- Wulkan zdaje się być na krawędzi wybuchu - odezwał się głos Nyi w słuchawkach, które mieli w uszach. Siostra Kai'a została na "Perle" jako ich informator a sokół Zane'a robiła za jej oczy. - Wszystko wskazuje na to, że znajdujecie się na bardzo niestabilnym podłożu. Najmniejsze uszkodzenie może doprowadzić do wybuchu.
- Zatem nie wolno wam używać broni - zreasumował Sensei zwracając się do uczniów. Ninja schowali bronie. Tylko Mistrz Ognia się nie kwapił.
- Kaaaaaaaai - powiedziała Nya.
- Oj wiem. Miecz Ognia odpada - mruknął chowając broń. - Ale to tylko dlatego, że musimy zdobyć Ostrze.
- I uratować mojego syna - dodał Garmadon przez zaciśnięte zęby.
Przeszli przez kamienne torii wkraczając tym samym do wnętrza wulkanu. Ścieżka z marmurowych głazów prowadziła przez kilkanaście metrów w głąb Świątyni Ognia.
- Wężonowie muszą być już głęboko pod ziemią - wywnioskował Wu. - Od teraz trzymamy się cieni.
- Dla niektórych to codzienność - sapnęła Kelly pędząc za resztą.
- Czyli zgadzasz się że Garmadon jest podejrzany i należy mieć go na oku? - dopytywał Kai.
- A ty znowu swoje - Thifer wywróciła oczami. - Powiedzmy.
- Tak! - Kai wykonał gest zwycięstwa przez, co oberwał w tył głowy, ale nie przejął się zbytnio. Cieszyło go, że ktoś podziela jego zdanie, co do Władcy Ciemności.
Z nową motywacją do działania przyspieszył biegu, aby zrównać się z resztą. Przebyli ciemny korytarz i wyszli na kamienną wysepkę zawieszoną kilkanaście metrów nad ziemią. Przylegli do podłoża. W dole zastali całą hordę węży. Kręciły się po prowizorycznych drewnianych mostach pomiędzy wysepkami wystającymi z morza lawy. Na samym środku stał Pythor z mapą w dłoni a w dole obok niego Dusiciel wytrwale pogłębiał otwór.
- Widzę Lloyd'a - szepnął Jay i wskazał na prawo od siebie. Młody potomek Garmadona nadal siedział zdołowany w klatce pilnowany przez trzech węży. Garmadon najchętniej już teraz rzuciłby się mu na pomoc, lecz Wu w porę powstrzymał brata. Musieli wykorzystać element zaskoczenia.
Zaledwie parę sekund od ich przybycia po pomieszczeniu rozległ się dźwięk zderzenia się metalu o metal. Pythor odtrącił Dusiciela i sięgnął po a'la sztylet, uniósł go wysoko nad głowę.
- Trzecie Ostrze Kłów jest już nasze! - zagrzmiał. Wężonowie zawiwatowali. Anakondowiec otrzepał zdobycz z pyłu i przyjrzał się jego lekko czerwonemu ostrzu. I wtedy zobaczył to czego najchętniej by nie spotkał. Odwrócił się gwałtownie o 180 stopni stając twarzą w twarz z Sensei'em Wu. Starzec wycelował w niego drewnianą laską.
- Oddaj ostrze po dobroci, Pythorze.
- Chyba śnisz! - prychnął. - Brać ich!
Anakondowiec wydał rozkaz a sam wycofał się w głąb jaskini ściskając Ostrze Kłów. Wu bez większych problemów poradził sobie z pierwszymi trzema wężami. Jednego zwalił do lawy a kolejnych położył za pomocą swego Nihon-yo. Jego uczniowie nie radzili sobie gorzej. Nauczeni już, że czasami trzeba obejść się bez broni bez większych obaw stawili czoła nadciągającym przeciwnikom. Trójka z nich miała prościej. Nawet gdy nie dzierżyli broni w dłoni potrafili przywołać swój żywioł. Jedna zasada - musieli dotykać jakąkolwiek częścią ciała metalu. A że bronie mieli zawieszone na plecach warunek, który kilka tygodni temu odkryła Kelly został spełniony. Na dodatek po osiągnięciu pełni możliwości ich umiejętności w tym fachu zwiększyły się przez, co żywiołowe ataki bez bezpośredniego urzycia broni były o wiele silniejsze.
Cole stworzył kamienny wir, który zniszczył ognistą ścianę. Swobodnie przeskoczył na kolejną wysepkę gdzie unieszkodliwił dwa węże. Jay przywołał do dłoni dwa pioruny. Posłużył się nimi jak batami. Jeden okręcił się wokół szyi Wężona, drugi chwycił za nogę. Obaj polecieli na pobliskie skały. Drewniany most (pozdro dla Pythora) został pochłonięty przez słup lawy, który wystrzelił z morza akurat gdy Zane zamierzał przez niego przejść. W ostatniej chwili skoczył do tyłu z powrotem stając na pewnym gruncie. Wyciągnął ręcę przed siebie.
- Lód! - zawołał a jego dłonie otoczyła biała aura. Wystrzeliła do przodu i uformowała lodowy most. Julien przejechał nad lawą na spotkanie z Wężonami.
Tylko Kai i Kelly musieli radzić sobie wyłącznie za pomocą pięści.
- Jestem zazdrosny - fuknął Smith nokautując prawym sierpowym Hipnokobrę.
- Szczerze? Nie ty jeden - zgodziła się z nim niechętnie Kunoichi unikając ataku Dusiciela a następnie przechodząc do kontrataku.
- Cole, Jay i Zane mają łatwiej. Mogą tworzyć żywioł bez bezpośredniego użycia broni! To już mocno nie fair.
Sześciu węży z chytrymi minami szło w ich stronę. Cofnęli się parę kroków stając na jednej z kilku kamiennych wysepek. Kai już sięgał po broń.
