środa, 19 lipca 2017

Rozdział 97 ~ Walka z wiatrakami

Są chwile, kiedy trzeba walczyć nawet, jeśli wie się, że wygrana jest niemożliwa 

- Ej, chodźcie wszyscy! – zakrzyknął Cole, przyprawiając stojących obok niego ludzi o zawał.
   Ninja zwrócili się w jego stronę i nadbiegli z zaułków. Zebrali się przed witryną sklepową, za którą stało kilka telewizorów. Leciał w nich na żywo reportaż Poli Plotki z samego serca stolicy. 
-… nagłe trzęsienia ziemi, jakie nawiedziły nas pół godziny temu to zupełnie nietypowe zjawisko. Naukowcy nadal nie znają jego przyczyny. Jakby tego nie było dość wstrząsy ciągle przybierają na sile… Burmistrz planuje ewakuację miasta; ci, którzy mają jak uciec niech już to robią!
   Tym pozytywnym reportażem sprawiła, że w mieście zapanował jeszcze większy chaos.
   Ninja spojrzeli po sobie, w między czasie mieszkańcy, którzy jeszcze przed chwilą stali obok nich rozproszyli się.
- Świetnie, czyli nawet nie wiemy, co powoduje te trzęsienia – sapnął ciężko Smith i uskoczył nim przejechał go wózek sklepowy (? XD)
   Kolejny wstrząs przetoczył się po ulicach. Mieszkańcy stosując się do zaleceń burmistrza poczęli w popłochu uciekać. Jedni wsiadali we własne auta i odjeżdżali z piskiem opon, inni wsiadali w metro, pociągi lub autobusy, które zaczęły pękać w szwach. Oczywiste było, że nie wszystkim uda się uciec przed punktem kulminacyjnym, który na pewno nastąpi. W końcu to ich szczęście.
  Zane drgnął nagle a jego oczy zmieniły kolor na jasny prawie oślepiający niebieski odcień. Odebrał sygnał od sokoła.
- Em, słuchajcie chyba wiem, co powoduje te trzęsienia.
   Unieśli brwi.
- Kamienni wojownicy!
   Jak na zawołanie ziemia między nimi pękła. Odskoczyli do tyłu z krzykiem, gdy ze szczeliny wyłoniła się… ręka.
- Co do…!?
  ŁUP! – druga ręka. ŁUP! – trzecia. ŁUP, ŁUP, ŁUP! I na koniec – BUM! TRACH! JEBUT!
   Spod ziemi wyskoczyło 6 Kamiennych Wojowników w wersji mini - wzrostem przewyższali ninja, co najmniej o głowę. Wszyscy uzbrojeni oraz zwarci i gotowi, aby spuścić komuś łomot. Pierwszy w szeregu uniósł nad głowę kamienną maczugę, wydał z siebie okrzyk bojowy (coś w stylu: agrhgrraaaugggarrr!) i ruszył do natarcia. Na jego drodze znalazł się Cole, unosząc kosę, aby uchronić czaszkę przed zmiażdżeniem. Kolana mu się ugięły; chwycił broń oburącz.
- Choroba, są tak samo silni jak ten wielkolud z muzeum! – jęknął modląc się by kręgosłup nie złamał mu się na pół.
   Kelly, jako pierwsza oprzytomniała – pociągnęła Bucketa do tyłu za koszulkę uwalniając go tym samym z imadła. Maczuga uderzyła z głuchym łoskotem w ziemię wyrządzając w jezdni kolejną rysę do kolekcji. Nienawistne oczy wbiły się w ninja.
- Chronimy mieszkańców! – zarządził Mistrz ziemi podnosząc się. Wytarł pot  z czoła i odetchnął. – W końcu to nasz zawszony obowiązek!
   Ponaglił przyjaciół. Pobiegli w przeciwnym kierunku, co Kamienni Wojownicy – niektórzy ruszyli za nimi, inni stwierdzili, że samochód to dobra rzecz do rzucania.
  Zane przycisnął palce do skroni.
- Przybywa ich! – zakomunikował. –Wszystkie wyłażą spod ziemi!
   Cole syknął pod nosem.
- Musimy pomóc tym, którzy nie wydostali się jeszcze z miasta – rozkazał.
- Rozdzielamy się? – spytała Kelly przeskakując przewrócony śmietnik.
   Bucket pokręcił głową.
- Nie, trzymamy się razem. Tylko tak mamy szansę przeżyć.
- Przeżyć?! – pisnął Jay omal nie wywalając się przez wszechobecne dziury. – Jeszcze bardziej nas „pocieszaj”, zastępco lidera!

~*~

   Zane miał jak najbardziej prawdziwe informacje – w całym Ninjago City zaczęło roić się od kamienny stworów wyskakujących spod ziemi. To już nie były malutkie figurki, które można było rozgnieść butem, lecz bezmózgie maszyny siejące zamęt chaos, strach i spustoszenie. Niszczyli budynki, (bo, po co przejść do alejki, aby przedostać się na równoległą ulicę, lepiej przejść przez blok), wywracali samochody, rzucali autobusami (bez mieszkańców w środku) jakby były to plażowe piłki, wyrywali hydranty, przez co woda zalewała ulice i chodniki, straszyli mieszkańców… Wszystko sprowadzało się do jednego. Zniszczyć to miasto – te słowa dźwięczały im w głowach, w miejscach gdzie powinny być mózgi, ale miast tego gościł tam przeciąg.
