Pythor wystawił najwyższą notę - 10. Natomiast jego koledzy z ławki aż 6. Anakondowiec zgromił ich wzrokiem. Na widok ostrych kłów szybko odwrócili kartki tak, że pokazywały 9. Wężowy zespół zszedł ze sceny a wbiegł na nią komentator w białym garniaku odsłaniającym kawałek klaty i z dwoma tonami żalu na włosach.
- A teraz przed nami ostatni występ! - zawołał do mikrofonu przeczesując włosy, aby przypadkiem nie opadły. - Na scenie pojawią się Kowale Melodii i...
Chłopak na posyłki przyniósł mu małą kartkę, pomachał do kamery i szybko czmychnął ze sceny.
- Chwilunia, nastąpiła mała zmiana planów. Na scenę wchodzi Wielka Spincharmonia!
Rozległy się zachęcające oklaski.
Ninja w ostatniej chwili zmienili swoje plany, z czego bardzo się cieszyli. Nie musieli już skakać i fikać w głupich mundurkach. O wiele, wiele bardziej woleli swoje normalne stroje wojowników, do których w gruncie rzeczy się przyzwyczaili.
Czekali za kurtyną na sygnał do wyjścia. Cole odwrócił się przodem do swojego teamu.
- Jeśli ma się udać wszyscy muszą wiedzieć kim jesteśmy. To wychodzi nam najlepiej.
- Wiecie, ja chyba czuję motylki w brzuchu - przyznał Zane, obejmując rękami owe miejsce.
- To droidy coś takiego czują? - zastanowiła się na głos Kelly.
- Daj spokój, to tylko stres - zapewnił Juliena Jay.
- Nie, bo ja na prawdę mam tam motylki - biały ninja otworzył klapę w swoim brzuchu. Ze środka wyleciały cztery, żółte motylki...
- W porząsiu... W takim razie dobrze, że się już ich pozbyłeś. Nie wnikamy jakim cudem się tam znalazły - dodał ciszej.
- Ostatni raz wzywam SpiiiinHarmonieeee! - rozległ się głos komentatora.
- Zróbmy to razem - powiedziała Kelly.
- Dla Cole'a! - dodał Jay.
- Stworzyliśmy Tornado Kreacji, takie występ to dla nas nic trudnego - uznał Mistrz Ognia.
- Cieszę się, że mam takich przyjaciół. A teraz do dzieła!
- Ninja go! - zawołali równocześnie.
Po scenie wędrowały światła reflektorów. Pythor z pełnym zadowolenia uśmiechem zwrócił się do kumpli z ławki.
- Cóż, wygląda na to, że dziś to wszystkie występy, więc mogę dać puchar zwycięzcy i...
Anakondowiec już sięgał po Ostrze, gdy na deski sceny kolejny raz wjechał biały garniak.
- Panie i panowie! Oto wielka SpiiiiinHarmonia! - oznajmił i wycofał się tyłem.
Pythor już mniej zadowolony splótł ręce na klatce piersiowej. Na deskach filharmonii pojawili się wojownicy. Światła reflektorów oświetlały ich sylwetki, muzyka zaczęła grać, występ się rozpoczął. Już po upływie kilkunastu sekund rozległy się pozytywne oklaski; fanki i fani zaczęli piszczeć.
Pythora jeszcze bardziej to drażniło. Nawet jeśli ninja wygrają on i tak ukradnie nagrodę. Nic go nie powstrzyma przed osiągnięciem celu. Skinął głową do Skales'a. Generał rozwalony na fotelu machnął dłonią na swoich podwładnych. Kilkoro Hipnokobr zeszło z widowni i wskoczyło na scenę. Ninja spodziewali się takowego rozwoju wydarzeń. Jak gdyby nigdy nic ustawili się w pozycjach bojowych. W rytm muzyki, wykorzystując taneczne kroki pozbyli się nieproszonych gości.
