Prolog



Na wstępie chciałabym zadedykować ten prolog Hani ^^

   Brązowowłosa nastolatka biegła ile sił w nogach przez las. W ręku trzymała łuk, a przez plecy miała przewieszony kołczan z ostatnimi dwoma strzałami. Wybiegła na pustą przestrzeń, gdzie przez kilkanaście metrów nie rosły drzewa ani krzaki. Korzystając z okazji obejrzała się przez ramię. W tym momencie na polankę wybiegło pięć szkieletów. Dziewczyna syknęła pod nosem i przyspieszyła biegu. Wyjęła w biegu z kołczanu strzałę i nałożyła na cięciwę. Stanęła przed końcem polanki. Napięła łuk, wymierzyła i wystrzeliła. Jeden ze szkieletów biegnących na przedzie padł ze strzałą w czole. Reszta się zawahała. Dziewczyna wykorzystała to i nałożyła już ostatnią strzałę, i wystrzeliła na oślep, po czym rzuciła się do dalszej ucieczki, nie czekając czy strzała dosięgnie celu. Wbiegła z powrotem do lasu. Usłyszała za sobą głos jednego ze szkieletów, który po wiązce przekleństw kazał ją gonić. Przebiegła jeszcze kilkanaście metrów. Przed nią leżało powalone drzewo. Spięła się w sobie i przeskoczyła. Była tuż nad nim, gdy nagle poczuła, że zahacza o coś butem. Nim zdążyła się obejrzeć runęła jak długa na ziemię, wypuszczając łuk z dłoni. Zrobiła kilka fikołków i zatrzymała się na grubym drzewie. Potarła obolałą głowę i spojrzała, o co się wywaliła. Otworzyła szeroko oczy -  na pniu siedział staruszek i popijał spokojnie herbatę. Przecież przed chwilą go tu nie było!
- Skąd pan się tu wziął?!  zawołała w jego stronę, na chwilę zapominając o łowcach. 
   Staruszek spojrzał na nią znad kubka.
- Na twoim miejscu zostawiłbym wyjaśnienia na później  odezwał się spokojnym tonem.  Masz chyba inne problemy niż moja osoba. A mam niejakie przeczucie, że jeszcze się spotkamy. – Wskazał za siebie. Dziewczyna szybko oprzytomniała i zdała sobie sprawę, że nadal jest ścigana przez szkielety. Machnęła, więc ręką i ruszyła dalej biegiem.
- Użyj wodospadu by uciec!  zawołał jeszcze za nią staruszek.
   Ponownie się obejrzała, ale na pniu nie było już starszego mężczyzny z długą brodą. Zakręcony dzień, pomyślała. Po kilku minutach morderczego biegu zdyszana wybiegła z lasu. Lecz ku jej zaskoczeniu nie była tam gdzie oczekiwała. Przed nią rozciągała się rozpadlina z wodospadem i jeziorem w dole oraz kolejnym lasem. Pewnie źle skręciłam, świetnie.  Potruchtała do skraju urwiska.     Spojrzała w dół. Jezioro wydawało się głębokie. Mogła zaryzykować skokiem, ale nie miała żadnej pewności czy nagle nie okaże się, że woda sięga do kolan. Połamałaby sobie nogi. Przygryzła wargi.
- Tu jest nasza zdobycz  rozległ się czyjś głos za jej plecami.
   Dziewczyna odwróciła się jak poparzona. Dwa metry przed nią stały cztery szkielety. Jeden z nich miał wbitą w żebro jej strzałę, którą wystrzeliła na oślep. Nieumarli byli uzbrojeni w sztylety lub maczugi. Brunetka zdała sobie sprawę, że nie ma swojego łuku. Mimo że nie miała już strzał, łuk mógłby posłużyć za jakąś broń.
- Nie bądź taki pewny, Kruncha  powiedziała kpiącym głosem. Ugięła lekko nogi i dyskretnie zaczęła zsuwać z ramienia kołczan.  Biegniecie za mną już z godzinę i nadal mnie nie dopadliście. Postrzeliłam dziesiątkę waszych. A w końcu jak to sam określiłeś, jestem "zwykłaą dziewczyną".
- Dosyć gadania!  warknął Kruncha. – Nie masz już, dokąd uciec. Brać ją!
