piątek, 20 maja 2016

Rozdział 29 ~ Koleje losu



   Było chłodno, wilgotnie, ciemno. Słońce nie przedzierało się przez gąszcz  drzew. Wszechobecna gęsta mgła unosiła się blisko ziemi utrudniając widoczność. Suche gałęzie drzew skrzypiały na wietrze. Wszystko to sprawiało wrażenie: mroczne, ponure. Cmentarz Dusz, położony na końcu Lasu Spokoju,  potęgował to odczucie. Nikt nie odważyłby się przyjść tu sam. Chyba że życie byłoby mu nie miłe albo byłby głupi. Lecz znalazł się taki, który zaryzykował wstęp na cmentarz. Za późno uświadomił sobie, że to mógł być błąd. Lecz nie było już odwrotu.
   Lloyd przekroczył bramę prowadzącą na cmentarz. Po długim zastanowieniu i rozważeniu wszystkich za i przeciw ruszył na poszukiwanie grobowca Żmijampirów. Miał znajdować się właśnie tutaj. Chłopak chciał zemścić się na Hipnokobrach za zdradę oraz coś sobie udowodnić. Udowodnić, że jest taki jak ojciec.
-To nic strasznego - przekonywał sam siebie rozglądając się. - Może tylko trochę.... Ale ja to lubię. Jestem synem Mrocznego Pana. Uwielbiam mrok. To dla mnie kaszka z mleczkiem...
   Kawałek drogi przeszedł tyłem sprawdzając czy nic ani nikt nie czai się we mgle. Cmentarz był w kształcie okręgu. Nagrobki zdobiły całą jego powierzchnie pozostawiając metrowe szpary między sobą. Nie dawała otuchy. Jakiś ptak przeciął powietrze po czym zniknął w mroku. Lloyd'owi serce waliło jak oszalałe. Ruszył dalej czytając mapę.
-Jeśli chce dać nauczkę Hipnokobrom muszę znaleźć Żmijampiry. Wiadomo, że wąż nie znosi drugiego węża. 
   Doszedł do środka. Z ziemi wyrastało duże, dziwnie pokręcone drzewo.
-Tak to tutaj przy zmutowanym drzewie - ucieszył się.
   Zwinął mapę by odgarnąć kurz i brud z płyty przy drzewie. Pojawił się znak - dwie głowy węża. Między nimi był przycisk. Chciał go nacisnąć ale zawahał się. Co jeśli źle robi? Może znowu sprowadzi na siebie tylko kłopoty? Przygryzł dolną wargę. Jakiś znikomy głos rozsądku podpowiadał mu, żeby tego nie robił. Z jednej strony chciał lecz z drugiej nie. Był w kropce. Wahał się coraz bardziej. Jego dłoń znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od przycisku.
   Nagle niebo z hukiem przeszył piorun. Zaskoczony Lloyd poleciał do przodu bo to dość blisko walnęło. A los chciał aby akurat dłoń natrafiła na guzik. Wcisnął się a klapa opadła w dół. Zielono-oki odchylił się do tyłu by nie wpaść do środka oraz żeby wyskakujące kształty go nie uderzyły. Z wnętrza powyskakiwało kilka postaci (dokładnie osiem).
   Były to Żmijampiry. W przeciwieństwie do Hipnokobr byli w kolorach czerwieni i bieli. Ich kły były ostrzejsze, dłuższe oraz cieńsze. Jako ostatni wyskoczył generał. Rozpoznał go po lasce z czerwonym kamieniem oraz długim czerwonym ogonie. Jednak było jeszcze coś co go wyróżniało. Miał dwie głowy!
   Żmijampiry otoczyły przerażonego 9-latka.
-Któż to... - zaczęła lewa głowa
-otworzył dzisiaj przeklęte wrota... - dodała druga.
-do naszego więzienia? - Zakończył pierwszy łeb.
-L-loyd - wydukał Garmadon podnosząc zwój, który upuścił. Nie spuszczał wzroku z ostrych kłów. - Wypościłem was aby Hipnokobry zapłaciły za zdradę.
-Hipnokobry? - Powtórzył prawy z pogardą.
-Ci hipnotyzujący oszuści?
-To będzie dla nasss...
-... przyjemność.
-Serio? Czyli się zgadzacie?
-Oczywiście. Pokaż nam...
-... gdzie sssię ukrywają...
-a my zrobimy...
-... resztę - zakończył prawy. (Dobra muszę poszukać jak się nazywają...)
   Lloyd'a ucieszyła ta wiadomość. Nadal nie był jednak pewien czy dobrze robi. Ale skoro Żmijampiry uwolnił przypadek to trzeba to wykorzystać. Zapomniał na ten czas o ninja i o strachu jaki przez chwilę odczuwał.
-Pokaże wam ich kryjówkę a wy zajmniecie się nimi - oznajmił zielono-oki.
-Widzę, że wiesz...
-... czego chcesz - podsumował Fangtom (lewa głowa. Tak, znalazłam jak się zwą. Fangtom to generał a ten drugi - Fangnam to zastępca)
-Lecz Hipnokobry sssą sssilne a nasss jest bardzo nie wielu - wyjaśnił Fangnam (prawy łeb, jakby co)
-Potrzebne nam...
-... małe wsparcie.
-Ee co macie na myśli? - Zaniepokoił się Garmadonek cofając o krok.
-Sssam zobaczysz - powiedział z diabelskim uśmiechem Fangnam.
   Za kilkanaście minut wszystko się rozjaśniło.

