Dedykt dla: Emily Tano oraz Sovbedlly.
Od podpisania ze szkieletami pokoju zapanował względny spokój. Nikt nie próbował splondrować wiosek. Miało to dobre jak i złe strony. Tą drugą jest fakt, że wojownicy oprócz codziennych treningów nie mieli co robić. Jednak niektórym z nich udało się wyrwać od rutyny.
Dwa smoki przemieżały puste niebo. Kelly ubrana w normalny strój siedziała w pozycji pół leżącej opierając się na szyi Vild'a. Nie wiedziała dlaczego odczuwała aż taki stres... Może dlatego, że po ośmiu latach ma spotkać się ze swoją dawną przyjaciółką? Tak, to pewnie to. Wyprostowała się.
-Daleko jeszcze? - Spytała.
Flame zrównał się ze smokiem wiatru.
-Gdzieś tak 15 minut - odpowiedział Kai.
Kelly westchnęła. Przez kilka minut lecieli w milczeniu.
-Trzeba jednak przyznać, że od kiedy zawarliśmy pokój ze szkieletami to jest tak jakoś nudno - zagadnęła.
-Nie zapominaj o Garmadonie. W każdej chwili może powrócić - przypomniała Nya siedząca za Kai'em.
-Wogóle nie rozumiem czemu od tak sobie zniknął.
-Żeby stać się silniejszym i władać wszystkimi Złotymi Brońmi - odpowiedział czerwony ninja.
-Ciekawe jak chce tego dokonać - zastanowiła się Nya. - Może dorobi sobie dwie ręce. No bo jak inaczej chce je wszystkie utrzymać?
-Ej chwila- Thifer ożywiła się. - A co ze Srebrną Bronią? Garmadonowi chodzi tylko o cztery pozostałe. W takim razie co z piątą?
-Faktycznie, chodziło mu o złote. Jakoś nie wspominał o twojej.
-Pożyjemy zobaczymy. A teraz prawie dolecieliśmy - powiedział Kai.
Ich oczom ukazał się zarys miasta oddalononego od nich o kilometr.
-A więc to jest Ninjago? - Mruknęła do siebie Kelly gdy ukryli smoki. Nie była jeszcze ani razu w stolicy.
Kai i Nya zebrali się do drogi.
-Zostań - poleciła Vild'owi i dołączyła do nich. Smok posłusznie ulokował się obok Flame'a. Chyba wszystkie smoki wykorzystywały każdą możliwą okazje do drzemki.
Dziwnie się czuła bez Srebrnej Broni pod ręką. Lecz podejżanie by to wyglądało gdyby dwójka wojowników wparowała do miasta z Magicznymi Brońmi. Jednak ona jak i Kai mieli ukryty w kieszeni rękawa bluzy mały sztylet. Głównie chodziło im o dyskrecje.
Reszte drogi przeszli pieszo. Po kilku minutach weszli do miasta. Nie zaskoczył ich tłum ludzi. Każdy się gdzieś spieszył. Szedł w swoją stronę. Po ulicach pędziły samochody i inne środki transportu.
-Przypomnijcie mi gdzie się umówiliście? - Spytała Kelly bacznie się rozglądając.
-Przy takiej kawiarni. Dość charakterystyczne miejsce. - Odpowiedziała Nya.
-Tak charakterystyczne, że aż go nie znam.
Przeszli przez przejście i znowu zaczęli iść niespiesznie chodnikiem. Ludzie mijali ich bez większego zainteresowania.
-Jak wogóle ma wyglądać wasze, nasze spotkanie? - Ponownie spytała Kelly ku swojemu zdziwieniu.
'Jak sie stresuje zaczynam za dużo gadać...'
-Spotkacie, pogadacie, do domu - powiedział Kai. - Tak z grubsza.
-Toś wyjaśnił - Sapnęła zchodząc z drogi spieszącemu się gdzieś rowerzyście.
'Chyba zginęłabym w takim mieście. Albo pozabijała wszystkich rowerzystów'
-No to chociaż powiedźcie kiedy mam wparować.
-Postaramy się odciągnąć Lune od nauczycielki z która ma przyjechać. I przyprowadzić do ciebie. A ty będziesz spokojnie siedzieć w parku - objaśniła czarno włosa.
-Spokojnie to ja nie wiem. - Mruknęła.
