poniedziałek, 19 czerwca 2017

Rozdział 92 ~ Dyskusja na temat herbaty i połowiczny happy end


  Kai cisnął kolejnym kamykiem w barierę. Ten, tak jak dziesięć poprzednich, rozpadł się w pył. Smith poszukał wzrokiem kolejnego. 
- Oszczędź - mruknął Cole przejeżdżając sobie dłonią po twarzy. - Rzucasz tymi kamieniami a i tak nic z tego nie wynika.

- Niech ma jakieś zajęcie - wymamrotał Jay szukając wygodniejszego miejsca na twardej ziemi.
- Ja w przeciwieństwie do was staram się nas stąd wydostać! - fuknął Smith biorąc zamach.
- I jak ci idzie? - zapytał Zane lekko (bardzo) kpiącym tonem.
   Kai spiorunował go spojrzeniem. 
- W obwodach ci się poprzestawiało po tym zwarciu?
- Wyluuuzuj. Pomysł jak stąd wiać na pewno sam przyjdzie - westchnął Walker.
- Ja nie wiem jak możecie być tacy spokojni! Zaiwaniliście Sensei'owi jedną z jego herbatek?
   Jay podciągnął się raptownie do pozycji siedzącej.
- Ej właśnie! - zawołał, na co inni spojrzeli na niego ciekawsko. Uniósł ręce. - Nie, nie mam jakiegoś planu - entuzjazm przygasł - ale mam zagwstokę. Co jest w tej senseiowskiej herbatce skoro Wu zawsze, ale to zawsze, jest tak stoicko spokojny?
   Wymienili spojrzenia. Nie widząc innego zajęcia postanowili podjąć dyskusję.
- Może ma jakieś specjalne serum? - podsunął Julien.
- O, o! On pije meliskę! - zakrzyknął Kai dając porwać się dyskusji. - My myślimy, że to herbata a on chla melisę!
   Kelly przysłuchiwała się dyskusji na temat herbaty z lekkim uśmiechem na ustach. Oto, jak jej przyjaciele zawzięcie zajmują się wymyślaniem planu ucieczki. Wstała z siadu tureckiego i zadreptała w miejscu, aby zniwelować "mrówki"  biegające po nogach, które niemiłosiernie zdrętwiały od 20 minut siedzenia w jednym miejscu. Rozprostowała plecy i ziewnęła. Rozejrzała się po ich  obecnym więzieniu, kolejny zresztą raz. Ich "cele" odgrodzone od siebie zawszoną elektryczną barierą stworzoną przez równie zawszonego lorda znajdowały się na końcu ogromnego pomieszczenia. Na wprost zionął czarny korytarz prowadzący nie wiadomo gdzie. Przez dziurę na szczycie sufitu przebijały się promienie popołudniowego słońca. Prócz tego otworu nie znajdowały się żadne inne. Chociaż... Kelly ostrożnie podeszła do bariery idąc tyłem i zadarła głowę. Jakieś trzy metry nad ziemią w ścianie znajdowało się coś na kształt okna z kratami wielkości pół metra na pół.
   Obciągnęła bluzkę i wzięła rozbieg. "Wspięła" się na ścianę i wybiła w górę. Chwyciła za "parapet". Podciągnęła się i wyjrzała. Jedyne, co zdołała dostrzec to ruiny jakiegoś pomnika, wielka dziura w ziemi, kamienne trybuny... Dostała olśnienia, przez które omal nie połamała sobie kręgosłupa. W porę udało jej się gładko wylądować.
- Jesteśmy w Ouroboros - oznajmiła otrzepując dłonie.
   Pozostali wytrzeszczyli lekko oczy milknąc
- Co on planuje z nami zrobić? - zaniepokoił się Jay. - Wrzucić nas do tej dziury, z której wylazł Pożeracz?
- Może nie podrzucaj mu pomysłów - mruknął Cole.
- Pamiętacie, co powiedział Garmadon? - wtrącił Julien. - "Powspominajcie dawne czasy, bo one niedługo znikną wraz z wami".
- Chce nam wymazać pamięć? - prychnął Kai.
