Prędko
się okazało, iż postanowienie Zane’a jest tak samo trwałe jak materiał z
którego jest wykonany ninjadroid. Wypełnił pierwszą część swej groźby, więc w
drodze z przystanku do dojo nogi Kelly mogły sobie po odpoczywać.
- Nie za ciężka jestem? - spytała Thifer pochylając się do przodu. - W końcu
niesiesz mnie już 200 metrów.
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i zaprzeczył ruchem głowy.
- Jesteś lekka jak piórko - zaśmiał się cicho. - Ale uparta jak osioł. W ogóle
to ile ważysz, tak z czystej ciekawości?
Kelly trzepnęła go w tył głowy.
- Kobiety o wiek i wagę się nie pyta, zapamiętaj! - Zwróciła się do niego jak i
do reszty.
- No powiedz - nie ulegał. Podrzucił ją lekko, gdy zaczęła mu się zsuwać z
pleców.
- 50 kilo, panie ciekawski. O, doszliśmy, więc puszczaj! - Po
chwili tłuczenia Zane'a po barkach Kelly oswobodziła się i stanęła na chodniku.
Dalej poszła pieszo, mimo że do dojo pozostało jeszcze 100 metrów, lecz Zane
wolał się już z nią nie szarpać. Dostatecznie namęczył się, aby ją
złapać.
Punkt 9 weszli do dojo. W głównej sali czekał już na nich Sensei
wraz z Garmadonkiem, którzy przyjechali wcześniej.
- Co tak długo? - zapytał Wu unosząc wysoko brwi.
- Kelly i Zane bawili się w berka - wyjaśnił Walker.
- Nie moja wina, że uparł się, aby mnie nieść! - fuknęła Kunoichi.
Sensei kiwnął tylko głową nie wnikając w logikę swoich uczniów.
- Podczas gdy wy tu jechaliście
przeprowadziłem z Lloyd'em krótki sprawdzian jego siły - ruchem dłoni wskazał
na pięć desek, aktualnie przełamanych na pół, ułożonych na sobie na dwóch
pionowo postawionych cegłach - i chciałem teraz was spytać czy wiecie w ogóle,
czemu Lloyd stanie się najpotężniejszym wojownikiem w całym Ninjago?
- Nie dość, że się spóźniliśmy to jeszcze piszemy kartkówkę - mruknął
Kai.
Sensei zignorował jego uwagę i polecił bratankowi, aby podszedł do nowo
położonych desek. Lloyd nieco spięty zacisnął dłoń raz i drugi i wziął zamach. Skup się, nie rozpraszaj, nie myśl o niczym
innym, powtarzał sobie słowa wuja. Już wtedy ninja dostrzegli coś
nietypowego - prawą dłoń Garmadona otoczyła nikła, ledwie dostrzegalna
pomarańczowo-brązowa aura. Niedane było im bardziej się nad tym
zastanowić, ponieważ pięść Wybrańca doznała spotkania 3 stopnia z deskami. Rozległ
się huk łamanego drewna, cegieł a następnie podłogi.
Wojownicy odskoczyli na boki; Jay zawisł na worku
treningowym.
- Przyzywa moc żywiołu bez posiadania Magicznej Broni! - zakrzyknęli
równocześnie.
Sensei skinął z aprobatą głową.
- Zgadza się. Lloyd, jako Wybraniec nie będzie potrzebował magicznej broni, aby
władać danym żywiołem. Będzie mógł to czynić, kiedy chce i gdzie chce, jednak
- dramatyczna pauza - musi uważać, aby ta ogromna moc nie wymknęła
mu się spod kontroli; wtedy narobi wiele złego.
Lloyd kiwał głową jednym uchem słuchając mistrza. Zafascynowany
wpatrywał się w swoje dłonie. W zwyczajne dłonie, których nie otaczała już
poświata, niby zwyczajnego 9-latka. Spojrzał na efekty swojego ciosu. Sam
nie wierzył w to, co zaszło. Wcześniej, gdy ćwiczył z wujkiem nie wydobył z
siebie aż takiej siły.
Rozległ się szelest koralików i w pomieszczeniu pojawił się Dareth
w asyście dwójki swoich uczniów, którzy trzymali razem na oko 40 desek.
Dareth stanął w dumnej pozie wypinając pierś, podczas gdy uczniacy
ustawili deski.
- Może i wasz młodzik rozbił 10 desek, ale ja rozbije 40! -
oznajmił z totalną powagą w głosie.
- A można wiedzieć, po co? - spytał Jay unosząc brwi.
- Gdy tego dokonam, a dokonam tego na pewno, pozwolicie mi dojść do swojej
drużyny, jako brązowemu ninja! - Wykonał średnio udany kop z wymachu.
Kelly za późno ugryzła się w język i parsknęła cichym śmiechem. Na
szczęście w porę schowała się za barczystym Cole'm.
Reakcja innych była podobna. Tylko Sensei pozostał poważny; jego
jedynym odruchem było ciężkie westchnięcie. Natomiast niezrażony Dareth
podszedł do desek i wziął głęboki wdech. Uniósł powoli ręce przymykając
powieki.
- Przyzywam do siebie moc najsilniejszego ze zwierząt - moc smoka! - Zacisnął
pięść, po czym uderzył. I na tym się skończyło. W przeciwieństwie do pokazu
Lloyd'a teraz rozległ się jedynie nieprzyjemny odgłos przestawianej kości oraz
nieludzki wrzask Dareth’a. "Brązowy ninja" zaczął wykonywać styl żaby
- skakał po sali z dłonią w ustach.
- No cóż, "brązowy ninjo”, do ninja to ci jeszcze trochę brakuje - Jay
poklepał Dareth'a po plecach z trudem panując nad śmiechem.
Lloyd posłał Wu pytające spojrzenie. Ten jednak pokręcił głową i
wstał z maty. Podszedł do kulącego się Dareth'a z miną srogiego
nauczyciela.
- Tak jak powiedział mój uczeń do wojownika dużo ci brakuje, a przede
wszystkim: techniki, precyzji, odpowiedniej koordynacji ruchów, zrzucenia paru
kilo wraz z ego oraz siły fizycznej jak i umysłowej. - Wypowiadając przemowę Wu
podszedł do 40 desek Dareth'a i rozniósł je w drobne drzazgi za pomocą jednego
solidnego ciosu, w który wydawało się że nie włożył nawet 0,5% swojej
siły.
- Ucz mnie - poprosił właściciel dojo z oczami jak talerze.
- Nie - uciął Sensei. - Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie, poza tym nie
wiem czy coś by z tego było.
Dareth westchnął podnosząc się z ziemi.
- No nic jak nie dziś to, kiedy indziej! Na razie będę się wam bacznie
przypatrywał. - Puścił oczko do Kelly, która wyszczubiła nos zza Cole'a po czym
"godnie" się oddalił.
Wu pokręcił załamany głową.
- Wracajmy do treningu.
Przez kolejne trzy godziny z małymi przerwami między seriami Lloyd pobierał
nauki od wojowników. Wpierw był trening siły, potem cierpliwości, równowagi,
sprytu i tym podobnych, a na koniec krótka lekcja szermierki.
- Kelly - odezwał się Wu, gdy jego bratanek zamiatał podłogę po kolejnym
wybuchu żarówki. Nastolatka spojrzała na niego pytająco spod łba. - Dzisiaj ty
poprowadzisz lekcje szermierki.
Wzruszyła ramionami i zeskoczyła z parapetu, na którym
siedziała.
- Mi tam bez różnicy. - Wyciągnęła z kosza stojącego w kącie dwa drewniane
miecze. Jeden rzuciła Lloyd'owi. Chłopak nieco nieudolnie go złapał. Stanęli w
odległości dwóch metrów od siebie, na środku sali. Pozostali odsunęli się
robiąc im miejsce. Zazwyczaj to Kai prowadził ów trening, lecz Sensei
stwierdził chyba, że przyda się nieco urozmaicenia.
- No dalej Młody, pokaż, czego nauczył cię pan Smith - powiedział z przekąsem,
obracając w dłoni miecz. Kai prychnął pod nosem.
- Na pewno więcej od ciebie - odgryzł się.
Lloyd po chwili wahania/zastanowienia wykonał wypad do przodu
biorąc zamach. Jego broń mknęła w stronę prawego boku Kelly, jednak nie
spotkała się z celem, a on stracił równowagę i poleciał do przodu.
- Co tak wolno? Już dawno byś nie żył. - Poczuł na swoim kręgosłupie czubek
drewnianego miecza.
Odwrócił się gwałtownie wykonując cięcie z góry, które został
zablokowany, tak jak dwa kolejne. Odskoczył od swojej przeciwniczki przed jej
własnym atakiem skierowanym w jego brzuch.
- Ej no, to nie fair, ona jest lepsza! - zaoponował.
Zebrani wybuchnęli śmiechem.
- Młody, jak będziesz tylko narzekał i się skarżył to nigdy nie będziesz lepszy
- powiedział Cole.
Lloyd przeniósł spojrzenie z Bucketa na Kunoichi, która wesoło
obracała miecz w dłoni. Westchnął, zebrał się w sobie i przeszedł do kolejnej
ofensywy.
- Za słabo trzymasz rękojeść. - Thifer wytrąciła mu miecz z dłoni.
- Ugnij bardziej kolana. I nie stój jakbyś połknął kij od szczotki! Luźno łokcie,
o właśnie tak, dobrze, teraz atakuj. Szybciej, szybciej!
Lloyd włożył w n-te uderzenie całą siłę, jaka mu pozostała po
upłyniętej pół godzinie. Zaatakował z boku, celując w żebra. Atak był szybki,
najszybszy jak do tej pory oraz najcelniejszy. Powietrze uciekło z płuc
Kelly.
- Sorki! - zawołał. - Nie chci...
Uderzył w podłogę powalony jednym podcięciem.
- Nie współczuj wrogowi tylko go dobijaj, jeśli dyszy - oznajmiła Thifer
masując obolały bok i przystawiając mu do gardła czubek miecza. - Kurdę, silny jest...
Lloyd przez resztę treningu, mimo kilku siniaków, pękał z dumy. Ćwiczył z
jeszcze większym zapałem, jednak w końcu pewna rzecz zaczęła mącić mu w
głowie.
- A kiedy nauczę się Spinjitzu? - zapytał energicznie zagradzając wojownikom
drogę, gdy wieczorem wyszli z dojo i skierowali się ku pętli autobusowej.
Wlepił w nich spojrzenie błyszczących zielonych oczu. Ninja wymienili powolne
spojrzenia.
Cole wzruszył ramionami.
- To zależy. Może pójść sprawnie, ale 1) Musisz być cierpliwi; 2) Być
cierpliwy; 3) dużo ćwiczyć i znaleźć "klucz".
Garmadonek zmarszczył brwi.
- Dwa razy cierpliwy? A ten klucz to, co to?
- Musisz go znaleźć, aby odblokować wewnętrzną siłę czy coś takiego - Kai
machnął na to ręką. - Musisz po prostu ćwiczyć.
Lloyd wypuścił z ust obłoczek pary.
- Ale nie bój nic, jesteś Wybrańcem, więc pewnie pójdzie szybko i bezboleśnie.
Chyba.
Na powrót ruszyli przed siebie. Kai zatrzymał się w pół kroku i
obejrzał przez ramię.
- Jay, odklej nos od tej witryny, i tak cię nie stać.
Walker jęknął jak zbity pies i niechętnie odstąpił od witryny
sklepu jubilerskiego. Powłóczył za nimi nogami sprawdzając kieszenie. Prócz
moniaków nie znalazł nic innego.
- Spoko, moja siostra nie jest z tych srok, co lecą na błyskotki. - Smith
trzepnął amanta Nyi w plecy aż ten zatoczył się do przodu.
Pozostali się roześmiali i trwali w tym stanie puki nie padł na
nich podłużny cień.
- Będzie padać? - jęknął Jay i zadarł głowę. Słońce przysłonił się ciemny
kształt, lecz nie żadna chmura deszczowa. - Holender to nasza
"Perła"!
Wzrok go nie mylił. Nad budynkami ospale sunął ich statek, w
bardziej mrocznej wersji. Powoli opadał w dół ku ulicy. Mieszkańcy nie wiedząc
za bardzo, co się dzieje uciekali w popłochu. Nowa wersja "Perły" od
razu skojarzyła się Kelly z jej snem.
- Niedobrze - wymamrotała a za chwilę krzyknęła: - Uwaga leci!
Wojownicy rozpierzchli się na boki unikając zgniecenia przez
zrzuconą w dół kotwicę.
