotę wykonuję - odparła. 
- Mam na myśli jak traktujesz Heterna - warknęła. 
- Że tego oblecha Dave'a? - Uniosła brwi. 
- Uważaj na słowa - ostrzegła. - Ten oblech to syn jednego z ważniejszych biznesmenów restauracyjnych w tej części Ninjago! 
   Kelly prychnęła. 
- Dla mnie może być i królową macedońską, nie będę mu pobłażała. Ten Hestern czy jak mu tam rozbiera mnie spojrzeniem, mam nic nie robić i być miła jak jakaś pusta laska? - Uniosła lekko głos. 
- Tak! - syknęła Huge. - Masz być miła dla klientów, zwłaszcza dla takich jak Hetern. A najlepiej idź go przeproś.
- Nie ma mowy! 
- To przynajmniej udawaj że jesteś miła, jest wstawiony, przymruż oko. 
   Huge zniknęła w swoim kantorku pozostawiając buzującą ze złości nastolatkę. Kelly zacisnęła dłonie aż paznokcie wbiły jej się w skórę. Przeprosić? Przeprosić!? Tego idiotę! Stara wywłoka , niech cię diabli. 
   Przeczuwając że Hilary Huge zapewne bacznie się jej teraz przypatruje, odetchnąwszy dwa razy, wyszła i skierowała się na salę. Ku jej nieszczęściu musiała przejść, a nawet zatrzymać się, obok stolika Heterna gdyż jacyś nowo przybyli goście chcieli coś zamówić. Szybko odebrała zamówienie by jak najmniej być wystawioną na obleśne spojrzenia. Dave ani nikt z jego kolegów nic nie pisnął. Odwróciła się plecami do nich, postąpiła krok i wtedy poczuła że ktoś klepnął ją w tyłek, bynajmniej nie delikatnie. Podskoczyła jak poparzona i stanęła twarzą do rozradowanego na twarzy Dave'a. 
- Ty obleśny...! - Hetern chwycił ją za przegub gdy zamierzała dać mu "liścia". Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a cierpliwość i opanowanie   Kelly prysnęło w jednej sekundzie. 
   Gwałtownym szarpnięciem wyrwała mu się, zacisnęła dłoń po czym wkładając w cios całą swoją siłę jak i złość uderzyła w zadarty nos. Hetern odleciał co najmniej 3 metry do tyłu, lądując na pobliskim stoliku i tłukąc szklanki. W całym pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Wszyscy, łącznie z kumplami Dave'a, wlepili spojrzenia w drobną nastolatkę. 
- Łapy precz, albo następnym razem ci je odetnę! - zagroziła Heternowi, który trzymał się za krwawiący i nienaturalnie wykrzywiony nos. 
- THIFEEEER! - Brunetka odwiązała czarny fartuch, zwracając się do wściekłej Huge, która maszerowała w jej stronę. - Zwa...!
-...lniam się! - zakończyła za nią i cisnęła w nią fartuchem. Huge poczerwieniała ze wściekłości. Bliska była wybuchu. Kelly kompletnie się tym nie przejęła. Tak samo jak dwójką ochroniarzy kroczących za kobietą. - Pierniczę taką pracę! Nie jestem jakąś kobietą lekkich obyczajów aby dać się po tyłku klepać! 
   Huge otworzyła usta. 
- Nie przerywaj mi! - huknęła. Hilary mogła się założyć że po sali przemknął wtedy podmuch. - Dawaj mi zaległą pensję i już mnie tu nie ma. 
- Nie masz praw...
- A właśnie że mam! I rusz się! - Pojęcia nie miała czy posiadała takowe prawo, ale mało ją to obchodziło. Teraz chciała stad jak najszybciej wyjść. Huge emanując wściekłością zniknęła za barem. Kelly usiadła na jednym ze stolików i splotła ręce na piersiach mierząc ochroniarzy spojrzeniem. Żaden z nich nawet nie drgnął, ale i nie spuścili z niej wzroku.  
   Dave z pomocą swoich kumpli pozbierał się z ziemi. Jego złamany nos kiedyś dojdzie do siebie, gorzej z dumą która upadła na zawsze.  Zgromił Thifer spojrzeniem a ona odwdzięczyła się tym samym. Zgarnęła swoje rzeczy, czekała na byłą pracodawczynię przy wejściu. Huge wróciła z pliczkiem pieniędzy. Thifer odebrała je. 
- Do nie zobaczenia i niech szlag trafi twój zakład. - Tymi słowami pożegnała się z dawną pracą i czym prędzej opuściła bar. 
   Szybkim krokiem oddaliła się od budynku. Dopiero po 100 metrach przystanęła i głęboko odetchnęła. Przesiadła na barierce oddzielającą chodnik od ulicy. Zadarła głowę wbijając wzrok w granatowe niebo usłane miliardami gwiazd. Potarła knycie prawej dłoni.
    Dopiero teraz do niej dotarło co zrobiła. Ale wcale tego nie żałowała. Nie zamierzała pozwalać sobie na takie traktowanie. Żaden facet, żaden syn jakiegoś zasranego biznesmena czy innego ścierwa nie będzie jej obmacywał! To już wychodzi poza wszelaką normę i krytykę. Jedyne czego żałuje to to, że nie miała przy sobie katany. Gdyby ją  miała  odcięła by Heternowi ten długi nos. Niestety broń spoczywa bezpiecznie w pokrowcu ich apartamencie. Właśnie czynsz...
   Zeskoczyła z barierki i ruszyła w nieznanym nawet dla siebie kierunku.  Muszą go zapłacić do jutra do godziny 8:00. A fakt że nie miała pracy źle wróżył. Ale szczerze mówiąc nie zamierzała szukać innej. Może do chłopaków wreszcie dotrze że muszą skupić się na treningu Lloyd'a.