*

   Rodzice Jay'a zajechali pod swój dom. A ściślej przyczepę na środku złomowiska sporych rozmiarów otoczonego płotem. Nie spotkali po drodze żadnego węża. Zajęła im nie całą godzinkę. Mimo to Ed miał jeszcze tego dnia energię aby popracować nad swoimi nowymi "dziełami" Nad jednym pracował już od kilku miesięcy.
   Kiedy Edna poszła zrobić kolację zabrał się do pracy wesoło pogwizdując. Jednak po paru minutach usłyszał jak coś się przewraca lub ktoś coś przewraca. Odłożył młotek i wziął palnik. Słońce prawie zaszło więc w miejscach gdzie nie dochodziło światło latarni panował już mrok.
-Edno! - Zawołał. Kobieta wyszła przed przyczepę. - Włączyłaś system bezpieczeństwa zanim wyszliśmy?
-Poczekaj sprawdzę. - Brunetka podeszła pod jedną z kilku stert złomu. Otworzyła skrzynkę elektryczną. Kliknęła raz i drugi przycisk. Nic się nie działo. - Chyba jest zepsuty.
   Nagle wszystkie światła zgasły. Po kolei, najpierw jedno, potem drugie aż do ostatniego.
-Kimkolwiek jesteś ostrzegam, mój syn zna Spinjitzu! - Ostrzegł.
   Odpowiedziało mu tylko ciche "ssss". Edna szybko znalazła się obok męża.
-Czemu światła zgasły? - Zaniepokoiła się.
-Dzwoń do Jay'a. Mamy włamanie.
-To nie będzie potrzebne potrzebne... - odezwał się czyjś głos. Na przyczepie stał dwugłowy wąż i mały dzieciak. Ed i Edna jeszcze bardziej się do siebie przybliżyli.
-Jeśli chcemy zaatakować Hipnokobry będzie nam potrzebna...
-...  nowa armia - i znowu drugi zakończył wypowiedź.
-No a skąd ją zdobędziemy? - Spytał Lloyd.
-Powiedzmy, że Żmijampiry najpierw gryzą - zaczął Fangnam.
-A potem myślą. Sssmacznego chłopaki!
   Z ukrycia wyszły Żmijampiry. Podeszły do różnych pojazdów. Lloyd otworzył szerzej oczy kiedy zobaczył co się stało gdy zatopili kły w metalu. Zaczęła go pokrywać zielona maź. Kiedy zakryła praktycznie wszystko, węże odsunęły się a pojazdy zaświeciły się po czym stały już odmienione. W wężowej zielonej formie.
(nie potrafię opisywać i mam mało czasu więc wstawiam obrazek jak wyglądają pojazdy) 

-Moje dzieła - jęknął Ed. - zmieniają się w jakąś...
-Nową armię - wysyczał Fangtom pojawiając się  znienacka obok małżeństwa, jak na ich gust zbyt blisko.
-Co z nimi zrobimy? - Spytał zastępca.
-Hmm - generał podrapał się berłem pod brodą. - Możemy też zmieniać...  żywych ludzi.
   Żmijampiry otoczyli Walkerów. Zasyczeli co nie zwiastowało nic dobrego.

*

-Wisp rusz się wreszcie!
  Jay ciągnął z całych sił za lejce granatowego smoka. On leżał uparcie nie zamieżając się ruszyć. Pokręcił łbem i szarpnięciem wyrwał lejce.
-No weź tylko na chwilę. Odwiedzimy moich rodziców i wracamy, obiecuje. - Przekonywał Walker.
   Jak na złość gdy niebiesko-oki chciał odwiedzić rodziców smoki im się zbuntowały. Wybrały po prostu cudowny moment. Pozostali też nie byli zadowoleni bo cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek nakłaniali przyjaciela do spełnienia złożonej poprzedniego dnia obietnicy.
-No wiesz co! W takim momencie strzelasz focha? - Załamał się niebieski ninja.
   Wisp pacnął ogonem o ziemię. Jay ciężko westchnął.
-Jak dla mnie nie zachowują się tak jakby mieli focha. - Powiedziała Kelly stając obok Mistrz Błyskawic.
-A zachowują się jakby co im było? - Do rozmowy dołączył Cole zaniepokojony stanem Rocky'ego. 
-Jest tak jak podejżewałem - mruknął Sensei wyjmując z pyska Shard'a duży termometr. Podszedł z wynikami do uczniów. - Nasze smoki linieją. - Oznajmił.
-Czyli, że co? - Kai uniósł jedną brew.
-Zrzucają łuski. Każdy dojrzewający smok przechodzi transformację za nim stanie się dorosły - wyjaśnił Wu. -Co z nimi będzie? - Spytała Kelly spoglądając na Vild'a.
-Musimy pozwolić im odejść, na wschód na Wybrzeże Duchów gdzie nastąpi przemiana.
-Wrócą do nas?
-Trudno powiedzieć. Musimy mieć nadzieję.
   Adepci popatrzyli po sobie po czym przenieśli wzrok na swoich skrzydlatych przyjaciół.
-A dopiero co się poznaliśmy - westchnęła brunetka głaszcząc Vild'a. Smok przybliżył się aby być jak najbliżej. - Musicie lecieć?
~Też nie chce,  ale takie są koleje losu ~  przemówiły jego zielone oczy.
   Kelly z ciężkim sercem rozsiodłała go. Wróciło wspomnienie, kiedy użerała się aby go osiodłać. A teraz sama zciąga siodło i uzdę.
-Ale macie wrócić, jasne?
~Wrócimy. W końcu ktoś musi was pilnować.
-Chodź tu Jaszczurko.