Pięć tornad zawirowało a jeden z Dusicieli zrzucił z rusztowania wór ziemi. Lecz nim uderzył w Kai'a Zane zmienił tor jego lotu. Wiry pozbyły się kolejnych węży. Z klapy spod sceny wyłoniła się trójka ostatnich intruzów. Cole postanowił zakończyć występ. Wybił się i skoczył na łeb pierwszego Wężona, odbił się jedną nogą, potem od kolejnego ręką a od ostatniego głową. Wylądował za nimi niczym tygrys a oni padli na ziemię.
- To był potrójny tygrysi podskok! - zawołał Zane.
W filharmonii rozniosły się ciche szepty, które po dwóch sekundach przerodziły się gromkie oklaski podziwu i zachwytu dla Mistrza Ziemi.
- Niesamowite! - zakrzyknął biały garniak wbiegając na deski sceny. - To był potrójny tygrysi podskok! Odtańczył to co niemożliwe!
Oklaski przybrały na sile. Przyjaciele podbiegli do niego i pogratulowali. Nadal w lekkim szoku, że wszystko im wyszło, spojrzeli na jury. Na kartkach pojawiły się dwie 10, lecz na trzeciej widniało chude zero. Widownia zabuczała na notę Pythora.
W brzuchu Anakondowca też ktoś nie był zadowolony. Z pyska wyłoniła się ręka z długopisem (Kelly: Czemu on zeżarł długopis...?) i przerobił najniższą notę na najwyższą, po czym się schowała. Pythor z niedowierzeniem spojrzał na kartkę.
- Stop, to nie strawność! Te zawody to farsa! Rządam ponownego przeliczenia punktów! - zaczął wrzeszczeć, lecz nikt go nie słuchał. Tłum zawiwatował, ekipa sprzątająca pozbyła się nieprzytomnych węży ze sceny, na która wjechała nagroda - drugie Ostrze Kłów.
- SpinHarmonia zdobyła maksymalną liczbę punktów a to oznacza, ze wygrywa puchar! - komentator ogłosił oczywistość.
Cole odebrał Ostrze. Uniósł je nad głowę. Rytmiczne oklaski były wręcz ogłuszające. Najgłośniej klaskały osoby tuz przy scenie. Nya, rodzice Jay'a... Lecz jedno, tylko jedno miejsce było wolne. Osoby, która była dla Cole'a najważniejsza. Lou nie było na widowni. Cała radość i entuzjazm młodego Bucket'a zniknął w jednej chwili. Zależało mu, żeby ojciec zobaczył jak się stara. Że mu na nim zależy.
Wojownicy za kulisami odtańczyli taniec zwycięstwa. Nie przypuszczali, ze uda im się wygrać i to w tak wielkim stylu. Tylko jedna osoba nie emanowała radością. Mistrz Ziemi szurał nogami z tyłu.
- To wszystko twoja zasługa, Cole! - zawołał Kai i poklepał przyjaciela po ramieniu. - Dzięki tobie mieszkańcy Ninjago są bezpieczni, a Wężoną zostały pokrzyżowane plany.
Bucket miał jednak nie pocieszoną minę.
- To co idziemy to uczcić? - zaproponował Jay.
- Dzięki, ale... Idźcie beze mnie - Cole oddał puchar w ręce Kelly. - Zwycięstwo mnie nie cieszy skoro nie widział mnie tata.
- Cole?
Z końca pomieszczenia, gdzie ćwiczyli przed występem rozległ się męski głos. Stał tam nie kto inny jak Lou.
- Tato? - zdziwił się czarnowłosy i podbiegł do ojca.
- Widziałem cię synu. Widziałem wszystko - mężczyzna rozłożył na boki ręce. Cole wyściskał ojca.
- Czyli widziałeś jak tańczę? - spytał uwalniając rodziciela z niedźwiedziego uścisku.
- Co ważniejsze - widziałem jak walczysz. Węże chciały wykraść puchar, ale ty przeciwstawiłeś się im w imię dobra.
- Taka praca - Cole uśmiechnął się słabo i podrapał po głowię. Zapadła chwila ciszy. Pozostali Wojownicy oddalili się kawałek.
- Myliłem się - wyszeptał w końcu Lou. - Nie powinienem cię zmuszać do robienia tego co ja. Widać, że wdałeś się w swoją matkę... - uśmiechnął się na wspomnienie swojej żony- Zawsze powtarzała, że każdy ma swój indywidualny talent, który tylko czeka, aby się objawić. A ty wybrałeś bycie ninją i jak się okazało słusznie.