~ * ~

   Jay dodał więcej gazu. Skuter wyrwał do przodu. Zegarek wskazywał 23:42, a to oznaczało, że na przybycie 5 kilometrów z hakiem pozostały mu 3 minuty. Przygryzł dolną wargę. 
- Nie zdążę, nie zdążęęę - jęknął rozglądając się za budynkiem z numerem 46. - Szef wywali mnie na zbity pysk! 
  Zatrzymał skuter. Wyciągnął dwa opakowania pizzy i zszedł na chodnik. Nieliczne latarnie dawały równie niewiele światła. Wytężył wzrok próbując przebić się przez półmrok. Stał przy bloku 45 czyli na przeciwko powinien znajdować się budynek z numerem 46. Ale w tamtym miejscu zionęła pustka!  
    Przebiegł przez ulicę i wszedł na gołą parcelę. W desperacji rozejrzał się jeszcze raz. Zegarek wybił godzinę 23:45. 
- Szlag by to! - syknął i cisnął pudełkami o ziemię po czym sam na niej klapnął wkurzony. - To tyle jeśli chodzi o moją robotę. 
   Otrzepał spodnie i założył kask z zamiarem nieszczęsnego powrotu gdy jakiś odgłos zmroził mu krew w żyłach. Sądził że już nigdy nie usłyszy tego syczącego i irytującego głosu. A jednak, słyszał go. I to wyraźnie. Odwrócił się na pięcie przygotowany na odparcie ataku. Nikogo jednak nie dostrzegł. Nadal słyszał głosy. Dochodziły z... Nakierował wizjer na studzienkę ściekową. Ścieków. 
   Po cichu doczłapał się tam. Właz był uchylony co najmniej do połowy. Zajrzał do środka. Zobaczył tego którego spodziewał się ujrzeć. Skales'a razem z trzema pozostałymi generałami.Wytężył słuch by usłyszeć o czym tak zawzięcie dyskutują że słychać ich aż na powierzchni. Już wtedy wiedział że szykują się kłopoty.  
-... Dokładnie o północy - przemawiał Skales - zaatakujemy. O tej porze ochroniarze zazwyczaj przysypiają a bank będzie opustoszały. 
   Jay zapowietrzył się. 
- Chcą napaść na bank - szepnął do siebie.  
- A jak tam dotrzemy? - spytał Fangtom.
- Ja to czym ty idioto! Nieaktywną stacją metra, w ten sam sposób ja się stamtąd wydostaniemy. 
   Walker nie czekając na dalsze słowa generała pognał do przodu. Wskoczył na skuter i z piskiem opon odjechał. Miał raptem 10 minut aby powiadomić resztę drużyny o tym co planuje Skales. Wszystko tak jak przewidział dawny generał.



4 komentarze:

  1. I dobrze tak temu zalotnikowi!!!
    Miju: Ja to 3 razy na tydzień minimum tak kogoś tylko z trgo powodu że uznawali mnie za słabą
    Beta: Tiaaaaaa a potem wywalczyłaś sobie mocną pozycję boją się ciebie wszystcy blryderzy Egiptu gangi też.
    Super są te dwa rozdziały kolesiowi się należało a ta kierowniczka to chora psycholka *robi zdj do 3 rozdziału*
    Omega: WOW! Akiedy 3 rozdział?
    Jin:*stara się ukryć łzy* a bo ja wiem
    Omega: Sama zerwała i teraz cierpi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kelly: *odgarnia kosmyk włosów z nosa* Cóż, jak jest się ładną to trzeba się przyzwyczaić *mruga do Miju i Vanessy* a potem przywalić jakiemuś oblechowi w nos. W sumie może to być taki swoisty trening
      Ja to ni przyzwyczajona, że chłopaki się na mnie patrzą *zasłania się zeszytem*
      Kelly: jak ma się takie nogi jak ty to co się dziwisz
      *udaje że jej nie ma*
      Kelly: Ty lepiej publikuj dzisiaj ten dwa rozdziały kolejne!
      Wieczorem, wieczorem...
      Kelly: Ta, wieczorem to ty bd anime oglądać
      Ale skońćzyłam wczpraj, w zasadzie dzisiaj o 24, drugi sezon K Project, ha jestem z siebie dumna! xD
      Kelly: to teraz 18 innych anime czeka

      Usuń
  2. Ale go walnęła! Nie wiem czemu, ale rude włosy skojarzyły mi się z Ronanem.
    Sorka za pomieszane rozdziały. Drobne problemy techniczne.
    Pa-macha na pożegnanie-
    Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby nie tylko mnie laptopy i wszystko co elektroniczne nie lubiło? xD
      Kelly: *chwyta Ronana za włosy* To jest rude!? Dla mnie kasztanowy, ale w sumie rudy do niego pasuje *unika noża*

      Usuń