wtorek, 25 kwietnia 2017

Rozdział 81 ~ Próba sił

Prędko się okazało, iż postanowienie Zane’a jest tak samo trwałe jak materiał z którego jest wykonany ninjadroid. Wypełnił pierwszą część swej groźby, więc w drodze z przystanku do dojo nogi Kelly mogły sobie po odpoczywać. 
- Nie za ciężka jestem? - spytała Thifer pochylając się do przodu. - W końcu niesiesz mnie już 200 metrów.  
   Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i zaprzeczył ruchem głowy. 
- Jesteś lekka jak piórko - zaśmiał się cicho. - Ale uparta jak osioł. W ogóle to ile ważysz, tak z czystej ciekawości? 
   Kelly trzepnęła go w tył głowy. 
- Kobiety o wiek i wagę się nie pyta, zapamiętaj! - Zwróciła się do niego jak i do reszty. 
- No powiedz - nie ulegał. Podrzucił ją lekko, gdy zaczęła mu się zsuwać z pleców. 
- 50 kilo, panie ciekawski. O, doszliśmy, więc puszczaj! - Po chwili tłuczenia Zane'a po barkach Kelly oswobodziła się i stanęła na chodniku. Dalej poszła pieszo, mimo że do dojo pozostało jeszcze 100 metrów, lecz Zane wolał się już z nią nie szarpać. Dostatecznie namęczył się, aby ją złapać. 
   Punkt 9 weszli do dojo. W głównej sali czekał już na nich Sensei wraz z Garmadonkiem, którzy przyjechali wcześniej. 
- Co tak długo? - zapytał Wu unosząc wysoko brwi. 
- Kelly i Zane bawili się w berka - wyjaśnił Walker. 
- Nie moja wina, że uparł się, aby mnie nieść! - fuknęła Kunoichi. 
  Sensei kiwnął tylko głową nie wnikając w logikę swoich uczniów.
- Podczas  gdy wy tu jechaliście przeprowadziłem z Lloyd'em krótki sprawdzian jego siły - ruchem dłoni wskazał na pięć desek, aktualnie przełamanych na pół, ułożonych na sobie na dwóch pionowo postawionych cegłach - i chciałem teraz was spytać czy wiecie w ogóle, czemu Lloyd stanie się najpotężniejszym wojownikiem w całym Ninjago?
- Nie dość, że się spóźniliśmy to jeszcze piszemy kartkówkę - mruknął Kai. 
  Sensei zignorował jego uwagę i polecił bratankowi, aby podszedł do nowo położonych desek. Lloyd nieco spięty zacisnął dłoń raz i drugi i wziął zamach. Skup się, nie rozpraszaj, nie myśl o niczym innym, powtarzał sobie słowa wuja.  Już wtedy ninja dostrzegli coś nietypowego - prawą dłoń Garmadona otoczyła nikła, ledwie dostrzegalna pomarańczowo-brązowa aura. Niedane było im bardziej  się nad tym zastanowić, ponieważ pięść Wybrańca doznała spotkania 3 stopnia z deskami. Rozległ się huk łamanego drewna, cegieł a następnie podłogi. 
   Wojownicy odskoczyli na boki; Jay zawisł na worku treningowym. 
- Przyzywa moc żywiołu bez posiadania Magicznej Broni! - zakrzyknęli równocześnie. 
   Sensei skinął z aprobatą głową. 
- Zgadza się. Lloyd, jako Wybraniec nie będzie potrzebował magicznej broni, aby władać danym żywiołem. Będzie mógł to czynić, kiedy chce i gdzie chce, jednak -  dramatyczna pauza - musi  uważać, aby ta ogromna moc nie wymknęła mu się spod kontroli; wtedy narobi wiele złego. 
   Lloyd kiwał głową jednym uchem słuchając mistrza. Zafascynowany wpatrywał się w swoje dłonie. W zwyczajne dłonie, których nie otaczała już poświata, niby zwyczajnego 9-latka. Spojrzał na efekty swojego ciosu.  Sam nie wierzył w to, co zaszło. Wcześniej, gdy ćwiczył z wujkiem nie wydobył z siebie aż takiej siły. 
   Rozległ się szelest koralików i w pomieszczeniu pojawił się Dareth w asyście dwójki swoich uczniów, którzy trzymali razem na oko 40 desek. 