   Nastolatka mocno przytuliła Vild'a. Podrapała go między uszami i pod brodą. On i jego bracia niechętnie odeszli od swoich jeźdźców. Wzbili się w niebo. Wojownicy podążali za nimi wzrokiem. Bestie jeszcze raz ryknęły po czym zniknęły im z oczu. Poczuli wtedy taką pustkę. Lecz takie były koleje losu. Mogli tylko trzymać kciuki, że gdy dojrzeją to wrócą.
   A teraz czekała ich baaardzo długa droga do domu Jay'a.
-W takim momencie przydałyby się smoki - mruknął Walker szurając nogami po ziemi. Mimo woli spojrzał na wschód. Lecz nie wypatrzył Wisp'a. Przeszli dopiero kilometr. A jeszcze trzy.
-Wrócą - Kelly czytała mu w myślach. Spojrzała tam gdzie on. - Muszą. 
   Kolejne metry przeszli w milczeniu. Tylko flet na którym grał Sensei wydawał przyjemne dla ucha dźwięki.
-Nadal nie wiemy na czym polega niezwykła moc tego fletu - zmienił temat Zane. Sensei idący z przodu przestał grać aby zaspokoić ciekawość uczniów. Ninja oraz Nya przybliżyli się.
-Niegdyś było ich wiele - zaczął opowieść. - Stworzono je aby walczyły z potęgą złych Wężonów i wygnały ich pod ziemię, do grobowców. Jednak teraz nie znamy mądrości naszych przodków. I został już tylko jeden flet. Reszta zaginęła lub została zniszczona.
-No tak, ale czemu on anuluje na przykład moc hipnozy? - Zastanowił się Cole.
  Na to pytanie nauczyciel rozłożył ręce.
-Jakie są pozostałe plemiona? - Zagadnęła Kelly.
-Właśnie. Lepiej wiedzieć z kim przyjdzie nam walczyć gdy Lloyd'a coś najdzie i uwolni kolejne plemię.
  Brodacz przez chwilę zbierał myśli. Postukał placami w flet.
-Jak wiecie istnieją, prócz Hipnokobr, jeszcze cztery plemiona. Dusiciele - ich przywódcą jest Skalidor. Zostali zamknięci w Górze Miliona Stopni. Odznaczają się niewiarygodną siłą, bardzo mocno duszą. Następni, Jadozęby z Acidius'em na czele. Są zamknięci na Trujących Bagnach. Ich jad powoduje halucynacje, a gdy go wstrzykną przemienia w jednego z nich. Kolejni - Żmijampiry. Mają dwóch przywódców - Fangtoma i Fangnama. Chociaż w sumie to jest jeden... Ich ugryzienie przemienia wszystkich jak i wszystko w Żmijampiry. Ostatnie a zarazem najgroźniejsze i najsilniejsze plemię to Anakondowcy. Zostali uwięzieni w Morzu Piasku. Potrafią znikać. Z tego co pamiętam to dowodził nimi Arcturus. Teraz nie jestem pewien czy ci generałowie utrzymali swoją rangę. To tyle z tego co powinniście wiedzieć.
   Rozmawiając nawet nie zauwarzyli kiedy doszli na miejsce. Gdy byli kilka metrów od wejścia Jay natychmiast usłyszał coś co go zaniepokoiło. Albo raczej nie usłyszał bo było cicho. Za cicho...
-Co jest? - Zapytała Nya.
-Jest cicho - odpowiedział niebieski ninja obserwując teren. - Tu nigdy nie jest cicho.
   Zaniepokojony ruszył biegiem ku wejściu. Reszta po sekundzie dołączyła do niego. Zatrzymali się na środku. Nikt nie wychodził.
-Mamo! Tato! - Zawołał.
   Cisza... A nie jednak coś usłyszał. Bardzo cicho. Odgłosy dochodziły z...  lodówki. Jay jednym kopniakiem rozwalił kłódkę. Otworzył drzwi. W środku siedzieli jego rodzice, związani.
-Co się stało?! - Krzyknął i pomógł im wyjść. Kai przeciął mieczem łańcuchy.
-Musicie uciekać węże tu sssą - powiedział Ed.
   Dopiero teraz zauwarzyli, że ich skóra jest lekko zielona, a przednie zęby są nienaturalnie dłuższe.
-Ugryzienie Żmijampira. - Stwierdził ze strachem Wu. - Kiedy zatopią kły zmieniają w wężona. Pełna transformacja zajmie trochę czasu, ale następi.
-Ale gdzie są... - Jay znalazł odpowiedź na swoje niedokończone pytanie gdy zza sterty złomu wyjechał zielony dźwig z kulą na grubym łańcuchu. Namalowane na niej były wredne oczy. Zaraz obok człapały Żmijampiry.
-Czy ta kula się na mnie gapi? - Warknął Cole ustawiając się z pozostałymi w pozycji bojowej.
   Na górze gratów stał nie kto inny jak bratanek Sensei'a. Obok niego wąż o dwóch głowach.
-Lloyd! - Zawołał Wu zdenerwowany w stronę syna swojego brata.
-Witaj wujku - odparł z łobuzerskim uśmiechem.  - Chyba nie tylko my mamy rodzinne spotkanie.
-Jak ten dzieciak mnie wkurza - mruknęła Kelly dobywając katany.
-Dobra jak mamy ocalić moich rodziców? - Spytał Jay kręcąc na próbę nunczakiem.
-Musimy zdobyć berło. Na pewno jest w nim antidotum tak jak w przypadku Hipnokobr. - Nya jak zwykle trzeźwo i logicznie myślała. Na ich szczęśćcie Fangnam tego nie usłyszał.
-Uwaga! Atakują! - wrzasnął Bucket.
   Kula leciała w ich stronę. zdążyli uskoczyć w bok przed tym jak walnęła o ziemię gdzie stali. W górę wzbił się piasek i kurz. Żmijampiry wykorzystały chwilowe rozproszenie ninja i podeszli bliżej.