   Jeden z Wojowników postanowił się „dokształcić” i wparował do dojo Daretha. Idąc za wrzaskami doszedł do sali treningowej na końcu, której uczniacy Daretha i sam Dareth zbili się w grupkę wszyscy bladzi jak trupy. Gdy się do nich zbliżył Brown (nazwisko Daretha, tak ambitnie xD) wystąpił do przodu wypinając pierś; wziął oddech i….
- Chodu! – wrzasnął i piszcząc wraz z dziećmi wybiegł z dojo. Rozproszyli się, ale Wojownik i tak pognał za nim.
- Aaaa, zostaw mnie, zostaw! – wrzeszczał nadal. – Gdzie ci ninja, gdy są potrzebni!?

~*~

   W tym samym czasie, kiedy Dareth z piskiem uciekał przed zalotnikiem, Pola Plotka stała w Parku Pierworodności i układała brązowe włosy przed kolejnym reportażem na żywo. Destrukcja destrukcją, ale jakoś trzeba wyglądać. Teraz przyszło jej zrelacjonować dziwną sytuację ze stworami wyskakującymi spod ziemi.
- Kamera na mnie!
   Roztrzęsiony kamerzysta  - młody chłystek bez matury – podskoczył w miejscu i uniósł sprzęt trzymany w trzęsących się rękach.
  Reporterka odchrząknęła.
- Najnowsze wiadomości na żywo! Nie dość, że wstrząsy nie ustępują to jeszcze ze szczelin wychodzą niezniszczalni wojo… Ej, kamera na mnie!
   Lecz kamerzysta zamiast zastosować się do polecenia szefowej upuścił kamerę by następnie zwiać gdzie pieprz rośnie.
- Jesteś zwolniony! – ryknęła za nim Plotka, lecz sekundę później zrozumiałą, co wywołało u niego takie przerażenie. W jej stronę stąpał jeden z kamiennych stworów. Pisnęła omal nie rozsadzając szyb, lecz nim stwór zdążył się na nią rzucić brązowa masa, jaka wypadła z alejki zdążyła powalić go na ziemię.
   Dareth zszedł z Samuraja jakby ten parzył i przywarł plecami do ściany z łomoczącym sercem i skaczącym oddechem (może schudnie dzięki sprintowi przed wojownikiem przez pół miasta?).  Plotka wyszła z szoku i rzuciła mu się na szyję.
- Spadłeś mi z nieba! – zawołała słodziutkim tonem puszczając go. Zaraz jednak przybrała oschlejszy, roboczy ton: - Umiesz kamerować?
- Yyy….
- Nie ważne! Łap za kamerę, jeśli chcesz zarobić! – Wcisnęła mu sprzęt i biegiem ruszyła przed siebie nim Samuraj doszedł do siebie.
- Chwila! – Dareth pognał za nią starając się jednocześnie przebierać nogami i odgadnąć działanie kamery.
- Kręcisz wszystko? – spytała kobieta zerkając na niego przez ramię.
- Chyba tak…
- Dobra! – Plotka zatrzymała się tak gwałtownie, że Dareth prawie na nią wpadł. Stanęli na środku ulicy, w tle kilkoro piesków Overlorda grało w siatkówkę śmietnikiem.
- Prosto z miejsca zdarzenia! Tajemni Wojownicy sieją spustoszenie i… nosz, kamera na mnie!
   Dareth na chwilę skręcił obiektywem w bok, gdy zobaczył tam coś niepokojącego. Jeden stwór zakradał się w ich stronę.
- Ale…
  Plotka nie odpuszczała.
- Czy jest ktoś, kto nas ocaaaaaaaaapomocy! – Wojownik uniósł brunetkę nad głowę jak szmacianą lalkę. A Dareth stał jak słup soli z rozdziawioną gębą.
    Mimo że Pola Plotka roztaczała wokół siebie aurę pecha to też i szczęścia. Po chwili na ratunek przybył jej rycerz na białym koniu. A raczej w białym stroju. Zane z impetem wpadł na Wojownika przewracając go. W locie złapał Plotkę.  Ta zrobiła się cała czerwona, gdy odstawił ją na ziemię.
- Cała pani jest? – zapytał.
   Zdołała jedynie potaknąć. Pozostali ninja dobiegli do nich.
- Czemu nie pomagasz kobiecie!? – warknęła Kelly i trzepnęła Daretha w ramię.
   Brown jakby wtedy oprzytomniał.
- Ale!... – chciał się bronić lecz zabrakło mu słów. Poza tym mieli gorsze problemy niż rycerskość.
- Jest ich coraz więcej! – sapnął Jay opierając dłonie na kolanach.
- Ale ich pokonacie? – zapytała Pola Plotka odzyskawszy mowę.
   Kai podrapał się po karku.
- Postaramy się.
- Dobre określenie – mruknął Zane – zwłaszcza że ten którego przed chwilą powaliłem wstał jakby nic się nie stało!