- Nawet nie próbuj! - syknęła ostro Kelly cofając jego rękę. - Miecz Ognia w obecnej sytuacji tylko ją pogorszy.
Jednak Smith uważał, że wie lepiej.
- Robię to co do mnie należy - mruknął cicho dobywając broni.
- Idiota! - krzyknęła Thifer uskakując przed słupem ognia, który pojawił się w tym samym momencie, gdy Kai wyciągnął miecz. Szybko pokonał wrogów, lecz cała przestrzeń zatrzęsła się gwałtownie, lawa zabulgotała. Pythor szybciej od błyskawicy znalazł się na kamiennych schodach przylegających do ściany. U ich szczytu znajdował się tunel.
- Zmywamy się stąd - zarządził - ale najpierw zostawmy ninja niespodziankę...
Skinął głową do trzech Dusicieli. Ci zasalutowali i zanurkowali pod ziemię. Po paru sekundach w małych wysepkach pojawiły się dziury, z których wypłynęła lawa. Dusiciele szybko powrócili na schody.
- To do niezobaczenia! - zawołał Pythor.
- Należą ci się gratulacje - warknął Jay posyłając Kai'owi mordercze spojrzenie. Pozostała im tylko jedna mała wysepka, która prędzej czy później też zniknie pod powierzchnią lawy. - Wężony jeszcze bardziej naruszyły niestabilny wulkan, czyli zaraz możemy pójść z dymem! Musimy się stąd wynosić!
- Nie zostawię swojego syna - oznajmił Garmadon zaciskając pięści. Powiódł wzrokiem na górę. Lloyd cały czas siedział zamknięty w klatce na ludzi, którą wężonowie wytrzasnęli nie wiadomo skąd.
- Tatooo - jęknął.
Sześciu węży z chytrymi minami szło w ich stronę. Cofnęli się parę kroków stając na jednej z kilku kamiennych wysepek. Kai już sięgał po broń.
- Nawet nie próbuj! - syknęła ostro Kelly cofając jego rękę. - Miecz Ognia w obecnej sytuacji tylko ją pogorszy.
Jednak Smith uważał, że wie lepiej.
- Robię to co do mnie należy - mruknął cicho dobywając broni.
- Idiota! - krzyknęła Thifer uskakując przed słupem ognia, który pojawił się w tym samym momencie, gdy Kai wyciągnął miecz. Szybko pokonał wrogów, lecz cała przestrzeń zatrzęsła się gwałtownie, lawa zabulgotała. Pythor szybciej od błyskawicy znalazł się na kamiennych schodach przylegających do ściany. U ich szczytu znajdował się tunel.
- Zmywamy się stąd - zarządził - ale najpierw zostawmy ninja niespodziankę...
Skinął głową do trzech Dusicieli. Ci zasalutowali i zanurkowali pod ziemię. Po paru sekundach w małych wysepkach pojawiły się dziury, z których wypłynęła lawa. Dusiciele szybko powrócili na schody.
- To do niezobaczenia! - zawołał Pythor.
- Należą ci się gratulacje - warknął Jay posyłając Kai'owi mordercze spojrzenie. Pozostała im tylko jedna mała wysepka, która prędzej czy później też zniknie pod powierzchnią lawy. - Wężony jeszcze bardziej naruszyły niestabilny wulkan, czyli zaraz możemy pójść z dymem! Musimy się stąd wynosić!
- Nie zostawię swojego syna - oznajmił Garmadon zaciskając pięści. Powiódł wzrokiem na górę. Lloyd cały czas siedział zamknięty w klatce na ludzi, którą wężonowie wytrzasnęli nie wiadomo skąd.
- Tatooo - jęknął.
Oczy Garmadona zabłysnęły gwałtownie. Nie pozwoli wężą odejść z jego synem. Miał go na wyciągnięcie ręki. Nie wybaczyłby sobie gdyby teraz znowu go stracił. Wziął rozbieg i przeskoczył nad zatopioną do połowy wysepkę, po czym od razu na schody. Spotkał hipnokobrę zamykającą pochód. Wyszarpał jej dwa miecze i strącił w dół zbocza. Szybko nadciągnęli kolejni. Bez większych obaw przed liczebnością wrogów ruszył im na spotkanie. Przedzierał się przez ich pochód jakby szedł przez masło. Każdy Wężon, który stawał na jego drodze kończył w lawie albo na ścianach a on pnął się coraz wyżej schodów, do syna.
- Wyrzuć dzieciaka - powiedział Python do pobratańca, który niósł klatkę. Ten chętnie się zgodził. Zrzucił klatkę w dół zbocza. Garmadon wstrzymał oddech gdy klatka zatrzymała się między dwoma skałami kilka centymetrów nad powierzchnią lawy. Powoli aczkolwiek niebezpiecznie osuwała się w dół...
Garmadon ze zdwojoną motywacją puścił się biegiem przed siebie. Na jego drodze stanął tylko jeden wąż z drewnianą kopią zakończoną ostrym i długim grotem. Spojrzał w dół. Spód klatki zaczął topnieć od wysokiej temperatury. Lloyd wspinali się po szczeblach byle tylko nie spotkać się z ognistą cieczą. Jego ojciec odrzucił na bok miecze i skoczył ku wężonowi. Chwycił kopię za ostrzem i rzucił Jadozębem o ścianę. Następnie użył tej samej broni do wybicia się i przeskoczenia 3 węży. Błyskawicznie chwycił długi, żelazny kij na którym zawieszona była klatka. Jej spód całkiem zniknął i Lloyd zawisł tylko na kratach gdy ojciec wciągał go na górę.
- Tato! - zawołał szczęśliwy i wtulił się w rodziciela. Na twarzy Garmadona zagościł pełen ulgi uśmiech.