- Nie gniewasz się?
- A niby z czego? Mój syn jest bohaterem!
- Przepraszam, że przerywam tą wzruszającą scenę... - Pythor pojawił się jak spod ziemi - ale czy wiedzieliście, że to ja, Pythor? - ściągnął sztuczną brodę.
- Nie mieliśmy co do tego wątpliwości - powiedziała Kelly.
- Zanim odejdziecie z naszym Ostrzem Kłów musicie zobaczyć super, mega finał! - zawołał i spojrzał w górę. Tam, na rusztowaniu stała 2 Dusicieli. Zepchnęli wiszącą skrzynię, która uderzyła w rusztowanie. Sterta żelastwa spadała prosto na.... Lou.
- TATO! - wrzasnął Cole i bez chwili wahania rzucił się między ojca a spadający sprzęt.
BUM! TRACH!
Cisza.
Kurz wzbił się w powietrze. Pythor wykorzystując całe zamieszanie zabrał puchar. Cicho się śmiejąc odszedł z drugim Ostrzem. Węże były coraz bliżej do obudzenia swojego bóstwa. Lecz w tej chwili wojowników wogóle to nie obchodziło.
- Cole! - podbiegli do do stery. Nic się nie ruszało. Nikt się nie odzywał. W ich umysłach mimowolnie pojawił się najczarniejszy scenariusz.
Zginęli...?
Nie chcieli dopuścić do siebie tej myśli. Przecież dopiero co wygrali konkursów, Cole pogodził się z ojcem i teraz... To wszystko miało przestać mieć jakiekolwiek znaczenie?
Załamani powiedli wzrokiem dookoła łudząc się że nagle się pojawią w innym miejscu. Ich wzrok spoczął na teczce gdzie mieli schowane bronie. Wydobywało się z niej złote światło. W mgnieniu oka pojęli co się stało. Nie musieli otwierać żeby wiedzieć, że to kosa Wstrząsów emanuje tym światłem. A to by znaczyło, że Cole... Osiągnął pewnie możliwości!
Powrócili wzrokiem do góry zwalonego sprzętu. Wirowały wokół niej pomarańczowe wiązki energii. Po sekundzie wierzch zaczął się nieśmiało unosić po czym została wyrzucona na drugi koniec kulis. Nad ziemią unosił się Cole. Otaczała go pomarańczowo-czarna aura, oczy jak i całe ciało świeciło się jasnym blaskiem. Mistrz Ziemi pomógł wstać ojcu. Obaj byli tylko lekko poturbowani.
- Jakim cudem... żyjemy? - zdziwił się Lou a jego zaskoczenie powiększyło się gdy zobaczył co się dziej z jego synem. Lidera uniosło jeszcze paręnaście centymetrów, światło rozbłysło na wszystkie strony.
- Przed osiągnięciem pełni możliwości blokował go kontakt z ojcem - wywnioskował Zane.
- Stał się niezniszczalny! - zawołał Jay.
- Super, czyli teraz tylko my nie odkryliśmy swojej mocy - fuknął Kai, splatając ręce na klatce piersiowej.
- W takiej chwili myślisz tylko o sobie? - warknęła Kelly i trzepnęła go w tył głowy.
- Ał! Musisz to robić? - jęknął.
- Tylko wtedy coś do ciebie dociera, egoisto - odparła.
*
Ninja mieli deja vu. Znowu siedzieli na kanapie w salonie Lou i pili herbatę z miodem. Lecz tym razem byli już po konkursie, który wygrali, ale nie zdobyli nagrody.
- A tymczasem mamy wynik - kontynuował swoja wypowiedź Jay. - Pythor dwa Ostrza, ninja - zerooo.
- Tak, ale nam wystarczy zdobyć jedno - stwierdził Cole - a zostały jeszcze dwa.
- I kto wie, może jak osiągnę pełnie możliwości stanę się wszechpotężnym zielonym ninja - powiedział Kai.
Wybuchnęli śmiechem.