- To Garmadon!? - zawołał Jay wyjmując z pokrowca żelazne nunczako, jakie
kiedyś używał.
- Gorzej. Piraci! - krzyknęła Kelly.
Po łańcuchu na ziemię przetransportowała się grupa
obskurnych mężczyzn uzbrojonych w krzywe szpady i pistolety.
- Piraci w naszym wieku!? Jak oni się tu dostali?! I skąd mają nasz
statek!?
- To pewnie sprawka mojego ojca - mruknął cicho Lloyd cofając się dwa kroki.
Rzucili mu przelotne spojrzenia. Rozłożył ręce. - Znam go lepiej niż wy.
- Garmadon posunął się do wynajęcia zgrai piratów, aby nas zniszczyć, świat się
wali - sapnął Kai ustawiając się w jednej linii z pozostałymi. Na razie piraci
i ninja mierzyli się zdziwionymi spojrzeniami.
- Ale to nie wyjaśni skąd się tu wzięli ani skąd mają nasz statek - zauważył
Walker.
Odpowiedział mu donośny głos dochodzący z pokładu.
- Brać łupy a tych, co się stawiają rozwalać!
Piraci zakrzyknęli złowrogo i część z nich rozproszyła się na
boki, a druga część stawiła czoło wojownikom widząc w nich zagrożenie. Ze
statku spłynęli kolejni piraci. Na oko był ich tuzin.
Kelly odciągnęła Lloyd'a nim ten dostał szablą w krtań. Odtrąciła
napastnika kopniakiem w brzuch.
- Trzymaj się z dala od tych pokrak! - rozkazała.
- Ale też chciałbym walczyć! - zaoponował.
- Nie ma mowy. Sensei ukręci nam karki, jeśli coś ci się stanie. Więc wara od
bójki, jasne?
Przytaknął niechętnie i pobiegł skryć się za budką telefoniczną.
Kelly westchnęła i uniosła katanę, aby sparować kolejny atak. Cios jednak
okazał się silny i musiała dopomóc sobie żywiołem. Wiatr wyskoczył z katany i
zaatakował wroga odrzucając go dobre parę metrów w tył. Zajęła się
kolejnym piratem, który akurat stał jak zamrożony po jej codziennym popisie. ponownie
westchnęła i szybko się z nim rozprawiła także z pomocą żywiołu.
Nie była świadoma, że jej walce, z pokładu statku, przypatruje się
kapitan Soto. Rozdziawił szeroko oczy widząc jak przywołuje do dłoni wiatr,
żywioł, który przyczynił się do jego upadku setki lat temu, a potem z jego
pomocą rozprawia się z jednym z jego ludzi. Po głowie przebiegły mu dziesiątki
myśli. Czemu dziewczyna jest wojowniczką? Skąd ma taką moc? Czemu ją ma? Itd.,
itp. Prócz podobnych myśli pojawiły się inne. Zaświeciła mu się lampka nad
głową a twarz rozświetlił chytry uśmiech. Właśnie znalazł osobę
"oczytaną" w tych wszystkich nowoczesnych urządzeniach. A poza tym
była całkiem ładna i nietypowa jak na swoją płeć...
- Sempir - zwrócił się do prawej ręki. Ten spojrzał na niego pytająco. Soto
wskazał w dół na nastolatkę w szarym stroju. - Sprowadź ją tu, żywą i jak
najmniej naruszoną.
Kelly odetchnęła, gdy po dłuższej chwili udało jej się uporać z kolejnym
wilkiem morskim. Skuliła się, gdy usłyszała huk i brzęk tłuczonego szkła.
Instynktownie spojrzała na sklep jubilerski, obok którego przechodzili. Paru
piratów rzuciło się na sklepowe półki usłane złotą biżuterią. Rozejrzała się po
małym polu niespodziewanej walki. Napotkała na spojrzenie Zane'a który
aktualnie stał 4 metry od niej. Równocześnie skinęli głowami i pognali w stronę
sklepu.
Gdy Thifer była zaledwie kilkanaście kroków od złodziei jak spod
ziemi wyrósł przed nią rosły mężczyzna. Nie zdążyła wyhamować i wpadła na
niego. Nie upadła jednak gdyż ten chwycił ją za kołnierz i uniósł parę
centymetrów nad chodnikiem.
