Rozdział 102 ~ Potęga Żywiołów
- Musiałeś, po prostu musiałeś coś spartaczyć?! – wrzasnęła Kelly, zeskakując z ostatnich dwóch metrów. Przeturlała się i płynnie wstała na nogi od razu puszczając się biegiem przed siebie.
- No wymsknął mi się! – pisnął Jay, przebierając jak najszybciej nogami. Powody
były dwa. Albo bał się spotkania z całą armią Wojowników, jaka deptała im po
odciskach, albo chciał uciec przed gniewem Kelly. Albo i jedno i drugie. No to
3 opcje. – Przepraszam! – dodał, zasłaniając głowę rękami.
Kelly zacisnęła dłonie w pięści i jedynie syknęła pod nosem ciche
przekleństwo.
- Jaka miła odmiana, że to komuś innemu się obrywa – westchnął Kai.
Kunoichi zastanowiła się czy może jego walnąć, ale ostatecznie
zrezygnowała. Energia przyda im się na później, gdy Wojownicy ich dogonią. Ale
oby się tak nie stało, wtedy obu się oberwie.
Bez dalszych sprzeczek skierowali się w stronę swojego obozu.
Musieli dotrzeć tam jak najszybciej, aby poinformować, że znaleźli świątynię i,
co gorsza, że mają na karku połowę armii niezniszczalnych stworów.
Adrenalina czasem, a w ich przypadku - bardzo często, działała cuda,
zwłaszcza, gdy trzeba brać nogi za pas i gnać na złamanie szyi przed śmiertelnym
wręcz pościgiem. Cali zipani i spoceni wpadli do obozu przebywając odległość 10
kilometrów w 25 minut. Sami nie wiedzieli jak tego dokonali. Po prostu biegli i
biegli, i dopiero, gdy padli jak dłudzy przed mentorem i resztą zdali sobie
sprawę ze zmęczenia oraz palącego bólu w nogach i płucach.
-
Co się stało? – zawołała przerażona Misako.
-
Widzieli… nas – wysapał Kai kurczowo łapiąc oddech.
-
Ilu? – zapytał rzeczowo Wu. – Jeden? Dwóch?
-
Pół armii! – pisnęła Kelly z trudem siadając.
Lloyd przycupnięty na dachu pojazdu, który do tej pory budowali, właśnie z niego
zleciał.
-
Ale wiemy gdzie jest Świątynia! – dodał prędko Jay. Wskazał palcem na zachód,
gdzie nad lasem majaczyły 3 szczyty – jeden największy po środku, w otoczeniu
dwóch mniejszych. – Na tamtym… szczycie.
-
Nie ma na co czekać. Zbierajcie się i wsiadajcie do pojazdu – zarządził, Wu
wskazując kijem na podłużną maszynę w barwach czerni i moro. – Musicie wyruszyć
jak najszybciej.
Ninja dosłownie wpełzli do środka przez otwierający się dach, bo po co
drzwiczki. Wewnątrz znajdowała się idealna ilość miejsc. Cole zasiadł za
kierownicą starając się z pomocą ojca Zane’a szybko ogarnąć działanie maszyny.
- W
bagażniku zapakowałam małą niespodziankę – powiedziała Nya, puszczając oczko do
brata.
-
Uwielbiam niespodzianki! – Jay zaklaskał w dłonie, ale zaraz zamarł gdy Smith
pocałowała go w policzek.
-
Dajcie im popalić.
-
Teraz musisz iść z nimi – szepnęła Misako, ujmując twarz syna w swoje dłonie.
-
Oj mamooo – jęknął w niebo, ale jego usta wykrzywił uśmiech. – Taka moja praca.
-
Uważaj na siebie. – Pocałowała syna w czoło na co ten się speszył. – I uważaj
na siebie.
Lloyd skinął głową i wskoczył do nowego auta. Dach zamknął się nad nimi z
cichym sykiem.
-
Cole, mam nadzieję, że wiesz jak tym się steruje – wymamrotał cicho Jay, szukając pasów.
-
Jasne. To nic… trudnego…
Pojazd gwałtownie wyrwał do przodu, ryjąc ziemię kołami zaopatrzonymi w zębatki.
Wszyscy równocześnie odbili się od swoich siedzeń.