   Trójka szkieletów ruszyła do przodu. W tamtej chwili dziewczyna zdjęła szybko kołczan i rzuciła go na szkielety. Ci zaskoczeni zatrzymali się na sekundę a ona od razu to wykorzystała.
- Narazka frajerzy!  krzyknęła i stawiając wszystko na jedną kartę skoczyła z urwiska.
   Po chwili wpadła do wody. Kruncha spojrzał w dół. Wody jeziora falowały jeszcze przez kilka sekund, by w końcu się  unormować. Szkielet patrzył jeszcze czy dziewczyna się nie pojawi. Jednak nic się nie działo. Przeklną głośno. Miał dostarczyć dziewczynę żywą, a tu nic z tego. Warknął coś do towarzyszy i skierował się w drogę powrotną. Po chwili zniknęli w lesie.
   Wody jeziora poruszyły się wypuszczając na powietrze młodą uciekinierkę. Brunetka zaczerpnęła haust tlenu. Spojrzała w górę. Nikogo nie zauważyła. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona, że pozbyła się problemu. Była kilka metrów od brzegu. Podpłynęła tam. Suchy ląd znajdował się niecały metr nad poziomem wody. Brunetka chwyciła się ziemi i podciągnęła. Spojrzała przed siebie. Zmarszczyła brwi  kilka centymetrów przed sobą ujrzałą czyjeś buty. Podniosła wzrok wyżej i odskoczyła z krzykiem do tyłu, ponownie wpadając do wody. Gdy wynurzyła się  przed jej nosem znajdował się bambusowy kij. Zerknęła na właściciela. Okazał się nim ten sam staruszek, którego spotkała przez przypadek w lesie. Zerknęła jeszcze raz na kij i na staruszka, po czym chwyciła się drewna. Brodaty mężczyzna jak na swój wiek okazał się bardzo silny. Bez większego wysiłku wyciągnął ją z wody. Dziewczyna usiadła na ziemi.
- Dziękuję  mruknęła, prostując plecy
- Nic wielkiego  rzucił staruszek, odwrócił się i poszedł powoli w swoją stronę.
   Dziewczynę można powiedzieć, że zaintrygował. Wyzmnęła nadmiar wody z włosów i spięła je na powrót w wysokiego kucyka.
- Zaraz, niech pan zaczeka – zawołała za nim i zerwała się z ziemi.
- Coś się stało?  spytał, stając.
- Ma pan mój łuk  wyjaśniła, wskazując na  broń, którą trzymał..
   Staruszek jakby dopiero wtedy sobie o niej przypomniał.
- Proszę.
  Rzucił broń w jej stronę. Dziewczyna podziękowała niemrawo złąpawszy przedmiot w locie.
- Jestem Sensei Wu  przedstawił się.
- Kelly  odpowiedziała po chwili wahania. Życie nauczyło ją podejrzliwości, co do innych
Klapnęła ciężko na suchej ziemi. Promienie słońca ogrzewały ją przyjemnie.
- Coś jeszcze mogę dla ciebie zrobić?  spytał beznamiętnie Sensei Wu.
   Kelly spojrzała na niego jednym błękitnym okiem. Coś w jego postawie było... dziwnego. Otaczała go aura... tajemnicy. 
- W sumie tak. Skąd pan się wziął tak nagle w lesie?
- Mów mi po prostu Sensei.
- Dobrze. A więc, skąd wziąłeś się w lesie Sensei poprawiła się podkreślając ostatnie słowo.
   Wu usiadł po turecku na ziemi obok niej. Przez chwilę milczał.
- Wybrałem się na spacer.
- Aha... Ale nagle zniknąłeś. Co to miało znaczyć? Jesteś jakimś magiem czy jak?
   Sensei zaśmiał się cicho.
- Nie, nie jestem. To zasługa sztuki Spinjitzu.
   Kelly uniosła brwi. Nigdy nie słyszała o takiej sztuce. Wylała wodę z buta i założyła go z powrotem.
- Co to takiego to Spinjitzu? Jakaś sztuka walki?
- Owszem. Jest powiązana z Ninjitzu, ale polega na starożytnej sztuce walki zwanej, Spinjitzu. A ja, jako Sensei szkolę ninja.  Zamilkł po czym dodał.  W sumie będę szkolił. Zbieram na razie adeptów.
- Tutaj raczej ich nie znajdziesz  zaśmiała się cicho Kelly. 
- A ja myślę, że właśnie znalazłem.
