czwartek, 2 lutego 2017

Rozdział 68 ~ Plan prawie doskonały

    Kai przechadzał się w te i we wte, Jay i Zane grali w szachy, Wu medytował a Cole z Nyą po prostu siedzieli oparci o kraty.
- Nie możemy tak po prostu siedzieć i czekać  - warknął Smith i podszedł do metalowych prętów. Spojrzał w dół gdzie skupiły się węże. Wszystkie plemiona bez wyjątku. Po środku ogromnej okrągłej sali stał mały kamienny stół. Leżały na nim cztery połyskujące Ostrza Kłów.
   Plan z pozoru wydawał się doskonały. Mieli z buta wpaść do głównej siedziby, unieszkodliwić węże, które staną im na drodze, zabrać Ostrza i wiać, ale w praktyce wyszło inaczej. Wpadli jak śliwki w kompot i aktualnie siedzieli w zawieszonej kilkanaście metrów nad ziemią klatce bez widocznych szans na ucieczkę. 
- Innego wyjścia nie widać - mruknął Jay, zastanawiając się którym pionkiem ruszyć się teraz.
   Kai zacisnął dłonie na kratach.
- Jak nas wcześniej nie rozpuszczą w tym kwasie to zejdziemy z nudów.
- Fakt faktem, że gdyby była tu Kelly nudą na pewno by nie wiało - zaśmiał się pod nosem Cole. Nya zachichotała.
- A wam, co tak do śmiechu?
- Nie nic. - Nya zasłoniła usta dłonią, ale w oczach skakały iskierki rozbawienia.
- Po prostu widzimy, że cierpisz z powodu rozstania ze swoją ukochaną... - zachichotał Jay.
   W oczach bruneta zapłonął ogień.
- Kelly nie jest w moim typie! - syknął.
- Jasne, jasne... Ale serio Kel ci się nie podoba?
- Powtarzam, że nie jest w moim typie!
- A jakie ci się podobają? - zagadnął Cole ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
   Kai posłał mu mordercze spojrzenie. Fuknął coś pod nosem i odwrócił się do nich plecami.
- Z tego, co kojarzę to mojemu bratu podobają się rudowłose piękności o bursztynowych oczach... - mruknęła z zastanowieniem czarnowłosa. - Była nawet taka jedna...
- Nya! - huknął mistrz ognia. Jego twarz była teraz zbliżona do koloru lawy.
    15-latka nic nie sobie nie robiła z jego morderczych spojrzeń i na spokojnie starała sobie przypomnieć imię dawnej dziewczyny brata.
- Już wiem! - Klasnęła w dłonie. - Lisa! Tak się nazywała, mam rację?
   Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nim rozgrzany do czerwoności Kai zdążył kogokolwiek udusić wśród węży zapanowało poruszenie. Czterej generałowie zgromadzili się wokół Ostrzy.
- To, co sssię ssstanie, gdy obudzimy Pożeracza? - zastanowiła się lewa głowa generała Wężowampirów. - Czy on naprawdę pożre całą Krainę?
- Mam nadzieję, że tak - powiedział Skalidor. - W ten ssssposób odpłacimy sssię mieszszkańcom Ninjago za to, co nam zrobili!
- Nie chcę gasić waszego entuzjazmu, ale brakuje nam ossstatniego Ossstrza Kłów - wtrącił przywódca Jadozębów. - A według mnie bez niego nie obudzimy Wielkiego Pożeracza.
    Generałowie wymienili spojrzenia.
- Nie nasza wina, że Pythor dał sssobie odebrać piąte Ossstrze. - Fangtom zniżył głos.
- I na dodatek przegrał z dziewczyną - dodał Fangtam. - Jak dla mnie to haniebna klęska. Może nie nadaje sssię na naszego przywódcę...
- Zapewniam że się mylisz, przywódco Wężowampirów.
   Gdyby węże miały włosy to zapewne teraz Fangtom'owi i Fangtam'owi by się zjeżyły na karkach, kiedy niebezpiecznie blisko nich rozległ się głos Pythora. Podskoczyli lekko i odsunęli się kawałek. Ścisnęli nerwowo berło.
- Ee to nie...
- ...  tak jak...
- ...myślisz...
- ... Pythorze - wydukali w końcu z siebie.
- Oh doprawdy? - Anakondowiec zajął miejsce w okręgu. - Możemy zaprosić tutaj tą dziewczynę i zobaczymy jakbyś sobie z nią poradził... Dziewucha miała szczęście, i tyle.
