Rozdział 38 ~ Co dwie pary rąk to nie jedna
Od odejścia Sensei'a minął nie spełna jeden dzień. Ninja starali się żyć normalnie, lecz bez codziennych treningów, bez walenia nihon-jo po głowach, ogólnie bez Mistrza było tak jakoś... Dziwnie. Przyzwyczaili się do jego towarzystwa. Dlatego też tęsknili i odliczali godziny, aż Wu wróci. Aby nie siedzieć bezczynnie, zajęli się sprawą ostrzy. A ci, którzy chcieli przez chwile się oderwać zostali na pokładzie.
Katana raz za razem uderzała w słomianą kukłę. Srebrne ostrze zagłębiło się w piersi manekina i przebiło go na wylot. Kelly z lekką zadyszką oparła się o rękojeść. Przetarła czoło i wyciągnęła broń. Słowa Sensei'a nie dawały jej spokoju. Rozpoczęła serię kolejnych ataków.
„ Odkupić swoje winy przez które bliskie mi osoby cierpiały”
'Miał na myśli Garmadona? Siebie? Ojca?'
Zaatakowała kukłę z góry.
„A niektórzy nadal cierpią”
' Nadal cierpią... Kto cierpi?!'
W momencie, gdy miała tyle pytań nie miała nawet komu się zwierzyć.
- Kogo Sensei miał na myśli? - mruknęła do siebie.
' Chce znać odpowiedź do jasne choinki!'
- Od kiedy gadasz do siebie? - spytał Kai z uśmieszkiem. Oparł się o balustradę.
- Trzeba czasami pogadać z kimś mądrym - odparła. Wykonała szybki ruch i słomiana głowa potoczyła się na pokład.
- I dlatego wyzywasz się na kukle?
- Wolisz żebym to zrobiła na tobie? - wskazała na niego ostrzem katany. - Bo jeśli tak to z chęcią mogę ci to obiecać.
Wbiła ostrze do połowy w manekina i splotła ręce na klatce piersiowej. Uniosła brwi.
- Hmm?
- Nie, nie - Kai podniósł ręce - Manekin może być, serio.
Kelly zaśmiała się pod nosem. Wyjęła broń i założyła ją na plecy. Oparła się łokciami o barierkę obok Smitha.
- A więc - zaczęła - co chcesz? Bo wiem, że masz powód.
- Chodzi o... - Brunet rozejrzał się. Oprócz nich na pokładzie nikogo nie było. Wszyscy byli na mostku. - O samuraja. Od jak dawna wiedziałaś, że to Nya?
- Dowiedziałam się z jakiś dzień dwa przed tobą - odpowiedziała z tryumfalnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiła ukryć.
- Ale jak się domyśliłaś?
- Powiedzmy, że dziewczyny są bardziej spostrzegawcze niż faceci.
Brunetka odeszła kierując się pod pokład. Dwie dziewczyny na sześciu chłopaków to nie fair. A no tak teraz jest ich tylko czwórka. I nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek z powrotem będzie komplet. Musieli mieć taką nadzieję.
Jeśli chcą pokonać węże potrzebne jest im wsparcie ich mentora.
Katana raz za razem uderzała w słomianą kukłę. Srebrne ostrze zagłębiło się w piersi manekina i przebiło go na wylot. Kelly z lekką zadyszką oparła się o rękojeść. Przetarła czoło i wyciągnęła broń. Słowa Sensei'a nie dawały jej spokoju. Rozpoczęła serię kolejnych ataków.
„ Odkupić swoje winy przez które bliskie mi osoby cierpiały”
'Miał na myśli Garmadona? Siebie? Ojca?'
Zaatakowała kukłę z góry.
„A niektórzy nadal cierpią”
' Nadal cierpią... Kto cierpi?!'
W momencie, gdy miała tyle pytań nie miała nawet komu się zwierzyć.
- Kogo Sensei miał na myśli? - mruknęła do siebie.
' Chce znać odpowiedź do jasne choinki!'