-Nikt nie ma prawa zadzierać z moją rodziną - warknął Walker.
  Pobiegł do węży i dwoma strzałami powalił czterech. Zrobił ślizg gdy kula ze świstem przecięła powietrze nad jego głową. Gdy miała powrócić do położenia równowagi (matko, wszędzie fizyka! O.O) zahaczyła o stertę gratów. Wojownicy skorzystali z okazji i również zaatakowali. Spinjitzu jak zawsze szybko załatwiło sprawę. Oczywiście kilku się ostało. I to właśnie oni zaszli po okręgu Wu. Ich największym błędem było to, że zignorowali staruszka z fletem. Sensei zagrał a Zmijampiry skrzywiły się za uszy (w miejsce gdzie mieli cos takiego... aaa już nie myśle). Do akcji wkroczyła Nya. W kilka sekund położyła czterech Wężonów na łopatki.
-Tworzymy zgrany duet, Sensei - stwierdziła otrzepując strój kurzu.
   Odpowiedź Mentora  zakłóciła głośna muzyka wydobywająca się z ulepszonego przez jad magnetofonu. Skutecznie zakłócała też flet
-Młody bratanku, mam ci powiedzieć po której powinieneś byc stronie? - Zapytał a odpowiedź wydawała się oczywista.
   Garmadonek zignorował pytanie i pogłośnił muzykę.
-Wybacz wujku, ale nie słyszę! Musisz mówić głośniej! - Krzyknął.
   Fakt, że ma pod kontrola nowe plemię dodawała mu odwagi. A myśl, że zemści się na poprzednich podwładnych dodatkowo poprawiała mu humor. W sumie mógłby za jednym zamachem pozbyć się ninja...
   Kiedy właśnie myślał oni zapędzili kilka Żmijampirów w kąt. Niestety na ich nieszczęście węże miały tam jeszcze jedną maszynę, którą mogli przemienić. I tak uczynili. Zielona maź pokryła robota.
   Wojownicy stanęli na ziemi. Rozejrzeli się za wrogami. Za nim, któryś z nich zadał pytanie kilka małych kamyczków zaczęło podskakiwać. Zza złomu wyszedł ponad trzy metrowy zielony wojownik. Był ożywiony. W dłoni trzymał bordowe nunczako przypominające to Jay'a lecz tak troszkę większe.
-Co to jest? - Zawołał z przerażeniem Mistrz Błyskawic cofając się z resztą.
-Eee to miała być dla ciebie niespodzianka - wyjaśnił jego ojciec. - Podoba ci się?
-W tej wersji? Nie bardzo!
  Robot zaatakował. Ninja nie mieli zbytnio wyboru - zaczęli zwiewać przed nunczko ich wzrostu. Gdy biegli na ich drodze stanął dźwig . Kula kolejny raz uderzyła a adepci uniknęli ciosu.
-Nie było nas pięcioro? - Zdziwił się Kai kiedy kula leciała dalej. Kelly odrząchnęłą i wskazała na nią. Jay przykleił się do kulki.
-Co on robi? - Przestraszyła się Edna. Oderwała na chwilę wzrok aby zdzielić patelnią w łeb Wężona po czym powrotem wróciła do zamartwiania się o syna.
-Wykonuje swoją robotę. A teraz, uwaga nunczako na dwunastej!! - Krzyknęła Thifer.
  Jak nie dźwig to wężowy robot. Nunczako uniosło się do góry. Cole przewidujący gdzie uderzy chwycił kosę obiema dłońmi i uniósł ją nad swoją głowę, napiął mięśnie a dwie kiełbasy połączone ze sobą (jak to fajnie nazwała nunczako Magda xD) zatrzymał się na złotej broni.
-Dam radę - sapnął siłując się aby nunczako nie wgniotło go w ziemię.
  W tym samym czasie Jay zeskoczył z kuli i gładko wylądował na dachu dźwiga. Wskoczył do środka, wywalił Żmijampira i sam zasiadł za sterami. Chwilę zastanawiał się, co służy do czego ale w końcu się ogarnął. Pociągnął jedną wajchę do siebie a drugą odepchnął. Zabójcza kula sunęła w stronę metalowego wojownika. Uderzyła w niego z całą mocą aż poleciał kilkanaście metrów do tyłu i wpadł w stertę opon. Kelly skrzywiła się na myśl co by było gdyby oberwali.
  Lloyd też się skrzywił widząc co się stało. Kolejny nie wypał!!
-Odwrót!! - Krzyknął nie widząc innego wyjścia. Generał mu zawtórował. Nadleciał wężowy helikopter. Garmadonek i Fangtam + Fangtom wskoczyli na platformę. Zaczęli się oddalać. Pozostali wraz z całym sprzętem również dali nogi w troki.
-Zabierają ze sobą berło! - Zawołała Smith.
-W takiej chwili na serio przydałyby się smoki - jęknął Jay.
-Jest inny sposób - powiedział Sensei
-Jaki? - Zapytali wszyscy.
-Aby osiągnąć pełnie możliwości musicie zrozumieć możliwości (nie mam siły na synonimy) swoich broni. Gdy prowadzi je zdecydowane serce jej tajemne moce wychodzą na jaw.
-To nie czas na zagadki - westchnęła brunetka zastanawiając się nad słowami Mistrza.
-Jeśli dobrze rozumiem Sensei ma na myśli, że bronie mają być naszym pojazdem... No ale przecież nie mogą - odezwał się Zane.
-Nie mów, że mam lecieć jak na miotle - zaśmiał się Kai.