   Dareth stanął w dumnej pozie wypinając pierś, podczas gdy uczniacy ustawili deski. 
- Może i wasz młodzik rozbił 10 desek, ale ja rozbije 40! - oznajmił z totalną powagą w głosie. 
- A można wiedzieć, po co? - spytał Jay unosząc brwi. 
- Gdy tego dokonam, a dokonam tego na pewno, pozwolicie mi dojść do swojej drużyny, jako brązowemu ninja! - Wykonał średnio udany kop z wymachu. 
   Kelly za późno ugryzła się w język i parsknęła cichym śmiechem. Na szczęście w porę schowała się za barczystym Cole'm. 
   Reakcja innych była podobna. Tylko Sensei pozostał poważny; jego jedynym odruchem było ciężkie westchnięcie. Natomiast niezrażony Dareth podszedł do desek i wziął głęboki wdech. Uniósł powoli ręce przymykając powieki. 
- Przyzywam do siebie moc najsilniejszego ze zwierząt - moc smoka! - Zacisnął pięść, po czym uderzył. I na tym się skończyło. W przeciwieństwie do pokazu Lloyd'a teraz rozległ się jedynie  nieprzyjemny odgłos przestawianej kości oraz nieludzki wrzask Dareth’a. "Brązowy ninja" zaczął wykonywać styl żaby - skakał po sali z dłonią w ustach. 
- No cóż, "brązowy ninjo”, do ninja to ci jeszcze trochę brakuje - Jay poklepał Dareth'a po plecach z trudem panując nad śmiechem. 
   Lloyd posłał Wu pytające spojrzenie. Ten jednak pokręcił głową i wstał z maty. Podszedł do kulącego się Dareth'a z miną srogiego nauczyciela. 
- Tak jak powiedział mój uczeń do wojownika dużo ci brakuje, a przede wszystkim: techniki, precyzji, odpowiedniej koordynacji ruchów, zrzucenia paru kilo wraz z ego oraz siły fizycznej jak i umysłowej. - Wypowiadając przemowę Wu podszedł do 40 desek Dareth'a i rozniósł je w drobne drzazgi za pomocą jednego solidnego ciosu, w który wydawało się że nie włożył nawet 0,5% swojej siły.  
- Ucz mnie - poprosił właściciel dojo z oczami jak talerze.  
- Nie - uciął Sensei. - Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie, poza tym nie wiem czy coś by z tego było. 
   Dareth westchnął podnosząc się z ziemi. 
- No nic jak nie dziś to, kiedy indziej! Na razie będę się wam bacznie przypatrywał. - Puścił oczko do Kelly, która wyszczubiła nos zza Cole'a po czym "godnie" się oddalił. 
   Wu pokręcił załamany głową. 
- Wracajmy do treningu.


   Przez kolejne trzy godziny z małymi przerwami między seriami Lloyd pobierał nauki od wojowników. Wpierw był trening siły, potem cierpliwości, równowagi, sprytu i tym podobnych, a na koniec  krótka lekcja szermierki. 
- Kelly - odezwał się Wu, gdy jego bratanek zamiatał podłogę po kolejnym wybuchu żarówki. Nastolatka spojrzała na niego pytająco spod łba. - Dzisiaj ty poprowadzisz lekcje szermierki. 
   Wzruszyła ramionami i zeskoczyła z parapetu, na którym siedziała. 
- Mi tam bez różnicy. - Wyciągnęła z kosza stojącego w kącie dwa drewniane miecze. Jeden rzuciła Lloyd'owi. Chłopak nieco nieudolnie go złapał. Stanęli w odległości dwóch metrów od siebie, na środku sali. Pozostali odsunęli się robiąc im miejsce. Zazwyczaj to Kai prowadził ów trening, lecz Sensei stwierdził chyba, że przyda się nieco urozmaicenia. 
- No dalej Młody, pokaż, czego nauczył cię pan Smith - powiedział z przekąsem, obracając w dłoni miecz. Kai prychnął pod nosem. 
- Na pewno więcej od ciebie - odgryzł się. 
   Lloyd po chwili wahania/zastanowienia wykonał wypad do przodu biorąc zamach. Jego broń mknęła w stronę prawego boku Kelly, jednak nie spotkała się z celem, a on stracił równowagę i poleciał do przodu. 
- Co tak wolno? Już dawno byś nie żył. - Poczuł na swoim kręgosłupie czubek drewnianego miecza. 
   Odwrócił się gwałtownie wykonując cięcie z góry, które został zablokowany, tak jak dwa kolejne. Odskoczył od swojej przeciwniczki przed jej własnym atakiem skierowanym w jego brzuch. 
- Ej no, to nie fair, ona jest lepsza! - zaoponował. 
   Zebrani wybuchnęli śmiechem. 
- Młody, jak będziesz tylko narzekał i się skarżył to nigdy nie będziesz lepszy - powiedział Cole. 
   Lloyd przeniósł spojrzenie z Bucketa na Kunoichi, która wesoło obracała miecz w dłoni. Westchnął, zebrał się w sobie i przeszedł do kolejnej ofensywy. 
- Za słabo trzymasz rękojeść. - Thifer wytrąciła mu miecz z dłoni. 
- Ugnij bardziej kolana. I nie stój jakbyś połknął kij od szczotki! Luźno łokcie, o właśnie tak, dobrze, teraz atakuj. Szybciej, szybciej! 
   Lloyd włożył w n-te uderzenie całą siłę, jaka mu pozostała po upłyniętej pół godzinie. Zaatakował z boku, celując w żebra. Atak był szybki, najszybszy jak do tej pory oraz najcelniejszy. Powietrze uciekło z płuc Kelly. 
- Sorki! - zawołał. - Nie chci...
  Uderzył w podłogę powalony jednym podcięciem. 
- Nie współczuj wrogowi tylko go dobijaj, jeśli dyszy - oznajmiła Thifer masując obolały bok i przystawiając mu do gardła czubek miecza. - Kurdę,  silny jest...



    Lloyd przez resztę treningu, mimo kilku siniaków,  pękał z dumy. Ćwiczył z jeszcze większym zapałem, jednak w końcu pewna rzecz zaczęła mącić mu w głowie. 
- A kiedy nauczę się Spinjitzu? - zapytał energicznie zagradzając wojownikom drogę, gdy  wieczorem wyszli z dojo i skierowali się ku pętli autobusowej. Wlepił w nich spojrzenie błyszczących zielonych oczu. Ninja wymienili powolne spojrzenia. 
   Cole wzruszył ramionami. 
- To zależy. Może pójść sprawnie, ale 1) Musisz być cierpliwi; 2) Być cierpliwy; 3) dużo ćwiczyć i znaleźć "klucz". 
   Garmadonek zmarszczył brwi. 
- Dwa razy cierpliwy? A ten klucz to, co to? 
- Musisz go znaleźć, aby odblokować wewnętrzną siłę czy coś takiego - Kai machnął na to ręką. - Musisz po prostu ćwiczyć. 
   Lloyd wypuścił z ust obłoczek pary. 
- Ale nie bój nic, jesteś Wybrańcem, więc pewnie pójdzie szybko i bezboleśnie. Chyba. 
   Na powrót ruszyli przed siebie. Kai zatrzymał się w pół kroku i obejrzał przez ramię. 
- Jay, odklej nos od tej witryny, i tak cię nie stać. 
   Walker jęknął jak zbity pies i niechętnie odstąpił od witryny sklepu jubilerskiego. Powłóczył za nimi nogami sprawdzając kieszenie. Prócz moniaków nie znalazł nic innego. 
- Spoko, moja siostra nie jest z tych srok, co lecą na błyskotki. - Smith trzepnął amanta Nyi w plecy aż ten zatoczył się do przodu. 
   Pozostali się roześmiali i trwali w tym stanie puki nie padł na nich podłużny cień. 
- Będzie padać? - jęknął Jay i zadarł głowę. Słońce przysłonił się ciemny kształt, lecz nie żadna chmura deszczowa. - Holender to nasza "Perła"!
   Wzrok go nie mylił. Nad budynkami ospale sunął ich statek, w bardziej mrocznej wersji. Powoli opadał w dół ku ulicy. Mieszkańcy nie wiedząc za bardzo, co się dzieje uciekali w popłochu. Nowa wersja "Perły" od razu skojarzyła się Kelly z jej snem. 