- Jasne... - mruknął pod nosem Fangtam za nim druga głowa zdążyła zdzielić go w lewe żebra.
- Coś mówiłeś?
- Nie nic takiego szefie! Naprawdę!
   Pythor zlustrował go spojrzeniem.
- Co zrobimy z tymi ninja, Pythorze? - odezwał się Skales.
   Anakondowiec oderwał wzrok od czerwonego generała i spojrzał w górę. Podrapał się berłem po karku.
- Możemy po prostu spalić ich w tym kwasie - uznał, wskazując na bulgoczącą zieloną mazię kilkanaście metrów pod wojownikami. - Żałuję tylko, że nie ma wśród nich tej Thifer... No nic, najwyżej później ją dorwę. - Pociągnął za wajchę. Klatka zadrżała i powoli zaczęła opadać w dół.
- A nie wydaje ci się to trochę podejrzane? - mruknął Acidius.
- Niby, co? - warknął przenosząc podminowane spojrzenie na niego.
- No... Że nie ma ich wszystkich. Może coś planują.
   Pythor wybuchnął śmiechem.
- A niby jak jeden mały ninja, na dodatek dziewczyna, ma nas wszystkich pokonać, hm?
- Nigdy nie należy ignorować tych gagatków - odezwał się głos nienależący do żadnego z węży.
- Kto to powiedział? - Pythor rozejrzał się po sali. Zamarł, gdy  na schodach prowadzących w górę ku wyjściu na powierzchnię dostrzegł dwa szkielety. Jeden z przepaską na oku pomachał mu wesoło.
- Dwa szkielety? Co one ty robią?! - warknął zwracając się do wszystkich, jak i do nikogo.
- Do dwójki dodaj jeszcze dwa zera - zawołał radośnie jednooki.
   Z cienia wyłoniło się więcej szkieletorów. Po chwili zakryły całe schody. Na ich czele stał sam Garmadon.
- Ty!? - huknął Anakondowiec, wskazując na Mrocznego Władcę. - Przecież nie masz już władzy nad szkieletami!
   Garmadon rozłożył obie pary rąk.
- Ja nie, ale ktoś inny owszem.
   Pythor poczuł zimny powiew na karku. Tłum węży rozstąpił się torując drogę swojej przywódczyni. Z grupy wyszła brązowowłosa nastolatka. Na głowie zamiast maski miała czarny chełm z kością, bardzo podobny do tego, jaki nosił Garmadon. Obok niej, a raczej ciut za nią stał mały ninja ubrany w zielony strój. Kelly  nawijała na palec szary kosmyk włosów a w oczach tańczyły jej dzikie iskierki.
- Stęskniłeś się, Pythorze? - spytała i zgięła palec. Wiatr, który mrowił go w kark ustał. Sam już nie wiedział, na kogo wściekać się bardziej. Na ninja, generałów, szkielety, Garmadona czy Thifer? A może na wszystkich po trochu?
- Jesteś głupia skoro sama pchasz się w kłopoty.
   Kunoichi wzruszyła ramionami.
- Może się i pcham, ale zazwyczaj wychodzę z nich cało. I co ważniejsze nie tracę ostrza w starciu z "jakąś tam dziewczyną". 
- Zniszczyć ich! - ryknął Anakondowiec.
   Jego podwładni rzucili się do ataku, każdy wąż bez wyjątku. Jednakowoż tylko jeden się wycofał. Nie trzeba mówić, kto. Wężonów zalała biała fala kości, gdy Kelly dobyła katany.
- Co mam robić? – zapytał, a raczej zawołał, Lloyd, aby przekrzyczeć zgiełk, jaki zapanował, kiedy setki broni starły się ze sobą.
- Najlepiej trzymaj się swojego ojca. Sensei mnie zabije, jeśli coś ci się stanie.
   Zielony ninja zerknął na swojego rodziciela, który stał na schodach obserwując walkę. Do jego zadań należało kontrolowanie szkieletów.  Kelly chwilowo mianowała go swoim zastępcą.
- Chciałbym się na coś przydać - przyznał Lloyd.
   Kelly spojrzała w górę. Klatka, której byli uwięzieni jej przyjaciele zawisła kilka metrów nad kwasem i nadal opadała. Potem przeniosła wzrok na rozgrywającą się walkę. Nie da rady być w dwóch miejscach na raz. Poprawiła chełm, który opadł jej na oczy.