- Kelly jak myślisz? - Zane zwrócił się do jednej, (jeśli nie jedynej) z trzeźwo myślącej osoby w ich gronie.
   Kelly jednak go nie słuchała. Wcisnęła się w kąt i po kryjomu klikała w swoją bransoletkę ze skupioną miną.
- Kellyyyyy?
- Cicho, wzywam pomoc.
- Jak? Telepatycznie?
   Pomachała ręką, na której tkwiła szaro-niebieska bransoletka z wymowną miną.
- Okey - Zane uniósł ręce - rób, co do ciebie należy.
   Thifer prychnęła cicho.
- No jak zwykle ja muszę odwalać brudną robotę.... Gotowe!
- Aaaa, co właściwie zrobiłaś? - zapytał.  
   Kelly ciężko wypuściła powietrze przez nos.
- Wysłałam sygnał do Nyi, i jeśli w tej norze jest zasięg i wiadomość dotrze, niedługo powinno się tu zjawić wsparcie.
- Zanim to jednak nastąpi pozwólcie, że umilę wam trochę czas.... - odezwał się mrożący krew w żyłach głos.


~ * ~

- Nya! Jest sygnał! - zawołał Lloyd na całe gardło.

   Smith wpadła na mostek sekundę później. Garmadon odstąpił jej miejsca przy panelu. Nya ze skupioną miną zaczęła wybijać sekwencje na klawiaturze.
    Lloyd przygryzł dolną wargę ponownie czując nieprzyjemne kłucie w żołądku. Zupełnie jak przed misją, dwie godziny temu. Lecz wtedy byli przy nim ninja i zawsze mogli coś doradzić, wesprzeć, a teraz? Nie licząc Nyi i Wu pozostał sam, bo dawni wrogowie wpadli w sidła jego ojca. Syknął pod nosem i podszedł do przestronnego okna. Oparł się o ster wbijając wzrok przed siebie. 

   Holender. Czemu jego życie musi być tak skomplikowane? Czemu nie może być zwyczajnym nastolatkiem, ze zwyczajnym nudnym życiem? Bo jesteś Wybrańcem idioto, westchnął w duchu i przejechał sobie dłonią po twarzy. 
- Będziemy za kwadrans, góra 20 minut! - zakomunikowała Smith i nakierowała statek na właściwy tor. 
   Lloyd potrzasnął głową odpędzając natrętne myśli. Musi skupić się na zadaniu - odbić ninja i wyjść z tego cało. Nic trudnego. Żeby tylko nie dał dojść do głosu emocjom w starciu z ojcem, które może być nieuniknione. Jeśli dzisiaj się spotkają sam Garmadon może być w szoku. W końcu nie widział go dwa tygodnie a może mieć wrażenie jakby dwa lata...
   Poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał w niebieskie, prawie szare, oczy wuja. Ciężko westchnął. 
- Myślisz, że dam radę? - spytał szeptem. 
  Wu poklepał go po plecach. 
- Nie daj dojść do głosu emocjom. W walce ani miłość, ani gra fair nie istnieje. 
- Zapamiętam - wymamrotał, mimo że te słowa nie wiele mu dały. Ale może jeszcze do nich... Nie dojrzał?

~ * ~

    Kelly wystrzeliła w górę na dźwięk głosu Garmadona, który rozległ się niebezpiecznie blisko niej. W mgnieniu oka znalazła się po przeciwnej stronie celi. 
- Nie strasz mnie, bo na zawał zejdę! - zakrzyknęła przyciskając dłoń do piersi. Serce pracowało na przyspieszonych obrotach. 
- Hm, o jedną mniej by było...
   Garmadon obszedł cele i stanął przed nimi. W jednej parze rąk trzymał Mega Broń drugie zaś splótł za plecami. Jego twarz wykrzywiał niewróżący nic dobrego uśmiech. 
- Co znowu wpadło ci do tej popierdzielonej łepetyny? - warknął Jay. 
  Lord pstryknął palcami. Rozległ się cichy syk, porównywalny z sykiem węża. Cole ostrożnie wyciągnął rękę przed siebie. Poruszał nią na wszystkie możliwe strony i ani razu nie kopnął go prąd. Bariera zniknęła. 