Dalszą drogę przeszli w ciszy nie licząc panującego zgiełku. Kelly szła zamyślona. Z relacji ognistego rodzeństwa dowiedziała się, że w Hadberk wszystko poszło gładko. Opiekunki chyba łyknęły haczyk skoro się zgodziły. Jednak pytanie brzmi czy Luna w to uwierzyła. Kelly od razu znalazła odpowiedź. Jej przyjaciółka była inteligenta, potrafiła logicznie i trzeźwo myśleć. Pogodziła się z myślą, że rodzice jej nie chcieli. Lecz nie dowiedziała się czy ma inną rodzinę. Gdy Kelly zadawała jej to pytanie mówiła że jeśli by ją miała to by zainteresowali się jej losem.
-Doszliśmy - głos Kai'a wyrwał ją z zamyślenia. Ostatnio częściej jej się to zdażało. Nie doszli do kawiarnii tylko do parku. Kawiarenka była kawałek dalej za kilkoma drzewami.
-Rozumiem, że mam tu siedzieć? - Spytała Kelly rozsiadając się na drewnianej ławce twarzą do kawiarnii.
-Lepszej opcji nie ma - stwierdziła Nya.
-No dobra poczekam - westchnęła podciągając jedną nogę. - Powodzenia życzę.
-Przyda się. Podobno ta twoja koleżanka jest uparta - powiedział Kai patrząc na mały drewniany budynek. - Nie wiemy czy udało ją się tu zaciągnąć.
-Miejmy nadzieję, że tak - mruknęła czarno włosa. - Inaczej wszystko na marnę. Dobra, idziemy. Dam ci znać czy jest czy nie.
Rodzeństwo ruszyło w stronę kawiarnii. Kelly cały czas dyskretnie ich obserwowała. Usiedli na ganku przy małym stoliku. Jej cierpliwość kolejny raz została wystawiona na próbę.
Przesiedziała tak kilkanaście minut. Nic ciekawego się nie działo. Przez ten czas mogła sobie przypomnieć chwilę z przed 10 lat. Szczególnie pamiętała dzień w którym pierwszy raz spotkała Lune.
"Był poranek jak co dzień. 6-letnia Kelly siedziała na stołówce. Jak zwykle przy ostatnim stole na końcu. Nie lubiła być w centrum uwagi. Wolała siedzieć z boku i wszystko sobie obserwować. Nie przepadała też za sierocińcem. Czuła się tu jak w więzieniu. Nigdzie nie można było pójść bez nadzoru opiekunów.
Mieszała w mleku patrząc w jakie dziwne wzory układają się płatki. Myślała, że dzisiaj będzie kolejny nundy dzień. Jednak myliła się. Wyczuła, że ktoś stoi z drugiej strony stołu. Podniosła na tego kogoś wzrok. Sądziła, że to Takashi. Chłopak starszy od niej o cztery lata. Nie dawał jej spokoju od kilku miesięcy. Zdziwiła się gdy zobaczyła dziewczyne na oko osiem lat z dwoma jasno fioletowymi kucykami i czerwonymi jak ogień oczami. Nie widziała jej wcześniej. A siedzi w tej dziurze od niemowlaka.
Przez chwilę tak patrzyły na siebie, aż starsza przerwała ciszę.
-Mogę? - Spytała wskazując na wolnę miejsce obok brunetki.
-Tak - mruknęła i trochę się przesunęła.
Czerwono oka usiadła ze swoją tacą na śniadanie. Też jadła płatki.
-To jedyna dobra rzecz tutaj - powiedziała nieznajoma a Kelly zdała sobie sprawę, że wgapia się w jej miskę z płatkami czekoladowymi. Przez kilka kolejnych chwil każda zajmowała się swoim śniadaniem.
-Czemu siedzisz na uboczu? - Odezwała się jasno włosa.
-Bo lubię - mruknęła brunetka.
-Spoko. Też nie przepadam za tłumem. A tak przy okazji, jestem Luna.
8-latka wyciągnęła w jej stronę ręke.
-Kelly - Błekitnooka uścisnęła dłoń nowo poznałej dziewczynie. Wtedy nie wiedziała co z tego spotkania wyniknie."
Jak się później okazało z tej niemrawej rozmowy wyrosła wielka przyjaźń. Mistrzyni Wiatru przypomniał się też wieczór gdy pierwszy raz kogoś uderzyła tak, że go zabolało...