-
Przepraszam! Teraz już będzie łagodniej. – Ujął mocniej kierownicę i musnął już
ostrożniej pedał gazu.
Wypadli z kryjówki w tym samym momencie co Wojownicy wyłonili się z dżungli. Od
razu skorygowali pojazdy i ruszyli za nimi. Oczywiście nie dla każdego znalazło
się miejsce – niektórym przyszło biec w smrodzie spalin.
-
Są za nami – zakomunikował Zane siedzący na samym tyle. Cole spojrzał w boczne
lusterko i dodał „odrobinkę” więcej gazu.
- Szybciej,
szybciej… – mamrotał pod nosem nie tracąc z oczu szczytów. Oddalonych od nich
jeszcze o wiele kilometrów.
I albo KWO miało lepszy sprzęt lub ich był jakiś feralny, ale odległość między
nimi niepokojąca malała wraz z kolejnymi przybitymi kilometrami.
-
Mroczne paliwo – szepnęła Kelly, oglądając się za siebie gdy Jay wyraził
powyższe stwierdzenie.
-
Co? – Lloyd zmarszczył brwi.
- W
tej książce, co czytałam pojazdy jeździły właśnie na takim czymś. Ta energia
prawie się nie wyczerpywała.
- A
skąd mieliby to mieć? – prychnął Kai.
-
Jesteśmy na Mrocznej Wyspie, tłumoku – syknęła, podkreślając przymiotnik.
-
Obyś nie miała racji i żeby paliwo im się skończyło! – Cole docisnął gaz do
końca.
Kolejne kilometry i minuty mknęły jak cwałujący koń. Adrenalina
szumiała im w uszach i rozsadzała żyły. W innych okolicznościach może i
paliliby się do walki, lecz ze świadomością że nie mają żadnych szans – za Chiny.
A przynajmniej na razie. Góry z każdą sekundą rosły w oczach a wraz z nimi
nadzieja na odzyskanie mocy.
Cole gwałtownie zatrzymał pojazd. Tym razem pasażerowie polecieli do przodu.
-
Paliwo wyszło!? – pisnął Jay.
-
Nie, dalej nas ta maszyna nie powiezie. – Bucket wskazał na wielką górę
kilkadziesiąt metrów od nich. Otworzył właz i wyskoczył wraz z resztą.
KWO znajdowało się kilometr przed nimi.
-
Nie damy rady wspiąć się tam przed wrogami – uznała Kelly, zadzierając głowę.
Szczyt majaczył za gęstymi obłokami.
-
Pora zobaczyć prezent od Nyi.
Kai podbiegł na tył auta. Otworzył bagażnik. Ze środka wyskoczyła prostokątna
paczka, prawie trafiając go w głowę. Sama otwarła się jak na zawołanie. Po
dwóch sekundach stał przed nimi pancerz Samuraja X.
-
Kochana siostrunia!
W czasie gdy Kai się zachwycał Lloyd w pośpiechu stworzył przed nimi kamienną
ścianę.
-
Zachowaj moce na później; ja się nimi zajmę. – Smith wygodnie usadowił się na
miejscu „kierowcy” akurat gdy kamienna ściana pękła a na nich rzuciła się
pierwsza maszyna – pierwotnie chcąc zrównać ninja z ziemią, lecz zamiast tego
poszybowała w niebo.
-
Niezła zabawa! – Kai rzucił się na kolejne pojazdy za jedyną broń mając ogromne
pięści zakończone ostrymi paznokciami. Ale one w zupełności wystarczyły.
KWO w jednej chwili zamarło ujrzawszy jak za jednym zamachem dziwaczny robot
powala 10 ich towarzyszy, a w kolejnych rzuca jednym z ich aut, niwelując w ten
sposób pięciu.
-
Wskakujcie. – Kai wykorzystał chwilową dezorientację wrogów i z powrotem podbiegł
do przyjaciół.
Pozostali ninja rozumiejąc jego pomysł wspięli się na pancerz Samuraja. Cupnęli
się nóg, brzucha i hełmu. Tak obładowany Kai popchnął wajchę. Samuraj wyrwał do
przodu. W mgnieniu oka znaleźli się przy szczycie, a w kolejnych sekundach już
się na niego wspinali.
Ale i tutaj nastąpiła przeszkoda dla robota. Ściana stała się zbyt stroma, a uchwytów
dla dużych dłoni było za mało. Kai i reszta zeskoczyli na skalny występek na
którym się zatrzymali i zadarli głowy. Na samym szczycie, oddalonym od nich o
jakieś 10 metrów, majaczyły promienie słońca. Bez zbędnych słów podjęli się
dalszej wspinaczki – w końcu gdzieś tam w dole wspinali się Wojownicy z
Kamienia. Byli tak blisko, nie mogli teraz odpuścić.
Mimo nużącego zmęczenia Kelly wysunęła się naprzód pozostawiając
chłopaków jakieś dwa metry w dole. Nie straszne jej było pokonywanie
wysokości – już w dzieciństwie przejawiała do tego smykałkę wdrapując się na drzewa lub mury. Uniosła
prawą rękę szukając dogodnego uchwytu. Gdy już na niego natrafiła upewniła się
czy wytrzyma jej ciężar, nie zamierzała ulecieć 200 metrów w dół, i podciągnęła
się. Oślepiło ją jaskrawe światło, kiedy ostatkami sił wpełzła, prawie dosłownie,
na sam szczyt. Przysłoniła oczy dłonią i ostrożnie postąpiła dwa kroki do
przodu. Ciepłe promienie schowały się za skała. Albo raczej tym co było w niej
wyżłobione. Szczęka samoistnie opadła jej w dół.
Lloyd, który wspinał się niedaleko za nią, po kilku sekundach także
wdrapał się na szczyt. Stanął obok nastolatki i tak jak ona zaniemówił. Zaśmiał
się cicho, ździebka może i nerwowo.
- Ha, znaleźliśmy ją.
Stali przed wysokimi na 5 metrów drzwiami z drewna pokrytego
licznymi runami oraz wzmocnionego żelazem. Po obu stronach w górę pięły się
dwie kolumny z czerwonej cegły. przytrzymujące zadaszenie.
Oto wejście do Świątyni Światła.
- Zwycięstwo! – zawołał Jay po pokonaniu ostatnich metrów. Gdy skończył witać
się z pewnym gruntem otworzył szeroko oczy. – Podwójne zwycięstwo! Znaleźliśmy
ją, haha!
Podbiegł wraz z pozostałymi do Kelly i Lloyda. Przez chwilę trwali
w milczeniu; Cole się uszczypnął, aby upewnić się czy to nie sen albo jakieś
omamy. Ale nie, Świątynia nadal stała przed nimi. Czyżby los wreszcie się nad
nimi ulitował i rozdał dobre karty?
- No dalej, ty pierwszy Wybrańcu. – Kai szturchnął Lloyd w ramię.
Chłopak potrząsnął lekko głową; blond kosmyki opadły mu na oczy.
Wziął wdech, postąpił trzy kroki, i popchnął ciężkie wrota. Te otworzyły się ze
zgrzytem. Pierwsze, co ich powitało to drobinki kurzu, tańczące w promieniach
słońca, wdzierającego się przez świetlik w dachu. Ostrożnie przekroczyli próg w
obawie że coś, jakaś pułapka, odetnie im nogi. Lecz tak się nie stało.
Spokojnie weszli do kwadratowego pomieszczenia wodząc wzrokiem po ścianach
ozdobionych przeróżnymi malowidłami, po podłogę na której też wymalowano jakieś
znaki, lecz przez kurz odczytanie ich było uniemożliwione. Na samym środku
znajdowało się pięć kolumn sięgających samego sufitu ustawionych po bokach
niewidzialnego pięciokąta. Przyklejone do nich były mieniące się różnymi
barwami kryształy. W środku z sufitu zwisał duży srebrny dzwon oraz
kolejne szklane szpikulce.
Ninja podeszli bliżej kolumn. Tylko Lloyd odszedł na bok sunąc
dłonią po ścianie. Rozpoznał malowidła. Przedstawiały historię, którą tak wiele
razy słyszał od matki lub wuja. Początki Krainy Ninjago, walka Pierwszego
Mistrza z Mrocznym Władcą, rozdzielenie Krainy na dwoje... I ostatnie – starcie
Wybrańca z Lordem Ciemności. Wpatrywał się w obraz, przedstawiający dwa smoki,
jeden złoty, drugi czarny jak noc. Przeniósł wzrok dalej, lecz ujrzał tylko
pustą ścianę, która prawie wolała, aby dopisać na niej zakończenie tej historii.
Historii która niedługo się rozstrzygnie.
Głośne "APSIIIIIIK!" rozniosło się po całym wnętrzu
prawie wywołując u ninja zawał serca.
- Przepraszam! – zawołała Kelly, wycierając nos. – Zawszony kurz... – Spojrzała
pod swoje stopy. Jej nagłe i dość donośne kichnięcie odgoniło stamtąd najnowszą
warstwę kurzu, odsłaniając rąbek... jakiegoś znaku?
Kucnęła i kilkoma szybkimi ruchami odgarnęła brud z fragmentu
podłogi. Wyprostowała się, przekrzywiając lekko głowę. Teraz stała w okręgu z
japońskim znakiem mrozu w środku... Obejrzała się za siebie zaszczycając
spojrzeniem kolumnę.
- Chłopaki, odgarnijcie kurz sprzed kolumn! – poleciła.
- A co my ekipa sprzątająca? – warknął Kai.
Spiorunował go wzrokiem.
- Ty byś się nadawał – syknęła. – Po prostu to zróbcie.
Już po kilku sekundach w powietrzu unosiły się kłęby kurzu, gdy
wojownicy zaczęli "sprzątać".
- To nasze symbole żywiołów! - zakrzyknął Cole, przyglądając się swojemu
czarnemu odpowiednikowi.
- Kelly, mam twój! – zawołał Zane.
Wymienili się miejscami. W ten sposób każdy stał w okręgu ze swoim
znakiem Elementu. Lloyd jako ostatni za pomocą przyzwanego wiatru
odtrącił kurz spod dzwonu. Lecz w jego przypadku zamiast symbolu pośrodku
największego koła namalowano zielono-złoty smoczy łeb. Chłopak zadarł głowę.
Przypomniał sobie słowa matki o Instrumencie pokoju. Przyniósł spojrzenie na
przyjaciół. Ci jakby usłyszeli to samo co on i wzruszyli ramionami. Dlaczego by nie spróbować?
Lloyd odszedł na kilkanaście kroków pod samą ścianę. Wziął
rozbieg, odbił się od jednej z kolumn i po wykonaniu pól obrotu uderzył z całej
siły w dzwon. Jego upadkowi na ziemie towarzyszył donośny, tubalny odgłos od
którego zaczynało dźwięczeć w uszach. Garmadon wyprostował się, mrużąc oczy. Z
instrumentu nie dość że sączył się dźwięk to i jeszcze oślepiające światło,
padające wprost na Zielonego Ninja.
- Co to jest!? - Drżenie głosu Wybrańca zdradzało lekkie obawy. Wyparują?
Znikną? Zostaną rozszarpani?
Wszystkie mroczne myśli zniknęły jak ręka odjął. Lloyd poczuł
nagle... Błogi spokój. Świtało otulało go jak ciepły koc. Nie słyszał też słów
przyjaciół ani bicia dzwona. Cały świat przestał dla niego istnieć. Po prostu
zamknął oczy i chciał, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Nie zauważył
nawet, kiedy niewidzialna siła uniosła go do góry o dwa metry.
Pozostali mogli jedynie w zdumieniu obserwować jak światło
otacza ich przyjaciela, unosi w górę i powoli zaczyna nim obracać wokół jego
osi. Wirował coraz szybciej i szybciej aż z jego ciała wydostały się kolejne
promienie, jeszcze jaśniejsze od poprzednich i jakby z domieszką złota.
Strzeliły wprost w kryształy na suficie. Te z kolei odbiły światło na kolumny,
a z kolumn – na zdezorientowanych wojowników. Za nim zdążyli choćby mrugnąć i
ich pochłonął blask.
Dopiero gdy Kelly zamrugała kilkakrotnie i odzyskała ostrość
widzenia zorientowała się że coś się zmieniło. W ułamku sekundy to oni przeszli zmiany. Nie chodziło tu o nowe stroje – z większą ilością czerni a jedynie z
kolorowymi dodatkami i haftami; z trzema pasami przebiegającymi przez klatkę i
brzuch oraz z płatami zbroi na ramionach oraz po bokach ud i brzucha – oraz o
metalowe, podłużne i owalne przedmioty jakie pojawiły się w ich dłoniach. Chodziło
bardziej o zmianę jaka zaszła w nich, w ich wnętrzu. Kelly od razu to poczuła.
Powrót mocy. Znów czuła w sobie ta dziwną siłę i energię, której do dziś nie
potrafiła opisać. Jedno wiedziała na pewno – jej wiatr do niej wrócił.
Wszystko raptownie ucichło – dzwon zamilkł, światło stopniowo
przygasło... Lloyd padł na ziemię jak worek kartofli.
- Lloyd! - Jednym susem dopadli do Garmadona. W pierwszej chwili myśleli że to
światło, które dało im moce zabrało Lloyda. Na szczęście Wybraniec o własnych
siłach podniósł się na łokciach spazmatycznie łapiąc tlen.
- Nic mi nie jest – wychrypiał i zakasłał suchym kaszlem. Usiadł na piętach i
potarł tył głowy. Skronie pulsowały, w uszach szumiało, w umyśle panował
mętlik. Lecz nie uszła jego uwadze zmiana w wojownikach. – Kiedy się
przebraliście? – Przekrzywił lekko głowę.
Kai i Cole pomogli mu wstać.
- A ty? – odparł Smith z przekąsem.
Lloyd dopiero teraz zauważył że jego strój zwyczajnego adepta
ninja też uległ zmianie. Zielony materiał prawie całkowicie zastąpiła lekka
zbroja okalająca mu ręce, ramiona, tors i uda, najbardziej podatne na zranienia
miejsca. W innych częściach nadal dominował głęboki zielony strój ze złotymi
tak jak zbroja elementami. Spojrzał na swoje dłonie w czarnych rękawiczkach.
Czuł się jakoś... Inaczej... Jak po spotkaniu trzeciego stopnia z ciężarówką.
- Miecze świetlne? – Garmadon wskazał na przedmioty trzymane przez ninja.
Ci wzruszyli ramionami z niepewnymi minami. Jak to w ogóle
działa...
Kelly z faktu, iż była bardzo, ale to bardzo ciekawskim dzieckiem, jako pierwsza odkryła jak się odpala dziwne ustrojstwo. Wystarczyło kliknąć
guziczek.
- Coś lepszego niż świetlówki! – zawołała podnieconym głosem, gdy z metalowej rękojeści z cichym sykiem wydostało się ponad metrowe ostrze. W żadnej mierze
nie przypominało jej dawnej broni. Nawet materiał wydawał się inny; nie żelazo
lecz coś... Lepszego, niezniszczalnego. Ostrze miało wiele wgłębień tworzących
nierówną mozaikę ostrych krawędzi. Zdawało się że jarzy się własnym
szaro-srebrnym blaskiem.
Kelly podskoczyła w miejscu niczym 6-latka i przecięła
kilkakrotnie powietrze. Z jej ostrza wydostał się podmuch wiatru.
- Nasze moce żywiołów wróciły!
Pozostali chcąc przekonać się na własne oczy także uruchomili nowe
bronie. Świątynie zalał różnobarwny blask Ostrzy Żywiołów, jak ochrzcił jej już
Jay.
Chwilę później nadeszła okazja, by je
wypróbować. Wpierw rozległo się dzikie wycie, a następnie we wrotach stanął
pierwszy tuzin Kamiennych Wojowników. Ninja jak na rozkaz ustawili się w równym
szeregu przed Lloydem.
- Daj nam wypróbować świetlówki, Wybrańcu – rzuciła do
niego Kelly nie odrywając wzroku od przeciwników. W jej oczach skakały iskierki
radości i ekscytacji.
Lloyd niechętnie się z nią zgodził i
oddał im pole. Wojownicy wyrzucili do góry ręce i podzielili się na pięć grupek
po tyle samo stworów. Kai, jako że tuż przed Kelly należał do impulsywnych osób,
jako pierwszy rzucił się na pierwszą grupę. Odpalił broń; ze smoczego łba zdobiącego przód rękojeści wyłoniło się płonące ostrze. Wbił je tuż przed lekko zaskoczonymi
Wojownikami i nim ci zdążyli coś uczynić, zamknął ich w ognistym pierścieniu.
- Już kocham te bronie! – zawołał i wskoczył do
płonącego okręgu wykonując Spinjitzu. Po kilku sekundach pierścień był już pusty
– wszystkich wyrzuciło na ściany.
Kolejni nadciągali na Zane’a. Chłopak
cofnął się aż poczuł dotyk kolumny. Skoczył w górę przed mieczem jednego z KWO
i wspiął się wyżej po kryształach. Overlordczycy nie poddawali się tak łatwo i
sami stworzyli własną kolumnę z samym siebie. Co okazało się ich gwoździem do
trumny. Zane zaskoczył w dół po drodze zamrażając żywą kolumnę. Następnie
kopnął w nią z całej siły aż tak rozpadł się pozostawiając odłamki ze
zmrożonych przeciwników.
Cole w między czasie zabawiał się ze
swoimi „partnerami” racząc ich kulkami z twardej skały. Każdy pocisk dosięgał
celu jaki Bucket obrał sobie na środku hełmów. Następnie każdego przycisnął do
ziemi za pomocą kilku ton ziemi. W ten sposób w Świątyni powyrastały kopce
kreta.
Jay, walczący kawałek dalej, właśnie
wymyślił sposób jak pozbyć się swojego przydziału. Tak zakręcił wojownikami,
wpierw robiąc uniki i wymigując się do walki, że ci zdezorientowani ustawili
się w jeden szereg chcąc natrzeć jednocześnie. Stali na tyle blisko siebie że
stykali się zbrojami. W dłoniach każdy ściskał coś metalowego. Coś co doskonale
przewodziło prąd i co Jay wykorzystał. Ledwie pacnął pierwszego Ostrzem z
którego wyskoczyły niebieskie wiązki a po dwóch sekundach przed nim odbywał się
pokaz tego jak metalowe rzeczy przewodzą prąd. Wojownicy porażeni
elektrycznością padli na ziemię; niektórym dymiły się hełmy.
Kelly natomiast stwierdziła że trochę
dłużej po uprzykrza życie Overlordczykom i każdemu poświęci chwile uwagi.
Uskoczył przed pierwszym do tyłu. Wykonała salto i płynnie wylądowała na
drzewcu jego broni wbitej aktualnie w ziemi. Uśmiechnęła się milutko i
sprzedała mu jeszcze milszy cios z buta w twarz. Ten odleciał do tyłu na
jednego z towarzyszy. Inni nie przejmując się jego losem ruszyli. Tym razem
Kelly użyła Ostrza Żywiołu. Lekki wietrzyk musnął jej włosy, gdy odpaliła broń.
Nasilił się podczas starcia z wykrzywionym mieczem. Mieczem, który zaraz
pękł na pół. Kelly zaskoczona musiała przyznać że Ostrza są lepsze od ich
Magicznych Broni. Z jeszcze większą motywacją rzuciła się na kolejnych rywali.
Wymachiwała bronią jak szalona – w powietrzu błyskały tylko szaro-srebrne smugi
a kolejni Overlordczycy odlatywali do tyłu.
I tak po zaledwie kilku minutach, może
nawet nie dziesięciu, pięć grup zostało pokonanych. Lecz zostało jeszcze
trzykrotnie tyle.
- Moja kolej – oznajmił stanowczym głosem Lloyd, wychodząc z cienia.
Ninja posłusznie ustąpili mu miejsca, trzymając nadal bronie w pozycjach bojowych. Wybraniec stanął w środku swojego
znaku, przymknął oczy i złączył ze sobą dłonie. KWO w zdziwieniu oczekiwało na
dalszy przebieg wydarzeń. Gdyby mieli choć krztę rozumu dawno, by uciekli, a tak
spotkał ich tylko marny los – Lloyd zmarszczył brwi, odsuwając powoli od siebie
dłonie, z których strzelały małe wiązki energii. Zawsze były soczyście
zielone, jednak teraz zieleń zamieniło skrzące się złoto. Szybko formowały się w
dużą kulę rosnącą z każdą sekundą. Gdyby ktoś się przypatrzył mógłby dostrzec w
środku jakby małego smoka… Smoka, który nagle wydostał się ze swojego
jajka. Po Świątyni, jak i wiele kilometrów dalej, rozniósł się potężny ryk; na
ściany padła jasna poświata, kiedy z kuli energii Lloyda, albo i z samego
Lloyda, wydostały się wpierw wielkie złote skrzydła falującego niczym mgła, a potem reszta tułowia
metafizycznego smoka. Bestia gwałtownie, z dzikim impetem natarła na
Overlordczyków. Wyrzuciła ich ze swojej Świątyni jak nieproszone
szkodniki. Sam smok przeniknął przez ściany i zawisł nad Świątynią
Światła roznosząc dookoła złotą aurą. Ponownie ryknął a wokół niego zawirowały
cztery elipsy – czerwona, czarna, niebieska, szara i biała.
Moc Pierwszego Mistrza Spinjitzu drugi raz ujrzała światło dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~
W ramach rekompensaty dzisiaj dwa rozdziały. Pierwszy w zasadzie o niczym.... i tak jak przewidywałam dwa lata temu, na koniec pierwszej czesci dopada mnie zniechęcenie a przede wszystkim brak weny. Ale walczę z tym usilnie! *w ramach dowodu wyciąga z szuflady tłuczek do mięsa, patelnię, wygiętą łyżeczkę i siatkę na motyle*
Kel: *bawi się wiatrem* Arsenał pełną gębą.
Tia, ninja wreszcie odzyskali swoje moce... happy?
Kel: *podrzuca nad głową kulę wiatru* Hai! ^^
I jak widać, albo nie, zbliżamy się do końca pierwszej części... Trzymajcie kciuki że wyrobię się do końca przed wrześniem!
I mam nadzieję że nie macie nic przeciwko temu, że będą się pojawiać może dwa rozdziały na raz? xd chcę to jak najszybciej skończyć żebyście już się nie męczyli
To tyle
Do nexta
Pozdrawiam
~Vanessa~
Kel: *bawi się wiatrem* Arsenał pełną gębą.
Tia, ninja wreszcie odzyskali swoje moce... happy?
Kel: *podrzuca nad głową kulę wiatru* Hai! ^^
I jak widać, albo nie, zbliżamy się do końca pierwszej części... Trzymajcie kciuki że wyrobię się do końca przed wrześniem!
I mam nadzieję że nie macie nic przeciwko temu, że będą się pojawiać może dwa rozdziały na raz? xd chcę to jak najszybciej skończyć żebyście już się nie męczyli
To tyle
Do nexta
Pozdrawiam
~Vanessa~
Rozdziały spoczko.
OdpowiedzUsuńDelphi: Fajnie że Kelly znów jest mistrzynią wiatru i że razem z innymi dokopała tym OverLordczykom.
Ronan:*siedzi cicho*
Delphi: Od poprzedniego rozdziału jakoś zmarkotniał.
Ja: Trzymam kciuki byś się wyrobiła przed rokiem szkolnym, bo chcę mieć tę część za sobą, a pewnie wiesz jak trudno pogodzić blogowanie z nauką.
Pythor: Pchi!
Ja: Co za ,,pchi''?!
Pythor: A nic! -_-
Ślę tonyyyyyyyyyyyy weeeeeeeenyyyyyy i czekam na neeeeeeeeeext XD!
Ja tym bardziej chcę mieć tą część z głowy ;P
UsuńKel: A potem szkoła i część druga...
Jeśli ją w ogóle zacznę ~.~
Kel: A spróbuj mi nie! *wyciąga Ostrze*
Będę miała w luj dużo nauki! Nie wyrobię!
Kel: Wyrobisz, wyrobisz, ja już cię przekonam...
Sorka że kom teraz ale wróciłam z walacji i miałam spotkania z przyjaciółmi
OdpowiedzUsuńMiju: Jej ale akcja. No nieźle. Ashara kiedy rozdział w warpachet?!
Ja: daj żyć w tym tygodniu.
Omega: no ciekawie się robi
Akana:gratulacje ninja
Spoczko, loczko, rozumiem, sama wyjeżdzam w sobotę ^^"
UsuńKel: *luka na notatki Nessy* Jeszcze 9 rozdziałów + epilog i koniec; nareszcie! *kłania się* Dzieki Akana^^
Popieram. A ode mnie to tyle bo muszę lecieć ogarniać notatki xD
Meg: *czyści wyrzutnię* Miju, nie chciałabyś poczatować razem z nami na kolegę Vanessy? Bo mamy misję by go zabić jeśli tu przyjdzie...
Co najmniej trwale okaleczyć!
Kai: Sadystki
Miju:*wyjmije sztylety* gdzie on!
UsuńAkana: nie ma za co
Ja: A u nas kawał do epilogu
Miju: Ale bliżej za to niż ostatnio