   Ninja zbili się w grupę. Jedyna droga ucieczki została zablokowana przez kilkoro Wężonów. Więc co teraz? 
- No właśnie co teraz? - zapytał Jay. Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. 
   Garmadon podszedł do kamiennego stołu na którym leżały ich bronie. Kelly poczuła nieprzyjemne, źle wróżące ukłucie. Lord dotknął opuszkami palców miecza Kai'a. 
- Jesteście pożal się boże wojownikami - prychnął.
- Wiemy, wiemy, powtarzasz się jak zepsuty magnetofon - sapnął Mistrz ognia. 
   Garmadon nie zwrócił uwagi na jego słowa i kontynuował monolog.
- Pierwsi mistrzowie nie potrzebowali durnych broni aby władać swoimi żywiołami. Wy natomiast jesteście ich nikłymi, nieudanymi podróbkami. Odbierze wam się zabawkę i jesteście... Bezbronni. 
   Mega Broń zajarzyła się fioletowym światłem a żelazny  miecz... Zmienił się w pył. 
- Co!? - pisnął Smith. - Jak on...!?
- Spokojnie chłopcze to dopiero początek. 
   Kolejna bron nunczako Jay'a uległo destrukcji za sprawą Mega Broni.
- Do czego ty dążysz? - zawołał Zane. 
- Myślisz że jak zniszczysz nasze bronie to się poddamy? - dorzucił Walker. 
  Wszystkie żelazne bronie prócz shurikenów i Srebrnej Katany poddały się destrukcji bez najmniejszego oporu. 
- Eh, jak wy nic nie rozumiecie - westchnął Garmadon przyciskając dwa palce do skroni. - Demonstruję wam co w niedługim czasie... 
   Shurikeny wybuchły z cichym trzaskiem, zasypując podłogę maluczkimi ostrymi drobinkami. Kelly przełknęła ślinę. Już tylko jej broń się ostała. 
-... Stanie się z wami. 
  Mega Broń zaświeciła się jaśniej niczym lampka nad głową Thifer. Wystąpiła do przodu zrozumiawszy co Lord zamierza.
- Jesteś walniętym szaleńcem! - krzyknęła. 
- Jakoś mało obchodzi mnie wasze zdanie...
   Mega Broń zbliżyła się do katany. Nie, nie, nie, nie może jej zniszczyć, inaczej będą już całkowicie udupieni! 
- Myślisz że tym nas złamiesz?! - zawołała i kontynuowała to co jej ślina na język przyniosła. - Nawet bez broni możemy cię pokonać, więc śmiało, marnuj energię i zniszcz moją katanę! 
   Na słowa Thifer Garmadon zatrzymał proces. Katana przestała drżeć. 
- Kelly... 
   Dziewczyna uciszyła lidera dłonią i postąpiła kolejny krok wstępując na grząski grunt. 
- No co, sam już zapomniałeś że każde wykorzystanie Broni marnuje twoją moc? - prychnęła. 
- Nie prowokuj go! - syknął Kai łapiąc ją za ramię. 
   Odtrąciła jego dłoń i spiorunowała spojrzeniem. 
- Jakbyś się nie zorientował gram na czas - szepnęła ostrym tonem. 
- Obrażanie Garmadona to samobójstwo!
   Nie odpowiedziała tylko zwróciła się ponownie w stronę lorda. Garmadon opuścił broń i spojrzał wprost na nią. Widok tych czerwonych oczu zmroził jej krew w żyłach. Fakt, widywała je już wiele razy ale te pałały czystą nienawiścią a jednocześnie były chłodne niczym lód i całkowicie bez wyrazu. 
- W sumie... muszę się z tobą zgodzić - stwierdził bezbarwnym tonem obracając Broń. - Przejdę od razu do sedna mojego planu. 
- Który pewnie spali na panewce jak 10 innych. - Kai za późno powstrzymał zgryźliwą uwagę. 
   Na ustach Garmadona zatańczył uśmieszek. Także bezbarwny i tak samo bez emocji. 
- Tym razem będzie inaczej. Bo wy nie dacie rady tego zatrzymać. Nikt nie może walczyć z przyszłością albo przeszłością....
   Zbliżył się do nich o dwa kroki a oni z trudem utrzymali pozycje. Skierował czubek Mega Broni wprost na nich. Złotą broń otoczyła taka sama mgła jak podczas procesu ożywienia Grandala. 
- Chcesz znowu zamienić nas w dzieci!? - zawołał Jay. 
- Nie, mistrzu błyskawic. Tym razem sprawię że w ogóle się nie-na-ro-dzi-cie - wysyczał pełen satysfakcji. Jego oczy zabłysły szaleńczo i złowrogo. - Za pomocą Mega Broni wymażę z kart historii wasze narodziny, wasze dokonania, sprawię że nikt nie będzie o was pamiętał, nikt nie będzie was znał. Zniszczę waszą historię! 
- Zaczekaj - krzyknęła Kelly łamiącym się już lekko głosem - mam ostatnie życzenie! - Można by rzecz że było to głupie i naiwne posunięcie ale jak się okazało - skuteczne. 
   Mgła skumulowała się z powrotem wokół Mega Broni. Kelly odetchnęła z połowiczną ulgą. Zyskała kilka sekund które, jak miała nadzieję, postać przykucnięta na szczycie dachu wykorzysta. Teraz jeszcze modlić się aby Garmadon go nie zauważył....
- Czego chcesz? - warknął lord nadal trzymając broń wycelowaną w ich stronę. 
- Chcę się tylko dowiedzieć czy naprawdę chcesz zniszczyć nas wszystkich? 
   Garmadon prychnął. 
- Myślałem że po tobie mogę spodziewać się czegoś bardziej błyskotliwego... - Broń wydała nieprzyjemny syk a mgła przyszykowała się do zadania ostatecznego ataku. 
- Ale to znaczy że zniszczysz też swojego syna!!
   Nawet gdyby Garmadon chciał zatrzymać czarną iskrę która rzuciła się na wojowników nie dałby rady. Jednak ktoś inny tak. Lodowy pocisk zamroził strzałę tuż przed wojownikami a następnie samą Mega Broń. 
   Garmadon odwrócił się gwałtownie z szalejącym jak dziki koń sercem. Które w następnej sekundzie niemalże stanęło gdy postać  odziana w zielony kombinezon stojąca na piedestale tam gdzie niegdyś bronie wojowników wyprostowała się. Napotkał się na spojrzenie ciemno-zielonych oczu.  
- L-loyd? - wydukał drżącym głosem. 
   Wybraniec w odpowiedzi ściągnął jedynie maskę z twarzy. Z twarzy która przedstawiała niepokornego 9-latka a teraz zamieniła się w maskę bez żadnych emocji i wyrazu. Garmadon poczuł się jakby przespał kilka lat. Przez swoje ambicje nie był przy synu gdy on dorastał, gdy stawał się mężczyzną... Ogarnij się debilu! - wrzasnął głos w podświadomości. - To nie jest twój syn; to Wybraniec losu którego musisz zabić nim on zabije ciebie! No dalej, rusz się i ZNISZCZ GO! 
   Lloyd doskonale widział w oczach swojego ojca zawahanie. Ale też i szok, niedowierzenie. Nie dziwił mu się. Nie widzieli się ledwie 2 tygodnie nawet nie całe i Garmadon nagle dowiaduje się że jego syn nie jest już dzieckiem - jest nastolatkiem. I może mu się zdawało że przez ułamek sekundy w czerwonych tęczówkach dostrzegł... żal. Niestety zniknął tak szybko jak się pojawił, jeśli w ogóle tam zagościł. A on nie mógł dłużej nad tym rozmyślać - źrenice jego... ojca zwęziły się w wąskie szparki a on sam ryknął wściekle uderzając Mega Bronią o podłoże. Kilka kryształków lodu odpadło. 
- Lloyd! - Krzyk Kelly sprowadził go na ziemię. - Rzuć mi katanę, już! 
   Bez zbędnego namysłu ujął rękojeść srebrnej broni bez żadnych konsekwencji. Nagły wiatr nie odrzucił go kolka metrów na ścianę. Przekonali się o tym pewnego dnia gdy Lloyd przez przypadek dotknął rękojeści i też nic się nie stało. Jako Wybraniec Lloyd ma takie samo prawo do Srebrnej Katany wiatru jak Kelly - stwierdził Wu. 
   Młody Garmadon podskoczył nim Mega Broń powaliła go na ziemię. W następnej chwili wybił się do góry i wykonując salto przeleciał nad lodem. Wylądował gładko za nim i szybko podbiegł do wojowników. Oddał Kelly jej własność. Co prawda sam mógłby walczyć z pomocą katany lecz doskonale zdawał sobie sprawę że Kelly o wiele lepiej zna się na swojej broni. Tak więc oddawszy Thifer jedyną magiczną broń stanął tuż obok niej w pogotowiu zaciskając pieści aby w każdej chwili wysłać w stronę ojca kulę energii. Ale czy da radę...?
   Garmadon zwrócił się przodem do nich ze zgarbionymi ramionami. 
- Zniszczę syna, hę? - prychnął z obłąkańczym błyskiem w oku. - Ja-nie-mam-już-SYNA! 
   Mogli sobie tylko wyobrażać co w tamtej chwili poczuł Lloyd. Słowa "ojca" go sparaliżowały. Nie był zdolny nic powiedzieć ani choćby kiwnąć małym palcem albo zamrugać. To zdanie sprawiło że cały świat mu się zawalił. 
   Mieli jednak gorszy problem. Jaskrawy strumień wystrzelił z Mega broni prosto w ich stronę. Jeśli ich dosięgnie ich życie zostanie wymazane z kart historii. Kelly zacisnęła mocniej dłoń na katanie - atak mknął wprost na jej broń. No tak wpierw zniszczy katanę aby potem mieć łatwiej ich wykończyć. Lecz nie zamierzała mu ułatwiać sprawy. Nastawiła broń, mocno zaparła się nogami i czekała na uderzenie. Nastąpiło bardzo szybko, niespodziewanie i omal jej nie wywróciło. Jaskrawo-fioletowe jęzory ognia zatrzymały się na srebrnym ostrzu jakby było ono tarczą i zaczęły się w nie wwiercać. Mimo zaciętego oporu samotna siła katany była praktycznie niczym w porównaniu z Mega Bronią Garmadona - połączeniem wszystkich czterech broni żywiołów. Z przerażeniem stwierdziła że na katanie pojawiła się rysa. 
   Zaczęła gorączkowo myśleć.... w głowie zaświtał jej pomysł. Skoro jej broń można powiedzieć że była anomalią - w końcu była srebrna a nie złota jak reszta - stawiała opór pozostałym żywiołom i może... może istniał cień szansy że gdy zagłębi srebrne ostrze w złotym... zniszczy Mega Broń. Podchodzi pod szaleństwo... ale jaki mieli inny wybór, jaki ona miała wybór? Srebrna Katana długo nie wytrzyma tak wielkiej siły jaka biła z tego ataku - w końcu była to siła czasu. 
   Zaparła się jeszcze mocniej i naparła na broń całym ciężarem. Udało jej się jedynie zatrzymać w miejscu a musiała się jeszcze zbliżyć do lorda czyli przebyć jakieś pięć metrów. Do lorda który przed chwilą wyrzekł się własnego syna. Jak on tak mógł, już totalnie stracił serce?! 
- Jeden... mały opór nic nie zdziała.... przeciwko mojej.... mocy!! - wysapał Garmadon. Najwyraźniej od niego całe to starcie też kosztowało wiele energii. 
   Jednak o jednym zapomniał. W grocie nie było tylko jednego ninja. Było ich sześcioro. I właśnie prawie wszyscy stworzyli "łańcuch" i równocześnie naparli na Kelly tak że udało jej się postąpić parę kroków do przodu. Garmadon nie wydał się tym faktem pocieszony. 
- Zawszeni.... myślicie że to coś da!? I tak was zniszczę, do cholery! Nic mnie nie powstrzyma, słyszycie, nic!!! 
- Zamknij się! - Wrzask Lloyd przetoczył się po całej grocie. Kai poczuł mrowienie na plecach gdy zielony strumień energii zaczął na niego napierać; reakcją łańcuchową Kelly postąpiła kolejne kroki do przodu. 
   Lloyd zacisnął oczy aby lepiej skupić myśli na zielonym promieniu który wypływał z jego dłoni. Ale był też inny podwód. Nie chciał pozwolić uciec łzom. 
- Skoro uważasz że nie masz syna.... To ja nie mam ojca! - wrzasnął łamiącym się głosem. Nie chciał tego powiedzieć bo to nie była prawda. Ale okoliczności... 
   Kelly wysiliła się na następne trzy kroki. Jeszcze trochę... No Lloyd, dajesz.... Przymknęła jedno oko - blask bijący od Mega Broni był niemal oślepiający, zwłaszcza że znajdowała się już tak blisko. Zacisnęła zęby i nastawiła broń pod kątem na oko 45°. Z głośnym okrzykiem postąpiła ostatni tamtego dnia krok. Poczuła jak czubek jej ostrza styka się z Mega Bronią. Naparła jeszcze mocniej; katana weszła niemal jak w masło, lekko stwardniałe ale jednak. 
   Rozległ się donośny huk gdy Srebrne ostrze do połowy zagłębiło się w złotym berle. Wraz z nim po grocie przetoczył się silny podmuch, tak silny że odrzucił wszystkich na koniec pomieszczenia. Wszystko działo się w mgnieniu oka lecz dla Kunoichi zaistniała sytuacja rozgrywała się jak w zwolnionym tempie. Poczuła jak broń wypada jej z rąk, podobnie jak w przypadku Garmadona, i unosi się do góry w otoczeniu strzelających na wszystkie strony wiązek energii. Widziała jak Mega Broń  mrocznego władcy rozpada się, po prostu wybucha zamieniając się z złoty pył. W serce wbiło jej się zakrzywione ostrze gdy ujrzała co stało się w tej samej chwili ze Srebrną Kataną. Ostrze które przez wiele dni stało się przedłużeniem jej ręki, ostrze dzięki któremu powaliła nie jednego przeciwnika i wyszła cało z niejednej opresji... pękło na pół. Widząc to poczuła jakby i coś i w niej pękło, jakby właśnie odebrano czystkę niej samej. 
   Dwie części katany unosiły się jeszcze przez kilka sekund w powietrzu by w następnej sekundzie rozpaść się na drobne kawałki. Powstał wybuch który odrzucił ją do tyłu. Gdy uderzyła o ścianę zapanowała ciemność, w której jednak cały czas miała obraz niszczonej katany. 
   Ocknęła się dosyć szybko przez kłucie w klatce piersiowej i świdrujący ból głowy. Nad sobą ujrzała cztery zmartwionych twarzy. 
- Udało się? - spytała. 
    Chłopcy równocześnie kiwnęli głowami. 
- Znów dzięki tobie. - Zane uśmiechnął się lekko i chwycił przyjaciółkę pod ramie pomagając wstać. 
   Kelly podparła się wolna ręką lecz szybko tego pożałowała gdy poczuła ostry ból po wewnętrznej stronie dłoni. Szybko tam spojrzała. W jej dłoni tkwił... fragment katany. Otworzyła lekko usta a przed oczami mignął jej jakiś obraz powodując tylko większe wiercenie w czaszce. Nie wiedziała czy to przez zmęczenie czy faktycznie widziała kobietę o długich białych włosach prawie do samej ziemi i także śnieżnobiałej sukni. Wyglądała jak zjawa, zjawa wokół której wirowały srebrne wiązki energii. 
   Urywek pojawił się i zniknął jak strzał pioruna. Kiedy na powrót otworzyła oczy fragmentu nie było; zdołała jeszcze dostrzec jak mała ranka zasklepia się. Chłopaki nic nie zobaczyli. Wariuję?
   Zdołała wstać. Po całej jaskini leżały srebrne odłamki błyszcząc w ostatnich pokoleniach wpadających przez dach. 