"Po tygodniu Kelly i Luna zdążyły się zaprzyjaźnić. Dużo ich łączyło ale też i różniło. Tsukiro miała gadane. Potrafiła w dyplomatyczny sposób wybrnąć z sytuacji. Jednak brunetka znała wybryk natury na którego nic nie działało.
Zbliżał się wieczór. Kelly spacerowała wzdłuż płotu a w zasadzie muru ogrodzającego sierociniec. Kopnęła kamyk który potoczył się kawałek dalej. Luna gdzieś jej się zawieruszyła. A szkoda. Dobrze czuła się w jej towarzystwie. Miała przynajmniej z kim pogadać. W pewnym momenecie poczuła, że papierowa kulka uderza ją w tył głowy. Odwróciła się aby zobaczyć kto to zrobił, lecz nikogo nie zobaczyła. Odwrócenie się sprawiło, że nie dostrzegła czyjejś wyciągniętej nogi. Tylko dzięki fartowi albo kociemu refleksowi nie runęła na ziemię. Zachwiała się po czym odzyskała równowagę.
-Uważaj jak leziesz - warknął 9-letni rudy chłopak.
Kelly aż za dobrze znała jeden z głosów. Przed nią stał Takashi a obok Brad, o którego nogę by się wywaliła. Było jeszcze dwóch innych - Carl i James.
-Sorki nie zauważyłam - mruknęła i chciała ich wyminąć lecz James zagrodziła jej drogę. No nie znowu się zaczyna - Westchnęła w duchu.
-A dokąd się tak spieszysz? - Spytał bezkarnym głosem brązowo włosy Takashi.
-Nie twoja sprawa - odparła. Miała ich już serdecznie dosyć.
-Nasza Bezimienna pokazuje pazurki - zaśmiał się Carl.
Dziewczynka poczuła jak złość zaczyna w niej płonąć jak na razie małym płomyczkiem. Takashi nie dawał jej spokoju od kilku miesięcy. A ona nie mogła i też nie wiedziała co z tym zrobić. Nie mogła się poskarżyć dlatego że po pierwsze nie chce być kapusiem. Po drugie i tak jej nie uwieżą a po trzecie co im mogą zrobić? Przecież nie wywalą ich z bidula.
-Czego znowu chcecie? - Spytała z irytacją.
-Podobno zakolegowałaś się z nie jaką Tsukiro - powiedział brunet.
-I co wam do tego? Koleguje się z kim chce.
-Sęk w tym, że z tobą nikt nie chce się przyjaźnić.
-Założymy się? - warknęła. Płomień w niej narastał.
Brunet zaczął krążyć wokół 6-latki jak lew przy ofierze. Kelly nie spószczała z niego wzroku.
-Z taką osobą jak ty nikt się nie zakoleguje. Prędzej czy później zostawi cie dla kogoś kto przynajmniej wie jak się nazywa.
Przez błekitne oczy Kelly przemknął dziki błysk. Nie cierpiała jak ktoś przypominał jej o tym, że nie wie jak ma na nazwisko. Zacisnęła małe piąstki. Ale co ona mogła zrobić czterem chłopakom wyższych od niej? Nie sięgała im do mostku.
-Chyba nie będziesz się stawiała? - Zakpił Brad i niby przez przypadek trącił ją ramieniem.
Rozluźniła uścisk. Déjá vu. Chciała to przeczekać tak jak zwykle. Ponabijają się i dopuszczą. Taką miała przynajmniej nadzieję. Gdzie jest Luna? Akurat teraz jak jej potrzebuje. Takashi stanął za jej plecami. Nie lubiła jak ktoś tak stał. Chciała się odwrócić lecz on kazał jej stać tak jak stoi. Posłuchała i z wielkim trudem sie opanowała.
-Wiesz co - zaczął - trochę mi ciebie szkoda. Od tych sześciu lat nikt cię nie zaadoptował. Będziesz tu tak siedzieć i siedzieć... No bo kto by się tam chciał? Nikt. Dziecko bez nazwiska a to dobre. O wiem jak będziemy cię nazywać. "Kelly bez nazwiska" Co wy na to chłopaki?
Jego koledzy wyrazili poparcie kpiącym śmiechem.
-I jak Kelly bez nazwiska? Pasuje ci nowe nazwisko? A może jeszcze imie ci zmienimy? Kto wie czy ono nie jest ściemnione.