- Widzisz tamtą wajchę? - spytała wskazując przed siebie. Lloyd wydłużył szyję. Skinął głową. -  Pobiegniesz tam - Kelly uniosła katanę, która sparowała opadającą na jej głowę pałkę, po czym wiatrem zrzuciła węża, który planował zajść ją od tyłu - i pociągniesz ją tym samym zatrzymując klatkę. Rozumiesz?
   Zasalutował na potwierdzenie. Kelly kiwnęła głową i zaczerpnęła powietrza w płuca.
- Kruncha, Nuckal! - huknęła na całe gardło. Lloyd w porę zasłonił uszy nim pękły mu bębenki. Po paru chwilach z tłumu wydostały się dwa szkielety. W jedno z żeber Krunchy wbity był mały sztylet, natomiast jego towarzysz był cały umazany zielonym jadem Jadozębów. Ani jedno, ani drugie nie robiło na nich wrażenia. W końcu i tak nie żyli. Wyprostowali się i zasalutowali. Nuckal przy okazji walnął siebie a potem Krunche nunczakiem, którym walczył.
- Pilnujcie, aby do młodego nie zbliżył się żaden szkielet - rozkazała. - Jeśli choćby go drasną osobiście złoję wam kościste tyłki! 
- Hai! - Ponownie zasalutowali i tym razem także oberwali w głowy nunczakiem. Kruncha spiorunował wzrokiem generała błyskawic.
- Jestem aż tak cenny? - zaśmiał się cicho Garmadonek, naciągając na twarz maskę.
- Nawet nie wiesz jak - mruknęła wodząc dookoła spojrzeniem. Poklepała go po ramieniu. - Ruszaj.
   Lloyd zeskoczył z kilku stopni i w eskorcie dwójki kłócących się szkieletów ruszył biegiem przez tłum. Uwadze Kelly nie uszło, że Garmadon przybliżył się, aby lepiej widzieć położenia  syna. Pomimo że wiedziała, iż Lloyd jest w miarę bezpieczny i tak się martwiła. W końcu jak coś mu się stanie Sensei ją ukatrupi. A przed nim dokona tego Garmadon. Czyli zginie razy dwa.
   Sama zeskoczyła w tłum przy okazji powalając dwa węże. Zajęła się wypatrzeniem tylko jednego Wężona. Rozglądała się za fioletową masą tchórzostwa. Plan obejmował dwie fazy. 1. Odbicie ninja, Wu i Nyi; 2. Zabranie  Ostrzy. Drugą częścią nie przejmowała się aż tak bardzo. W końcu i tak mieli już jedno na pokładzie. Lecz lepiej dmuchać na zimne. Zaczęła przedzierać się przez tłum, starając się jak najmniej walczyć, aby zachować energię na potem. Doszła do środka groty. Kamienny stół świecił pustką. Wzmocniła uścisk na katanie. Pythor zabrał ze sobą wszystkie Ostrza. Jeśli wściekł się aż tak bardzo to pewnie zechce jakimś sposobem obudzić Pożeracza bez piątego. Albo wymknie się cichaczem, zakradnie na "Perłę" i zabierze ostatnie Ostrze. Kelly żołądek się ścisnął, gdy o tym pomyślała. Nie pozostało jej nic innego, jak go powstrzymać. 
   Stanęła na stole, by lepiej widzieć pomieszczenie. Jest. Fioletowy kształt na wpół zgięty przedzierał się z tyłu przez tłum.
- Tchórz zawszony - mruknęła, zeskakując na ziemię. Lecz nim ruszyła w pogoń rozejrzała się. Ku swojemu zadowoleni stwierdziła, że Wężonowie dostali i nadal dostają  niezły łomot. Jeszcze nie zmierzyli się z przeciwnikami, którym na dobrą sprawę nie mogą nic zrobić. Szkielety i tak dawno nie żyją, więc śmierć im nie straszna. W sumie fajnie byłoby zaszyć się w Podziemiach i nie martwić światem na powierzchni. Kelly miała takie możliwości. Jako przywódczyni Skeletonów zostać w ich królestwie i nie przejmować się jakimiś tam wężami.