- Od kiedy gadasz do siebie? - spytał Kai z uśmieszkiem. Oparł się o balustradę.
- Trzeba czasami pogadać z kimś mądrym - odparła. Wykonała szybki ruch i słomiana głowa potoczyła się na pokład.
- I dlatego wyzywasz się na kukle?
- Wolisz żebym to zrobiła na tobie? - wskazała na niego ostrzem katany. - Bo jeśli tak to z chęcią mogę ci to obiecać.
Wbiła ostrze do połowy w manekina i splotła ręce na klatce piersiowej. Uniosła brwi.
- Hmm?
- Nie, nie - Kai podniósł ręce - Manekin może być, serio.
Kelly zaśmiała się pod nosem. Wyjęła broń i założyła ją na plecy. Oparła się łokciami o barierkę obok Smitha.
- A więc - zaczęła - co chcesz? Bo wiem, że masz powód.
- Chodzi o... - Brunet rozejrzał się. Oprócz nich na pokładzie nikogo nie było. Wszyscy byli na mostku. - O samuraja. Od jak dawna wiedziałaś, że to Nya?
- Dowiedziałam się z jakiś dzień dwa przed tobą - odpowiedziała z tryumfalnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiła ukryć.
- Ale jak się domyśliłaś?
- Powiedzmy, że dziewczyny są bardziej spostrzegawcze niż faceci.
Brunetka odeszła kierując się pod pokład. Dwie dziewczyny na sześciu chłopaków to nie fair. A no tak teraz jest ich tylko czwórka. I nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek z powrotem będzie komplet. Musieli mieć taką nadzieję.
Jeśli chcą pokonać węże potrzebne jest im wsparcie ich mentora.
*
Kolejna błyskawic przecięła rdzawe niebo. Sensei Wu stanął za bratem, który stał do niego plecami. Wyglądał ciut... Inaczej.
- Widzę, że przyniosłeś ze sobą katanę, którą kiedyś walczyłeś - warknął Garmadon. - Nigdy nie miałeś tyle odwagi, aby przekroczyć mury naszego klasztoru, a postanowiłeś przybyć tutaj.
- Dlaczego zamieszkałeś w Krainie Ciemności? - spytał młodszy z braci.
- Bo jest równie wypaczona, jak ja - odparł. - Nie rozumiesz, że tutaj czuje się jak w domu?
- W Ninjago jest twój dom.
- Nie, już nie. W tamtej krainie nie byłem w stanie władać wszystkimi złotymi brońmi jednocześnie. Jednak tutaj mroczna materia uczyniła mnie silniejszym! I to, co kiedyś było niemożliwe... Dzisiaj stało się możliwe!
Odwrócił się do brata. To, co zobaczył Wu wprawiło go w zaskoczenie, a jednocześnie przerażenie. Garmadon miał... Dwie pary rąk!
- Przybyłeś tutaj aby zawładnąć wszystkimi brońmi - odpowiedział na swoje pytanie starzec. - Lecz co z piątą srebrną?
- Piąta mnie nie obchodzi. Mnie interesują tylko złote. Nie wiem czemu ojciec owiewał Srebrną Katanę taką tajemnicą jakby była potężniejsza od pozostałych. Zdobędę złote bronie i ani ty, ani ci twoi żałośni ninja mnie nie powstrzymacie!
W czterech dłoniach Garmadona pojawiły się bronie. Ruszył na Sensei'a. Wu uchylił się przed pierwszym ciosem i wyciągnął z pokrowca katanę. Znalazł się za bratem. Sam nie atakował. Nie przyszedł tu aby z nim walczyć. Odpierał więc ciosy Mrocznego Władcy. Zdawał sobie sprawę, że nie da rady czterem na raz. Gdy Garmadon zaatakował wszystkimi, a one naparły na katanę ugiął się pod siłą nacisku. Stoczył się w dół zbocza. Wpadł do błotnego jeziora. Brązowa maź sięgała mu zaledwie do kostek. Władca Ciemności stanął nad nim. Drugi syn twórcy Krainy Ninjago przeturlał się i stanął na nogi. Wykonał Spinjitzu. Złoty wir ochlapał Garmadona i oddalił się na bezpieczną odległość.