Tego było już za wiele. Brunetka poczuła w sobie nagły przepływ energii. Ogień zapłonął w niej na dobre. A może nie ogień tylko dziki wiatr?
Wiedziona impulsem zacisnęła prawą pięść. Nagle i gwałtownie odwróciła się i wzieła zamach. Zdezorientowany Takashi poczuł tylko ból gdy ta mała drobna dziewczynka przywaliła my prawym sierpowym z nos. Pociekła mu krew. -Ty mała... - Warknął w miejsce gdzie przed chwilą stała jednak Kelly już tam nie było.
Była drobna ale szybka. Dobiegła do potężnej jabłoni, która rosła kilka metrów dalej. Chwyciła się się jednej gałęzi i podciągnęła się. Równie szybko znalazła się dobre 3-4 metry nad ziemią. Usiadła na grubszej gałęzi. Banda Takashiego zdążyła w tym czasie znaleźć się przy drzewie. I na tym się skończyło. Sam Takashi trzymając się nadal za krwawiący nos wydzierał się na kumpli. Żaden z nich nie potrafił się wspinać a szef miał na dodatek lęk wysokości.
Kelly potarła obolałe knycie. Nigdy wcześniej nie udeżyła kogoś tak, że go zabolało. Nie zdawała sobie sprawy ze swojej siły. Wreszcie po tak długim czasie przywaliła temu bucowi. Nie powstrzymała się i pokazała im język. Teraz była górą. Dosłownie. Tylko co dalej? Takashi z Carlem i James'em poszli sobie a Brad został przy drzewie.
-Kiedyś zejdziesz! - Zawołał odchodząc. Jednak przez to że trzymał się za nos jego głos brzmiał dziwnie. - A wtedy Brad będzie na ciebie czekał.
Zniknęli za zakrętem. Brad usiadł pod drzewem. Przed tem wrednie się do niej uśmiechnął. Kelly oparła się plecami o pień. Ciężko wypóściła powietrze. Spóściła jedną nogę i zaczęła nią machać w powietrzu.
Przesiedziała godzinę. Na jej szczęście miała pod ręką kope jabłek. Przynajmniej nie umrę z głodu - pomyślała wcinając czerowne jabłko. Po jakimś czasie usłyszała jak Brad'owi burczy w brzuchu. Zachichotała i spóściła mu na głowę ogryzek.
Minęła kolejna godzina. Brad zaczął się nudzić. W pewnym momencie zasnął. Kelly wykorzystała to i zeszła z drzewa. Po cichu oddaliła się. Biegła wzdłuż muru. Od kolejnego drzewa którego gałęzie sięgały jej okna dzieliło ją kilka metrów. Nagle poczuła że na kogoś wpadła. Siła rozpędu przewaliła ją na ziemię. Przestraszyła się myślą że to ktoś od Takashi'ego albo nawet samego Takashi. Ulżyło jej gdy zobaczyła czerwone oczy Luny.
-O Kelly. Wszędzie cię szukałam - powiedziała i pomogła jej wstać. Gdzie byłaś przez dwie godziny?
-Miałam... trochę kłopotów - odpowiedziała i odruchowo spojrzała za siebie czy przypadkiem Brad się nie obudził i jej nie goni.
-Takashi. - Stwierdziła
-Skąd wiesz? - Zdziwiła się.
-Widziałam całe zajście - wyjaśniła.
-I nie pomogłaś mi??
-Przeczuwałam, że sama dasz sobie radę. Nieźle przywaliłaś temu Takashi'emu.
Kelly podrapała się w tył głowy nieco zmieszana. Gdy chciała coś odpowiedzieć usłyszała ciche tupanie. Luna też to usłyszała. Wymieniły spojrzenia.
-Wskakuj na drzewo - szepnęła Tsukiro.
Kelly szybko znalazła się na gałęzi. Okazało się że Luna też umie się nieźle wspinać. Usiadła na drugiej gałęzi obok. Wyjęła z pudełka przy pasie mały kamyk. Zza pasa wyjęła mały rozdwojony patyk z sznurem i małym jakby pojemniczkiem. Kelly domyśliła się, że to proca. Jasno włsa włożyła na miejsce kamyczek.
-Coś ci pokaże - powiedziała widząc zainteresowanie towarzyszki.
Do drzewa dobiegł Brad. Rozejrzał się. Nie przyszło mu do pustego łba aby spojrzeć w góre.