  Potrzasnęła głową, odrzucając taką opcję. W morzu węży i szkieletów dostrzegła skrawek zielonego materiału. Lloyd przypadł zdyszany do wajchy i pociągnął ją w tym samym momencie, gdy dno klatki zaczęło stykać się ze żrącym jadem. Kolejnymi dwoma dźwigniami uwolnił wojowników i opuścił na dół łańcuchy, na których wisiał magiczne bronie i robot samuraja. Kelly odetchnęła z połowiczną ulgą. Pierwsza część planu wykonana. Teraz ostrza.
   Zeskoczyła na ziemię i pognała w stronę Pythora. Wszystko poszłoby gładko gdyby oddany Anakondowcowi dowódca się nie wtrącił. Przystanęła, kiedy wyrósł przed nią Skales. 
- No serio? - jęknęła. - Czemu się po prostu nie poddacie? 
- To sssamo pytanie mógłbym zadać tobie - odparł, obracając swoje berło. Kelly pamiętała z lekcji mistrza, aby najlepiej nie patrzeć Hipnokobrom w oczy, a zwłaszcza generałowi. Kątem własnego oka dostrzegła, jak jego ogon zadrżał lekko. Nie zamierzała się z nim długo bawić. Skoczyła i zaatakowała z góry. Skales zablokował katanę unosząc berło. Thifer wylądowała za nim i kopnęła w plecy. Zatoczył się do tyłu a gdy się odwrócił jego żebra doznały bliskiego spotkania z butem Kelly. Aby pozbyć się go na dłużej odepchnęła go wiatrem na kilkanaście metrów przy okazji powalając parę innych węży. 
- Hm szybko poszło - mruknęła, poprawiając hełm. Ruszyła biegiem przed siebie znowu wypatrując Pythora, który zniknął jej z oczu. Obok niej zjawił się Cole.
- Masz go? - zapytał zaciskając i zaraz rozluźniając dłonie na drzewcu kosy. 
  Pokręciła przecząco głową. 
- Ale trzeba go znaleźć. Zabrał ostrza.
   Dołączyli do nich pozostali. 
- No, no niezłe miałaś wejście - zaśmiał się Jay. 
- Tylko wywalanych drzwi zabrakło - uśmiechnęła się słabo pod nosem. 
- Spójrzcie tam! - zawołała Nya. Mechaniczna ręka samuraja wskazała przed siebie. Anakondowiec dyskretnie wycofywał się z groty kurczowo ściskając Ostrza Kłów. Jego oczy biegały na boki wypatrując ewentualnego zagrożenia. 
   Ninja jak jeden mąż ruszyli na niego. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować otoczyli Pythora ciasnym okręgiem. Nastawili bronie na niego. Anakondowiec zasyczał pod nosem. Zgromił wszystkich po kolei, ale najbardziej skoncentrował się Kelly, wiadomo, z jakich powodów. 
- Oddawaj ostrza - zażądał Cole przechodząc do sedna. Nie widział potrzeby grania w słowne potyczki. 
- Chyba śnicie - prychnął. - Dzień Wielkiego Pożeracza jest tuż, tuż. Nie mam zamiaru się teraz poddać!
- Rozejrzyj się, twoi podwładni przegrali - odezwała się Kelly i wskazała ruchem ręki na salę. 
- Ale ja nadal mam przewagę - syknął ze zwycięskim uśmiechem. Podrzucił w dłoni podstawkę, w której znajdowały się 4 artefakty. - I już dzisiaj obudzę Pożeracza! 
- Niby jak chcesz tego dokonać bez ostatniego ostrza? 
   Szaleńczy uśmiech poszerzył się.
- Mam swoje sposoby.  
    Anakondowiec roześmiał się a w następnej chwili zlał się z tłem. Nie wiadomo, czemu ostrza także zniknęły. Ninja napięli mięśnie gotowi w każdej chwili odeprzeć atak. Przez kilka chwil nic się nie działo. Spojrzeli po sobie zastanawiając się czy aby im się nie wymknął. Odrzucili tą myśl, gdy Kai cofnął się o krok unosząc miecz. Rozległ się dźwięk stykającego się metalu o metal. Niewidzialne ostrze kolejny raz przypuściło szarżę tym razem na Kunoichi. Kelly w ostatniej chwili odchyliła się a metal świsnął jej koło ucha. Następnie potknęła się jakby ktoś podstawił jej ogon i gdyby nie pomoc Zane'a upadłaby na cztery litery. 