   Do ani trochę niepoturbowanego samuraja dołączyli jego koledzy po fachu. Ninja napięli mięśnie (i złożyli krótkie modlitwy) szykując się na walkę z 10 stworami. Na ich szczęście nie musieli toczyć tejże walki, ponieważ wyręczył ich NinjaWóz – „autko” wojowników, które stworzyli za pomocą tornada kreacji i nad którym ostatnimi czasy pracowała Nya. Chociaż zwykłym autem się go nazwać nie dało. Zamiast kół miał gąsienice od czołgu, pancerne szyby były (raczej) nie dozarysowania tak jak i pancerna obudowana; turbo napęd oraz masa różnorakich sprzętów i gadżetów w środku. A to wszystko zaczerpnięte ze złomowiska Eda i Edny. Comiesięczne wizyty u rodziców Jay’a na coś się przydały.
   Dach otworzył się z sykiem po tym jak maszyna odrzuciła Wojowników na drugi kraniec drogi. Ze środka wyskoczyli Wu i Misako; Lloyd siedział za kierownicą (Kelly zastanowiła się ile rzeczy zdążył rozwalić po drodze i kto dał mu siąść za kółkiem skoro nawet nie ma prawka).
- Nie wszystkim udało się uciec a wojowników przybywa – powiedział Wu potwierdzając tylko spostrzeżenia ninja. Zeskoczył na ziemię. Misako poradziła sobie sama.
- Zostało około 50, rozproszonych głównie w samym centrum – dorzuciła archeolog.
- Niech zgadnę, mamy ich wyłapać? – domyślił się Kai.
- Myślałem żeby dać po prostu komunikat ale skoro wolicie tak. – Wu wzruszył ramionami.
   Kelly spiorunowała Kai’a wzrokiem z trudem hamując ciętą uwagę. Smith skurczył się.
- Ja tylko…!
- Wyłapiecie mieszkańców którzy potrzebują ratunku – kontynuował Wu. – Zabierzemy ich na „Perłę”, powinni się wszyscy zmieścić.
- Sensei, jest tylko jeden problem – odezwał się z głośników w aucie głos Nyi.  – Nie mam zbytnio gdzie wylądować. Wszędzie na ziemi roi się od tych kup kamieni!
   Pola Plotka dostała olśnienia.
- Na dachu mojego studia jest lądowisko dla helikopterów, może się nadać! – zaproponowała podbiegając do mistrza ninja.
   Wu skinął głową.
- Lloyd przekaż Nyi.
- Jasne.
- A pani – zwrócił się do Plotki – niech nada komunikat aby wszyscy zebrali się w wyznaczonym miejscu.
   Kobieta w odpowiedzi ryknęła na Daretha.
- Kamerzysta! – Brown ustawił kamerę wcześniej przeżywając zawał.  Pola Plotka szybko doprowadziła się do porządku podczas gdy ninja trzymali na bezpieczną odległość samurji którzy nietknięci wstali po spotkaniu 3 stopnia z mini czołgiem. – Do wszystkich którzy jeszcze nie opuścili tego miasta – kierujcie się na dach NinjagoTV! Stamtąd ninja bezpiecznie eskortują was z miejsca zagrożenia!

~*~

   Nieliczni mieszkańcy którzy nie zdążyli jeszcze uciec z miasta odebrali komunikat i zastosowali się do wskazówek. Wieżowiec NinjagoTV górował nad innymi budynkami i wyróżniał się swoją szklaną i spiralną konstrukcją. Inni mieli go pod nosem, a drudzy musieli kawałek przebiec. A wśród wszechobecnego chaosu i destrukcji łatwo się zgubić i stracić zimną krew. Albo w po prostu wpaść w tarapaty przez duże „T”.
   Właśnie tak rzecz się miała w przypadku małego chłopca, może 4-letniego, który od dziecka przejawiał talent do wpadania w kłopoty. Podczas gdy jego matka i kilkoro ich sąsiadów odebrało komunikat on był zajęty witryną sklepową ze słodyczami po drugiej stronie ulicy. W pierwszym momencie nawet nie zorientował się że matka zniknęła, wraz ze wszystkimi. Dopiero po kilku minutach gdy przez wyważone drzwi wszedł do sklepu i wrócił z lizakiem w dłoni zorientował się że jest całkiem sam. Ruszył przed siebie pomlaskując i rozkoszując się smakiem wiśniowego lizaka. Był zbyt mały aby zrozumieć że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie które czyhało za rogiem.
   Dopiero po 10 minutach bezowocnych poszukiwań zaczął odczuwać to co dorośli ludzie nazywają strachem. Oczy mu się zaszkliły gdy wołał matkę a ona się nie zjawiała. Gula w gardle rosła z każdym metrem, był bliski płaczu. Ale lizak nadal dobrze smakował.
   W którymś momencie niepokojącą ciszę przerwało głośne sapanie. Chłopczyk przystanął i powoli odwrócił się na pięcie. Zadarł wysoko głowę, niedojedzony przysmak wypadł mu z dłoni a z gardła wydobył się głośny, prawie ogłuszający wrzask/pisk na widok szkaradnego wojownika z kamienia. Członek KWO postąpił krok do tyłu zaskoczony tak dziwnym zjawiskiem. Oczywiście na nim nie robiło to wrażenia lecz widok pękanych lusterek i szyb w aucie – tak. Szybko się jednak opanował. Podczas gdy dzieciak nadal piszczał w niebogłosy (musiał mieć stalowe płuca) zaciskając piąstki i powieki, on uniósł zakrzywiony miecz by je uciszyć. Ostrze powoli zaczęło opadać na niewinny kark lecz przeszkodziła mu… książka w twardej okładce. Zaskoczony spojrzał w stronę z której nadleciał przedmiot, lecz skończyło się to tylko na drugim ciosie w nos.