-Wiem że tu jesteś! - Zawołał. - Wyłaź natychmiast!
Luna naciągnęła lekko rzemień. Wycelowała w nadgarstek niczego nie spodziewającego sie chłopaka. Póściła rzemień. Kamyczek uderzył w dłoń rudego. Zawył z bólu. Spojrzał na drzewo. Jednak zapadający zmrok sprawił że nic nie zobaczył. Luna powoli nałożyła kolejny pocisk. Teraz naciągnęła mocniej i celowała w kamienny mur. Kamyk odbił się i znowu trafił Brad'a. Zaczął się rozglądać za snajperem.
-Jeszcze kiedyś się doigrasz! - Ostrzegł a proca Luny znowu poszła w ruch. Wściekły odszedł. Ciekawe jak Takashi na to zareaguje. Dziewczyny odczekały chwile a potem wybuchnęły śmiechem.
-Dzięki - podziękowała Kelly gdy się opanowały. Weszła przez otwarte wcześniej okno do swojego pokoju. - Ale teraz będziesz mieć tylko kłopoty. Na jedno mogłaś się nie mieszać.
-I zrezygnować z zobaczenia miny Brad'a? - Zaśmiała się. - Warto było. -Ale teraz też będziesz mieć z nimi na pieńku.
Jasno włosa machnęła na to ręką.
-Z moją procą i twoim sierpowym damy sobie radę.
-Damy? - Powtórzyła Kelly. - Chcesz mi pomagać?
Luna uśmiechnęła się szeroko.
-Czego się nie robi dla przyjaciół?"
Te słowa zapadły w pamięć 16-letniej już Kelly. Ostatnie dwa lata w sierocińcu spędziła przyjemniej. A wszystko dzięki Lunie. W jednym miała racje. Takashi przyczepił się też do niej. Jednak w końcu się postawiły. Wywinęły im wredny numer. Banda Bezkarnego na kilka miesięcy dała im spokój. A Kelly i Luna stały się nowym postrachem w bidulu. Mądrzejsi nie zadzieralili z nimi a ci którzy to zrobili obrywali sierpowym albo pociskami z procy.
Po dwóch latach Kelly stwierdziła, że sierocieniec to nie dla niej. Pewnej nocy z pomocą przyjaciółki dała nogę. Jak się teraz nad tym zastanowiła to gdyby nie ta nagła decyzja nie byłaby teraz szkolona na wojowniczkę ninja. Wszystko ma swoje dobre i złe strony.
Przeciągnęła się na ławce. Zaczynała się nudzić. Wtedy jak na zawołanie jej bransoletka na lewym nadgarstku zaczęła mrygać. Była szeroka, srebrna z niebieskim owalnym kamykiem. Nacisnęła go na znak że odebrała sygnał od Nyi. Branstoletka przestała się świecić a ona spojrzała w stronę kawiarni. Wreszcie coś się działo.
Do stolika przy którym siedziało rodzeństwo podeszła jakaś kobieta po pięćdziesiątce. Kelly z tej odległości nie była w stanie zobaczyć dokładnie twarzy. Zasunęła suwak pod szyje i zarzuciła na głowę kaptur od bluzy. Spokojnym krokiem znalazła się przy drzewach oddalonych od kawiareenki o kilka metrów. Schowała się za jednym z nich i dyskretnie wyjżała.
Rozpoznała tą kobietę chociaż wolała jej już nigdy nie zobaczyć. Był to Kraken. Najwredniejsza nauczycielka i opiekunka jaką znała. Nie lubiła jej i vice versa. Jednak bardziej zainteresowała ją postać stojąca obok. Wysoka nastolatka o jasno fioletowych włosach stała jakby z przymusu obok kobiety. Miała na sobie ciemno granatową sukienke zapinaną pod szyją sięgającą przed kolano. Czarne buty do kolan i tego samego koloru rękawiczki. Jej czerwone oczy rozglądały się ni to z zainteresowaniem ni to ze zdudzeniem. Kelly kogoś przypominała. Dopiero po chwili ją rozpoznała. Luna bardzo wyrosła przez te osiem długich lat. Gdyby nie to spojrzenie to Kelly by się zastanawiała czy to na pewno ona.
Po kilku minutach dyskusji Kraken zgodził się na propozycje Smith'ów. Nauczycielka została a Kai i Nya wraz z Luną skierowali się do parku. Kelly nadal ukryta w cieniu drzewa widziała jak idą ścieżką. Mineli ją. Szła dyskretnie za nimi. Nya włączyła swój komunikator wiec słyszała o czym rozmawiają. Jednak Luna nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Prawie wogóle się nie odzywała. W pewnym momencie zmienili kierunek marszu. Skręcili na ubocze. Luna ciężko wypóściła powietrze.
-Możecie sobie odpóścić - powiedziała gdy stanęli. Splotła ręce na klatce piersiowej. - I tak nie wieże w to, że jesteście moim kozynostwem.
-Dlaczego? - Spytała Nya.
-Bo ja nie mam żadnej rodziny.
-Skąd taka pewność? - Drążył teraz temat Kai.
-Po prostu to wiem. Gybym kogoś miała to by się mną zainteresowali.
-Myślisz pesymistycznie - stwierdziła Smith.
-Myśle realistycznie - poprawiła ją bez żadnych emocji. Odwróciła się w stronę lasu- Po co wogóle mnie tu ściągneliście? Na pewno nie żeby zaadoptować. Wracam do Hadberk czy wam sie to podoba czy nie. Gdy będę mieć osiemnaście lat to...
-Wyniesiesz się z sierocińca - dokończyła za nią Kelly która pojawiła się obok rodzeństwa. -Masz rację, Kai i Nya nie mają zamiaru cię adoptować. To ja ich poprosiłam aby cię znaleźli. W końcu czego się nie robi dla przyjaciół?
Luna zmarszczyła brwi. Ten głos... coś jej mówił. Stanęła twarzą do dziewczyny. Pierwsze co zobaczyła to błękitne oczy. Pamiętała je... ale myślała że już nigdy ich nie zobaczy.
-Pamiętasz mnie? - Spytała z nadzieją w głosie. - Błękitno-oką Kelly?
W tym momencie wszystko się rozjaśniło. Powróciły wspomnienia. Luna rozpoznała przyjaciółke z dzieciństwa.
-Kelly? - Wydusiła i przybliżyła się kawałek - Błękinto-oka Kelly? To ty?
Na twarzy brunetki pojawił się szeroki uśmiech. Wyraźnie odetchnęła z ulgą.
-Już się bałam, że mnie nie rozpoznasz - zaśmiała się.
Obydwie przyjaciółki rzuciły się sobie na szyje.
-Macie dwie godziny - poinformowała Nya i razem z Kai'em wycofała się zostawiając dziewczyny same.
-Pokaż no się. Ale wyrosłaś - stwierdziła Luna uwolniając przyjaciółke z uścisku. Przeanalizowała wygląd brunetki. Kelly ponownie się uśmiechnęła.
-W końcu minęło aż osiem lat. Ty też się zmieniłaś. Sukienka to do ciebie nie podobne.
-Trochę się pozmieniało od twojej ucieczki. A ta dwójka? Znasz ich? - Spytała gdy ruszyły w odwrotnym kierunku co Mistrz Ognia i jego siostra.
-Kai'a i Nyę? Tak. Poznałam ich parę miesięcy temu.Zaprzyjaźniliśmy się. Nya pomogła mi cię znaleźć. - wyjaśniła.
-Niezła musi być w te klocki.
-Tak, wie to i owo.
-A ten chłopak Kai, to jej brat?
-Tak. A powiedz mi tak szczerze uwierzyłaś w tą bajeczke?
Nastolatki znowu rozmawiały tak jak za dawnych lat. Jakby przez te osiem lat nic się nie wydarzyło.
-Hm szczerze? Nie.
-Tak podjeżewałam - Kelly klasnęła w ręce. - Nadal nie wieżysz, że masz rodzinę.
-Bingo. Ale dobra mniej o tym. Mów co robiłaś przez te lata, gdzie się podziewałaś?
Luna zalała błękinto-oką pytaniami. Ta od razu na nie odpowiadała. Brakowała jej jej towarzystwa. Lecz dwie godziny nie wystarczyły.
Siedziały na ławce w drugiej części parku. W końcu Kelly zadała pytanie, które na początku wypadło jej z głowy.
-Co się działo po tym jak uciekłam?
Luna wyciągnęła sie na ławce. Przez chwile myślała nad odpowiedzią.
-Sprawę zatuszowali. Tak jakby nic się nie wydarzyło. W bidulu było sporo dzieciaków a o twoim zniknięciu jorneli się dopiero po trzech dniach.