- Gdzie on jest!? - zawołał Jay kręcąc nunczakiem. Kolejne ataki nie nastąpiły. 
- Nie mówcie, że zwiał - warknęła pod nosem Thifer. Rozejrzała się dookoła. Poniektóre węże jeszcze utrzymywały się na nogach. Spośród jej armii praktycznie nikt nie ucierpiał. Na schodach stał Garmadon a kawałek od niego Lloyd nadal w eskorcie dwójki szkieletów. Omiotła wzrokiem pomieszczenie jeszcze raz. Brakowało jej jednej osoby. 
- Ktoś widział Wu? - zapytała. Wzruszyli ramionami.
- Rozdzieliliśmy się zaraz po wyjściu z klatki. Kazał nam do ciebie dołączyć - powiedział Zane. 
   Nadal rozglądając się za mentorem wrócili do Lloyd'a. 
- Ej Kelly a „Perła” to jest jakoś zabezpieczona czy tak się unosi...? - spytał nagle Kai, gdy wchodzili po schodach. Wszyscy zamarli łącznie z nastolatką
   Brunetka wytrzeszczyła oczy.
- O holender. Wracamy, migiem! 
- A co z Sensei'em? - zawołał Jay.
- Da sobie radę, gdziekolwiek jest.  Musimy dostać się na „Perłę” przed Pythorem! 
   Kelly chwyciła Lloyd'a za rękaw i rzucili się w stronę wyjścia zdawszy sobie sprawę, że Anakondowiec może próbować odebrać im Ostrze, gdy statek będzie bez ochrony. Kelly zatrzymała się a Lloyd pobiegł dalej. A co ze szkieletami? Jeśli zostaną na powierzchni na pewno coś nabroją. Poszukała wzrokiem Garmadona. Wypatrzyła go wchodzącego po schodach. 
- Idź, dopilnuje, aby wrócili do Podziemi - zapewnił, jakby czytając jej w myślach.
   Skinęła w podzięce głową, lecz zatrzymały ją dalsze słowa lorda. 
- W zamian zaopiekuj się Lloyd'em - dodał ciszej stalowym tonem. 
- Masz to jak w banku.
- Przysięgasz? - Ściągnął brwi.
- Na swój żywioł. - Położyła dłoń na płazie katany i uśmiechnęła się lekko. Garmadon skinął minimalnie głową a ona pobiegła ile sił w nogach.
- Co z moim tatą? - spytał Wybraniec, gdy się z nimi zrównała. 
- Dopilnuje, aby szkielety wróciły do Podziemi - odpowiedziała a po chwili widząc pytanie cisnące mu się na usta dodała: - Pojęcia nie mam czy wróci. Możliwe że to ten moment gdy już będziecie musieli się rozstać na zawsze, aż do ostatecznego starcia...
   Zerknęła przez ramię. Garmadon wykrzykiwał szkieletom rozkazy. Możliwe że spotka się z synem dopiero gdy będą musieli stoczyć walkę, która zadecyduje o losach świata. A może do niej nie dojdzie... Wyraźnie widziała że Garmadon troszczy się o syna, zależy mu na nim. Więc może nie jest dostatecznie zły...? Może nadal tli się w nim iskierka dobra...?
   Ta, marzenia ściętej głowy. Odgarnęła od siebie takie przypuszczenia. Z tego co wiedziała przeznaczenia nie da się uniknąć. Pewnie już ostatni raz widzieli Garmadona gdy walczył u ich boku. Teraz muszą wyszkolić Lloyd'a na Zielonego Ninje. A ona dodatkowo musi się nim zająć, w końcu obiecała to Mrocznemu Władcy. 
   Oby te obietnice nie wpędziły mnie do grobu, mruknęła i razem z pozostałymi wyskoczyła na powierzchnię. Złowrogo ciemne chmury zebrały się nad Krainą. Już wtedy wiedzieli że to nie wróżyło nic dobrego...


~~~~~~~~~~~~~~
   Raz mi się rozdział nie podoba, raz podoba...
Kel: Eh co ja z tobą mam?
   Piekło ♡ Jajks to już prawie 70 rozdziałów O.o a ja ledwo w połowie sezonu jestem! Nie wyrobie się do marca.
Kel: Najpierw styczeń potem luty a teraz marzec
   No bo marzec będzie najgorszy! (Nie dlatego że są twoje urodziny Meg ) bo masaaaaaaaa testów. Nauczyciele będą mega pędzili. I się boje że nie będę wyrabiała. A tak jak skończę przed marcem to może byc chwila przerwy.
Kel: A potem w maju kolejna
   Ciiii xd no bo serio nie wiem czy będę wyrabiała. Eh się zobaczy. Musze się sprężyć *patrzy w notatki* chociaż czaaarno to widzę... 
   Dedyk dla: tych wszystkich, którzy pozostawiając komy pod poprzednim rozdziałem - Elz, Meg, Emily oraz Ashara - podnieśli mnie na duchu ^^ oraz dla tych, którzy to czytają, ale nie komentują :3

To do następnego
Pozdrawiam
♢~Vanessa~♢

6 komentarzy:

  1. Miju: Tu Ashara, która konto od Google+ odłączyła
    Ja: Koleżanka mnie zdemaskowała na blogspot dobrze, że nieco nakłamałam i uwierzyła ufffffff Rozdział jest mega super.
    Miju: Rozwalanie drzwi to moja robota
    Omega: Przez to Kai w nos obrywa

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilka: Boże!
    Ja: Dopiero przyszłyśmy i już słychać jęki.
    Jack: To chyba norma.
    Ja: Sory, że tak słabo z mojej strony z tymi komami ale mam masę na głowie ostatnio i nie wyrabiam.
    Lilka:...
    Ja: Tak już możesz.
    Lilka: Przeznaczenie sreznaczenie. Ludzie nie wierzcie w przeznaczenie czegoś takiego niema. To my ludzie mamy wolną wolę po to by podejmować decyzję. Jeśli ktoś nie chce czegoś zrobić to tego nie zrobi.
    Zmora: W żuciu można być pewnym tylko śmierci.
    Jack: O tuż to! Jedyne czego jestem pewien w życiu to śmierci i podatków.
    Lilka: Eh U-U A z resztą po co ja się pruję? Prawo Murphyego mówi, że jeśli coś ma się spieprzyć to i tak się spieprzy.
    Ja: Ale my jesteśmy konstruktywni w tych komentarzach-_- Cały czas nie wierzę, że obudzą Pożeracza bo z tego co wiem to w oryginalniej fabule Pożeracz się budzi...czyli, że się przebudzi.
    Kiedyś oglądałam Ninjago ale to co kilka odcinków więc nie ogarniam do końca...ale to już chyba mówiłam kiedyś. Wracając do rozdziału Lloyd bardzo ładnie ci dziś poszło na misi. Koniec mi się podobał. Taki tajemniczy i buduję napięcie. Kurcze niby bez tych walk byłoby nudno ale po raz pierwszy nie chcę żeby doszło do tej wielkiej bitwy Ojciec VS Syn!
    Lilka: Przecież o tym od początku nawijam ale mnie nikt nie słucha!
    Jack: To ja cię pocieszę okazało się że folder o nazwie ,,lol" właśnie się nie usunął i Kruk go nadal ma.
    Ja: Błahahaha!
    Lilka: Dziecko diabła-_-
    Ja: I gdzie jest mistrz Wu? Może szybko zczaił co się dzieję i wrócił na statek? Kom skromny ale czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, ktoś tu pamięta o moich urodzinach! XD ❤
    Hei hei helou. Ogólnie rozdział jest mega, ale mi się podobał bardziej ten poprzedni XD To się nazywa różny gust. W sumie teraz w lutym i marcu będzie najgorzej bo 3 miesiące non stop testów itp. W kwietniu już łatwiej, bo 3 gim ma testy i w ogóle święta są, a maj i lipiec - końcówki i WYCIECZKI ♡
    No dobra, ogólnie ja chcę Wu, Garmadon jest słodki, Pythor wkurza mnie do niemożliwości, Kai ma dziewczynę, good bye.
    A NMBZT!
    MEG HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA 😛😛😙

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam fragment. Super! Ja też piszę fanfiction o ninjago. Ale mój jest dosyć krótki bo go dopiero zaczęłam. I ta Kelly jest fajna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OO witam, witam i chętnie przeczytam xD
      Kelly: A dziękuję *robi teatralny ukłon* a teraz idziemy! *zaciąga Vanesse na bloga*

      Usuń
  5. Jeszcze raz powtarzam: Opowiadanie mega. Komentarz dostałam i bardzo za niego dziękuję. Następny rozdział będzie z dedykacją.

    OdpowiedzUsuń