- Od kiedy dziewuchy pchają się do walki? - spytał grubym głosem.
Kelly zadarła głowę, aby spojrzeć w jego poharataną bliznami
twarz. Pod lewym piwnym okiem gościł tatuaż czaski.
- Kolejny idiota - wymamrotała i
podciągnęła kolana pod brodę by w następnej chwili gwałtownie je wyprostować i
uderzyć piwnookiego w tors. Pirat zatoczył się do tyłu a ona stanęła na
ziemi.
Kątem oka dostrzegła, że Zane ma podobne problemy, a co
poniektórzy piraci wracają z łupami. Niestety miała gorszy kłopot. Zmutowany
pirat, którego biceps był wielkości jej uda, bez problemu się pozbierał.
Obrócił w dłoni długą szpadę, jak dla niej czynił to zdecydowanie za szybko. Przełknęła
ślinę, ale nie widziała innego wyjścia jak stanąć z nim do walki, zwłaszcza, że
właśnie on przeszedł do ofensywy. Uskoczyła przed cięciem jego szpady, która
poruszała się jak atakująca żmija. Stal błyszczała złowrogo w nikłych
promieniach słońca a gdy spotkała się ze srebrem na boki posypały się iskry.
Kelly całą sobą naparła na katanę nie dając za wygraną.
- Uważaj, bo jeszcze się skaleczysz - prychnął. Zmroziła go
spojrzeniem.
- Nie jestem jakąś lalą i umiem o siebie zadbać, a takich jak ty wysyłam do
diabła za takie teksty - syknęła.
Na twarzy pirata wyskoczył uśmieszek.
- Może w takim razie wybierzemy się do niego razem? - zaoferował z dziwnym
błyskiem w oku. Wykonał nagły, niespodziewany ruch - zabrał swoją broń i w
tempie błyskawicy znalazł się za Thifer. Nim ta zdążyła się odwrócić poczuła
ostry ból, uderzenie, w kark. Oślepiła ja eksplozja białego światła a
nogi się pod nią ugięły. Przed tym jak upadła bezwładnie na ziemię usłyszała
jeszcze znajome krzyki, a potem zapanowała tylko pustka – straciła przytomność.
~~~~~
Ja i moje nagłe zwroty akcji xD
Kelly: *tupie zdenerwowana nogą* Lubisz, a wręcz uwielbiasz, utrudniać życie swoim dzieciom
^^" Ale i tak rozdział jeden ze słabszych, moim skromnym zdaniem...
Kelly: *tupie zdenerwowana nogą* Lubisz, a wręcz uwielbiasz, utrudniać życie swoim dzieciom
^^" Ale i tak rozdział jeden ze słabszych, moim skromnym zdaniem...
Kelly: *pokazuje Autorce tapete wygaszacza ekranu*
"Belive in yourself"... ta wiem, ale od 2 tygodni nie pyka xD W sumie nigdy nie pykało...
Kelly: Pesymistka z ciebie wyrosła
*wzrusza ramionami i biegnie się pakować na wycieczkę* Mam nadzieję że 3 dniowa wycieczka na Mazury na łonie natury sprawi że wena wróci w podskokach. Do wierszy to się sprawdzało... Ale musieli mi Górki zamknąć i teraz nie mam jak rowerem do szkoły jeździć >.>
Kelly: Możesz jeszcze jak autobus
13 kilometrów proszę cię! Mój leń nigdy się na to nie zgodzi. Dobra ja spadam kończyć się pakować iii do nexta ^^ ah tyle dni wolności przede mną...
Pozdrawiam
~Zabiegana Vanessa z zacieszem na mordce~
O rany! Porwali Kelly!
OdpowiedzUsuńDelphi: Nie martw się. Ona umie o siebie zadbać.
Ja: Ja się nie martwię. I wiesz co w rozdziale 25 ty też zostałaś porwana.
Delphi:*wali głową w stół*Czemu uprzykszasz mi życie? Czemu?!
Ja:*z wrednym uśmieszkiem*Tak już mam.
Ślę dużo weny czekając na next!
*już na Mazurach obczaja z kumpelami pokój w hotelu*
UsuńKelly: Autorki tak mają że uwielbiają nam życie utrudniać...
Bo cie na balkon wystawie! Albo do jeziora wrzuce!