-Refleks szachisty po piątym zawale, normalnie - mruknęła. - A co z Takashim?
-Weź mi o nim nic nie mów.
-Nadal dokuczają?
-Już nie.
-Jak to "już nie"? - Zdziwiwła sie wojowniczka. - Walec ich przejechał?
Jasno włosa zaśmiała się cicho.
-Niestety nie. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Jego banda rozpadła się. A Takashi dwa lata temu opóścił sierociniec.
-Starch sie bać co z niego wyrośnie.
-Kolejny bandyta. - Luna wzruszyła ramionami.
'Którego ja i chłopami będziemy musieli pokonać'
-W ogóle to co teraz robisz? - Zmieniła temat Tsukiro.
Tego pytania Kelly chciała uniknąć. Nie mogła jej powiedzieć, że jest ninja. Chciała ale nie mogła. Nastepnym razem wyjawi jej całą prawdę.
-Trochę się działo. Zaczęłam szkolić swoje umiejętności w posługiwaniu się łukiem i walką wręcz. - Wyjawiła pół prawdę. No bo co miała powiedzieć? "Cześć Luna słuchaj szkole się na ninje, posiadam moc kontroli nad wiatrem, mam smoka i magiczną broń"? Może nie wszystko na raz.
-Strzelasz z łuku? - Zdziwiła się
-Tak jakoś mi ta broń podpasowała. A ty nadal posługujesz sie procą? - Obróciła temat
-Od czasu do czasu. Przez te lata zdąrzyłam się podszkolić.
Kilka chwil spędziły w przyjemnej ciszy. Obydwie cieszyły się swoją obecnością. W końcu odezwała się młodsza.
-Słuchaj... nadal masz te same plany na przyszłość? - Spytała.
-Masz na myśli odnalezienie rodziny?
Brunetka kiwnęła głową.
-Z biegiem lat coś do mnie dotarło. Skoro cały czas gadam że jeśli miałabym kogoś to by mnie szukał to sama siebie okłamuje chcac ich odnelżć. Sama sobie zaprzeczam.
-Ale może jednak masz jakąs rodzinę tylko oni nie wiedzą że ty istniejesz.
Luna uniosła lewą brew i spojrzala na nią z ukosa.
-Jakaś daleką... bardzo daleką...? Nie dobra odwala mi - poddała się.
-Tobie odwala?
-Ostatnio towarzystwo co poniektórych na mnie dziwnie wpływa.
'Na przykład wiecznie paplającego Jay'a i zakochanej po uszy Nyi'
-Masz na myśli dwójke tego rodzeństwa?
-Też - palnęła. Jasno włosa zaraz zacznie pytać.
-Są jacys inni?
-No... - Kelly zawachała się w sumie co jej szkodzi powiedzieć o pozostałych? - Jest jeszcze Jay straszny gaduła i żartowniś, Zane spokojny milczek i Cole taki jakby lider naszej paczki.
-No proszę kto by się spodziewał małomówna Kelly znalazła sobie paczkę przyjaciół - zaśmiała się Tsukiro. Kelly dołączyła do niej. Przegadały jeszcze kilkanaście minut. Niestety to co dobre szybko sie kończy. W końcu komunikator Kelly zaświecił się co oznaczało że minęły już dwie godziny.
-No nie tak szybko? - Jęknęła Kunoichi.
-Dwie godziny to stanowczo za mało na odrobienie ośmiu lat- westchnęła Luna wstając o ławki. Kelly poszła w jej ślady
-Już idziemy - poinformowała przez kominikato-bransoletke przyjaciół.
Przez chwile sie wachaly ale koniec koncow ruszyły w drogę powrotną niespiesznym krokiem.
-Mam nadzieję, że utrzymamy kontakt - odezwała się Thifer. W oddali zobaczyła już Nye i Kai'a.
-Nie może być inaczej - zapewniła Tsukiro. - Utrzymamy kontakt. I wiesz co? Za te dwa miesiące mam osiemnastke. Wtedy wyrywam się z sierocińca. I wtedy spotkamy sie i przegadanmy cały dzień stoi?
-Stoi - dziewczyny przybiły "żółwika".
-A mam jeszcze jedno ostatnie chyba na dziś pytanie - zaczęla Kelly - Byłas na mnie zła jak uciekłam?