   Dziewczyna nagle spoważniała, prostując się.
- Jak to? Chyba nie masz na myśli mnie. Jakbyś nie zauważył jestem dziewczyną.
   Brunetka podciągnęła kolana pod brodę.
- Uważasz, że dziewczyna nie może zostać ninja?
-Tak  odparła krótko. W jej głosie było słychać jakby zawód. Zawsze intrygowali ją tajemniczy wojownicy ninja. W głębi duszy chciała zostać jedną z nich. No, ale wiedziała, że dziewczyn raczej nie przyjmują....
- A ja myślę odwrotnie. Muszę ci wyznać, że od dłuższego czasu cię obserwuje...
- Śledzisz mnie?!  oburzyła się, wstając.
- Nie. Skąd. Daj mi skończyć. Obserwowałem cię i uważam, że masz w sobie potencjał, aby zostać Kunoichi.
- Kuno... co?
- Kunoichi. Wojowniczką ninja.
   Kelly otworzyła szeroko oczy. Jakoś to do niej nie docierało. Czy ten staruszek proponował jej zostanie... ninja? Ale przecież ona jest... no dziewczyną. Jeszcze nie słyszałaby jakaś dziewczyna stała się wojowniczką ninja....
- Nie wiem – mruknęła w końcu.  Wątpię abym nadawała się na ninje. Przykro mi... Ale nie.
   Kelly chwyciła swój łuk i odwróciła się plecami do Wu, ale nagle jakby przeczuła, że staruszek  także podniósł się z miejsca. Ponownie się odwróciła, uniosła łuk by w ostatniej chwili sparować cios zadany przez kij Sensei'a. Chciała na niego nawrzeszczeć, co to znaczy, gdy Wu wykonał kolejny atak. Kelly ponownie go odparła całkiem zdezorientowana. Czynności te powtórzyły się jeszcze kilka razy, lecz dziewczyna w końcu runęła na plecy, gdyż Sensei podciął jej nogi swoim półtora metrowym kijem.
- Widzisz?  Odparłaś moje ciosy, co udaje się nielicznym.
   Wu wyciągnął do dziewczyny dłoń. Ta wywróciła oczami i przyjęła pomoc. Obciągnęła czarną bluzę.
- No dobrze... ale czemu ja? Jest pewnie wiele lepszych ode....
   Kelly zamilkła gdy Wu wykonał gwałtowny ruch i zamachnął się na nią kijem. Dziewczyna w ostatniej chwili padła na ziemię.
- Nadal w siebie wątpisz?
- Eh... Niech będzie.  Dziewczyna wstała. Może ton jej głosu nie wskazywał entuzjazmu to w środku jakby chciała się zgodzić.  Może mam ten "potencjał"... Ale pytam się jeszcze raz: Dlaczego ja?
- Potrzebuję grupy ninja, którzy będą chronić pięciu Broni Żywiołów  wyjaśnił bez wstępów. -– Muszę je chronić przed moim bratem, lordem Garmadonem.
   Kelly spojrzała na niego zaskoczona. Znała  opowieści o lordzie Garmadonie. Był najgorszym złoczyńcą w całej Krainie. Pod swoim władaniem miał Armię Szkieletów, a jego królestwem stała się Kraina Cieni. Poniekąd już miała z nim styczność.
- Ten Garmadon? Władca Ciemności to twój brat?
   Sensei skinął smutno głową.
- Tak. Chce zdobyć te bronie. Gdy mu się to uda przejmie władzę nad Ninjago. A ja przysiągłem chronić Broni Żywiołów. Dlatego potrzebuję uczniów, których wyszkolę na ninja i to oni będą chronić bronie. A ty powinnaś być jedną z nich. Drzemie w tobie nieposkromiony wiatr. Dzięki mnie możesz go okiełznać i stać się Mistrzynią Wiatru. Lecz to tylko od ciebie zależy czy się zgodzisz. Jeśli nie, zrozumiem to.
   Wu zamilkł. Kelly przetrawiała te słowa przez dłuższą chwilę. Jeśli się zgodzi całe jej życie zmieni swój dotychczasowy bieg, ale w głębi serca chciała coś zmienić. Zmienić tą całą rutynę. Przeżyć niezapomnianą przygodę. Poznać nowych ludzi. To wszystko do niej przemawiało. Milczała przez minutę lub dwie. Sensei już miał zrezygnować, gdy dziewczyna zawołała za nim.