- Zostaw – następna książka jaką oberwał – to – i kolejna – dziecko-debilu! – Na sam koniec jego szczęka spotkała się bliżej z butem o twardej podeszwie należącym do Kelly.
   Chłopiec zamilkł raptownie i wbił wzrok w czyjeś plecy. Kelly podrzuciła ostatnią książkę osłaniając samą sobą chłopca. W oczach skakały jej, a wręcz szalały, iskierki wściekłości.
- Nie wstyd ci atakować bezbronne dziecko!? – warknęła.
   Piesek Overlorda odwzajemnił odgłos nastawiając broń, którą jednak zaraz stracił gdy Zane kopniakiem wytrącił mu ją z dłoni a jego samego posłał w ślady miecza. 
- Nie denerwuj ich bardziej, dobra? – Julien obciągnął bluzę i odetchnął przenosząc wzrok na przyjaciółkę.
   Thifer wzruszyła ramionami.
- Nie wiedziałem że książka może być bronią – przyznał biały ninja.
   Kelly wetknęła książkę za pas.
- Wszystko może być bronią jeśli tylko odpowiednio to wykorzystasz.
- Nie wiedziałem też, że z ciebie taki filozof.
- Cytat „ojca”. – Dziewczyna odwróciła się w stronę nadal sparaliżowanego chłopca; uklękła na jedno kolano.
   Zane drgnął na jej ostatnie słowo.
- Ojca? Myślałem, że nie pamię….
- Bo nie pamiętam – ucięła. – To było w cudzysłowie… Nie ważne, koniec bezsensownego tematu! – Zwróciła się do dziecka: - Gdzie twoi rodzice? Hm, jednak w temacie – dodała do siebie.
    Chłopczyk wpatrywał się w nią wielkimi czekoladowymi oczami bez słowa. Kunoichi uniosła brwi i pstryknęła mu palcami przed nosem. Dopiero wtedy się ocknął.
- Nie wiem – wydusił słabym głosikiem nie odrywając spojrzenia od błękitnych tęczówek. To się staje niezręczne, przemknęło przez myśl brunetce.
   Podniosła się z klęczek.
- No nic, tak czy siak trzeba cię stąd…
- Kellyyyyy! – Gdy Zane przeciąga litery znaczy że coś zaraz się na ciebie rzuci. Tym razem nie było inaczej.
   Wojownik którego dwie minuty znokautował Zane pozbierał siebie jak i swoją godność, i teraz o wiele bardziej wściekły rzucił się wpierw na białego ninja.
- Biegnij i się nie zatrzymuj oraz nie zwracaj uwagi na dziwne dźwięki, jasne? – zapytała nachylając się nad brązowookim. Zero reakcji. – No już, biegnij!  - Tupnęła nogą a chłopiec oprzytomniał i puścił się biegiem za siebie.
- Za tobą!
   Błyskawicznie odwróciła się na krzyk Zane’a. Wojownik z Kamienia odepchnąwszy niebieskookiego jak zabawkę ruszył na nią. Udało jej się uskoczyć w bok przed rozcięciem na pół. Przeturlała się i stanęła na nogi obok przyjaciela.
- Dwóch na jednego; jak tam twoje obliczenia? – spytała półgębkiem.
- Szanse na przeżycie… 0,1.
   Wywróciła oczami.
- Czyli norma.
   Samuraj wyrwał z ziemi miecz i ryknął w niebo. Kelly zabolały bębenki. Odwrócił się w ich stronę z nienawiścią w oczach.
- Mówiłem żeby go nie wkurzać – mruknął Zane i cisnął we wroga shurikenem gdy ten przypuścił na nich szarżę.
- Może ma okres? – zaproponowała Kunoichi i odtrąciła kataną mknący w jej krtań miecz. Samuraj znowu ryknął na to stwierdzenie. Odskoczyła w bok. Zakrzywiony miecz rozniósł w mak szklaną sklepową witrynę. – Na bank okres! – Kucnęła i podcięła Wojownikowi nogi. Runął na ziemię z głośnym hukiem, jakby właśnie z wieżowca spadły dwie tony betonu. Niestety szybko się pozbierał.
   Szybkie, zbyt szybkie, ciosy zmusiły Kelly do defensywy. Cofała się z każdym atakiem a niepokojące igiełki wwiercały się w umysł.
- Schyl się! – zawołał za jej plecami Zane. Zastosowała się do polecenia.
   Julien przeskoczył nad nią i solidnym kopnięciem z obrotu uderzył wojownika w szczękę. Upadł przed brunetką i razem patrzyli jak samuraj odbija się od ściany i osuwa po niej na chodnik. Przez chwilę się nie ruszał.
- Udał…
   Nie, nie udało, chciała powiedzieć Kelly lecz nie zdążyła gdyż Wojownik zerwał się na równe nogi jakby chwilowe zaćmienie było tylko drzemką i wysłał ich na równoległy chodnik 10 metrów dalej. Zdążyli jedynie zasłonić głowy rękami by następnie gruchnąć z łoskotem o ziemię. 
    Kelly zakasłała i łapczywie nabrała nową porcję powietrza, bo poprzednia została z tamtą brutalnie wyrzucona przez prawy sierpowy Wojownika. Szykowała się na powtórkę jednak ta nie nastąpiła. Z przerażeniem stwierdziła że twór Overlorda nie rzucił się na nich tylko pognał za chłopcem, który jakoże długich nóżek nie miał daleko nie zaszedł. Samuraj jak na kupę kamieni poruszał się zadziwiająco szybko. Musiała podjąć szybką decyzję lecz kłucie w prawym boku nie pomagało. I wtedy dostała olśnienia. Wszystko jest bronią więc czemu nie skorzystać z książki w twardej okładce jak chakramem? Zerwała się na równe nogi, wzięła pierwszy lepszy zamach i cisnęła książką w stwora. Może nie powaliła go na ziemię ale przynajmniej zwróciła jego uwagę. Na siebie. Może to był błąd?
   W tym samym momencie gdy Wojownik zaszarżował w ich stronę, w jej uszach rozbrzmiały słowa Misako: „Nie da się ich pokonać”. Przełknęła ślinę. No to pięknie. Nim jakoś zareagowała Zane, który doszedł już do siebie, chwycił ja za nadgarstek i odciągnął. Pobiegł w tą samą stronę co chłopiec.
- Co ty robisz? – zawołała wyrywając się. Bez skutku;  Zane miał stalowy uścisk.
- Ratuję nam skórę? – odparł przyspieszając. – Nie damy rady go pokonać i ty też dobrze o tym wiesz, więc musimy mu uciec.
- No dobra, ale puść bo mi rękę złamiesz.
- Ugh, wybacz. – Puścił jej nadgarstek.
   Kelly schowała katanę do pokrowca i obejrzała się. Samuraj tupiąc głośno biegł 5 metrów za nimi. Nie wyglądał na pocieszonego. Przyspieszyła.
   Zrównali się z chłopcem, który ledwo zipał. Kelly płynnym ruchem wzięła go na ręce. Przez chwilę się wyrywał i zaczął wrzeszczeć przy okazji zrywając jej z twarzy maskę.
- Ej, spokojnie młody to tylko my! – zawołała podrzucając go lekko gdy zsunął jej się.
   Brunet uspokoił się i ponownie wbił w nią przenikliwy wzrok.
- Zabierzemy cię do mamy, taty, cioci czy kogo tam masz. Ale na razie nie utrudniaj i siedź spokojnie.
  W odpowiedzi objął jej szyję rączkami i mocno ścisnął aby nie spaść. Kelly czuła na karku jego ciepły i szybki oddech.
- Goni nas – powiedział chłopczyk. Był twarzą zwrócony w kierunku z którego biegli więc też miał dobry widok na rozwścieczonego samuraja.
- Ale nie dogoni – mruknęła Kunoichi, czując dziwne uczucie. Zignorowała je i przyspieszyłaby nie zgubić Zane’a który biegł półtora metra z przodu. Oby Nya była już na miejscu, inaczej czarno widzę naszą ucieczkę.

~*~

- Kelly, Zane, dzieciaka adoptowaliście? – Z tymi słowami przywitał ich Kai, gdy cali obolali i zdyszani wbiegli do holu wieżowca NinjagoTV. Po przekroczeniu progu Cole i Jay zamknęli masywne drzwi i oparli się o nie. Co rusz się odchylali gdy Kamienni Wojownicy zgromadzeni pod budynkiem okładali je mieczami.
   Thifer łypnęła na niego spod łba z mordem w oczach. Odstawiła nadal lekko przerażonego 4-latka na podłogę.
- Tylko ze względu na to dziecko ci nie przywalę – syknęła przez zęby.
- Uratowaliśmy go przez samurajem – wyjaśnił Zane. – To był chyba ostatni mieszkaniec. – Odetchnął głęboko mimo  że wcale się nie zmęczył. Stres? – Długo te drzwi wytrzymają?
   ŁUP!
- Raczej nie; pod wieżowcem zgromadziła się cała horda kup kamieni przez którą jakbyś nie pamiętał musieliśmy przejść, więc z łaski swojej może pójdziemy na górę skąd Nya nas zabierze?! – zawołała Kelly a jej głos odbił się echem w dużym hallu.
- Dobra, dobra, okres masz? – Kai ruszył w stronę kręconych schodów znajdujących się po ich prawej.
   Brunetka miała ochotę się na niego rzucić, lecz powstrzymał ją jedynie łagodny uścisk dłoni. Spojrzała w dół w czekoladowe oczy.
- Chcę do mamy – jęknął chłopczyk ściskając jej rękę.
   Thifer przymknęła oczy i policzyła do pięciu uspokajając się.
- Zabierzemy cię do niej. Chodź. – Poszła z chłopcem w ślady Smith’a.
    Chociaż bardziej przypominało to wyścig na górę gdy drzwi w końcu poddały się a do środka wlała się masa Wojowników. Od razu skierowali się na blaszane schody pokrzykując i wymachując bronią.
- Choroba gonią nas! – zawołał Jay zamykający szereg. – Ruchy!
   Co 50 stopni znajdowały się metalowe kwadratowe podesty. Znaleźli się właśnie na jednym z nich, skręcili w lewo i znów zaczęli się wdrapywać. Do przebycia pozostało jeszcze tylko 147 stopni. W przeciwieństwie do zmęczonych ninja, Wojownikom nie brak było zapału i energii. Wchodzili po schodach jak kozice po górach.
   Kelly zadarła głowę. Gdzieś wysoko majaczyło wyjście na dachu. Baaardzo wysoko zwłaszcza gdy miało się tą świadomość że po piętach depczą ci żywe maszyny destrukcji.
- Musimy ich zatrzymać – oznajmił Cole gdy byli na drugim podeście.
- Pogrzało cię!? – krzyknął Jay.
- Nya jeszcze nie doleciała; musimy zyskać dla niej i dla mieszkańców dwie minuty!
- Bożeee za coooo? - Jay zatrzymał się gwałtownie i zakręcił nunczakiem. Wojownicy z pierwszej linii wylecieli za barierkę. Kilku spadło w dół na swoich towarzyszy tym samym robiąc „korek”.  – Załatwiłem nam 30 sekund! – zawołał i dogonił resztę.
    Gdy zator został pokonany Wojownicy napotkali na kolejną przeszkodę, która tak jak nunczako Walkera zrzuciło ich w dół. A to coś stanowił zielony strumień energii.
- A ja półtorej! – zakrzyknął Lloyd z góry schodów. Wokół niego unosiło się kilka zielonych ogników. Dwa wystrzeliły w stronę KWO powalając pięcioro na ziemię. Towarzysze nic sobie z tego nie robili i deptali po bratańców przedostając się wyżej i wyżej.
   Ninja minęli Wybrańca i ruszyli ku ostatniemu podestowi.
- Nie idziesz? – wysapała Kelly przystając obok Garmadona.
   Ten pokręcił głową. Jego dłonie otoczyły wiązki energii a mięśnie napięły się. Wzrok cały czas miał utkwiony we wrogach.
- Załatwię wam jeszcze trochę czasu. A tak w ogóle to skąd masz tego dzieciaka? – Lekkim ruchem głowy wskazał na dzielnie trzymającego się chłopca. – Instynkt macierzyński?
- Wal się! – uderzyła go wolną ręką w tył głowy i pociągnęła chłopczyka. – I uważaj na siebie – rzuciła przez rami.   Lloyd w odpowiedzi uśmiechnął się pod nosem i wziął zamach czego Kelly już nie widziała bo wspinała się dalej. Dwie syczące kule energii pomknęły w dół trafiając za jednym zamachem czterech przeciwników. Ich miejsce zajęli kolejni.
   Lloyd wypuścił powietrze przez zęby. Przeklnął w duchu szykując nową porcję energii. Obejrzał się przez ramię. Ninja wydostali się na dach i teraz zapewne razem z mieszkańcami czekają na „Perłę” lub już na nią wsiedli. Jeśli  nie chce aby odlecieli bez niego musi się pospieszyć. Zniwelował dwie kule które pojawiły się w jego dłoniach i opuścił ręce. Przymknął oczy. Na pożegnanie podaruje Wojownikom coś specjalnego, prosto z serca. Poczuł jak wokół niego wirują lekkie podmuchy unosząc mu włosy i szarpiąc ubraniem. Słyszał cichy syk promieni skaczących dookoła jego osoby. Otworzył powieki; blask zielonych oczu był prawie oślepiający. Z całego jego ciała prosto w sług Overlorda wystrzeliła Energia. Wszystkich stojących w promieniu 50 stopni powaliło na ziemię.
   Lloyd upadł na kolana ciężko dysząc. Gdyby jego matka albo wujek to wdzieli sprawiliby mu niezłe kazanie. Coś w stylu że nie jest jeszcze gotowy na tak wielki wysiłek bla, bla bla. Potrząsnął głową odpędzając podobne myśli oraz mroczki sprzed oczu. Dźwignął się z ziemi i przytrzymując się poręczy ruszył w górę.

    Mieszkańcy zawiwatowali gdy statek wojowników ninja opadł na platformę dla helikopterów na szczycie wieżowca. Ledwo dotknął podłoża a oni już zaczęli się wdrapywać na pokład.
- Ta, jasne, nie ma za co, że wam dupy uratowaliśmy – mruknął Kai, gdy wraz z resztą drużyny z boku przyglądał się jak fala wlewa się na statek.
   Kelly trzepnęła go w ramię.
 - A to za co!?
- Nie używaj wulgaryzmów przy dziecku!
- To ty mnie nie bij!
- Uspokójcie się - zganił ich oboje Cole i zerknął w stronę drzwi. - No gdzie jest ten Wybraniec?
   Kelly wzięła chłopca na ręce. Brązowooki cały czas rozglądał się za rodzicielką. 
- Powiedział że zaraz będzie. Chodźmy lepiej na statek; Lloyd na pewno da sobie radę. 
   Cała 5 i mały pasażer wdrapali się na "Perłę". Na pokładzie Wu i Misako wskazywali mieszkańcom miejsca gdzie mają stać aby zrównoważyć ciężar. Na ich widok Wu uniósł brwi, przypatrując się zwłaszcza Kelly.
- Nie pytaj - ostrzegła Kunoichi ucinając jego niewypowiedziane pytanie. Odstawiła chłopca na ziemię i położyła dłonie na biodrach. -No dobra, widzisz gdzieś swoją mamę?
   Czekoladowooki stanął na palcach. 
- Tam! - zawołał a jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech. Pobiegł przed siebie, przeskoczył dwa schodki i objął nogi niewysokiej młodej kobiety, która zalała się łzami szczęścia. 
   Kelly uśmiechnęła się lekko w duchu. Cóż, jakiś dobry uczynek się przyda. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się w stronę Misako. 
- Dobrze się spisałaś ratując to dziecko. 
   Thifer wzruszyła ramionami. 
- Odruch; w końcu do tego szkolił nas Sensei - do pomagania słabszych, nawet gdy brzmi to tandetnie i staroświecko jak z ciasteczek z wróżbą. 
- A widziałaś Llo...
    Pytanie Misako przerwała matka małego chłopca, która podeszła do nich ciągnięta przez syna.
- To ona, to ona mnie znalazła i zrobiła takie bum, bum złemu wojownikowi! -zawołał chłopiec z bananem na ustach. 
- Dziękuję za uratowanie Doriana, nie wiem jak ci się odwdzięczę - szepnęła kobieta. 
   Kelly machnęła na to ręką. 
- To moja praca; nic wielkiego, naprawdę. A Dorian też był bardzo dzielny - poczochrała mu brązowe włosy na cl on roześmiał się. 
- Jeszcze raz dziękuję. Chodź Dorian. 
   Pociągnęła synka lecz on po kilku krokach wyrwał się rodzicielce i... Przytulił się do zdezorientowanej Kelly. Kunoichi przez chwilę stał jak osłupiała; z jakiegoś powodu przestała oddychać. 
- Dziękuję - szepnął Dorian po czym spojrzał na nią dużymi oczami. - Jak dorosnę też będę ninja! 
   Kelly nawet nie wiedziała kiedy się uśmiechnęła. Pogłaskał go po głowie. 
- Trzymam kciuki, a teraz zmykaj do mamy i więcej jej tak nie strasz. 
   Dorian potaknął i cały w skowronkach wrócił do matki. 
- Komuś tu tryb opiekuńczy się włączyyyył - powiedział głos tuż przy jej uchu. 
   Kelly westchnęła i wywróciła oczami. 
- Spadaj Garmadon. 
   Lloyd roześmiał się a Perła wystartowała, kiedy on, ostatni pasażer, dotarł na nią cały i zdrowy. Po wysłuchaniu reprymendy od matki widział całą scenę z małym chłopcem. I szczerze musiał się przyznać że nie spodziewał się po Kelly takiej opiekuńczości. Westchnął w duchu. Jeszcze wiele czasu mi zajmie zanim dowiem się o niej czegoś więcej. A na razie odsunął na bok rozkminianie charakteru i osobowości przyjaciółki i skupił się na czymś ważniejszym. I o wiele gorszym. 

  Wyjrzał przez barierkę na oddalającą się zrujnowaną panoramę NinjagoCity. Dzisiejszy atak utwierdził go tylko w przekonaniu że musi harować jak wół jeśli chce wygrać w Ostatecznej Bitwie. 





~~~~~~~~~~~~~
Udało się. Męczyłam się z tym rozdziałem jak nie wiem. Już nawet gif wcześniej znalazłam niż skończyłam pisać. 
A tak btw dodałam nową zakładkę "wierszowana Autorka" (wchodzisz na własną odpowiedzialność) oraz zaktualizowałam zakładkie o bohaterach jak i fabuły....
Koniec ogłoszeń parafialnych!
Kel: A był  wogóle początek
*ignoruje*
To cześć!
~Vanessa~ 
I PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGI ROZDZIAŁ!!!!



19 komentarzy:

  1. No nieźle Loyd
    Miju: Aleksadna Izabela Ashara Ashara Aquila *naziwsko* Tamaro!!!! pisz ten rozdział!!!
    Omega:Ale oficjalnie
    Dobra dzisiaj coś napiszę* patrzy na walizke* jutro pakowanie.......
    Miju: będzie dobrze. A ty Kai się nie śmiej z Kell że się zaopiekowała chłopcem. Stawiam 100 że ty byś go nie uratował. Ty siebie nie umiesz obronić jak do akcji wchodze a co dopiero kogoś
    Czekamy na kolejny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg: *po cichu liczy imiona*
      Kel: Brawo Miju właśnie wygrałaś stówę! XD
      Kai: Dzięki...
      Kel: No taka prawda! Ty byś sam zwiał a dzieciaka zostawił!
      Kai: Bohaterka się znalazła *dostaje po łbie od Meg*
      Wierzę w ciebie Ashara!! Dasz radę, ja to wiem c; wysyłam w takim razie dwie tonyyyy i jeszcze troche weny + CHĘCI + CZAAAAAAS

      Usuń
    2. Miju: To chcesz sie2przekonac Kai? Ok mogę walczyć ale ostrzegam ogień nie robi na mnie wrażenia
      Beta: Oj Miju
      Ja:*idzie pisać zaległy One Shot i inny z okazji pewniej*

      Usuń
    3. Kai: Ne, dzięki obejedzie się *czmycha przez okno*
      Kel: O, a myślałam že wykręci się gadką że jest takim wielkim dżentelmenem i nie bije kobiet
      Meg: Ty jestes wyjatkiem
      Kel: *wzrusza ramionami* I tak bym mu tylek skopala
      Meg: Juz nie badz taka pewna swego
      Ja: *puszcza muzykę przez głośnik i rysuje*
      Kel: A rozdzialy stoja...
      Meg: Nessa pisaj bo ci jakies 10 rozdzialow do konca zostalo; a ty Ashara tez pisaj bo... bo ja tam vhce! Chce wiedziec co dalej bedzie z Miju, kolezanka po fachu *^*

      Usuń
    4. Miju: Spoko Meg jak wróci do domu to ją pogonie i rysunek się nie liczy ważniejsze rozdziały!
      Ja: O.O
      Miju:*pojawia się za Kaiem* hejka *zjednoczyła się z Pachet* to jak walka?

      Usuń
    5. Kai: jajks! *chowa się za Nyą*
      Nya: *facepalm* Boże, jakim cudem my jesteśmy rodzeństwem!?
      Kel: *je loda* Nie wiem, nie wiem. Jakaś pomyłka i to sporaaaa
      *słuchając głośno muzyki pisze rozdział *

      Usuń
    6. Miju: Jak się pytasz? Proste. Ja każdego znajdę wyłaź od razu a może przeżyjesz
      *straciła chęci na pisanie rozdziału*
      Miju: O nie

      Usuń
    7. *nurkuje w szafie w poszukiwaniu wenowych czekoladelk*
      Nya&Kel: *przytrzymują Kai'a* Wal Miju, wal!
      Kai: *stara się wyrwać* Psychopatki!!!
      *wysyła wene i chęci w czekoladkach* hm, no nie wiem co jeszcze może pomóc. ... Bede trzymala kciuki xd

      Usuń
    8. Jutro wyjeżdżam więc raczej nic nie napisze
      Miju:*łapie Kai'a za nadgarstek po czym rzuca nim o ścianę* ej mam pomysł. Kai Cole Jay i Zane przeciwko mnie. Prooooosze
      Beta: wysoka poprzeczka

      Usuń
    9. No spoko, nic na sile
      Meg: wlasnie Nessaaaaaaaaa
      Oj juz, juz *konczy pisqc zdanie*
      Meg: zaraz ty sie zameczysz
      Chlopacy: nie bijemy kobiet!! *czmychaja przrz okno*
      Kel: *facepalm* z jak ja współpracuje!?

      Usuń
    10. Miju:*pojawia się za nimi* hejooooooo. Albo już wiem. Garmadon!!!wyzywam cię do walki! !!!
      Beta: O.O
      JA: jestem spakowana. Przynajmneij tyle

      Usuń
    11. A gdzie ty w ogóle jedziesz? ^^
      Garmadon: Wybacz, ale wolę zachować siły na uduszenie Overlorda
      Meg: Nawet gdy ten gościu nie ma szyi
      Kel: Co ty się z nim tak dogadujesz? O.o
      Meg: A co wy do niego macie?!
      Kel: chciał.nas.zabić!?!?!
      Meg: *wzrusza ramionami*
      Kel: Czemu ty w kazdym widzisz iskre dobra? -.-"

      Usuń
    12. Ka:2 dni do krakowa 7 do trójmiasta i kilka dni do Krakowa
      Miju: na to nic nie zaradisz Kell. Tak już widzi i tyle
      Beta: cóż bywa

      Usuń
    13. Zazdroszczęęęęę. Ja pewnie do konca siedze w domu
      Kel: *biegnie do basenu*
      Ej, czekaj na mnie! *idzie sie szybko przebrac*
      Meg: Ja jestem dziwnym przypadkiem i czasem mnie nawet Rey nie ogarnia *wcina 2 loda*
      Rey: Ta, jestes baaardzo dziwnym przypadkiem odstraszajacym mi przyszlych chlopakow
      Meg: A ty znowu!? Eric to.debil!
      Kel: *wrzuca sis do wody* cichaj i sie kap!
      Meg: *wyskakuje z basenu niczym rodowity kot* Phyyyyyyyy!

      Usuń
    14. Miju:*wskakuje do basenu na bombę*
      Ja:gorąco w tym Krakowie. Mam nadzieję że w poniedziałek w pendolino będzie działała klima
      Miju: raczej tak *pływa na plecach*

      Usuń
    15. Kel: *idzie w ślady Miju*
      Oo pendolino, jechałam! Ale dla mnie bylo za cicho.... cala droge musialam jechac w sluchawkach bo moja choroba byla przeciw totalnek ciszy
      Meg: *moczy nogi* u nas tez goraco; 30 stopni w cieniu ;-;

      Usuń
    16. Spk. Ja 7 godzin będę jechać z Krakowa do Gdyni a w taktym roku 6 gldzin jechałam
      Miju:*wychodzi z wody* koniec tego*wpada do wody bo Kyoya i Kakeru ją wepchnęli*
      Miju: *wychodzi z wody* EJ!

      Usuń
  2. Ale rozdział wyczesany!*idzie włosy prostować: rozczochrały się od energii od tego rozdziału*
    Delphi: Ty idź swój kończ!
    Ja:*leci sprawdzać zakładki* Kelly tryb opiekunki ci się udzielił?!
    Delphi:*wzrok bazyliszka*
    Ja: A Lloyd...ja też czasem robię niebezpieczne dla siebie rzeczy więc witaj w klubie! A tak wogule to rozdział zajebisty i nie co napisać bo brak słów by opisać ten rozdział!
    Delphi: KITTY!!!
    Ja: Już idę, idę!
    Ślę wenę bo chcę NEEEEEXT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kel: *splata ręce na piersiach i mówi półgębkiem* A co w tym dziwnego?
      Meg: Wszystko!
      *szeroko otweira oczy* Serio taki zarąbisty?
      Meg: TTAAAAAAAKK!
      ^^ Arigato! Także ślę wenę i idę pisać next, więc moze sie szybko pojawi? Może nawet JUTRo...

      Usuń