-Co ty, jasne że nie - odpowiedziała natychmiast. - Dzięki tamtej decyzji jesteś teraz szczęśliwa mam racje?
Luna nie powstrzymała i poczochrała brązowe włosy przyjaciółki. Kelly wygięła się i uniknęła dalszych tortur.
-Ej no! - Zaśmiała się. Akurat wtedy doszły do rodzeństwa. Dalej Smith'owie i Tsukiro musieli pójść sami. Nastolatki pożegnały się. Rozstania były najgorsze i najtrudniejsze. Obiecały sobie, że postarają się ze sobą kontaktować a za te dwa miesiące spotkają się. W tedy Mistrzyni Wiatru powie jej że jest ninja. A na razie może dla Luny będzie lepiej jak nie będzie wiedzieć kim jest?
-------------
I tak to jest jak kładziesz się poprzedniego wieczora spać o 20.00 i budzisz się o 10 następnego dnia. Chcesz sobie obejrzeć coś a tu wena do mnie przychodzi i każe kończyć rozdział. A więc macie rozdział dziś przed 22.00. Nudny ale jest. Za wszelakie błędy przepraszam. Następny zaczęłam pisać. Ja to jednak jestem dziwna. Jestem chora i wtedy mam największy napływ weny. Na jedno dobrze na drugie nie bo nie mam siły pisać. Ale kuruje się i mam nadzieje że szybko sie wylecze (nie lubie byc chora, nie lubie leków nie lubie lekarzy, nie lubie szpitali itp)
To do następnego
Trzymajcie się
Dobranoc (chociaż ja pewnie jeszcze nie zasne)
Pozdrawiam
~Vanessa~
Dzięki za dedyk.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Luna i Kelly się spotykają! Jej. Ale to nieładnie tak ukrywać przed przyjaciółką kim się jest. Chociaż ja się też czepiam jak Anakin karze wszystko Ahsoce mówić, że każdy może mieć swoje sekrety... tylko, że z Anakinem to zawsze jest pod górkę, jak chyba z każdym mistrzem... Dobra nieważne, zeszłam z tematu.
Super rozdział. I niech się spotkają na dłużej i będzie fajnie. I znając szczęście Kelly, akurat jak nieuzbrojona będzie łaziła po mieście z Luną, to Takashi na nie wpadnie i je zaatakuje i jeszcze najlepiej okaże się nowym "kolegą" Garmadona. Tak, genialny plan. Nie umiałabym pisać bloga o Ninjago, wyszłoby beznadziejne nie wiadomo co.
Dobrze, że przynajmniej masz Wenę, ja za moją już posłałam list gończy, ale nikt jej nie może znaleźć. :D
Czekam nn.
NMBZT!
Kelly: *szura butem po ziemi* No wiem że to nie zbyt ładnie... Ale następnym razem jej powiem obiecuje! I co do moje szczęścia to coś się zdarzy na drugim spotkaniu jestem tego pewna. O właśnie! *wybiega gdzieś z pokoju. Wraca po kilku minutach z dużym worem* Znalazłam Wene :D Vanessa chętnie odda trochę bo już kończy następny rozdział! Ma takiego powera jak nie wiem. W sumie to dobrze. cieszymy sie że rozdział ci sie spodobał.
UsuńNMBZT! I nie zapomnij swojej weny bo nastepnego rozdziału u ciebie sie nie możemy doczekać :D
Jestem, przybyłam, przeczytałam i komentuję. Rozdział fajny, spokojny, Kelly spotkała się z Luną. Fajny rozdział no co mam więcej mówić. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńJack:...Wiesz co Thifer, mi się coś ta twoja przyjaciółeczka nie podoba...
Lilak:*stoi oparta o biurko ze spojrzeniem politowaniem i znudzeniem na Jacka. Po chwili kręci przecząco głową i nie wiadomo kiedy pojawia się przy stole bierze herbatę i wraca do biurka* Jak na mój gust*bierze łyk herbaty* dobrze zrobiłaś że tamten jak mu tam było?...nie ważne dostał cios w nos. Niestety do niektórych inne argumenty nie przemawiają*spuszcza wzrok* ...Ta to by było na tyle.
Kelly: Bo ja tak mam, że obracam się w dziwnym towarzystwie... *spogląda na chłopaków*
UsuńJa: Następny może bd jutro ale postaram się dzisiaj. No i fajno że ci się podonało ;)