-Skoncentrujcie się! - Nakazał Wu. - Odblokuj umysł, posłuchaj głosu serca, pomyśl, że jesteś w powietrzu.
  Jay obejrzał nunczako. "No dobra nie zaszkodzi spróbować " - pomyślał. Zgodnie z zaleceniami Mentora postarał się oczyścić umysł, posłuchać głosu serca (jak kolwiek to brzmi) oraz pomyśleć, że jest w powietrzu... Po chwili poczuł, że coś się dzieje. Pioruny które stworzył zmieniły się w kule która go otoczyła. Błysnęło światło po czym Jay siedział już w myśliwcu! (to teraz zdjecia pojazdów. Kelly nie bedzie a nie wiem czy umiem rysować pojazdy...)

-Wow! - Zawołali pozostali z zachwytem. Walker był nie mniej zdziwiony od nich. Adepci przystąpili do działania. Wykonali czynności co przyjaciel. Juz po paru chwilach każdy miał swój pojazd. Zane, oraz Kai mieli motory,



Cole mini samochód,
a Kelly - odrzutowiec. (Podobny do Jay'a ale w kolorach szary, srebrny i trochę złotego oraz czarnego)
  Bez dalszych zastanowień ruszyli w pogoń za wężami. Maszyny okazały się tak samo szybsze a nawet trochę bardziej od smoków.
-Czy twój flet też się w coś zmienia? - Spytała Nya
-Chciałbym - westchnął.
  Wojownicy bardzo szybko dogonili ofiary. Kelly i Jay działali z powietrza. Od dwóch stron oblecieli helikopter.
-Co to było? - Zawołał Lloyd starając się zidentyfikować dwa pojazdy.
   Walker trochę za bardzo poleciał do przodu.
-Jay nie rozpędzaj się tak - zaśmiała się błekitnooka przez nadajnik zainstalowany w pojeździe.
-Dopiero co obczajam ile to cacko potrafi - odpowiedział. - Zatrzymaj ich tam przez chwilę a ja zawrócę.
-Się robi.
   Kelly pociągnęła kierownice do siebie. Odrzutowiec uniósł się w górę po czym zanurkował w dół.
-Ej to trochę jak sterowanie smokiem - powiedziała.
   Zakręciła tuż przed helikopterem zmuszając go do zatrzymania się w powietrzu.
-Jay działaj.
-Już, już - Myśliwiec skierował się na cel. - Zobaczmy co to  potrafi...
  Kliknął na chybił trafił pierwszy lepszy przycisk. Przezroczysty dach otworzył się a maszyna zaczęła bączkować. Leciała prosto na helikopter. Lloyd i przywódca plemienia zgięli się w pół aby nie oberwać skrzydłem. Gdy się wyprostowali Fangtam z przerażeniem i złością jednocześnie stwierdził, że zabrali mu berło!
-Złapałem? Złapałem!- Mistrz Błyskawic sam się zdziwił.- Taaak!
   Przez rozproszenie nie skupiał się i myśliwiec...  zniknął. Chłopak zaczął spadać w dół.
-Musisz się skupić! - Wrzasnął Kai który z pozostałą dwójką zdążył dojechać.
-Bez szaaaaaaans!!!!!
-Musimy go...
   Smith nie dokończył bo jego pojazd tez zniknął tak jak Cole'a i Zane'a. Jednak oni mieli bliżej do ziemi.
   Natomiast nastolatek spadał w szybkim tempie. Zamknął oczy nie chcąc patrzeć na szybko zbliżającą się ziemię. Nagle poczuł, że już nie spada. Otworzył oczy. Siedział w pojeździe Kelly.
-Uff - sapnął opierając się o fotel. - Fajnie, że wpadłaś
-To raczej ty do mnie - uśmiechnęła się. - Złapałam Jay'a  - nadała przez komunikator.
   Podleciała nisko do pozostałych. Rodzice Jay'a, Nya oraz Sensei siedzieli w samochodzie Walkerów. Za kierownicą siedziała siostra Kai'a. Ed i Edna byli już całkiem zieloni. Pozostałe Żmijampiry wyłoniły się zza wydmy. Kai machnął bronią chcąc aby skuter znowu się pojawił. Nic z tego
-Czemu nie działa? - Załamał się.
-Broń jest przedłużeniem twojego umysłu. Jeśli nie jesteś skupiony broń nie wykorzysta swoich możliwości - wyjaśnił kolejny raz Wu a w tym czasie Kelly i Jay spadli na ziemię. Staruszek westchnął. - Co mówiłem?
-Oj tam dopiero co się uczymy - przypomniała Kelly rozmasowując plecy.
-Szybko, musimy wrócić na statek - powiedział niebieski ninja.
  Wszyscy wskoczyli do samochodu. Nya wcisnęła gaz. Został po nich kurz. Zajechali z piskiem opon pod kwaterę. Jak błyskawica wpadli do pokład.
-Chodźcie ze mną - Nya zwróciła się do starszych Walkerów, wyjęła z berła czerwony kamyk . - Odrobina antidotum powinna wam pomóc.
  Wbiegła z nimi pod pokład. Przyżądziła serum zgodnie ze wskazówkami Wu. W tym czasie ninja zajęli pozycję. Żmijampiry były już blisko.
-Jay szybciej! - Zawołał Kai wyglądając za okno.
-Tylko czekałem na tę chwilę- oznajmił po czym wcisnął czerwony przycisk. Oczekiwał na efekt. Nic! Kliknął kilka razy.No nic, nic, nic!
-No co jest?! - Jęknął zaglądając do systemu. - Wszystko zrobiłem
   Ed i Edna wypili antidotum
-Może ci pomóc? - zaproponował Ed już w swojej normalnej formie. Serum zadziałało.