- Chyba śnisz. Dobrze wiesz, że twoja moc to ogromniaste ego. A poza tym zapomniałeś o jeszcze jednej osobie - Cole wskazał na Kelly, która starała nie udusić się ze śmiechu i nie wylać przy tym herbaty.
Do salonu wszedł Lou, trzymając w dłoniach ramkę ze zdjęciem. Po opanowaniu ataku śmiechu podeszli do ściany gdzie obok plakatów zawisło nowe zdjęcie. Przedstawiało SpinHarmonie, która dumnie unosiła nagrodę.
- Może to nie puchar, ale na ścianie będzie pasować jak ulał. Jeśli chodzi o mnie - zwrócił się do przyjaciół syna - to wszyscy jesteście moją rodziną.
*
Wu wspinał się na szczyt Wzgórza Szaleństwa. Po kilku minutach, które ciągnęły się niczym wieczność stanął przed kraterem. W środku gotowała się niebieska lawa. Wu wychylił się.
- Wojna między światami jest nieunikniona - odezwał się głos Garmadona za jego plecami. - Nie powinieneś tak bardzo mi ufać...
Władca Ciemności popchnął brata. Wu spadł 2 metry w dół, lecz zdążył złapać się wypukłej ściany. - Myślałem, że pomożesz mi uratować twojego syna, a ty po tym wszystkim chcesz mnie tak po prostu zniszczyć? - jęknął.
- Do zobaczenie po drugiej stronie - Garmadon uderzył nogą o ziemię. Kamień na którym trzymał się Sensei obluzował się i Wu wpadł a niebieską ciecz. Poczuł najpierw jakby czas zwolnił , w pewnym momencie nawet się zatrzymał a potem gwałtownie przyspieszył, porywając go ze sobą.
Garmadon wskoczył zaraz za nim. Obaj bracia opuścili mroczną krainę.
*
Mieszkańcy jednej z wielu wiosek wracali wieczorem do swoich domów po całym dniu pracy. Nagle przed nimi pojawił się granatowy obłok, wydobywało się z niego jasnoniebieskie światło. Stanęli, aby lepiej przyjrzeć się temu nietypowemu zjawisku. Chmura zniknęła tak szybko jak się pojawiła, wytwarzając przy tym podmuch, którzy odrzucił mieszkańców o kilka metrów. W miejsce obłoku pojawił się staruszek z długą, białą brodą w kręgu błękitnego ognia. Sensei Wu z jękiem wstał na nogi. Rozejrzał się. Był w Ninjago. Ale...
Jego wzrok padł na mroczną postać o dwóch parach rąk, która wylądowała kawałek od niego.
- Powróciłem do Ninjago - zaśmiał się Garmadon.
Wyszło takie pomieszanie wersji Lego i anime xD
~~~~~~~
hey ^^
Jestem z siebie dumna, udało mi się przepisać ten rozdział po tygodniu od opublikowania ostatniego *zaciesz*
Kelly: Nie ma to jak skończyć rozdział w czwartek a wstawić w piątek...
Ja: Co poradzę, że nagłówek do tego robiłam? Jeszcze nie mogłam dobrych obrazków anime znaleźć więc połowa jest taka, połowa taka xD
To tyle, muszę lecieć lekcje robić żeby weekend mieć wolniejszy
Kelly: Plakat na wok
O kurka... Zapomniałam. No nic weekend jednak nie będzie wolniejszy
Do nexta
Pozdrawiam
~Vanessa~
Rozdział cudny!
OdpowiedzUsuńCole, mój ulubiony ninja, właśnie zdobył pewne możliwości! A co do Kai'a, to powiem tyle - nie za bardzo lubię twoje nazwisko, a jeśli chciałbyś być zielonym ninja to nie będziesz. Ktoś inny nim jest, i to nie ty. A Kelly? Zobaczysz, Smith :)
Julia: jest 23!
Ja: No wiem, ale jak zobaczyłam to musiałam tu wpaść! Super się czyta i lowe!
Julia: dobra, teraz u Wiki.
Ja: zmykamy, może jtr będzie lepszy kom!
NMBZT!
NIE MAM SIŁY< PRZEPRASZAM
OdpowiedzUsuń