- Tyle jeśli chodzi o moją broń - westchnęła i szurając butami ruszyła przed siebie. Jak na zawołanie fragmenty uniosły się w górę jakby ktoś podnosił je siłą umysłu. Kelly przystanęła. Miała nadzieję taka cichutką że jej bron złoży się na nowo. Nadzieja matka głupich, przypomniała sobie takowe przysłowie, gdy odłamki zaświeciły się jaskrawym światłem i zamieniły w pył, który z kolei uniósł się w niebo by ostatecznie zniknąć. Westchnęła ciężko wracając wzrokiem na ziemie. 
   Na końcu groty zobaczyła Lloyda. Po chwili wahania podeszła do niego. Chłopak stał twarzą do ściany z zaciśniętymi pięściami. Nieobecny wzrok wbijał w ziemie jakby samym spojrzeniem chciał by się rozstąpiła. Po kolejnym zawahaniu położyła mu dłoń na ramieniu. Nie zareagował. 
- Wyparł się mnie - powiedział cicho z wyraźnym niedowierzeniem w głosie. Oparł czoło o kamień. - Zostawił jak psa... wyparł...
- Hej, nie smutaj - zażądała łagodnym i miłym dla ucha głosem. Sama nawet nie wiedziała że na taki ją stać. Zerknął na nią przez ramie. Uśmiechnęła się. - My cie nie zostawimy, jasne? Masz nas i nie pozwolimy abyś się teraz dołował. - Potrząsnęła nim lekko. 
   Odwzajemnił uśmiech. Skinął jedynie w podzięce głowa nie będąc w stanie wykrztusić słowa. 
   Dzień zakończył się połowicznym happy endem. Udało im się zniszczyć mega bron Garmadona a sam Garmadon gdzieś wyparował. Wiedzieli jednak ze nie na długo. 
   Kelly straciła swoją broń, a Lloyd... coś o wiele cenniejszego. 
   Stracił ojca. 


*dumna ze zrobionego  przez siebie gifa*



~~~~~ 
Uwaga jest postęp moja samoocena weszła na wyższy poziom! XD
Kelly: A Lloyda dopada deprecha
Przeszło z niego na mnie, ups O.O a no i przepraszam że taki długalaśny rozdział ale chciałam już to skończyć xd 
Kelly: taaa... bardziej komplikujesz tutaj sprawę Lord Garmadon vs Wybraniec Losu
   Przeviez ty dobrze wiesz że ja uwielbiam wam zywot komplikowac xD
Meg: I tym samym sobie
  Dobra juz wam nie truję głowy
Na koniec nagłówek dla dobrze prosferującego bloga o Ninjago by Kitty ^^



*chowa się pod kołdrę* I jak wyszło? Podoba się? Bo jak nie to mów, tylko SZCZERZE. Postaram się coś zmienić, aby było idealnie dla cb ^^

To do nastepnego posta
Pozdrawiam
~ Vanessa ~ 

2 komentarze:

  1. Prawie się popłakałam przy tym rozdziale!
    Garmadon:*głos demona i wzrok bazyliszka* Spróbuj...
    Ja: ŁEEEEEEEEEE!
    Lord Garmadon vs Lloyd Garmadon...*zaciera ręce*...zapowiada się ciekawie. Nie mogę się już doczekać ostatecznej bitwy...OverLorda...dobrego Garmadona...i drugiej części. TURNIEJ ŻYWIOŁÓW!!! TAK!!!
    A jeśli chodzi o nagłówek do bloga...to jest zarąbisty. Kurczę! Ja nie używam takich słów! Ja się chyba psuję!*macha rękoma na wszystkie możliwe strony świata*
    Garmadon&Wu: Ech...Kitty.*wzdychają ciężko*
    Już jutro lub pojutrze będziesz mogła zobaczyć ten nagłówek. Chyba że mi blogger zeświruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zaniemówiła*
      Kelly: Vanessa chciała powiedzieć że bardzo się cieszy, że rozdział wywołał u ciebie emocje (w końcu chyba na tym polega pisanie) i że się podobał i....
      MEGA SIĘ CIESZĘ ŻE NAGŁÓWEK CI SIĘ SPODOBAŁ, PĘKAM Z DUMYYYYY JEJ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ <3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333

      Usuń