- Niedobrze - wymamrotała a za chwilę krzyknęła: - Uwaga leci! 
    Wojownicy rozpierzchli się na boki unikając zgniecenia przez zrzuconą w dół kotwicę. 
- To Garmadon!? - zawołał Jay wyjmując z pokrowca żelazne nunczako, jakie kiedyś używał. 
- Gorzej. Piraci! - krzyknęła Kelly. 
    Po łańcuchu na ziemię przetransportowała się grupa obskurnych mężczyzn uzbrojonych w krzywe szpady i pistolety. 
- Piraci w naszym wieku!? Jak oni się tu dostali?! I skąd mają nasz statek!? 
- To pewnie sprawka mojego ojca - mruknął cicho Lloyd cofając się dwa kroki. Rzucili mu przelotne spojrzenia. Rozłożył ręce. - Znam go lepiej niż wy. 
- Garmadon posunął się do wynajęcia zgrai piratów, aby nas zniszczyć, świat się wali - sapnął Kai ustawiając się w jednej linii z pozostałymi. Na razie piraci i ninja mierzyli się zdziwionymi spojrzeniami. 
- Ale to nie wyjaśni skąd się tu wzięli ani skąd mają nasz statek - zauważył Walker. 
   Odpowiedział mu donośny głos dochodzący z pokładu. 
- Brać łupy a tych, co się stawiają rozwalać! 
   Piraci zakrzyknęli złowrogo i część z nich rozproszyła się na boki, a druga część stawiła czoło wojownikom widząc w nich zagrożenie. Ze statku spłynęli kolejni piraci. Na oko był ich tuzin. 
   Kelly odciągnęła Lloyd'a nim ten dostał szablą w krtań. Odtrąciła napastnika kopniakiem w brzuch. 
- Trzymaj się z dala od tych pokrak! - rozkazała. 
- Ale też chciałbym walczyć! - zaoponował. 
- Nie ma mowy. Sensei ukręci nam karki, jeśli coś ci się stanie. Więc wara od bójki, jasne?
   Przytaknął niechętnie i pobiegł skryć się za budką telefoniczną. Kelly westchnęła i uniosła katanę, aby sparować kolejny atak. Cios jednak okazał się silny i musiała dopomóc sobie żywiołem. Wiatr wyskoczył z katany i zaatakował wroga odrzucając go dobre parę metrów w tył.  Zajęła się kolejnym piratem, który akurat stał jak zamrożony po jej codziennym popisie. ponownie westchnęła i szybko się z nim rozprawiła także z pomocą żywiołu. 
   Nie była świadoma, że jej walce, z pokładu statku, przypatruje się kapitan Soto. Rozdziawił szeroko oczy widząc jak przywołuje do dłoni wiatr, żywioł, który przyczynił się do jego upadku setki lat temu, a potem z jego pomocą rozprawia się z jednym z jego ludzi. Po głowie przebiegły mu dziesiątki myśli. Czemu dziewczyna jest wojowniczką? Skąd ma taką moc? Czemu ją ma? Itd., itp. Prócz podobnych myśli pojawiły się inne. Zaświeciła mu się lampka nad głową a twarz rozświetlił chytry uśmiech. Właśnie znalazł osobę "oczytaną" w tych wszystkich nowoczesnych urządzeniach. A poza tym była całkiem ładna i nietypowa jak na swoją płeć...
- Sempir - zwrócił się do prawej ręki. Ten spojrzał na niego pytająco. Soto wskazał w dół na nastolatkę w szarym stroju. - Sprowadź ją tu, żywą i jak najmniej naruszoną.

    Kelly odetchnęła, gdy po dłuższej chwili udało jej się uporać z kolejnym wilkiem morskim. Skuliła się, gdy usłyszała huk i brzęk tłuczonego szkła. Instynktownie spojrzała na sklep jubilerski, obok którego przechodzili. Paru piratów rzuciło się na sklepowe półki usłane złotą biżuterią. Rozejrzała się po małym polu niespodziewanej walki. Napotkała na spojrzenie Zane'a który aktualnie stał 4 metry od niej. Równocześnie skinęli głowami i pognali w stronę sklepu. 
   Gdy Thifer była zaledwie kilkanaście kroków od złodziei jak spod ziemi wyrósł przed nią rosły mężczyzna. Nie zdążyła wyhamować i wpadła na niego. Nie upadła jednak gdyż ten chwycił ją za kołnierz i uniósł parę centymetrów nad chodnikiem. 
- Od kiedy dziewuchy pchają się do walki?  - spytał grubym głosem. 
   Kelly zadarła głowę, aby spojrzeć w jego poharataną bliznami twarz. Pod lewym piwnym okiem gościł tatuaż czaski. 
- Kolejny idiota  - wymamrotała i podciągnęła kolana pod brodę by w następnej chwili gwałtownie je wyprostować i uderzyć piwnookiego w tors. Pirat zatoczył się do tyłu a ona stanęła na ziemi. 
   Kątem oka dostrzegła, że Zane ma podobne problemy, a co poniektórzy piraci wracają z łupami. Niestety miała gorszy kłopot. Zmutowany pirat, którego biceps był wielkości jej uda, bez problemu się pozbierał. Obrócił w dłoni długą szpadę, jak dla niej czynił to zdecydowanie za szybko. Przełknęła ślinę, ale nie widziała innego wyjścia jak stanąć z nim do walki, zwłaszcza, że właśnie on przeszedł do ofensywy. Uskoczyła przed cięciem jego szpady, która poruszała się jak atakująca żmija. Stal błyszczała złowrogo w nikłych promieniach słońca a gdy spotkała się ze srebrem na boki posypały się iskry. Kelly całą sobą naparła na katanę nie dając za wygraną. 
- Uważaj, bo jeszcze się skaleczysz - prychnął. Zmroziła go spojrzeniem.  
- Nie jestem jakąś lalą i umiem o siebie zadbać, a takich jak ty wysyłam do diabła za takie teksty - syknęła. 
   Na twarzy pirata wyskoczył uśmieszek. 
- Może w takim razie wybierzemy się do niego razem? - zaoferował z dziwnym błyskiem w oku. Wykonał nagły, niespodziewany ruch - zabrał swoją broń i w tempie błyskawicy znalazł się za Thifer. Nim ta zdążyła się odwrócić poczuła ostry ból, uderzenie, w kark.  Oślepiła ja eksplozja białego światła a nogi się pod nią ugięły.  Przed tym jak upadła bezwładnie na ziemię usłyszała jeszcze znajome krzyki, a potem zapanowała tylko pustka – straciła przytomność.  






~~~~~
   Ja i moje nagłe zwroty akcji xD
Kelly: *tupie zdenerwowana nogą* Lubisz, a wręcz uwielbiasz, utrudniać życie swoim dzieciom
   ^^" Ale i tak rozdział jeden ze słabszych, moim skromnym zdaniem...
Kelly: *pokazuje Autorce tapete wygaszacza ekranu*
"Belive in yourself"... ta wiem, ale od 2 tygodni nie pyka xD W sumie nigdy nie pykało...
Kelly: Pesymistka z ciebie wyrosła
*wzrusza ramionami i biegnie się pakować na wycieczkę* Mam nadzieję że 3 dniowa wycieczka na Mazury na łonie natury sprawi że wena wróci w podskokach. Do wierszy to się sprawdzało... Ale musieli mi Górki zamknąć i teraz nie mam jak rowerem do szkoły jeździć >.>
Kelly: Możesz jeszcze jak autobus
13 kilometrów proszę cię! Mój leń nigdy się na to nie zgodzi. Dobra ja spadam kończyć się pakować iii do nexta ^^ ah tyle dni wolności przede mną... 
Pozdrawiam
~Zabiegana Vanessa z zacieszem na mordce~




2 komentarze:

  1. O rany! Porwali Kelly!
    Delphi: Nie martw się. Ona umie o siebie zadbać.
    Ja: Ja się nie martwię. I wiesz co w rozdziale 25 ty też zostałaś porwana.
    Delphi:*wali głową w stół*Czemu uprzykszasz mi życie? Czemu?!
    Ja:*z wrednym uśmieszkiem*Tak już mam.
    Ślę dużo weny czekając na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *już na Mazurach obczaja z kumpelami pokój w hotelu*
      Kelly: Autorki tak mają że uwielbiają nam życie utrudniać...
      Bo cie na balkon wystawie! Albo do jeziora wrzuce!

      Usuń