- Nie przyszedłem tu żeby z tobą walczyć bracie - powiedział Wu.
- To niby po co? - zakpił.
„Woda” zabulgotała. Dookoła mentora wojowników wyrosły cztery bagienne stwory o szkaradnych twarzach i sporej nadwadze. Sensei mocniej zacisnął dłoń na rękojeści katany. Drugi raz stworzył małe, złote tornado. Pokonał dwa stwory, które rozpadły się w stertę błota. Jednak pozostałe dwa zdołały go złapać.
- Głupcze, nie wiedziałeś, że nie dasz rady mnie pokonać? - prychnął Garmadon.
- Nie przyszedłem tu... Aby cię pokonać - wysapał nadal ściskany przez potwory. Tylko powiedzieć, że... Twój syn... Jest zagrożony.
Garmadon odwrócił się na pięcie i zamierzał odejść, lecz zawrócił.
- Lloyd?
Błoto już prawie całkowicie pochłonęło Wu. Złapał brata za rękę i wyciągnął z uścisku. Stwory zawiedzione wróciły do formy błotnistej kałuży.
- A więc... W jakie tarapaty tym razem wpadł mój syn? - spytał czteroręki.
- Wypuścił na wolność potwory, których obawiam się nawet ja nie jestem w stanie powstrzymać - odpowiedział Sensei Wu.
- Chciałeś powiedzieć, że nam się nie uda - Garmadon wyciągnął do brata pomocną dłoń. Wszystko, co do tej pory miało w jego głowie pierwsze miejsce teraz oddaliło się na dalszy plan. Teraz troska o syna wzięła górę. - A więc w jakie kłopoty wpadł Lloyd?
- Przykro mi to mówić, ale w najgorsze. Wypuścił wszystkie pięć plemion Wężonów, które się zjednoczyły, a Pythor szuka czterech Ostrzy Kłów, dzięki którym zamierza uwolnić Pożeracza Światów - wyjaśnił.
- Węża, który sprawił, że stałem się zły? - Garmadon z wielką niechęcią wspominał tamten dzień.
- Niestety tak.
- Dlaczego Lloyd otworzył te grobowce? - zdziwił się.
- Aby być taki jak ty.
Mroczny Pan westchnął.
- Żałuje, że do tego doszło - westchnął. - Dzię... Dziękuje, że się nim opiekowałeś.
- Możesz uważać, że jesteśmy wrogami, lecz nadal jesteśmy braćmi.
Garmadon kiwnął kilka razy głową.
- A wogóle jak się tu dostałeś?
- Dzięki herbacie. Niestety zużyłem całą i nie mam pojęcia jak możemy wrócić do Ninjago.
- Jest tylko jeden sposób, ale najpierw musimy przekroczyć Wzgórza Szaleństwa. A to bardzo długa i niebezpieczna droga.
- Inaczej nie byłaby warta przebycia.
Dwójka braci ramię w ramię ruszyła w kierunku zamglonych zboczy kilka kilometrów przed nimi. Musieli się spieszyć, aby powstrzymać Pythona. Oraz uratować Lloyd'a.
- Widzę, że przyniosłeś ze sobą katanę, którą kiedyś walczyłeś - warknął Garmadon. - Nigdy nie miałeś tyle odwagi, aby przekroczyć mury naszego klasztoru, a postanowiłeś przybyć tutaj.
- Dlaczego zamieszkałeś w Krainie Ciemności? - spytał młodszy z braci.
- Bo jest równie wypaczona, jak ja - odparł. - Nie rozumiesz, że tutaj czuje się jak w domu?
- W Ninjago jest twój dom.
- Nie, już nie. W tamtej krainie nie byłem w stanie władać wszystkimi złotymi brońmi jednocześnie. Jednak tutaj mroczna materia uczyniła mnie silniejszym! I to, co kiedyś było niemożliwe... Dzisiaj stało się możliwe!
Odwrócił się do brata. To, co zobaczył Wu wprawiło go w zaskoczenie, a jednocześnie przerażenie. Garmadon miał... Dwie pary rąk!
- Przybyłeś tutaj aby zawładnąć wszystkimi brońmi - odpowiedział na swoje pytanie starzec. - Lecz co z piątą srebrną?
- Piąta mnie nie obchodzi. Mnie interesują tylko złote. Nie wiem czemu ojciec owiewał Srebrną Katanę taką tajemnicą jakby była potężniejsza od pozostałych. Zdobędę złote bronie i ani ty, ani ci twoi żałośni ninja mnie nie powstrzymacie!
W czterech dłoniach Garmadona pojawiły się bronie. Ruszył na Sensei'a. Wu uchylił się przed pierwszym ciosem i wyciągnął z pokrowca katanę. Znalazł się za bratem. Sam nie atakował. Nie przyszedł tu aby z nim walczyć. Odpierał więc ciosy Mrocznego Władcy. Zdawał sobie sprawę, że nie da rady czterem na raz. Gdy Garmadon zaatakował wszystkimi, a one naparły na katanę ugiął się pod siłą nacisku. Stoczył się w dół zbocza. Wpadł do błotnego jeziora. Brązowa maź sięgała mu zaledwie do kostek. Władca Ciemności stanął nad nim. Drugi syn twórcy Krainy Ninjago przeturlał się i stanął na nogi. Wykonał Spinjitzu. Złoty wir ochlapał Garmadona i oddalił się na bezpieczną odległość.
- Nie przyszedłem tu żeby z tobą walczyć bracie - powiedział Wu.
- To niby po co? - zakpił.
„Woda” zabulgotała. Dookoła mentora wojowników wyrosły cztery bagienne stwory o szkaradnych twarzach i sporej nadwadze. Sensei mocniej zacisnął dłoń na rękojeści katany. Drugi raz stworzył małe, złote tornado. Pokonał dwa stwory, które rozpadły się w stertę błota. Jednak pozostałe dwa zdołały go złapać.
- Głupcze, nie wiedziałeś, że nie dasz rady mnie pokonać? - prychnął Garmadon.
- Nie przyszedłem tu... Aby cię pokonać - wysapał nadal ściskany przez potwory. Tylko powiedzieć, że... Twój syn... Jest zagrożony.
Garmadon odwrócił się na pięcie i zamierzał odejść, lecz zawrócił.
- Lloyd?
Błoto już prawie całkowicie pochłonęło Wu. Złapał brata za rękę i wyciągnął z uścisku. Stwory zawiedzione wróciły do formy błotnistej kałuży.
- A więc... W jakie tarapaty tym razem wpadł mój syn? - spytał czteroręki.
- Wypuścił na wolność potwory, których obawiam się nawet ja nie jestem w stanie powstrzymać - odpowiedział Sensei Wu.
- Chciałeś powiedzieć, że nam się nie uda - Garmadon wyciągnął do brata pomocną dłoń. Wszystko, co do tej pory miało w jego głowie pierwsze miejsce teraz oddaliło się na dalszy plan. Teraz troska o syna wzięła górę. - A więc w jakie kłopoty wpadł Lloyd?
- Przykro mi to mówić, ale w najgorsze. Wypuścił wszystkie pięć plemion Wężonów, które się zjednoczyły, a Pythor szuka czterech Ostrzy Kłów, dzięki którym zamierza uwolnić Pożeracza Światów - wyjaśnił.
- Węża, który sprawił, że stałem się zły? - Garmadon z wielką niechęcią wspominał tamten dzień.
- Niestety tak.
- Dlaczego Lloyd otworzył te grobowce? - zdziwił się.
- Aby być taki jak ty.
Mroczny Pan westchnął.
- Żałuje, że do tego doszło - westchnął. - Dzię... Dziękuje, że się nim opiekowałeś.
- Możesz uważać, że jesteśmy wrogami, lecz nadal jesteśmy braćmi.
Garmadon kiwnął kilka razy głową.
- A wogóle jak się tu dostałeś?
- Dzięki herbacie. Niestety zużyłem całą i nie mam pojęcia jak możemy wrócić do Ninjago.
- Jest tylko jeden sposób, ale najpierw musimy przekroczyć Wzgórza Szaleństwa. A to bardzo długa i niebezpieczna droga.
- Inaczej nie byłaby warta przebycia.
Dwójka braci ramię w ramię ruszyła w kierunku zamglonych zboczy kilka kilometrów przed nimi. Musieli się spieszyć, aby powstrzymać Pythona. Oraz uratować Lloyd'a.
~~~~~~~~
Rozdział krótki ( nawet bardzo) ale dostałam kopniaka i napisałam.
Kelly: Cos mi się zdaje, że przedłużasz tą akcje...
Ja: Spokojnie, gdybym ciągnęła dalej to pewnie do piatku bym się nie wyrobiła. W następnym powinno znaleźć się już zgromadzenie węży
Kelly: Niezbyt mnie to cieszy.
Ja: I może uda mi się napisać już jak ktoś z was osiąga już pełnie możliwości... Cóż pożyjemy zobaczymy.
Megi: Ty Kelly patrz nie pokłóciłaś się z Kai'em. Święto! Od dzisiaj a właściwie to od momentu gdy przedstawiłaś swoje plany będziemy cię tu nawiedzać xP
Ja: Aha czyli kolejne komentatorki. No spoko. Z waszą czwórką...
Ness: A Cira?
Ja: A no tak. Ona taka cicha jest że nie wiem. Z waszą piatką to tu może być ciekawie...
Cira: Burza!! *chowa się pod kołdrę*
Ja: Dobra To tyle ode mnie, a w zasadzie od nas.
Kelly: ehem dedyk.
Ja: No tak. Dedyk dla... Dark Angel :D Twoje taczki z weną dotarły i proszę jest rozdział ;D
No to teraz wszystko
Do nastepnego
Pozdrawiam
~Vanessa...~
I chomik Harold xD
Ja: Oooo patrzcie *.* Bracia się pogodzili :,) Troska Garmadona o Lloyda mi jest taka urocza <3
OdpowiedzUsuńJessie: Czemu u ciebie nie ma takich scen >.<
Ja: U Meg są xD
Jessie: A ja i Jenn to co? Psy?!
Ja: Ty się jeszcze doczekasz, a Jenny. Wyobrażasz ją sobie taką zapłakaną i wzruszoną?
Jessie: Zapłakaną nie, ale ona jest wrażliwa!
Jenny: Ja tu stoję ;-; a i dzięki sis *tuli Jess* Kurde nie moja wina, że tylko dla przyjaciół jestem milsza.
Izumi: Rzadko kiedy xD
Jenny: Obecnie mam za duży stres xD
Izumi: Taaa jasne.
Jenny: Więc...Kai i Kelly 4ever!
Harumi: Uważaj by nie oberwać huraganem.
Jenny: Aj tam, aj tam Kelly wie, że to tylko żarty :D
Jessie: No Garmadon ładnie, że się z bratem pogodziłeś.
Megumi: Mnie też ciekawi o co chodziło Wu. Może o to co się stało z rodziną Kelly? Tylko jaki on ma z nimi związek? *.*
Jenny: Mówiłam, że Meg się przełamie :D Jestem dumna.
Spectra: Zachowujesz się jak najstarsza, chociaż nią nie jesteś.
Jenny: Morda maszkaronie.
Ja; Popatrz tobie taczki z weną pomogły napisać rozdział, a ja właśnie kończę ^^
Meg: Same plusy. Nie przepadam za burzami.
Rikuo: No ale nie przez ten piorun, nie?
Megumi: Od dziecka nie lubię.
Rikuo: To kamień z serca.
Ja: Będą piękną parą *.*
Meg: Ja się na nic nie zgadzałam *bawi się wstążką z kapelusza*
Ja: Durne wężony >.<
Jenny: *wyciąga katanę* Spokojnieee właśnie idę je przerobić na buty ^^
Ja: To my czekamy na next i ślemy lodową wenę :*
Ja: Nie powiem nicm nie powiem. Wszystko sie wyjasni z piatej czesci ^^
UsuńKelly: *mruży oczy* .....Tobie Jenn wybaczam :D Ale jak ktoś inny to powie to na bank huraganem dostanie.
Megi: Pytanie brzmi czy to pogodzenie się będzie trwałe czy tylko tymczasowe.
Cira: Same burze złe nie sa ale te grzmoty i pioruny i blyski i ogien jak cos sie podpali... O.O
Ja: Ja kazdej z moich bohaterek juz sparing zrobilam ale o tym wiem tylko ja kto i z kim xD A nie jeszcze Cira nie ma.
Kelly: Wygralas zycie.
Ja: A nie sorry jednak ma!
Kelly: Przegralas zycie.
Ja: To my czekamy na rozdzial u ciebie ^^ Lodowa wena tez sie na pewno przyda :D
Ja: Już jest ^^
UsuńJessie: *nieco przestraszona*
Jenny: ĆMAAA! *strzela w owada wiązką energii, ale ćma ucieka i energia trafią w ścianę*
Ja: Tylko mi domu nie zrujnuj.
Jenny: Mi każdy wybacza :D
Megumi: Ogień jest fajny ^^ *siedzi w ognistym kręgu*
Ja: U mnie też ^^ Chociaż Jenn xD ciężka sprawa.
Jenny: *z sąsiednego pokoju* Słyszałam!
Ja: Przeczytany i skomentowany! ;D
UsuńKelly: Ty Jenn do nas też ćma zawitała. Zmówiły się O.O
Cira: Ja mam niezbyt dobre wspomnienia z ogniem... Dziadek..... :'( *zimny dreszcz przebiega jej po plecach*
Megumi: Ogień jest częścią mojego życia.
UsuńNurarihyon: Hikari boi się ognia? O.o co przegapiłem?
Rikuo: Staruszku to nie Hikari tylko Cira *trenuje ,,strach" (potem wyjaśnię co to xD)
Dziadek: aaaa, przepraszam panienko, po prostu strasznie ją przypominasz ^^
Jenny: Spisek! Chodź tu, ty medno!
Cira: Miałam klona? O.o
UsuńJa: "trenuje strach" Co to? XD
Kelly: Cierpliwa bądź. Ty pokarz tą ręke. *wpakowuje sie do lozka Vanessy i chwyta jej dlon* To potwor! Jalie ona ma te pazury?!
Ja: Nie no, do krwi mnie nie podrapała... Ale trzy czerwone kreski są...
Kelly: Ja sie zaczynam jej bać O.O
Rikuo: Raczej ty jesteś klonem, bo jesteś młodsza.
UsuńJa: Mam zamiar zrobić zakładkę ,, pojęcia" i tam wyjaśnię xD
Jenny: Koty to stworzenia szatana.
Cira: W sumie racja.
UsuńKelly: Sęk w tym ze Vanesse nie podrapał kot...
Ja: To będę czekać na tą zakładkę i na ciekawostki ;D
Ja: Ciekawostki już są ^^
UsuńMegumi: Smok? *.*
Ja: Widziałyśmy ^^ Ale sie wkurzyłm bo kom prawie był ale telefon stwierdził że dawno się nie zacinał -.- Powiem że ciekawostki są.... Ciekawe xD Juz ja sobie wyobrażam Jenny jako bliską kumpele Kyoyi... *atak śmiechu* Sorry Jenny ale jak to sobie wyobraziłam... XD
UsuńKelly: AAAA!!! To tu idzie! *wpada jak huragan do pokoju, barykaduje drzwi, bierze poduche jako tarcze i katane j czeka*
Lilka:Nie to żebym wątpiła w miłość ojca do syna ale...Garmadon coś kręci.
OdpowiedzUsuńJack: Kłótnia małżeńska się odbyła.
Lilka: Myślałam że bardziej pociśniesz.
Jack:Muszą być i dni bez pocisków.
Juli:Chomiczek.
Lilka:Ty powinnaś już spać.
Ja:Matko u mnie też burza była teraz nawet kropi. Głupieje ta pogoda.
Lilka: Pogoda nie ma rozumu.
Ja:Trudno XD
Jack:Dziadzio Wu zna pewne tajemnice i się nie dzieli z dziećmi z piaskownicy. Jak smutno.
Ja: W ogóle to to będzie krótki kom czekamy na kolejny rozdział^^
Sie nie dziwie że krótki skoro pisany o północy xD
UsuńKai: Nie sadzilem ze to kiedys powiem ale... Sie z toba zgadzam Lilka. Garmadon na bank cos kreci.
Kelly: Oj dajcie spokoj. O syna sie martwi.
Kai: A ty co, zabujalas sie w nim? *dostaje solidnego kopa w brzuch od Kelly*
Megi: W rozdziale sie nie klócili to w komie nadrobią. U nas to nawet dwie albo trzy po sobie były.
Ness: A rano było tak ciepło...
Megi: Pogoda zmienną jest.
Ness: Normalnie jak kobieta xD
Ja: Ej wiecie co? Mam wene! :DD
Megi: Czyli next u Kelly szybko sie pojawi?
Ja: Jesli Leń nie przyjdzie to tak.
Megi: My już o to zadbamy żeby nie przylazł *nakłada Valcirie na wyrzutnie*
Oj dobry jest i ciekawy.
Usuń"Kai: Nie sadzilem ze to kiedys powiem ale... Sie z toba zgadzam Lilka. Garmadon na bank coś kreci."
Lilka:Że co że niby zwykle nie mówię nic mądrego?Phy U-U
Jack:*patrzy na Kaia i Kelly* Jak wy się kochacie.
Ja;Tak trzymać dziewczyny pogońcie tego lenia.
Lilka:Ooo ja już go przepędzie. Leniu sio, leniu won, ty kożuchu paszoł won.
Leń: Hyhy :D
Lilka:Nie chce sobie iść.
Ja:Nom spodobało mu się u nas.
Kelly: Chodzi o to Lilka, że Kai po prostu żadko zgadza się z dziewczynami. A teraz.... Jack zamorduje cię lowelasie jeden!
UsuńJa: Uwagaaaaaa! Będę gruntowne zmiany robić. Zobaczymy czy to schrzanie
Dobra na razie takie beznadziejny nagłówek bo inne mi nie wchodzą ;-;
UsuńVICTORIA!!! Udało się :DDDDD
UsuńŁał jakie zmiany.
UsuńLilka:*melodyjnym głosem*Niebiesko mi! Dobra dobra wybaczam mu ale niech popracuje nad tą rozmową.
Jack: Nowe określenie mnie "lowelas". No ładne ładne nie powiem ale nie tak ładne jak jego twórczyni.
Lilka:Lowelas to taki pingwin byłO-O
Zmora:Tu jest tylko jeden pingwin.
Victoria:...
Lilka:Zmora won mi z tond i nie obrażaj Vicki.
Ja: I tak będą jeszcze jakieś malutkie zmiany zachodzić. Minimalne.
UsuńKelly: Faktycznie, Lowelas to ten pingwin z Happu feet tupot małych stóp. Kai dziekuj mi tyłek ci uratowała
Kai: .....
Kelly: Idiota.
Ja: *szalony sumiech* Koz czy Zylus? XD
Kelly: O ja piernicze. Zylus. Koniec?
Ja: Hmm nie xP Nadal bd sie glowic.
*-* Taki piękny kolor. Kojarzy mi się z wodą.
OdpowiedzUsuńDan: No co Ty nie powiesz?-,-
Elz: -.-
Dan: Zdaje się że miałaś mieć na kogoś focha. Na Wy i Misako bodajże.
Elz: A racja. Wy, Misako...mam na was focha. F-O-C-H-A.
Shadow: Co Ty tak po nich jeździsz? O.O
Elz: Jeżdżę po nich bo:
a)mam do tego prawo,
b)się w sobie zakochali!
Shadow: Skąd wiesz że się w sobie zakochali?
Elz: Przecież to ewidentnie widać. A poza tym Misako sama powiedziała do Wu:"Mogłam wybrać ciebie." O koeżanko teraz to już trochę na to za późno. Trza było się wcześniej zastanowić. Coś Ci się w Garmadonie nie podoba? Hm? Jak tak to sama jesteś sobie winna. Jak to często mawia moja koleżanka: "Widziały gały co brały." Poza tym ja Cię Mięsko nie rozumiem. Masz wspaniałego męża, fantastycznego syna więc trzymaj się tego kobieto!
Dan: Dobra już przestań. Mięsko nie jest kawałkiem jezdni żebyś Ty po niej jeździła.
Elz:*ignoruje Dana* Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi Lloyda i Garmadona. No na serio!
Dan: Skomentujesz w końcu rozdział czy nie?-,-
Elz:*dalej ignoruje Dana* Nic nie mam do Wu i Mięsko, lubię ich ale akurat w tej sytuacji mnie zawiedli.
Dan: Dobra Shadow Ty weź jej coś powiedz bo ja nie daje rady==
Shadow:Elzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzźzzzzzzzzzzźzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzszzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz
Dan:==
Elz: Co?
Shadow: Skomentuj rozdział w końcu.
Elz: Aaaaa. Dobra. Już wiem co zrobi Kelly jak Sensei Wy wróci xD.
UsuńDan: Rzuci się na Garmadona z latają i okrzykiem: "Goń śmieciu."?
Shadow: Zapyta Senseia gdzie można kupić tę zajebi*** herbatę (Ps. Nie znalazłem jej w Biedronce :( )
Lync: Upiecze razem z Nyą czekoladowe ciasteczka?
Elz, Dan i Stawia patrzą na Lynca jak na istotę.
Lync: No co? Może akuratnie najdzie je na ciastka.
Shadow: Ja jestem załamany.=-=
Elz: Kelly pięknie zgasiłaś Kaia. Trzeba czasami pogadać z kimś mądrym 😂
Shadow: Sensei nieładnie tak zostawiać uczennice z tyloma pytaniami.
Dan: Co Wy tak wszyscy po nim jeździcie?
Shadow: Odwal się.
Elz: W sumie to się cieszę że Wu odnalazł już brata. Teraz tylko uratować Lloyda.:)) Życzymy weny i pozdrawiamy. Ps. Blog wygląda przepięknie :****
Ja: dziękuje :** Opłacało się 4 godziny nad tym siedzieć xD
UsuńKelly: Odwalta sie chlopaki od Elz ona dobrze gada!
Megi: Właśnie hejcisz swojego mistrza.
Kelly: No ale serio tak za plecami Garmadona?? To nie fair! Już rozumiem Lloyd'a czemu się na niego oszofszył.
Megi: Ale gdyby Garmadon nie podpisał się na tym liscie ktory Wu napisał do Misako to Lloyd... no by go nie było
Kelly: *po chwli*..... O.O o kurde. Faktycznie. Ale i tak Garmadon jest biedny że tak za jego plecami... Dokladnie Elz dokładnie. Misako zostaw Wu on ma byc tylko twoim przyjacielem. A Garmadon to twoj maz!
Ja: Ja mam zamiar zrobić tak że w drugiej częśći Misako totalnie zapomni o Wu. Bo w Lego Ninjago oni raczej nadal cos do siebie czuja.
Kelly: A tak nie powinno być!
Ja: Wena się przyda bo w piątek chce wstawić kolejny rozdział :D
Megi: Moze tym razem dłuższy bo ten to mega krótki.
Ja: Zobaczy się. Rowniez pozdrawiamy :*
Kelly: Ciastka czemkoladowe to w sumie nie taki głupi pomysl...