-Eee tato...
  Jay podrapał się w tył głowy. Mężczyzna bez zachęcania ukląkł przy mnóstwie kabelków
-co my tu mamy...? Hmm... o tak! - Połączył coś, tam odłączył... - Spróbuj teraz,
   Jay  kliknął przycisk. Na początku znowu nic się nie działo. Dopiero po sekundzie skrzydła" statku same się rozpostarły, z tyłu i z przodu pojawiły się dwa silniki. Odpaliły. Statek zaczął unosić się w górę. Nya straciła równowagę na szczęście Jay w porę ją złapał żeby nie wyleciała. Niestety 15-latka wypościła berło, które wypadło i spadło na ziemię uderzając wcześniej węża. Wbiło się w piasek. Statek oddalił się. Helikopter wylądował. Generał chwycił berło.
-Tych ninja....
-...trzeba  porządnie sprać - Fangam i drugi znowu bawili się w dokańczanie zdań.
-Eh ciągle to powtarzam - mruknął Lloyd.

*


   Gdzieś daleko, nad poziomem chmur, latająca kwatera ninja sunęło powoli po niebie. Rodzina Walkerów zgromadziła się z przodu pokładu.
-Odstawimy was na złomowisko jak już będzie bezpiecznie - powiedział Jay. - Ale jak na razie możecie zostać ile chcecie - dodał z uśmiechem. - Cieszę się że jesteście.
-Zapisz to Edno. Ze wszystkich naszych dzieł, to wyszło nam najlepiej - ojciec mrugnął do syna
-Nie muszę tego zapisywać, bo to wiem - zaśmiała się kobieta.
   Rodzina wpadła sobie w objęcia. Kelly opierała się o barierke, przyglądała się tej scenie z górnej części pokładu. Z jednej strony była szczęśliwa ze szczęścia przyjaciela lecz z drugiej gdy patrzyła na taką scenę przypominało jej się, że ona  nie poznała swoich rodziców. I może nigdy ich nie pozna?
   Odwróciła wzrok i spojrzała na wschód. Nie wiedziała czemu jej myśli nagle zaczęły krążyć wokół młodego Garmadona. Co zamierza teraz zrobić? Gdzie stworzy nowe centrum dowodzenia? Jaki ma dalszy plan? A po najważniejsze czy kiedykolwiek się opamięta?
   Te pytania na razie pozostawały zagadką.





~~~~~~~~~~~~
  Wyspałam się, błędy sprawdziłam (mam nadzieję że ich nie ma) więc teraz podsumowanie. Rozdziału nie było dość długi czas, ale zbliża się czerwiec i licze że wreszcie znowu będą się pojawiać co tydzień w piątki. Eh no i zapomniałam co jeszcze miałam napisać... *zerka na kalendarz* Mam w poniedziałek tylko jedną klasówke a w środe kartkówke a tak to nic. Czyli będę mieć więcej czasu na pisanie. Tak!
Dobra miały być dedyki. Chwila,muszę sobie przypomnieć dla kogo... O już mam.
   Dark_Angel
I... Iiii a no tak!
   Florence Tano
   May Solo
  Z tego co mnie pamięć nie myli to właśnie dla was :)
 Kończe bo jakoś mam sporo weny i trzeba to wykorzystać.
Pozdrawiam
~Vanessa~



  

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ja: Przepraszam za spóźnienie, ale już jestem.
      Jak można pisać tak długie rozdziały? Podziw.
      Moje serce skradł 1 fragment. Opisy bardzo mi się podobały. :)
      Sophie: Oj przestań zanudzać. Ninja dali popalić wężom.
      Daisy: A ty tylko o walce, eh. Kai oczywiście jest najlepszy.
      Ja: *facepalm* Przemilczę to. Widzę, że brakuję w wpisie przecinków. Te węże są fajne! Milutkie i takie...
      Trixie: Serio? Mogłyby Cię w każdej chwili przemienić lub zabić. Miłej zabawy.
      Kayla: Pozdrawiam Lloyda! Lubię Cię! *macha*
      Sophie: Dziwna jesteś.
      Ja: I tak są miłe! Czekam z niecierpliwością nn! :P
      Wszyscy: NMBZT! :D

      Usuń
    2. Ja: Przecinki to moja *ziewa* zmora. Nigdy nie wiem, kiedy wstawić. Przed ale, że, kiedy... Co dalej? xDD Serio długi? *przeglada rozdział* Faktycznie O.O Same mi jakoś takie wychodzą ^.^ ... *drapie sie w tył głowy* 30 też bd długi (chyba nwet bardzo) bo chce mieć kwestie Lloyd'a już za sobą. Mam nadzieję że nie przeszkadzaja takie.
      Kelly: *krytycznym spojrzeniem patrzy na Żmijampiry* Czy słodkie... nie powiedziałabym...
      Ja: *zieeeewa*
      Lloyd: *very happy, odmachuje*
      Kelly: A my bd ciebie niańczyć... super.
      Ja: I tak go polubisz. Taki już twój los xD
      Kelly: Bedzie to widać w one shocie. Polubie jak sie wreszcie ogarnie.
      Jay: ...A może zakoczenie?
      Sensei: *kreci przeczaco głową*
      Kai: Szybki atak?
      Sensei: *znowu kreci glowa*
      Kelly: No to ja już nie wiem! Vanessa pisz szybciej ten rozdzial bo jutro juz piatek!
      Ja: *robi sobie lekka kawe* Trzy godziny zwiedzania... Umieram. Spać.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dopiero teraz kometuję. Masakra.
      May: Nie narzekaj. I rób to szybko, trampolina czeka.
      Nicolas: oj, czeka, czeka.
      Ahsoka: LLoyd, jak ci wpie..
      Ja: no, już. Cicho. Rozdział bardzo fajny ^^ Przyjemny do czytania i z akcją.
      Ness: Hey...
      Han: Wreszcie! Chodź tu i się nie bój. Aha, no i Lloyd, ty na serio? Człowieku, zaraz ciebie w wężonona zamienią. A rodzice Jay'a...
      May: Od początku wiedziałam, że coś jest z nimi nie tak. WIEDZIAŁAM, ŻE TO WĘŻONONY!!!!!
      Ja: Przecież to ludzie...
      Nicolas: Dobra, potem będzie dłużej.
      Ja; TRAMPOLINO< NADCHODZĘ!!
      NMBZT! :*

      Usuń
    2. Lloyd: *zdyszany wpada do pokoju* Skąd on *wskazuje n Han'a* wiedział co żmije chca ze mną zrobić?
      Kelly: Bo to proste. Fajnie będzie jak cie wystawią.
      Kai: Kelly!
      Kelly: Czego?
      Kai: Chodź tu i myśl dalej.
      Kelly: Eh sam cos wymyśl. To przez ciebie. Ja odpowiadałam na wasze pytania
      Ja: *zwala się na łóżko* Jestem zmeczona, musze sie uczyc do fizyki a chce pisać!
      Ness: Ale na kartkówka jest w środe
      Ja: Serio?!
      Ness: Yep
      Ja: Aaa no to luzik arbuzik. *przelewa wene na papier*
      Ness: Hey moja tymczasowa imienniczko :) Nie cykaj sie aż tak.
      Kelly: Ciekawe jak ty bd sie zachowywać na obcej planecie z obcymi calkowicie dla siebie ludzmi
      Ness: To sie okaże.

      Usuń
  3. Jenny: Lloyd - dziecko węży. Szlaja się jak ja w wieku 9 lat po cmentarzach :")
    Kyoya: W wieku 9 lat siedziałas w ośrodku, kłamczucho.
    Jenny: A morda. Mogę zabić tę żmijo trupy? *oczy szczeniaka*
    Ja: Pfff nie mam weny na koma. Jutro konkretniej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hey hop!
    Przybywam!
    Vaanessa!! *rzuca się na szyję Vanessie*
    Drugi dedyk za drugim rozdziałem! Dziękuję!
    Lloyd, tchorzofretko! Odwagi! Przecież jesteś synem Pana Mroku!
    Błędów chyba prawie nie było, dziś wyjątkowo nie zwracam na nie większej uwagi.
    Tylko mam jedną prośbę. Mogłabyś przy dialogach stawiać spacje? Tak jest bardziej przejrzyste.
    Tralalala...
    Ogółem super rozdział, jak Ty je takie długie piszesz? Zazdro...
    A masz wene to nie będę przynudzac, pisz, pisz ^-^.
    A więc...
    Do następnego, May Solo ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lloyd: Nie jestem tchórzofretką!
      Kelly: Yhym jasne. To czemu zwiałeś?!
      Lloyd: Bo byś mnie przejechała!
      Kelly: Też mi argument. No przecież dokładnie: jesteś synem Lorda Garmadona!
      Lloyd: Dopiero co się ucze jak byc zły
      Ja: Właśnie z tymi spacjami przy dialogach to z czystego lenistwa mi się nie chce. Ale mogę sprówoać. Jeśli bd to robić regularnie to pewnie wejdzie mi to w nawyk. Serio prawie nie wyłapałaś błedów? Pisałam końcówke po 22 xDD a jednym okiem oglądałam Transformersy. *drapie się w tył głowy* Sama nie wiem jakim cudem mi takie długie wychodzą... Tak o. weny mam duuuuużo. Już napisałam dwie strony w zeszycie ^^
      Kelly: *Czyta to co Vanessa napisała* Czemu ja mam tak porąbane sny?!
      Ja: *z uśmieszkiem wzrusza ramionami*
      Kelly: O rany.
      Ja: Dobra bierzemy się za przepisywanie histroii a potem za rozdział

      Usuń
    2. Chelsea: May! Nie dokuczaj Lloydowi, ja go lubię! ^-^
      Ja: JA dokuczam? Dokuczanie w moim wypadku wygląda DUUUŻO inaczej... *śmieje się złośliwie i mruga do Jess*
      Jessica: *dołącza do May i się śmieje*
      Chelsea: Ale i tak Olivia to większa tchorzofretka i odczepcie się od przystojniaka!
      Jessica: Podrywaczka, podrywaczka... *śpiewa falszujac*
      Magnus: Lloyd to nie przystojniak! Spójrzcie na mnie *porusza znacząco brwiami*
      Ja: Ok! Koniec tych gadek szmatek! Tak, Vanessa, nie zauważyłam wiele błędów :p. I serio nie wiem jak piszesz soł long czapters.
      Percy: Bo ona ma talent, nie to co ty.
      Ja: Siedź cicho, bo ty to nawet słowa nie potrafisz napisać *gromi Percyego wzrokiem*
      Tralala! Kończę i idę jeszcze do Magdy.

      Usuń
    3. Kelly: Widzisz ktoś cie lubi, młody.
      Lloyd: Oddasz mapę?
      Kelly: Nie :P
      Ja: Czy mam talent? Nie pow...
      Kelly: *stuka palcami w grubą książke*
      Ja: No może troche :) Podziekować za to mojej BFF. Która zaraziła mnie pisaniem ^-^ A ja musze sie na jutro na historie nauczyc a chce pisaaać!!!
      Kelly: Ucz się ucz bo nauka to do Platrówki klucz. A gdy ten klucz zdobędziesz to może kiedyś w Hiszpanii będziesz.
      Ja: Eh no dobra... *opornie zaczyna czytać notatki*

      Usuń
  5. Przeczytane! :)
    Lloyd wypuścił kolejne wężyki i do tego wampirki o.o
    Jack:Mam wrażenie że ty chcesz doprowadzić ich świat do rozłamu.
    Ja:Nie ja tylko cieszę się szczęściem Lloyda.
    Jack:No właśnie widzę a te maszyny mi się spodobały nie powiem. A te węże to jak taka jedna kumpela Kruka jak ona to ją nazywa? A "Wąż menda łysa kanalia jadowita..."
    Lilka:*wrzuca przez drzwi wielką walizkę i sama wchodzi zaraz po niej ubrana w czarną, siatkową sukienkę i kapelusz na głowie* Gotowa spakowana i możemy jechać! ^^
    Ja:Nie możemy bo pan jaśnie księciunio oświadczył że nigdzie nie jedzie a ja sam się jeszcze nie spakowałam.
    Jack:Bo nie jadę na żadne Mazury bo mam pracę i tyle w tym temacie.
    Ja:Jedziesz.
    Jack:Nie.
    Ja:Tak.
    Jack:Nie.
    *kłótnia w oddali*
    Lilka:Aj tam z nimi to tak zawsze. Ten mały gówniarz mnie irytować zaczyna wam powiem nie ma co robić tylko węże z nory wypuszczać? A ty Kelly nie smutaj masz chłopaków i mistrza i mnie też masz*tuli Kelly* A te węże psiknie się muchozolem po face i po kłopocie. Czekamy na next^^
    Ja:Tak!
    Jack:Nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kelly: *jak echo* Historia...historia...historia...
      Ja: *wali sie ksiazka w glowe* 1895! 1895! 1895!!!
      Lloyd: Mam dość! *rzuca mapę o ziemię i zaczyna deptać*
      Kelly: Bardzo dobry pomysł. Sfajcz to to już nic wężowego nie wyposcisz
      Lloyd: Ciociu Vanesso!!!
      Ja: Ucze się.
      Lloyd: No ale napisz to w 30 rozdziale. Nie rozdzielaj na dwa bo mnie Lilka zje *chowa sie za krzesło*
      Ja: Eh zobacze. Masz lizaka i idź.
      Lloyd: *je lizaka przygladajac sie pogietej mapie* A to co?
      Kelly: Oddawaj! *zabiera Lloyd'owi mape* Nie uwolnisz kolejnych!
      Lloyd: Ej! *goni Kelly*
      Ja: Mazury? Też chce!
      Kelly: *siedzi na dachu z mapa* Wiem Lila :)) No ale jednak. A mniejsza nie smutam taki ladny dzien trzeba Vanesse pozrzucać z hamaka.
      Ja: A następny może już wreszcie regularnie w piatek? Bo mam duuużo weny jak pewnie juz wszyscy wiedzą ^^

      Usuń
    2. Ja:Historia to jedno ze zła piekielnej placówki szkoły.
      Lilka:A ja lubię historię jest ciekawa. Ja Lloyd nie jem dzieci ani ludzi.
      Zmora:Za to ja tak. :D
      Lilka:Cicho tam. Ale zawsze mogę dostać w ciry.
      Jack:Nie ma to jak wcisnąć dzieciakowi lizaka żeby się odczepił.
      Ja:Jak ci dam to się spakujesz?
      Jack:Nie.
      Lilka:Właśnie uświadomiłam sobie ze tam jest dużo wody a ja wody nie lubię. No trudno i tak tam jadę a ciebie młody Garmadonku mam na oku. To dobrze że masz wenę Vanessa bo Kruk to w ogóle coś odwala ostatnio.
      Ja:Ja nie mogę znaleźć swoich japonek! :'(
      Lilka:Ja je odnajdę tylko po to żebyś nie jęczała.
      Ja: :)
      Lilka:Tak wiem jestem wspaniała bijcie pokłony.
      Ja:I co jeszcze? -_-

      Usuń
    3. Ja: Słodycze zawsze dobra rzecz na przekupstwo by dzieciak sie odczepił na pare minut.
      Kelly: Ale potem wróci i bd chciało więcej *trzyma wysoko reke w ktorej ma mapę*
      Lloyd: *podskakuje aby zabrać Kelly mape*
      Kelly: Jeszcze troche ci brakuje, młody.
      Ja: Taki ładny i cieply dzień a ja musze do historii zakuwać. Chce na dwór!
      Kelly: Najpierw prochy na alergie.
      Ja: APSIK! Nic nie mów. Myslalam ze sobie polazła ale wróciła.
      Kelly: Ciesz sie bo chyba ze sobą Wene przyprowadziła.

      Usuń
    4. Jack:Dziewczyno poucz się jeszcze chwile i wyjdź się dotlenić bo przepalisz obwody.
      Ja:Zauważyłam ze Jack jest taki miły tylko u was a na innych blogach iż nie do końca. Hy? Jak to jest Jack?
      Jack: Ja nic nie wiem na ten temat.
      Ja:Hy hy*kiwa twierdząco głową*
      Lilka: Vanessa ma alergię to nie fajne chyba. Dobrze że ja nie mama.

      Usuń
    5. Ja: APSIK! Bardzonie nie fajnie *wydmuchuje nos* Dobra idziem na dwór! Zaklepuje hamak! *i tyle ją widziano*
      Kelly: Czyli Jack jest tylko u nas milusi. Hmm podejżane. Mniejsza jest spoko gdyby nie pracowal dla doktorka Z. Ej Vanessa teraz moja kolej!

      Usuń