- Wyrzuć dzieciaka - powiedział Python do pobratańca, który niósł klatkę. Ten chętnie się zgodził. Zrzucił klatkę w dół zbocza. Garmadon wstrzymał oddech gdy klatka zatrzymała się między dwoma skałami kilka centymetrów nad powierzchnią lawy. Powoli aczkolwiek niebezpiecznie osuwała się w dół...
Garmadon ze zdwojoną motywacją puścił się biegiem przed siebie. Na jego drodze stanął tylko jeden wąż z drewnianą kopią zakończoną ostrym i długim grotem. Spojrzał w dół. Spód klatki zaczął topnieć od wysokiej temperatury. Lloyd wspinali się po szczeblach byle tylko nie spotkać się z ognistą cieczą. Jego ojciec odrzucił na bok miecze i skoczył ku wężonowi. Chwycił kopię za ostrzem i rzucił Jadozębem o ścianę. Następnie użył tej samej broni do wybicia się i przeskoczenia 3 węży. Błyskawicznie chwycił długi, żelazny kij na którym zawieszona była klatka. Jej spód całkiem zniknął i Lloyd zawisł tylko na kratach gdy ojciec wciągał go na górę.
- Tato! - zawołał szczęśliwy i wtulił się w rodziciela. Na twarzy Garmadona zagościł pełen ulgi uśmiech.
Obok nich w tempie pendolino przebiegł Kai. Zmierzał w kierunku Ostrza Kłów.
- Wracaj, to zbyt niebezpieczne! - wrzasnął Cole starając się przekrzyczeć zgiełk jaki zapanował w Świątyni Ognia. Pozostali podjęli już wspinaczkę po bardziej wypukłej części ściany zmierzając ku otworowi którym weszli. Nie dość, że lawa cały czas podnosiła swój poziom to na dokładkę z sufitu zaczęły spadać ciężkie odłamki skał.
- Będę się spieszył! - odkrzyknął.
Pythor był już w połowie wejścia do tunelu gdy nagle poczuł szarpnięcie w prawej dłoni gdzie trzymał ostrze. Pisnął gdy okazało się że miecz ognia wytrącił mu je i przebił rękojeść tym samym wbijając siebie i ostrze w skałę. Spojrzał w dół. Po schodach wbiegał ten uparty czerwony ninja. Przypadł do jego miecza i z całych sił starał się go wyciągnąć. Bez skutku.
- Szszszefie szszszybko to wszyssstko się zaraz zawali - odezwał się Skales wynurzając z tunelu.
Ten argument nie przekonał Pythora. Dopiero gdy tuż obok jego ogona trysnęła lawa niczym spłoszona jaszczurka uciekł do bezpiecznego schronu przeklinając wojowników. Wejście zostało w następnym momencie zablokowane przez odłam sufitu. Kai zadowolony, że nie ma żadnych wrogów pociągnął za rękojeść swojej broni przekonany, że kładko wyjdzie. A skąd! Miecz Ognia tkwił w skale jak zaklęty. Zaparł się nogami i pociągnął jeszcze raz i jeszcze... Z tym samym skutkiem.
- Kai wracaj! Nie warto przez to ginąć! - zawołał Jay. Wszyscy prócz Smitha byli juz przy wyjściu.
- Nie odejdę stąd bez ostrzaaaa! - wyspała nadal się siłując.
Kolejny wstrząs spowodował spadek kolejnych skał oraz osunięcie się zbocza. Pech jednak chciał, że fragment osunął się też tam gdzie stali. A dokładniej - tam gdzie stał Lloyd. Chłopiec poczuł nagle, jak traci grunt pod nogami. Jednak było zbyt późno na reakcję. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Przerażony Lloyd, przerażony Garmadon, Wu i ninja. Myśleli, że mają to już za sobą i gładko wrócą do domu. Jednak los chciał inaczej. Synowi Pierwszego Mistrza Spinjitzu serce załopotało aby później prawie stanąć gdy widział jak jego jedyne dziecko spada w dół zbocza wprost do lawy a on nie może z tym nic zrobić.
Lecz chyba ktoś czuwał nad Lloyd'em. razem z nim spadł też odłamany fragment skały. Szczęście, fart a może coś innego sprawiło, że wylądował na owej skale a nie w lawie, co skończyłoby się fatalnym skutkiem. Zaczął dryfować po jej powierzchni. Syn Garmadona ponownie znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
W tym samym czasie Kai nadal siłował się z wyciągnięciem miecza.
- No wyłaaaaź - zaklinał. - Czemu rzuciłem to aż tak mocno...?
W końcu po bólach i trudach udało mu się wyciągnąć obie bronie, lecz Ostrze spadło w dół zatrzymując się na skale. Bujało się niebezpiecznie nad lawą.
- Nosz...
Kai zarzucił miecz na plecy i zeskoczył w dół. Fragment ziemi prowadzący do artefaktu był bardzo wąski. Poruszał się więc powoli, ostrożnie stawiając kroki. Wyciągnął rękę, lecz nadal był za daleko. Przybliżył się jeszcze odrobinę. Jego place znajdowały się zaledwie parę milimetrów od rękojeści.
- No dalej gdzie są moje tajemne moce? - warknął.
- Zostaw to Ostrze i ratuj Lloyd'a!! - usłyszał kobiecy głos. Spojrzał przez ramię na skalpę gdzie stali jego przyjaciele. Byli tam wszyscy prócz...
- Lloyd? - przeniósł wzrok na morze lawy, którego poziom cały czas się podnosił. Na jego środku dryfował 9-latek.
- Kai pomóż mi! - jęknął.
Kolejny wstrząs spowodował spadek kilku mniejszych skał a te większe zasypały wyjście którym przyszli. Bracia i ninja w ostatniej chwili powrócili do tunelu unikając tym samym zmiażdżenia. Smith powiódł wzrokiem od Ostrza do Garmadonka nie wiedząc co ma robić. Z jednej strony chciał ocalić Lloyd'a, ale z drugiej zdobyć Ostrze. Może wtedy osiągnąłby wreszcie pełnię możliwości. Ale ten dzieciak... Nie zasługiwał na śmierć we wrzącej lawie. A on chyba do końca życia odczuwałby wyrzuty sumienia.