   Podjęła decyzję.



------------
Hejka . Prolog za nami.  I jak wam się podoba? Troszkę chyba krótki, no ale nic. Wiem, że narazie mój blog świeci pustakim, ale spokojnie. W najbliższym czasie dodam kilka zakładek. ;) Na początku to muszę się jakoś ogarnąć na bloggerze. A tak wogóle to rozdziały będę dodawać co tydzień. (Czasami, jeśli wena nie będzie mnie opuszczać, to rozdział pojawi się wcześniej) No nic, ja się z wami żegnam
~Pozdrawiam
Vanessa~



Komentarze

  1. Dzięki za dedykacje. Czekam na pierwszy rozdział z niecierpliwością i życzę ci dużo wytrwałości na nowej drodze poznawania internetów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Równierz dziękuje. :) Mam taką nadzieję, że wytrwam. Ale wiem że dzięki wsparciu napewno mi się to uda :)

      Usuń
  2. o jeju, jeju, jeju! dotarłam aż tutaj~ a ten prolog jest tak wspaniale napisany, że nie mogę się napatrzeć *^* no i nie mogę powiedzieć, że bohaterka nie przypadła mi do gustu - a przypadła - aczkolwiek zdanie mogę zmienić po przeczytaniu kolejnych rozdziałów. i kurde, wyobraziłam sobie ten moment, kiedy nagle potyka się o wu pijącego herbatkę xd. i nie mogę - zwaliłaś mnie tym z nóg. ale życzę wytrwałości i weny, a teraz lecę czytać dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *sama slatuje z łóżka* Ło matku, jednak wpadłaś! *omal nie rozpuszcza się z zachwytu* AAAAA, mega, mega się cieszę że zawitałaś oraz oczywiście że moje wypociny przypadły ci do gustu ^^" Ty nie mogłaś oderwać się od mojego, ja od twojego, jesteśmy kwita ;P
      Kelly: *musiała się wtrącić* Kiedy to było, gdy ja spotkałam Wu....
      Teoretycznie - dwa lata temu gdy powstał prolog; praktycznie - rok temu xD mam nadzieję, że moja wredna i nieco irytująca Kel przypadkie ci do gustu, bo w sumie historia toczy się wokół niej xd
      powodzenia z czytaniem i postaraj się nie załamać po pierwszych rozdziałach bo to tragedia; dopiero koło 40 rozdziału znalazłam chyba swój styl xd

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty