sobota, 19 sierpnia 2017

Rozdział 107 ~ Przegrałem



   Jay zacisnął zęby i chwycił w dłonie chronione jedynie rękawiczkami, mknącą w jego stronę kulę. Zaczerpnął nowej porcji powietrza, bo poprzednią wyparł mu zadany przez Nyę cios, i krzyknął głośno: 
- Teraz! 
   Pozostali ninja wyrwali do przodu. Sam Walker okręcił łańcuch wokół swojego przedramienia i zaczął szybko krążyć wokół Nyi w skutek, czego po paru chwilach Smith stała związana łańcuchami. Jay wyswobodził się i odskoczył od niej. 
- Kelly, twoja kolej; tylko ostrożnie! 
   Kunoichi potaknęła głową i wykonała wypad do przodu. Z jej Ostrza wyskoczył gwałtowny strumień wiatru. Prędko nad nim zapanowała nim uderzył w skrępowaną Nyę. Dzięki temu Smith została tylko lekko poturbowana, kiedy mały podmuch pchnął ją do tyłu. 
   Tam czekał już na nią Cole. Mistrz ziemi z całych sił zapierał się nogami o ziemię, trzymając gałęzie palmy i naginając je do granic możliwości tak, aby opadały blisko ziemi. 
- Zane! 
   Julien na dany przez przyjaciela znak, kiedy Nya znalazła się pod drzewem, wyskoczył do góry i zamroził palmę, tworząc lodową kopułę, w której zamknęli siostrę Kai'a. 
   Sam Kai wytarł krew z policzka sączącej się do tej pory z małej rany, jaką własnymi paznokciami zadała mu siostra. Przyjrzał się ich dziełu. Przez kilka dobrych minut to im się obrywało – Nya wymachiwała piekielną kulą jak zawodowiec, co rusz sprzedając im nowe siniaki i mniejsze skaleczenia. Dawali się bić i sami nie zadawali ciosów, ponieważ musieli wymyślić jakiś plan, niezakładający ostrego poturbowania przyjaciółki, dziewczyny czy dla niektórych siostry. W końcu po 10 długich i piekielnie bolesnych minutach Jay dostał olśnienia. Musieli ją tylko spowolnić, niekoniecznie pokonać. Pozostali od razu przystanęli na jego pomysł i wszczęli go w życie. Jak widać   z dobrym skutkiem. 
- No dobra, to mamy ją z głowy na kolejne 10 minut – sapnął. 
- Skąd wiesz, że na 10? 
- Bo to moja siostra, Jay, a twoja dziewczyna; też powinieneś to wiedzieć.  Kai przytroczył do pasa z powrotem ostrze, które wcześniej Nya wysłała w krzaki. 
- Pogadacie o tym później, teraz musimy biec i pomóc Lloydowi, jeśli jeszcze nie pokonał ojca zarządziła Kelly. 
   Zostawiając Nyę za sobą w lodowej kopule pognali na plażę. 

~*~

   Lloyd jeszcze nie pokonał ojca. Między Bogiem a prawdą to nawet nie rozpoczęli walki. Przez dobrą minutę stali w odległości 5 metrów od siebie, mierząc się wzrokiem. Wszyscy inni zamarli, oczekując na dalszy przebieg wydarzeń. Nawet sam Overlord przestał charczeć jak rodowity astmatyk. 
- No proszę, czyli jednak się nie poddałeś  odezwał się wreszcie Garmadon, przerywając natrętną ciszę. 
- I nie zamierzam  odparł Lloyd. Nie dał tego po sobie poznać, lecz sam siebie zaskoczył  głos mu nie drżał, nogi nie stepowały samoistnie; czuł po prostu wewnętrzny spokój. Wziął głębszy wdech, aby upewnić się, że wszyscy w pobliżu go usłyszą.  Jednak też na razie nie zamierzam z tobą walczyć. Poddaj się ojcze! To ostatnia szansa. Tak jak ja nie chcesz tej walki. 
   Cichy szept oceanu, rozbijający się kilka metrów za nimi został całkowicie zagłuszony przez donośny śmiech lorda. Garmadon oparł się o panel, spoglądając z góry w zdeterminowane oczy syna. 
- Mój syn posunął się do tak tchórzliwego posunięcia, żałosne – wysyczał ostatnie słowo i splunął na ziemię.  Nie tak cię wychowałem. 
- Nie masz prawa nazywać mnie swoim synem  oznajmił spokojnie młody Garmadon.  To nie ty mnie wychowałeś, tylko wujek i ninja. 
- Ah, ninja, widzę, że ich tu nie ma, więc moja mała niespodzianka ich powstrzymała powiedział lekkim, nie zdradzającym, że słowa Lloyda podziałały na niego jak trzaśnięcia bicza. "Nie masz prawa nazywać mnie swoim synem", "To nie ty mnie wychowałeś". Potrząsnął energicznie głową, uciszając cichy głosik z tyłu głowy. 
- Nie musimy ich w to wplątywać; po prostu się poddaj. Tu chodzi o coś więcej niż nasze sprawy. 
- Nigdy!  – ryknął nagle, aż stojący obok niego Kozu drgnął minimalnie.  Jestem lord Garmadon! Zło złączyło się z moimi kośćmi i nerwami, dostało się do szpiku! Zmienię Krainę na swoje podobieństwo żeby wszyscy zobaczyli, co widzę, poczuli, co czuję!  Jego głos brzmiał coraz bardziej desperacko.
   Lloyd pokręcił powoli głową, zaciskając usta. 
- Nic nie rozumiesz. To nie jest jedyne wyjście....
- Nie słuchaj go!  wtrącił Overlord, który do tej pory siedział (w zasadzie lewitował) w milczeniu. Podleciał do Garmadona, zasłaniając mu syna.  On chce cię omamić, zamącić ci umysł; nie słuchaj go! Uruchom Garmatron i wyślij pierwszy pocisk z mroczną energią w Ninjago. Zrób to, w końcu to twoje marzenie! Nasze... 
   Garmadon odwrócił się przodem do wielkiego czerwonego przycisku, uruchamiającego spust, który wręcz do niego wołałby go nacisnąć. 
- Wybacz, Lloydzie, ale przeznaczenie musi się wypełnić  zacytował słowa Wybrańca ,przekręcając je nieco i opuścił dłoń. 
   Nagrzewanie  powiedział mechaniczny głos a obok przycisku pojawił się niebieski okrąg. Powoli zaczął się zapełniać czerwienią. – Pozostało 30 sekund, 29, 28... 
- Nagrzewanie!? Mogłeś mnie uprzedzić! 
- Nie rób tego, Marmaduke!  Misako też stała na granicy desperacji  zwróciła się do męża po imieniu.  Jeśli zaburzysz równowagę Mroczny Władca na zawsze przedostanie się do naszej krainy w materialnym ciele. 
- Dokonałem już wyboru, tak samo jak wy! Nic mnie już nie powstrzyma... 
   Może poza silnym kopnięciem Lloyda, który w dwie sekundy dostał się na pokład. 
   11 sekund. 
   Lloyd odciągnął ojca, siłując się z nim na ręce nim ten kliknął ostateczny guzik. 
- Nie rób tego – wysapał.  Możesz... 
- Zamknij się!  ryknął i popchnął go do tyłu. Lloyd wpadł prosto w niedźwiedzi uścisk Kozu. 
   9 sekund. 
   8 sekund. 
   Lord sam odliczył ostatnie sekundy, po czym z całych sił nacisnął guzik. Garmatron zadrżał, właz otwarł się, a z niego z sykiem w powietrze wzbił się pocisk, ciągnąc za sobą czarny ogon mgły. Pomknął prosto na północ –  ku Ninjago. Błyskawicznie zniknął im z pola widzenia. 
   Lloyd myślał, że będzie krzyczał, szarpał się robił cokolwiek, gdy pocisk leciał w dobrze mu znanym kierunku, ale on jedynie stał. Stał jak sparaliżowany, przypatrując się jak horyzont w błyskawicznym tempie zasnuwają ciężkie ciemne chmury; padły na nich długie cienie, morze zawarczało, jakby ktoś uderzył w jego czuły punkt. Lub ktoś zaburzył równowagę. 
- Prze...graliśmy?  wyszeptał Wybraniec. Tak łatwo? Tak po prostu?
- Tak, tak, dokładnie!   zakrzyknął Garmadon i dźgnął syna palcem w tors.  Przegraliście sromotnie! Naładować kolejny pocisk! 
   Kilku Wojowników od razu podniosło ze skrzyni drugą głowicę i szybko ją załadowało. Kozu w między czasie przerzucił Lloyd jak szmacianą lalkę nad sobą, wyrzucając tym samym na ziemię. 
   Wybraniec gruchnął o piasek wraz z odgłosem kolejnego wystrzału. Nad nimi skumulowały się kolejne chmury, kiedy pocisk zniknął z horyzontu, czyli uderzył drugi raz w jakąś część Ninjago, gdzie skołowani mieszkańcy nie wiedzieli, co się dzieje. Jeśli w ogóle jeszcze żyli, paskudna myśl przemknęła Lloydowi po głowie. Potrząsnął głową i szybko podniósł się z ziemi. Jednak w następnej chwili znów, by upadł przez silny wiatr, jaki buchnął we wszystkich wokół Garmatrona. Nad zestawem bojowym (#bakugan xD) z chmur utworzył się niewróżący nic dobrego lej, jak od tornada. 
   Overlord nie wytrzymał i wybuchnął głośnym niekontrolowanym śmiechem. 
- No i czego rżysz!?  warknął Garmadon.  To moje zwycięstwo, nie twoje zasrana kulko energii! 
- Wybacz, przyjacielu, ale nastąpiła drobna zmiana... planów  wysyczał jadowitym tonem, gdy względnie się uspokoił. 
- Jaka zmiana, jakich planów!? Ninjago jest moje! Słyszysz!? Moje! To moje zwycięstwo!  
   Overlord znów zachichotał, ani trochę wesoło. Podfrunął na tyle blisko, że Garmadon czuł na polikach wibrowanie jego energii. 
- Zabawa z tobą była iście przednia, Garmadonie... Lecz teraz to ja przejmuję kontrolę...
- Co to to nie, jestem...!
- Naiwnym głupcem  wtrącił spokojnie Overlord, odsuwając się kawałek.  Przez cały ten czas nie zorientowałeś się jaki mam, co do ciebie plan... 
- Więc może łaskawie mi wytłumacz! 
- Przez tysiąclecia czekałem na kogoś takiego jak ty, na naczynie, które zachwieje równowagę oraz, dzięki któremu będę mógł wrócić do świata śmiertelników! Wszystkie czynniki zostały spełnione, więc moja transformacja może się rozpocząć...
   Garmadon nie miał za wiele do powiedzenia. W jednej chwili wszystko mu się rozjaśniło, słowa Misako do niego dotarły... Ale było już za późno na wycofanie się z podjętej ścieżki. 
    Potężny grzmot przetoczył się nad plażą, pioruny rozdarły niebo, promień jasnego i lodowatego światła spadł prosto na sparaliżowanego Garmadona i rozanielonego Overlorda, który zanosił się śmiechem, pełnym pogardy i zwycięstwa. Ucichł, dopiero gdy obu pochłonęło światło. Złowroga cisza nie trwała długo. Lloyd myślał, że bębenki zaczną mu krwawić, kiedy do uszu wdarł się ryk jego ojca. Bijący z niego ból, niedowieżenie jak i prawdopodobnie strach był niemal namacalny. Wybraniec dla ostrożności cofnął się o kilka kroków. Wpadł na ninja, którzy akurat wbiegli na plażę. 
- Co się dzieje  zapytała treściwie Kelly  i dlaczego Garmadon się tak drze? 
   Nikt nie był w w stanie jej odpowiedzieć. Zresztą, odpowiedź nadeszła sama wraz z zanikiem światła. 
- O potworności....  wyszeptała Kunoichi wraz z resztą w osłupieniu, przyglądając się Garmadonowi. A raczej temu co z niego zostało. 
   Kolejny psychopatyczny śmiech przetoczył się po wyspie. Ciemny kształt powstał z klęczek. Nienawistne fioletowe ślepia zatrzymał się na wojownikach; dwa rzędy ostrych zębów błysnęły, kiedy Overlord przybrał swoją pierwotną formę. 
- Nareszcie!  zawołał o wiele groźniejszym głosem niż wcześniej.  Wreszcie moja metamorfoza się rozpoczęła; już niedługo osiągnę pierwotną formę a na razie zadowolę się tą początkową, a nie jakąś kulką energii....
   A mówiąc początkową miał na myśli dwumetrową czarną jaszczurkę poruszającą się tylnych  łapach z dwoma parami rąk zakończonych ostrymi pazurami; naszpikowany kolcami ogon kołysał się lekko na boki. 
- I co powiesz na to, Wybrańcu? – wysyczał, skupiając uwagę na Lloydzie. 
   Garmadon zacisnął dłonie w pieści. Czy to coś właśnie odebrało mu ojca? Jak ma go teraz uratować?! Ale przecież miał walczyć z ojcem a nie jaszczurką! Przepowiednia się myliła? W głowie szalała mu istna burza pytań. 
- To już nie jest twój ojciec  odezwała się Misako, jakby czytając w jego myślach  ale w przeciwieństwie do niego Overlord nie okaże ci litość. 
   Lloyd odwzajemnił, wyzywające spojrzenie jaszczurki. 
- Nie będzie musiał – warknął, po czym zawołał do ninja:  Do dzieła! 
   Wojownicy w mig pojęli jego słowa i już sekundę potem 6 kolorowych tornad naparło na pierwszą linię wroga, jaka blokowało dostępu do Garmatronu i Overlorda, który zaczął się zastanawiać, jaki obrać następny cel, chociaż dobrze widział, co to będzie. 
- Stolica Ninjago  wysyczał do siebie a ogon zadrżał z podekscytowania. Potrzebował jeszcze więcej mrocznej energii, a w Ninjago City, kiedy spuści już na nią pocisk z czarną materią, będzie jej miał pod dostatkiem...   
   Załaduj pocisk - oznajmił mechanizm. 
- Hę!? 
   Overlord wychylił się spoglądając w dół. Mógł się domyślić, co jest przyczyną niedyspozycji jego armii. Kamienni Wojownicy mieli małe problemy z ninja, którzy zamrażali jej członków po czym rozrzucali jak mrożonki, albo wysyłali w niebo poprzez silne podmuchy, tudzież niszczyli ich sprzęt, przecinając rozgrzanym do czerwoności mieczem na pół, lub wtykając ostrz w przewody. Natomiast samymi pociskami leżącymi do tej pory ładnie w skrzyni zajęła się emerytowana grupka. 
- Kelly, do ciebie!  zawołał Wu i wraz z Misako rozkołysał pocisk. 
   Kunoichi odepchnęła Overlordczyka, który się na nią napatoczył, po czym przyjęła pozycję miotacza, wzięła zamach i wysłała bombę prosto w ocean. 
- Przesyłka nie trafi do celu, jaszczurko! 
   Overlord gdyby mógł wyrwałby sobie wszystkie włosy z głowy. Czemu ci zawszeni ninja muszą wszystko psuć?!
- Sam się tym zajmę...
   Nie zajął, ponieważ, kiedy się odwrócił stanął twarzą do Lloyda. Wybraniec po cichu, wykorzystując panujący dookoła chaosu, dostał się na Garmatron. 
- To już koniec  oznajmił, przyjmując pozycję bojową. - Cały mój trening zaprowadził mnie do tego miejsca. Skoro tak jest mi napisane wygram z tobą, Overlordzie. – Podkreślił jego imię. 
   Wszyscy łącznie z KWO równocześnie zamarli; mogli oglądać początek Ostatecznej Bitwy z pierwszego miejsca. 
   Overlord wybuchnął kolejną porcją śmiechu. 
- Głupi dzieciaki, czekałem na tą chwilę od stu tysię... 
   Słowa ugrzęzły jaszczurce w gardle, kiedy zielony strumień uderzył go prosto w pierś, prawie zrzucając z podestu. Mroczny Władca nie miał zamiaru dłużej strzępić sobie języka; uniósł do góry wszystkie przednie kończyny w których skumulowały się kule mrocznej energii   przeciwieństwa Elementu Lloyda. 
   Wybraniec zdołał uniknąć bliższego zaznajomienia się z nimi. Uskoczył, wybijając się do góry. Niestety to go też zgubiło; Overlord błyskawicznie znalazł się przy nim i mocno uderzył w brzuch. Cios nie był bardzo silny, ale i tak wyparł Lloydowi tlen z płuc i posłał pięć metrów za Garmatron. Gruchnął o ziemię, ale szybko się pozbierał. Overlord wykorzystując, wydobywającą się z dłoni energię posłużył się nią jak jetpack’iem i gdyby nie wyćwiczony refleks, Lloyd skończyłby jako pacia pod jego stopami. Z powrotem to ona przejął inicjatywę i uderzył jaszczura w plecy. Nie poprzestając na tym w ramach za poprzedni cios sam wykonał podobny, lecz z pomocą Energii   zielony promień odepchnął Overlorda, aż ten znalazł się w krzakach, 10 metrów dalej. 
   Lloyd miał chwilę aby złapać oddech a ninja by krótko zawiwatować. Odpoczynek nie trwał jednak długo, tak samo jak chwila radości. 
   Wybraniec nie wiedział nawet kiedy Overlord wyskoczył z krzaków i całym swoim cielskiem uderzył w niego. Siła natarcia odrzuciła go pod sam brzeg oceanu; jedna fala zmoczył mu nogi, kiedy chwiejnie się podnosił. Potrząsnął głową, odpędzając mroczki sprzed oczu. 
- Podoba ci się zabawa?  zapytał Overlord, rozkładając łapy, wokół których zawirowały ciemne wiązki.  Bo ja tak mogę w nieskończoność. 
   Nieskończoność? Nie miał tyle siły. Lloyd już teraz, po 5 minutach walki, czuł jak zmęczenie powoli wdziera się do jego ciała. Nie zamierzał się jednak poddać, zwłaszcza po dalszych słowach Mrocznego Władcy. 
- Twoi przyjaciele już ci nie pomogą, a nawet jeśli spróbuje wyślę ich na tamten świat. Jesteś zupełnie sam... Nawet twój ojciec cię porzucił...
   Lloyd ściągnął maskę. Chciał, aby Overlord widział jego twarz  jego hard ducha i nieustępliwość. Chciał, aby widział, że nie łyka jego kłamstw.
- Nie, mój ojciec żyje  odparł, podkreślając mocno ostatnie słowo.  Jest w tobie i stanie po mojej stronie. 
   Overlord zacharczał, śmiał się. 
- Naiwny śmiertelnik... 
   Lloyd nie dał mu dalej dojść do słowa. Mógł przysiąc, że na drobną chwilę oczy Overlorda z fioletu zmieniły kolor na brąz  czekoladowy odcień jaki miał jego ojciec, gdy jeszcze nie stał się dostatecznie zły. Trzymając się tej myśli przypuścił gwałtowny atak, zadając pierwszy cios z pół obrotu z góry. Udało mu się zaskoczyć wroga; Overlord zatoczył się do tyłu. Wytarł krew z rozciętej wargi. Nim zdołał się odwdzięczyć  Wybraniec sprzedał mu następne ciosy. Prawy sierpowy, lewy sierpowy, kopniak w brzuch z pół obrotu, kula energii w łeb... Wszystkie, prócz tego ostatniego, zostały odparowane.
- Ah tak?  sapnął stwór chociaż wcale nie wydawał się być zmęczony, w przeciwieństwie do Wybrańca.  Chcesz się przepychać mocami? Proszę bardzo! 
   Lloyd ledwo uskoczył przed ciemnofioletowym strumieniem energii, jaki wydobył się z dwóch łap Overlorda. Nie chcąc wyjść na tchórza zaparł się mocno nogami i na przeciw czarnemu strumieniowi posłał swój zielony, z domieszką złota. Energie starły się ze sobą, wytwarzając nieprzyjemny dla ucha syk plus rosnącą kulę po środku. 
- Walcz tato  szepnął Lloyd, zaciskając zęby. Naparł jeszcze mocniej; zieleń przez chwilę triumfowała. Przez chwilę. Słowa potrafią ranić bardziej niż ciosy, przeczytał kiedyś i teraz zrozumiał sens tych słów na własnej skórze. 
   Overlord naparł mocniej, z całych swoich sił, 
- Twój ojciec odszedł!  wrzasnął, patrząc mu głęboko w oczy. Nie kłamał. 
   Trująca strzała wbiła się w serce młodego wojownika. Jego obrona osłabła; czerń powoli pożerałą zieleń, by w końcu całkowicie przebić się przez tarczę, która rozpadła się jak porcelana. Paraliżująco mocny cios wyparł cały tlen z płuc i wycisnął łzy z oczu. Lloyd zgiął się w pół; z ust pociekła stróżka krwi. Odrzuciło go kilka metrów do tyłu. Zarył lewym ramieniem w ziemię, zdzierając sobie skórę. Odkaszlnął podnosząc się. Wytarł rozdartym rękawem krew z ust. 
- Kłamiesz  wychrypiał, kiedy Overlord lekkim krokiem zbliżył się do niego. 
   Mroczny Władca roześmiał się. W jego głosie nie było słychać ni krzty radości, tylko czyste zło. 
- Zaraz możesz do niego dołączyć, co ty na to? 
   Lloyd, ignorując coraz większy ból w ramieniu i karku z krzykiem rzucił się na Overlorda. 
- Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz! - powtarzał atakując. Brał zamach i uderzał w szczękę, w bark, w brzuch, w kolano. 
   Wściekłość zmąciła mu umysł, oczy zaszły mgłą. Nie wiedział wtedy, że ta mgła, to łzy. 
   Kolejny raz energie starły się ze sobą, lecz to fiolet powoli wygrywał, mimo że Lloyd wykrzesywał z siebie maksimum możliwości. Nie mógł przegrać. Musiał walczyć dla ojca! 
- Walcz tato!   jęknął. Ręce zaczęły mu drżeć, jednak ignorował to wypatrując w Overlordzie swojego ojca. Przecież tam był, on żył, nie odszedł!  Pokonaj go! 
   Overlord zmarszczył groźnie brwi, dołączył kolejną parę rąk do walki. Miał powoli dość tego upartego gówniarza. 
- Zrozum to głupcze! Twój-ojciec-NIE-ŻYJE!  ryknął. 
   Lloyd nie był w stanie dłużej walczyć. Trujący jad całkowicie zaszczepił się w jego sercu. Po co ma walczyć? Dla kogo? 
   Mięśnie samoistnie odmówiły mu posłuszeństwa, energia wydobywającą się z jego dłoni osłabła. A Overlord natychmiast to wykorzystał. Naparł z całą swoją mocą zgromadzoną przez te wszystkie lata, kiedy ludzie myśleli, że nie istnieje, że zginął. Będą mieli niespodziankę, bo oto on, Overlord, właśnie wgniata w ziemię ich Wybrańca! 
   Ciało Lloyda rozerwał ból nie do opisania, z gardła wydostał się krzyk, w momencie gdy jego defensywa została złamana, a w niego uderzył strumień czystego zła, mrocznej energii – rozdzierał każdą cząsteczkę jego ciała, wyżynał brzytwą kolejne cięcia, siekał na kawałki serce i wiarę. Fioletowe pioruny zamknęły go w klatce, rażąc niemiłosiernie, i uniosły w górę. Następnie z całej siły wyrzuciły w szkarłatne niebo. Overlord nie poprzestał na tym i gromadząc moc we wszystkich czterech łapach cisnął nią w spadającego Lloyda, odrzucając kilkadziesiąt metrów dalej.   
   Wraz z mocnym uderzeniem o ziemię przed oczami Lloyda, prócz białych plamek stanął zamazany obraz ojca. Uśmiechniętego. Radosnego. Dobrego. A potem wszystko rozpadło się jak kryształ. 
   Nim całkowicie spadł w bezdenną otchłań ciemności w uszach brzmiało mu jeszcze jedno słowo:  
   Przegrałem.




~~~~~~~~~~~~
Kobieta zmienną jest – gdy pisałam ten rozdział na początku mi się podobał, wszystko super hiper, a teraz dumna jestem jedynie z gifa xP 
Kel: Tia. Lloyd dostał wpiernicz a ty się cieszysz
Lubię jak bohaterom się obrywa ^^"
Kel:..... *idzie zadzwonić*
A ja nadal głowię się nad tymi dwoma nowymi głosami w ankiecie... Czy to ktuś nowy, czy stary czytelnik, który dopiero teraz się ogarnął o ankiecie xD Cóż, pewnie się nie dowiem. 
Oki, to tyle na dziś, rozdział ciut długi, ale następne dwa będą już krótsze ^^ i coraz bliżej końcaaaaaaa
Papa! =3= (<--- to taka buźka xd)
~Vanessa~

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział! Wszystko ładnie opisałaś!
    Delphi: :-)
    Kom krótki bo weny na dłuższy nie mam. Więc ślę taczki z weną i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *napisała już 2 rozdziały*
      Kel: *znad sterty jedzenia w McDonaldzie* Masz rozmach
      Ciii zawzięłam się xD i dziękuję! A teraz też spadam bo wena mi siedzieć nie daje w miejscu!

      Usuń