Wziął rozbieg i przeskoczył po pływających fragmentach skał do Lloyd'a.
- Szybko, musimy się stąd wynosić - wziął 9-latka na ręce i rozejrzał się za jakąś drogą ucieczki.
- A co z Ostrzem? - spytał Garmadonek widząc jak sztylet powoli zatapia się w lawie.
- Nie ważne. Wulkan zaraz wybuchnie. Muszę nas stąd wydostać... - dodał ciszej.
Nigdzie nie widział jakiejś luki przez, którą mogli by uciec i się uratować. Gardło mu się ścisnęło gdy zdał sobie sprawę, że są skazani na przegraną w starciu z żywiołem. Zginie w swoim własnym żywiole... Ta myśl niezbyt go pocieszyła. Najbardziej pragnął teraz osiągnąć pełnię możliwości, aby uratować tego chłopca, który jeszcze tak wiele mógł w życiu przeżyć i zobaczyć... W tamtej chwili jego własne życie nie wiele go obchodziło. Uratowanie Lloyd'a to był teraz priorytet.
Nagle poczuł dziwny przepływ energii a potem... Świat przybrał innej perspektywy...
- Gdzie jest Kai?! - krzyknęła Nya stając przy barierce. Z przerażeniem patrzyła, jak wszystko wokół zalewa lawa, mosty się walą a wulkan trzęsie gotów w każdej chwili wybuchnąć. - Kaaaai! - do oczu napłynęły jej łzy. To niemożliwe, że zginął. Przecież... To po prostu niemożliwe! Załamana wtuliła się w Kelly.
Nie tylko ona była przerażona i zaskoczona. Jej przyjaciele chwilę temu przybiegli na "Parłę", która teraz unosiła się kilkanaście metrów nad ziemią skierowana dziobem do wulkanu. Oni równiż stali jak osłupiali.
- Lloyd... - szepnął Garmadon zaciskając dłonie na balustradzie.
Kelly powiodła wzrokiem od Nyi do brata Mistrza. Czy to możliwe aby właśnie stracili swoich najbliższych? Przecież to nie mogło się tak skończyć... Pomimo, że Kai mocno ją wnerwiał nie potrafiła sobie wyobrazić, że nagle dzień będzie mijał bez ich ciągłych sprzeczek i przepychanek. To była prawie że tradycja urozmaicając ich życie. I teraz to wszystko ma odejść? A Lloyd... Chłopak przez przypadek stworzył zamieć tysiąclecia. Był przykładem jak jeden błąd może wpłynąć na przyszłość...
Cisze jaka zapanowała między nimi przerwał nagły wybuch wulkanu. Z krateru wystrzeliły słupy lawy oraz kule ognia. Nya całkiem się rozkleiła. Kelly zacisnęła szczękę mocniej przytulając przyjaciółkę. Przeklęty los. Czemu zawsze musi rzucać im kłody pod nogi? Brunetka wytęrzyła wzrok marszcząc lekko brwi. Na tle ciemnoszarych kłębów dymu unoszących się z krateru zobaczyła coś dziwnego. Niby z pozoru zwykła kula ognia... Lecz czemu leciała w ich stronę a w środku jakby ktoś był?
- To Kai! - krzyknęła pełnym ulgi głosem.
Spojrzenia wszystkich powędrowały w tamtą stronę.
- Osiągnął pełnię możliwości! - dodał Zane.
Ognista kula zniknęła gdy dotknęła desek pokładu. W jej miejsce pojawił się Kai oraz Lloyd. Chłopiec od razu pobiegł do ojca i objął go w pasie ściskając najmocniej jak umiał. Natomiast Smith zdjął z twarzy maskę i też został potraktowany mocnym uściskiem ze strony siostry. Na jego twarzy gościł pełen zadowolenia i spełnienia uśmiech. Otaczała go jaskrawa czerwona aura a oczy świeciły się intensywnym blaskiem. Napotkał wzrok Sensei'a. Wu skinął z aprobatą głową.
Gdy emocje opadły zgromadzili się w centrum dowodzenia. Perła sterowana przez Kelly sunęła powoli po ciemnym niebie. Lloyd nie odstępował ojca na krok.
- Tato...Czemu masz cztery ręce...? - wydusił.
Garmadon uśmiechnął się słabo. Pozostali zaśmiali się cicho.
- Długo by mówić, synu.
- Kai w jaki sposób osiągnąłeś pełnię możliwości? - spytał Zane.
- Po prostu zrozumiałem, że muszę zdecydować - odpowiedział. - Bardzo chciałem zdobyć Ostrze Kłów, żeby udowodnić że jestem Zielonym ninja... Ale potem zrozumiałem, że cały mój trening nie sprowadzał się do tego żebym został Wybrańcem z przepowiedni... Tylko żebym mógł go chronić...
Spojrzał na Lloyd'a. "Perła" gwałtownie skręciła gdy Kelly ręka drgnęła.
- Przepraszam - mruknęła i włączyła autopilota.
- No co? Co się tak gapicie? - spytał zdziwiony. Chłopiec nie bardzo wiedział co się dzieje. Nagle wszyscy wbili w niego wzrok.
Ninja bez słowa wyciągnęli swoje bronie. W tym samym momencie wypuścili je z rąk, lecz one nie upadły na podłogę. 'Wypłynęła" z nich zielono-złota aura a one lewitowały przed Lloyd'em, którego otoczyła ta sama poświata. 9-latek nie wiedział co się dzieje. Powiódł pytającym wzrokiem dookoła.
- Gdy pięć Magicznych Broni znajdzie się obok Wybrańca ich moc uaktywni się i wskaże tego kto pokona Mrocznego Władcę - Kelly zacytowała słowa Mistrza. - I tym kimś jesteś ty, Lloydzie Garmadonie.
- Wracaj, to zbyt niebezpieczne! - wrzasnął Cole starając się przekrzyczeć zgiełk jaki zapanował w Świątyni Ognia. Pozostali podjęli już wspinaczkę po bardziej wypukłej części ściany zmierzając ku otworowi którym weszli. Nie dość, że lawa cały czas podnosiła swój poziom to na dokładkę z sufitu zaczęły spadać ciężkie odłamki skał.
- Będę się spieszył! - odkrzyknął.
Pythor był już w połowie wejścia do tunelu gdy nagle poczuł szarpnięcie w prawej dłoni gdzie trzymał ostrze. Pisnął gdy okazało się że miecz ognia wytrącił mu je i przebił rękojeść tym samym wbijając siebie i ostrze w skałę. Spojrzał w dół. Po schodach wbiegał ten uparty czerwony ninja. Przypadł do jego miecza i z całych sił starał się go wyciągnąć. Bez skutku.
- Szszszefie szszszybko to wszyssstko się zaraz zawali - odezwał się Skales wynurzając z tunelu.
Ten argument nie przekonał Pythora. Dopiero gdy tuż obok jego ogona trysnęła lawa niczym spłoszona jaszczurka uciekł do bezpiecznego schronu przeklinając wojowników. Wejście zostało w następnym momencie zablokowane przez odłam sufitu. Kai zadowolony, że nie ma żadnych wrogów pociągnął za rękojeść swojej broni przekonany, że kładko wyjdzie. A skąd! Miecz Ognia tkwił w skale jak zaklęty. Zaparł się nogami i pociągnął jeszcze raz i jeszcze... Z tym samym skutkiem.
- Kai wracaj! Nie warto przez to ginąć! - zawołał Jay. Wszyscy prócz Smitha byli juz przy wyjściu.
- Nie odejdę stąd bez ostrzaaaa! - wyspała nadal się siłując.
Kolejny wstrząs spowodował spadek kolejnych skał oraz osunięcie się zbocza. Pech jednak chciał, że fragment osunął się też tam gdzie stali. A dokładniej - tam gdzie stał Lloyd. Chłopiec poczuł nagle, jak traci grunt pod nogami. Jednak było zbyt późno na reakcję. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Przerażony Lloyd, przerażony Garmadon, Wu i ninja. Myśleli, że mają to już za sobą i gładko wrócą do domu. Jednak los chciał inaczej. Synowi Pierwszego Mistrza Spinjitzu serce załopotało aby później prawie stanąć gdy widział jak jego jedyne dziecko spada w dół zbocza wprost do lawy a on nie może z tym nic zrobić.
Lecz chyba ktoś czuwał nad Lloyd'em. razem z nim spadł też odłamany fragment skały. Szczęście, fart a może coś innego sprawiło, że wylądował na owej skale a nie w lawie, co skończyłoby się fatalnym skutkiem. Zaczął dryfować po jej powierzchni. Syn Garmadona ponownie znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
W tym samym czasie Kai nadal siłował się z wyciągnięciem miecza.
- No wyłaaaaź - zaklinał. - Czemu rzuciłem to aż tak mocno...?
W końcu po bólach i trudach udało mu się wyciągnąć obie bronie, lecz Ostrze spadło w dół zatrzymując się na skale. Bujało się niebezpiecznie nad lawą.
- Nosz...
Kai zarzucił miecz na plecy i zeskoczył w dół. Fragment ziemi prowadzący do artefaktu był bardzo wąski. Poruszał się więc powoli, ostrożnie stawiając kroki. Wyciągnął rękę, lecz nadal był za daleko. Przybliżył się jeszcze odrobinę. Jego place znajdowały się zaledwie parę milimetrów od rękojeści.
- No dalej gdzie są moje tajemne moce? - warknął.
- Zostaw to Ostrze i ratuj Lloyd'a!! - usłyszał kobiecy głos. Spojrzał przez ramię na skalpę gdzie stali jego przyjaciele. Byli tam wszyscy prócz...
- Lloyd? - przeniósł wzrok na morze lawy, którego poziom cały czas się podnosił. Na jego środku dryfował 9-latek.
- Kai pomóż mi! - jęknął.
Kolejny wstrząs spowodował spadek kilku mniejszych skał a te większe zasypały wyjście którym przyszli. Bracia i ninja w ostatniej chwili powrócili do tunelu unikając tym samym zmiażdżenia. Smith powiódł wzrokiem od Ostrza do Garmadonka nie wiedząc co ma robić. Z jednej strony chciał ocalić Lloyd'a, ale z drugiej zdobyć Ostrze. Może wtedy osiągnąłby wreszcie pełnię możliwości. Ale ten dzieciak... Nie zasługiwał na śmierć we wrzącej lawie. A on chyba do końca życia odczuwałby wyrzuty sumienia.
Wziął rozbieg i przeskoczył po pływających fragmentach skał do Lloyd'a.
- Szybko, musimy się stąd wynosić - wziął 9-latka na ręce i rozejrzał się za jakąś drogą ucieczki.
- A co z Ostrzem? - spytał Garmadonek widząc jak sztylet powoli zatapia się w lawie.
- Nie ważne. Wulkan zaraz wybuchnie. Muszę nas stąd wydostać... - dodał ciszej.
Nigdzie nie widział jakiejś luki przez, którą mogli by uciec i się uratować. Gardło mu się ścisnęło gdy zdał sobie sprawę, że są skazani na przegraną w starciu z żywiołem. Zginie w swoim własnym żywiole... Ta myśl niezbyt go pocieszyła. Najbardziej pragnął teraz osiągnąć pełnię możliwości, aby uratować tego chłopca, który jeszcze tak wiele mógł w życiu przeżyć i zobaczyć... W tamtej chwili jego własne życie nie wiele go obchodziło. Uratowanie Lloyd'a to był teraz priorytet.
Nagle poczuł dziwny przepływ energii a potem... Świat przybrał innej perspektywy...
- Gdzie jest Kai?! - krzyknęła Nya stając przy barierce. Z przerażeniem patrzyła, jak wszystko wokół zalewa lawa, mosty się walą a wulkan trzęsie gotów w każdej chwili wybuchnąć. - Kaaaai! - do oczu napłynęły jej łzy. To niemożliwe, że zginął. Przecież... To po prostu niemożliwe! Załamana wtuliła się w Kelly.
Nie tylko ona była przerażona i zaskoczona. Jej przyjaciele chwilę temu przybiegli na "Parłę", która teraz unosiła się kilkanaście metrów nad ziemią skierowana dziobem do wulkanu. Oni równiż stali jak osłupiali.
- Lloyd... - szepnął Garmadon zaciskając dłonie na balustradzie.
Kelly powiodła wzrokiem od Nyi do brata Mistrza. Czy to możliwe aby właśnie stracili swoich najbliższych? Przecież to nie mogło się tak skończyć... Pomimo, że Kai mocno ją wnerwiał nie potrafiła sobie wyobrazić, że nagle dzień będzie mijał bez ich ciągłych sprzeczek i przepychanek. To była prawie że tradycja urozmaicając ich życie. I teraz to wszystko ma odejść? A Lloyd... Chłopak przez przypadek stworzył zamieć tysiąclecia. Był przykładem jak jeden błąd może wpłynąć na przyszłość...
Cisze jaka zapanowała między nimi przerwał nagły wybuch wulkanu. Z krateru wystrzeliły słupy lawy oraz kule ognia. Nya całkiem się rozkleiła. Kelly zacisnęła szczękę mocniej przytulając przyjaciółkę. Przeklęty los. Czemu zawsze musi rzucać im kłody pod nogi? Brunetka wytęrzyła wzrok marszcząc lekko brwi. Na tle ciemnoszarych kłębów dymu unoszących się z krateru zobaczyła coś dziwnego. Niby z pozoru zwykła kula ognia... Lecz czemu leciała w ich stronę a w środku jakby ktoś był?
- To Kai! - krzyknęła pełnym ulgi głosem.
Spojrzenia wszystkich powędrowały w tamtą stronę.
- Osiągnął pełnię możliwości! - dodał Zane.
Ognista kula zniknęła gdy dotknęła desek pokładu. W jej miejsce pojawił się Kai oraz Lloyd. Chłopiec od razu pobiegł do ojca i objął go w pasie ściskając najmocniej jak umiał. Natomiast Smith zdjął z twarzy maskę i też został potraktowany mocnym uściskiem ze strony siostry. Na jego twarzy gościł pełen zadowolenia i spełnienia uśmiech. Otaczała go jaskrawa czerwona aura a oczy świeciły się intensywnym blaskiem. Napotkał wzrok Sensei'a. Wu skinął z aprobatą głową.
Gdy emocje opadły zgromadzili się w centrum dowodzenia. Perła sterowana przez Kelly sunęła powoli po ciemnym niebie. Lloyd nie odstępował ojca na krok.
- Tato...Czemu masz cztery ręce...? - wydusił.
Garmadon uśmiechnął się słabo. Pozostali zaśmiali się cicho.
- Długo by mówić, synu.
- Kai w jaki sposób osiągnąłeś pełnię możliwości? - spytał Zane.
- Po prostu zrozumiałem, że muszę zdecydować - odpowiedział. - Bardzo chciałem zdobyć Ostrze Kłów, żeby udowodnić że jestem Zielonym ninja... Ale potem zrozumiałem, że cały mój trening nie sprowadzał się do tego żebym został Wybrańcem z przepowiedni... Tylko żebym mógł go chronić...
Spojrzał na Lloyd'a. "Perła" gwałtownie skręciła gdy Kelly ręka drgnęła.
- Przepraszam - mruknęła i włączyła autopilota.
- No co? Co się tak gapicie? - spytał zdziwiony. Chłopiec nie bardzo wiedział co się dzieje. Nagle wszyscy wbili w niego wzrok.
Ninja bez słowa wyciągnęli swoje bronie. W tym samym momencie wypuścili je z rąk, lecz one nie upadły na podłogę. 'Wypłynęła" z nich zielono-złota aura a one lewitowały przed Lloyd'em, którego otoczyła ta sama poświata. 9-latek nie wiedział co się dzieje. Powiódł pytającym wzrokiem dookoła.
- Gdy pięć Magicznych Broni znajdzie się obok Wybrańca ich moc uaktywni się i wskaże tego kto pokona Mrocznego Władcę - Kelly zacytowała słowa Mistrza. - I tym kimś jesteś ty, Lloydzie Garmadonie.
~~~~~~~~~~~~
Ja: *zadowolona z rozdziału pada na łóżko*
Kelly: Coś czuje że nic z niej się nie wyciągnie... No cóż rozdział mega długi, ale Vanessa chciała już skończyć ten wątek, muzyka może tekstownie nie pasi, ale Vanessie wpadła w ucho i jakoś tak pasowała do rozdziału (nie ogarniesz jej logiki, nawet nie probuj), za błędy gomen no i wyszło kto jest Zielonym, Kai też ma zaciesz bo osiągnął pełnie możliwości i.... to w sumie tyle. Do nexta
Pozdrawiam
~ Kelly~ bo Vanessa jest nieosiągalna
Ja: *spi*
Ja: *zadowolona z rozdziału pada na łóżko*
Kelly: Coś czuje że nic z niej się nie wyciągnie... No cóż rozdział mega długi, ale Vanessa chciała już skończyć ten wątek, muzyka może tekstownie nie pasi, ale Vanessie wpadła w ucho i jakoś tak pasowała do rozdziału (nie ogarniesz jej logiki, nawet nie probuj), za błędy gomen no i wyszło kto jest Zielonym, Kai też ma zaciesz bo osiągnął pełnie możliwości i.... to w sumie tyle. Do nexta
Pozdrawiam
~ Kelly~ bo Vanessa jest nieosiągalna
Ja: *spi*
Wrócę bo mam dużo roboty! Rozdział zarabisty!!!!!
OdpowiedzUsuńYEEEYEYEYEYES!
UsuńJulia: *zatyka uszy* no ja wiem ze ty lubisz śpiewać ale Demi lovato zostaw już
Ja: *nie ogarnia matmy* o nowy utwór! I THINK I HAVE HEART ATTAAAAAACK!
Julia: No dobra jeszcze chemia i koniec lekcji. I chyba jeszcze coś tam.
Ja: *nagrywa kota* Malina!
Julia: No dobra. Kiedy robimy te bułki?
Ja: A bo ja wiem? Jak się babci zachce ^^
May: możemy się podzielić z Kaiem?
Rey: Oki ^^ Kai jest taki suid.
Ja: Reklamy! Wrr. *idzie resetowac Spotify*
Julia: to my powiemy może, że TEN ROZDZIAŁ JEST MEGA. KAILLY NA MAXA
Andy: *chichicze pod nosem* Kaillyyyyyyy nie odpuszczamy wam
Ja: jestem! FOR YOU, I DO ANYTHING FOR YOUUUU
May: ja chcę jakiś śliczny wątek Kailly
Ja: zostaw sprawę Vanessę i tym dwojgu. Kelly była smutna jak Kaiuś umarł prawie, cieszyła się jak wrócił, zgodziła się z nim 2 RAZ. TO COŚ SIĘ KLEI
Andy: biedna Vanessa. Ciekawe, jeśli zgsdlismy cała fabułę
Ja: ja stawiam na Kailly i tak będzie
May: No i Lloyduś został Zielonym Ninja. Ciekawe, że wlasnie przy swoim Tatusiu. oj oj. Będzie ciężko.
Julia: teraz tylko Kelly została. te pełne możliwości będą już niedługo, nie martw się ^^
Ja: dobra. Chemia nie łaska, trzeba jakoś to ogarnąć.
Julia: Oki. To paa! Szybko wstawiać NN!
NMSPINJITZUBZT!
Ja na to kiedyś odpowiem! *powraca do pisania*
UsuńJa: *wreszcie wzięła się za odpowiedzi*
UsuńKelly: Poooo.... *zerka na kalendarz* 3 dniach
Ja: Oj tam oj tam ^^" Ale i tak odpowiem na jeden a potem godzina przerwy xD Taka ja. Chemia? Miałam dzisiaj kartkówkę którą zawaliłam totaaalnie i do 17;31 robilam notatki na sprawdzian ale sie poddalam xD
Kelly: Kailly, Kailly wszędzie Kailly..... Grr... O Kai masz fanke albo co inne! NIą się zajmij *zwiewa*
Kai: *zdezorientowany*.....
Ja: *włącza yt i zakłąda słuchawki* No to tera szukamy wenodajnego utworku. Wena na kom się skończyłą, więc koncze ^^ Baaaaaaay
:*****************************************************************************************************************************************************
Super rozdział, ale czemu Kai osiągnął pełnie możliwości przed Kelly?! Teraz tylko ona została.
OdpowiedzUsuńA kradziej żelków jest zielony.
A świątynia zrobiła bum, ale i tak ostrze się oczywiście nie rozwali.
A Kelly będzie z Kaiem!!!!!
A ja zapraszam do siebie na rozdział 20.
Czekam na next.
NMBZT!!!
Kelly: No ja tego też nie ogarniam. Ten egoista lepszy ode mnie?
UsuńJa: *chowa się za książką*
Kelly: I, nie nie będę z nim!
Ja: A cichaj! *rzuca w Kelly poduszką* Wszystko sie jeszcze zdażyć może
Twój czytnełam połowicznie bo mi się przypomniało ze z PP mam odpytywane i bylo trzeba zakówać xd A jeśli dobrze pójdzie to next będzie już dziś..
Kelly: Ta...
Ja: Dzięki że we mnie wierzysz -.-
Kelly: Do usług
NMSBZT!
Przeczytane!
OdpowiedzUsuńLilak: Się porobiło...Lloyd będzie musiał walczyć z własnym ojcem....Jezu...Nie no Kai brawo osiągnąłeś pełnie i w ogóle ale jestem wstrząśnięta tym, że ten dzieciak jest zielonym ninja i będzie musiał walczyć z własnym ojcem. A Garmadon się dziś wspaniale zachował...nie mam jakiś dziwny niesmak po tym.Ja bym się szybciej zabiła niż miała z ojcem walczyć.
Ja: A ja wiedziałam że tak będzie^^ Lloyd żyje! Niech cię uściskam^^
Jack: Chyba wreszcie zacznę się robić zazdrosny.
Ja: Cicho. Lloyd jest mniejszy też potrzebuje tulenia, a ty i tak za często się tulisz.
Jack: Tulenia nigdy nie za dużo.
Ja: Rozdział naprawdę fajnie ci wyszedł, a Kai wspaniale się zachował i osiągnął pełnie możliwości. Brawo i czekam na kolejne przygody naszych dzielnych ninja.
XOXOXO
Ja: *pisze nexta*
UsuńKelly: Weny dużo, czasu mało.
Ja: Weź mi nic nie mów, Cudem jest to że przezyłam dzisiejszy dzień i teraz funcjonuje. Miałam dziś opublikować rozdział ale nie wiem czy się wyrobie... Głupia szkoła *foch*
Kelly: *patrzy na przerobione zdj Hydrona* Osz kurde faktycznie podobny XD
Ja: Zuzeł miała racje xD Ej weźmy jeszcze kogoś przeróbmy... Tylko kogo...
Kelly: Ty lepiej pisz a nie zdjęć szukasz!
Ja: *powraca do pisania*
Dan: No Kai masz to co chciałeś :D
OdpowiedzUsuńShadow: A Lloyd jest Wybrańcem *o*
Dan: Powiedziałeś to tak jakbyś o tym nie wiedział >.>
Shadow: Morda w kubeł.
Harley: Wszystko ładnie i pięknie, ale czemu urwałaś w takim momencie? D;
Pierrette: W sumie się nie dziwię że jesteś padnięta. Tak długi rozdział potrafi wykończyć. Elz wie coś o tym ^^"
Jinx: No i wszyscy są happy...prawie...bo Lloyd to chyba średnio jest zadowolony z tej całej sytuacji. Znaczy nie powiem że nie spotkał go zaszczyt, bo spotkał, ale tak poza tym to ja żadnych pozytywów nie wiedzę, no bo walka z rodzicem...
Shadow:*mówi głosem przesłodzonym do granic możliwości* Odezwała się idealna córeczka.
Jinx: Siedź cicho. No, ale tak czy tak to szkoda dzieciaka. Mam nadzieję że wszystko się mu tam w życiu jakoś ułoży ^^
Dan: Tak btw to jak masz zamiar nazwać Vanesso pairingu Kelly x (jej wybranek)
Shadow: Idioto przecież jak Vanessa powie ci nazwę pairingu to wyda się z kim będzie Kelly. Ty w ogóle myślisz czasami? >.>
Elz: Właśnie.
Dan: Wybacz, ale po tych PIĄTKOWYCH WIECZORNYCH WYDARZENIACH nie potrafię się na niczym skupić.*mówi, podnosząc głos przy "Piątkowych Wieczornych Wydarzeniach*
Shadow: Nie było pytania.
Elz: Co? Jakich piątkowych wieczornych wydarzeniach?
Shadow: Żadnych, żadnych ty idź kończyć 75.
Elz: Dobra, dobra.
" Nagle poczuł dziwny przepływ energii a potem... Świat przybrał innej perspektywy..."
Jinx: Ha, ha! Mówiłam że coś brałeś! Miałam rację i co mi teraz powiesz Kai? Jestem ekspertem w dziedzinie chemii więc nawet nie próbuj mi tutaj stulać.
"Najbardziej pragnął teraz osiągnąć pełnię możliwości, aby uratować tego chłopca, który jeszcze tak wiele mógł w życiu przeżyć i zobaczyć..."
Jinx: Mógł poznać swoje przeznaczenie, stoczyć walkę ze swoim ojcem, zajarać pierwszego szluga, poznać to wspaniałe uczucie które zwie się kacem, a które towarzyszy po każdej grubszej imprezie, mógł poznać dziewczynę i się w niej zakochać(pozdro dla Kelly), mógł zrobić prawko, założyć rodzinę, trafić za kraty na odwyk, pójść do pracy, obrabować bank, wpaść do kotła z chemikaliami, namalować arcydzieło, i...no i w sumie to tyle. Nie wiem co jeszcze mógłbyś zrobić Lloyd, ale powiem ci jedno: carpe diem. Kto się ze mną nie zgadza, niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki.
Dan:...Yyy
Jinx:*zasłania usta Danowi i nadal się uśmiechając rozgląda się na boki* Nie usłyszałam żadnych głosów sprzeciwu więc, możemy przejść dalej.
Dan: -_-
"- Szszszefie szszszybko to wszyssstko się zaraz zawali - odezwał się Skales wynurzając z tunelu."
Harley: Tak się jąkasz, jakbyś padaczki dostał.
Shadow: To jest WĄŻ.
Harley: Aaaaaaaaa to co innego.
"Obok nich w tempie pendolino przebiegł Kai. Zmierzał w kierunku Ostrza Kłów.
- Wracaj, to zbyt niebezpieczne! - wrzasnął Cole starając się przekrzyczeć zgiełk jaki zapanował w Świątyni Ognia."
Harley: On ma gdzieś twoje "niebezpieczne" i w sumie dobrze, bo inaczej nie osiągnąłby pełni możliwości ;))
Elz: Mi się tam nutka osobiście podobała. ^^ Rozdział cudowny. :) Ślemy mnóstwo weny i pozdrawiamy serdecznie :*****
Ja: *przy openingu z SK przerabia zdj Hydrona*
UsuńKelly: I tyle z pisania...
Ja: Cii mam jeszcze trochę czasu.
Kelly: bo znowu urwałaś
Ja: Ups teraz będzie podobnie ^^" A co do parringu Kel to nic nie zdradzę xD Dopiero w drugiej części się okaże
Kelly: Cytując babke od edb: Bosz dopomóż!
Ja: Ona się nawet przeżegnuje O.o
Kelly: I chichra gdy wstawia jedynki
Ja: Psychopatka o.o
Kelly: jak kązdy nauczyciel.
Ja: A Eeeeelz. Wy też macie tak, że jak są próbne matury to macie na drugą zmianę?
Kelly: "Mógł poznać swoje przeznaczenie, stoczyć walkę ze swoim ojcem, zajarać pierwszego szluga, poznać to wspaniałe uczucie które zwie się kacem, a które towarzyszy po każdej grubszej imprezie, mógł poznać dziewczynę i się w niej zakochać(pozdro dla Kelly)" Tia..... *kiwa kilka razy głową ze sceptyczną minną po czym unosi ręce* Ja sie poddaje. Vanessa pisz szybciej bo chce miec juz za soba te paringi!
Ja: *łapie swoje chęci do pisania*
Kelly: No tak, tradycyjnie *idzie szukać wenodajnej nuty dla Nessy* Również pozdrawiamy :)
Ja: *lata gdzieś w tle z tłuczkiem do mięsa za szarym kotem*